.


niedziela, 19 kwietnia 2015

Lost memories - część 1.



„Więc proszę Cię blisko bądź, 
kochaj mnie, trwaj przy mnie, bo
 
wokół wzburzone morze.
 

Tylko Twoja dłoń - stały ląd.”


Młody mężczyzna wszedł do sypialni i swe kroki skierował od razu ku oknom. Odsłonił żaluzje i wpuścił do pokoju styczniowe promienie słoneczne. Kobieta leżąca na łóżku cicho mruknęła i pospiesznie odwróciła twarz od źródła światła. Mężczyzna usiadł na łóżku i czule przywitał się z kobietą.
- Wstajemy. No zobacz jaki piękny dzień. – powiedział całując szatynkę.
Kobieta ponownie mruknęła i lekko się przeciągnęła.
- Jaki dzień. – spojrzała w okno. - Ooo, toż to świt dopiero jakiś … Dzień dobry. – przyciągnęła do siebie mężczyznę i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach.
- Podziękuj mojemu tatusiowi. – powiedział spoglądając na nią.
- Tak zimno, brzydko i tak daleko. – powiedziała poprawiając się na łóżku. – Ile jest kilometrów do Frankfurtu?
- Ooo, kawał drogi. Ale muszę tam jechać, bo ojciec jeszcze źle się czuje, więc muszę to załatwić.
- Wiem … Da pan radę, panie Chodakowski?
- Ja natürlich. – oboje się zaśmiali. – Przecież dla mnie to pikuś. – powiedział i spojrzeli sobie w oczy.
- No raczej. – dodała z uśmiechem kobieta.
Mężczyzna wtulił się w szyję szatynki .
- Strasznie mi źle, że … że muszę was samych zostawić.
- No ale jest nas dwoje, więc będzie raźniej. – odpowiedziała kobieta  głaszcząc swój zaokrąglony brzuszek.
- No właśnie. – powiedział mężczyzna i skierował swój wzrok oraz palec wskazujący na brzuch narzeczonej. - Panie Chodakowski, no, proszę słuchać mamy i jej pilnować. – i pocałował miejsce, które jeszcze przed chwilą wskazywał.
Kobieta z uśmiechem na twarzy poklepała swego mężczyznę po plecach i powiedziała.
- Chodź, zrobię ci śniadanie.
- Śniadanie już jadłem. Z innego powodu cię obudziłem. – powiedział z uroczym uśmiechem. – Chodź. – tylko mruknęła. - Chodź. – powtórzył wstając z łóżka.
Kasia patrząc na znikającego w salonie mężczyznę delikatnie przetarła oczy. Po chwili wstała, nałożyła na siebie szlafrok i udała się w kierunku, który wyznaczył jej ukochany. Zauważyła, że Marcin przegląda coś w służbowej teczce, więc udała się do kuchni i zaczęła obierać jabłko. Mężczyzna podszedł i położył obok niej na blacie ozdobną torebkę. Pocałował ją w czubek głowy, a uśmiechnięta Kasia z pakunkiem w ręku odwróciła się do niego i spytała:
- Ooo, co to jest?
- Prezent.
- Ymmm, nie pamiętałam o czymś?
- To raczej ja bym chciał o czymś bardzo pamiętać.
Kasia spojrzała na ukochanego wzrokiem pełnym miłości, a on spytał z uśmiechem wskazując na prezent:
- Nie otworzysz?
Szatynka wyjęła pudełko z torebki, po czym je otworzyła.
- Śliczna. – powiedziała z błyskiem w oku. – Śliczna. Dziękuję ci bardzo. – dodała całując chłopaka. – Bardzo ci dziękuję … No chodź, pomóż mi założyć. – skierowała swe kroki do stołu. – Dobrze, ale teraz powiedz mi, o czym ma przypominać? – spytała, gdy Marcin zapinał jej bransoletkę.
- O tym, jak bardzo jesteś dla mnie ważna i jak mnie zmieniłaś. – oboje się uśmiechnęli, po czym Marcin stanął na przeciwko Kasi i zaczął – Zobacz, ale na samym początku jakoś tak się nie zapowiadało. No, bo tak na początku jakoś tak szczególnej uwagi to na ciebie nie zwróciłem.
- Ooo, bardzo ci dziękuję. – powiedziała uśmiechając się.
Marcin jej zawtórował i złożył na jej ustach pocałunek.
- A tu proszę bardzo. – Marcin poszedł w kierunku kanapy. - Nagle odwróciłaś moje życie do góry nogami.
- Marcin, bardzo cię kocham. – podeszła w jego stronę i spojrzała na swój nadgarstek. – Będę ją nosiła cały czas. Czuję, że przyniesie mi szczęście. – czule pocałowała narzeczonego i pogłaskała go po policzku.
- Dobra, muszę jechać. – powiedział zbierając dokumenty do teczki.
- Wiem, wiem. Ale obiecaj mi, że będziesz jechał ostrożnie i będziesz dzwonił często, dobrze?
- Tak. Będę się meldował co kilometr na każdej niemieckiej autostradzie, czyli co 10 sekund.
- Nie musisz. Nie przesadzaj. – oboje szeroko się uśmiechnęli.
- Do lekarza masz iść. – powiedział poważnie i widząc, że kobieta ma jakieś „ale”, dodał – Obiecałaś mi, że pójdziesz do lekarza, obiecałaś. – głośno westchnęła. – Okej?
- Okej.
- Lecę. – powiedział zabierając z fotela garnitur.
- Masz wszystko? – spytała idąc za nim.
- Wszystko, wszystko.
Zabrał kurtkę z wieszaka i stanął przodem do Kasi.
- Kocham cię najbardziej na świecie.
Kasia patrzyła w oczy swojego narzeczonego z miłością, a ten złożył na jej ustach czuły pocałunek. Potem powiedział do „brzucha” – Czekaj na mnie. – i go pocałował.
- Też cię kocham. – powiedziała Kasia.
Marcin stanął w drzwiach, z uśmiechem na twarzy puścił jej oczko i wyszedł.

Przystanął przed blokiem i spojrzał w okna swojego mieszkania. Po chwili ruszył w stronę samochodu, ale zatrzymał go znajomy głos.
- Marcin!
Odwrócił się i zobaczył biegnącą w jego stronę Jankę.
- No witam sąsiada. – przywitała się podbiegając do niego.
- Cześć.
- A co ty tak wcześnie do pracy?
- Bo do Frankfurtu jadę. Wiesz, ojciec jeszcze do końca nie wyzdrowiał i muszę się zająć sprawami firmy.
- No ale czym się tak denerwujesz, podróżą?
- Nie … Kaśki nie chcę zostawiać samej. Za miesiąc rodzi, ostatnio jeszcze nienajlepiej się czuje.
- No to słuchaj, jak chcesz, to ja mogę do niej zajrzeć raz czy dwa. Zapytam jak się czuje, czy czegoś jej nie potrzeba. Mogę zrobić zakupy, pogadać. – powiedziała, a Marcin zaczął się śmiać.
- Ty?
- Tak, ja. – powiedziała robiąc kilka kroków w bok. – Jeśli mi na to oczywiście pozwoli.
- Dobra. Pozwoli, pozwoli. – Marcin zaczął „poważnieć”. – Tylko przypilnuj, żeby do lekarza dzisiaj poszła, okej?
Dziewczyna przytaknęła. Marcin pocałował ją w policzek, rzucił krótkie „Pa” i odszedł.

- O, a tutaj będzie twoje łóżeczko. – przycisnęła po sobie kilka klawiszy na klawiaturze laptopa. – O, skarb. – powiedziała uśmiechając się. – Wyszło jak w starym kinie. – spojrzała na brzuch i delikatnie go pogłaskała. – Widzisz jaka matka zdolna, widzisz?
Chwilę popatrzyła jeszcze na swoje dzieło, ale przerwał jej dzwonek do drzwi. Wstała i udała się w ich kierunku.
- Kto do nas z samego rana? – spojrzała przez wizjer i niezbyt zadowolona pociągnęła za klamkę.
- Cześć. – powiedziała uśmiechnięta Janka i z torbą wypchaną po brzegi weszła do mieszkania.
- Cześć.
- Wpadłam do tego warzywniaka tutaj obok. On jest w ogóle świetnie zaopatrzony. Kupiłam co prawda tylko jakieś owoce i coś na śniadanie, ale możemy razem zjeść obiad. Ja wszystko kupię.
- Marcin ci powiedział, że wyjeżdża? – spytała Kasia, która właśnie podeszła do gościa.
- Sherlocku … No to jesteśmy umówione.
- Przepraszam cię bardzo, ale akurat mam inne plany.
- A o której masz wizytę u lekarza? – spytała Janka.
- Dzisiaj nie idę do lekarza. Pomyślałam, że pojadę sobie do Grabiny i tam sobie poczekam aż Marcin wróci. – odpowiedziała po dłuższej chwili.
- A to jest w ogóle świetny pomysł. – stwierdziła Janka. – A jak ty chcesz tam jechać?
- Normalnie, busem.
- Autobusem? No to jest akurat bardzo kiepski pomysł.
- Daj spokój, nic mi nie będzie. – powiedziała Kasia z nad kubka z parującą herbatą.
- No tak, ale jest zima, po co masz ryzykować? Z resztą ja mam teraz 4 godziny przerwy między zajęciami i bardzo chętnie odwiozę cię do Grabiny. – zaoferowała Janka.
- Janka. Ciąża to nie choroba, poradzę sobie.
- Obiecałam Marcinowi, że się tobą zaopiekuję. Okej? – powiedziała nie rezygnując.
- Ahhh. – odpowiedziała lekko podenerwowana. – Jaka ty jesteś uparta. – powiedziała wstając z krzesła.
- Owszem. – powiedziała z satysfakcją. – Ale masz śliczną bransoletkę.
- A, dziękuję. Dostałam od Marcina rano.
- Ale z ciebie szczęściara. – powiedziała Janka z wyczuwalną nutą zazdrości w głosie, dlatego Kasia bacznie się jej przyjrzała.
- Dobra. Za godzinę pod bistro. Taro na pewno pożyczy nam samochód.
- Nie odpuszczasz? – prychnęła Kasia.
- Nie. Zwłaszcza tobie. – odpowiedziała Janka kierując się do drzwi. – Pa.
- Pa.

Po około godzinie Kasia wsiadała już do busa z tabliczką, która wskazywała kierunek jazdy: „Grabina”. Gdy kupiła bilet i zajęła miejsce siedzące, zadzwoniła do Janki, która wcześniej zaoferowała jej podwózkę. Nie dodzwoniła się, więc zostawiła wiadomość na jej skrzynce pocztowej. 
„Janka, sorry, ale pojechałam autobusem. Mam do załatwienia różne sprawy, które by cię tylko znudziły. Dzięki za dobre chęci. Kasia. Nie gniewaj się na mnie. Pa.” 
Po odłożeniu telefonu do plecaka, spojrzała na rozciągający się widok za oknem. Szeroko się do siebie uśmiechnęła i z czułością pogłaskała swój uwydatniony brzuszek.

Półtorej godziny później spacerowała już po ich działce. Z wielkim uśmiechem na twarzy szła do miejsca, gdzie kiedyś powstanie ich dom. Nagle poczuła silne ruchy w swoim brzuchu.
- Ha, ty łobuzie, nie kop tak. – powiedziała śmiejąc się i głaskając swój brzuszek. – Spokojnie.
Po chwili marszu przystanęła i wyciągnęła z plecaka plany ich domu. Potem sięgnęła po telefon i zrobiła kilka zdjęć działki. Zadowolona szła dalej, a przy okazji wybrała dobrze znany sobie numer.
- Cześć. – przeciągnęła. – Zgadnij, skąd do ciebie dzwonię.
- No nie mam zielonego pojęcia. Mów. – odpowiedział jej głos w słuchawce.
- Z naszej sypialni. – powiedziała śmiejąc się.
- Też mi nowość, i co z tego?
- Z naszej przyszłej sypialni. – podkreśliła. – Jestem właśnie w miejscu, tak jestem dokładnie w tym miejscu, gdzie będzie stało nasze łóżeczko.
- Kaśka … Co?! Ty w Grabinie jesteś? – spytał zdenerwowany. – Kto cię tam zawiózł?
- Sama przyjechałam. – powiedziała lekko.
- Kaśka, ty miałaś iść do lekarza, a nie urządzać sobie wycieczki po lesie … Słuchaj, jesteś kompletnie nieodpowiedzialna. – kontynuował, wściekły.
- Oj dobrze, tylko się nie denerwuj, nie histeryzuj. – odpowiedziała niewzruszona i przysiadła na pobliskim pieńku. - Po prostu chcę zostać w Grabinie do twojego powrotu. A do lekarza pójdę za parę dni, dobrze? – spytała spokojnie. – Poza tym myślę, że pani Basia się mną lepiej zaopiekuje niż Janka. – powiedziała lekko kpiąc.
- Słuchaj, masz iść do pani Basi, jasne? Ja wychodzę teraz na spotkanie i przez 2 godziny będę miał wyłączony telefon, więc zadzwonię po. Ale ty masz być u Mostowiaków, jasne? – powiedział podenerwowany. – Kocham cię. – dodał z uśmiechem na twarzy. – No, pa.
- Pa. – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy, po czym odłożyła telefon do kieszeni.
Chwilę posiedziała na swoim miejscu, lecz gdy chciała wstać poczuła silny ból brzucha. Złapała się za bolące miejsce i znowu przysiadła.
- Oj, co jest? … Aaa! – pogłaskała swój zaokrąglony brzuch i dodała – Już, cicho. – przeciągnęła.
Wyciągnęła swój telefon i wybrała numer.
- Marek? Jestem w Grabinie, na naszej działce. Bardzo boli mnie brzuch. – wstała z pieńka. – Możesz przyje … Ała! – krzyknęła w eter, gdyż telefon wypadł jej z ręki i upadła na ziemię, po drodze uderzając głową w pieniek, na którym jeszcze przed chwilą siedziała.

Udało mu się wyjść w trakcie spotkania. Chciał zadzwonić do Kasi i spytać, czy już dotarła do Mostowiaków oraz czy wszystko z nią i z maleństwem w porządku. Gdy wybrał numer usłyszał tylko:
„Cześć to ja Kasia Mularczyk. Po usłyszeniu sygnału nagraj wiadomość. Biiip.”
- Cześć Młoda, a ty co? Włączył ci się telefon i teraz gadasz z całym światem? A może zagadałaś się z panią Basią i wyłączyłaś telefon, żeby ci nikt nie przeszkadzał w damskich ploteczkach? A tak na marginesie to melduje się, bo już za chwilę kończę i spadam do hotelu, więc jak odsłuchasz wiadomość to zadzwoń, bo się stęskniłem! Paa! Pa. – rozłączył rozmowę i wrócił na spotkanie.

Po pół godzinie wyszedł z gabinetu z telefonem przy uchu.
- Dzień dobry pani Basiu! Bo ja nie mogę się dodzwonić do Kasi. Czy może mi ją pani dać do telefonu?
- Ale Kasi u nas nie ma. – odpowiedział głos z słuchawki. – Dawno jej nie było.
- Ale to jest niemożliwe. Przecież ja rozmawiałem z nią kilka godzin temu i powiedziała, że się do państwa właśnie wybiera, więc … Może gdzieś wyszła i pani nie zauważyła?
- Nie, no na pewno nie ma. Ja cały dzień jestem w domu. – przystanęła zaniepokojona. – Matko Boska. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało.
- Ja też mam taką nadzieję pani Basiu … Pani Basiu, czy może mi dać pani Marka do telefonu?
- Nie ma go, nie wrócił jeszcze z Warszawy. Ale zaraz do niego zadzwonię, Marcinku.
- Dziękuję pani Basiu. I bardzo proszę o kontakt.
Rozmowa się urwała, a Marcin biegiem udał się do windy.


„Życie tli się płomieniem, co 
wątły i łatwo zagasić go.”


Leżała w szpitalnym łóżku. Podłączona do tych wszystkich rurek i rureczek, do różnych aparatów i innych dziwnych przyrządów. Nieprzytomna. Taka bezbronna. Taka krucha. Samotna, sama? Nie. Jej zaokrąglony brzuch, a raczej mały człowiek, który w nim „mieszkał” dawał znać o swojej obecności. Czekał na dotyk, na jakieś słowo. Jednak jego mama leżała dalej bez ruchu, jakby niewzruszona tym, że mały ktoś domaga się choć małego znaku miłości z jej strony.


„Co los chce dać lub zabrać mi; 
dziś oprócz Ciebie, wiem, nie mam nic.”


Już jechał do niej. Jechał? Gnał na złamanie karku. Kompletnie nie wiedział, co się z nią dzieje. Nie miał też żadnego kontaktu z panią Basią. Tak bardzo się bał. Tak bardzo był na siebie wściekły, że zostawił ich samych.
- Pani Basiu, dodzwoniła się pani do Marka? – spytał zdenerwowany.
- Marcinku, nie mogę się do niego dodzwonić. Co chwilę włącza się poczta głosowa ... Marcinku, a  może Kasia po prostu wróciła już do Warszawy? Tylko, nie wiem, zgubiła telefon?
- Niemożliwe. Janka przecież, Janka była w domu, nikogo tam nie było. Dobra, rozmawiała pani z tym policjantem?
- Tak, tak. Dzwoniłam do Staszka. Powiedział, że obdzwonią tutaj okoliczne szpitale i sprawdzą, czy kogoś nie przywieźli.
- Jak będzie pani coś wiedziała …
 - Oczywiście. I w takim razie będę dalej próbowała dodzwonić się do Marka. – powiedziała, również zaniepokojona o los Kasi i Szymka, pani Basia.
- Dziękuję. Ja też będę próbował.
Rozłączył połączenie.
- Kasia.
Po chwili dało się słyszeć dźwięk połączenia. Dla Marcina trwał on chyba wieki.
„Cześć to ja Kasia Mularczyk. Po usłyszeniu sygnału nagraj wiadomość. Biiip.”
- Kochanie, proszę cię, odezwij się do mnie, bo umieram ze strachu. – mówił łamiącym się głosem. – Kaśka, tak bardzo cię kocham.


Łzy ciekły mu po policzkach, jednak się tym nie przejmował. Przycisnął pedał gazu i jechał, czym prędzej, czym szybciej, przed siebie. Gdziekolwiek. Do Warszawy? Do Grabiny? Nieważne. Byle do niej. Byle do nich; byle do Kasi i Szymka.

***

Ta część oparta jest o odcinek 1124 serialu "M jak miłość" z drobnymi zmianami, które są moim autorskim pomysłem.

Jeszcze raz dziękuję za miłe przywitanie. Do następnej, pozdrawiam :-)!
~ Kasiek

10 komentarzy:

  1. ah jak sb przypominam ten odcinek to mi sie plakac chce ... mam nadzieje ze tylko nie usmiercisz Kasi tak jak w mjm :-) :-) kiedy next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie zmieniło, czyli tak jak pisałam w Przywitaniu - kolejna część w okolicach weekend'u. Pozdrawiam. :-)

      Usuń
  2. Super ♥ czekam na next /nika

    OdpowiedzUsuń
  3. tylko jej nie usmiercaj

    OdpowiedzUsuń
  4. Zrób może taka historie jakiej my wszyscy byśmy oczekiwali, czyli szczęście milosc i wgl, wiem ze to trochę takie flaki z olejem, ale może jak być to pięknie zrobiła to by wyszło coś wspaniałego. Ja kocham taka sielanke <3 Pozdrawiam i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram. Tez bardzo lubię sielanke ♡

      Usuń
    2. tez popieram uwielbiam takie opowiadania teraz tylko to nam zostalo

      Usuń
  5. Super opowiadanie:)) tylko jej nie uśmiercaj

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubie cię Kasiu

    OdpowiedzUsuń