„Więc proszę Cię blisko bądź,
kochaj mnie, trwaj przy mnie, bo
wokół wzburzone morze.
Tylko Twoja dłoń - stały ląd.”
kochaj mnie, trwaj przy mnie, bo
wokół wzburzone morze.
Tylko Twoja dłoń - stały ląd.”
Młody mężczyzna wszedł do sypialni i swe kroki skierował
od razu ku oknom. Odsłonił żaluzje i wpuścił do pokoju styczniowe promienie
słoneczne. Kobieta leżąca na łóżku cicho mruknęła i pospiesznie odwróciła twarz
od źródła światła. Mężczyzna usiadł na łóżku i czule przywitał się z kobietą.
- Wstajemy. No zobacz jaki piękny dzień. – powiedział
całując szatynkę.
Kobieta ponownie mruknęła i lekko się przeciągnęła.
- Jaki dzień. – spojrzała w okno. - Ooo, toż to świt
dopiero jakiś … Dzień dobry. – przyciągnęła do siebie mężczyznę i złożyła
delikatny pocałunek na jego ustach.
- Podziękuj mojemu tatusiowi. – powiedział spoglądając na
nią.
- Tak zimno, brzydko i tak daleko. – powiedziała
poprawiając się na łóżku. – Ile jest kilometrów do Frankfurtu?
- Ooo, kawał drogi. Ale muszę tam jechać, bo ojciec
jeszcze źle się czuje, więc muszę to załatwić.
- Wiem … Da pan radę, panie Chodakowski?
- Ja natürlich. – oboje się zaśmiali. – Przecież dla mnie
to pikuś. – powiedział i spojrzeli sobie w oczy.
- No raczej. – dodała z uśmiechem kobieta.
Mężczyzna wtulił się w szyję szatynki .
- Strasznie mi źle, że … że muszę was samych zostawić.
- No ale jest nas dwoje, więc będzie raźniej. –
odpowiedziała kobieta głaszcząc swój
zaokrąglony brzuszek.
- No właśnie. – powiedział mężczyzna i skierował swój
wzrok oraz palec wskazujący na brzuch narzeczonej. - Panie Chodakowski, no,
proszę słuchać mamy i jej pilnować. – i pocałował miejsce, które jeszcze przed
chwilą wskazywał.
Kobieta z uśmiechem na twarzy poklepała swego mężczyznę
po plecach i powiedziała.
- Chodź, zrobię ci śniadanie.
- Śniadanie już jadłem. Z innego powodu cię obudziłem. –
powiedział z uroczym uśmiechem. – Chodź. – tylko mruknęła. - Chodź. – powtórzył
wstając z łóżka.
Kasia patrząc na znikającego w salonie mężczyznę delikatnie
przetarła oczy. Po chwili wstała, nałożyła na siebie szlafrok i udała się w
kierunku, który wyznaczył jej ukochany. Zauważyła, że Marcin przegląda coś w
służbowej teczce, więc udała się do kuchni i zaczęła obierać jabłko. Mężczyzna
podszedł i położył obok niej na blacie ozdobną torebkę. Pocałował ją w czubek
głowy, a uśmiechnięta Kasia z pakunkiem w ręku odwróciła się do niego i
spytała:
- Ooo, co to jest?
- Prezent.
- Ymmm, nie pamiętałam o czymś?
- To raczej ja bym chciał o czymś bardzo pamiętać.
Kasia spojrzała na ukochanego wzrokiem pełnym miłości, a
on spytał z uśmiechem wskazując na prezent:
- Nie otworzysz?
Szatynka wyjęła pudełko z torebki, po czym je otworzyła.
- Śliczna. – powiedziała z błyskiem w oku. – Śliczna.
Dziękuję ci bardzo. – dodała całując chłopaka. – Bardzo ci dziękuję … No chodź,
pomóż mi założyć. – skierowała swe kroki do stołu. – Dobrze, ale teraz powiedz
mi, o czym ma przypominać? – spytała, gdy Marcin zapinał jej bransoletkę.
- O tym, jak bardzo jesteś dla mnie ważna i jak mnie
zmieniłaś. – oboje się uśmiechnęli, po czym Marcin stanął na przeciwko Kasi i
zaczął – Zobacz, ale na samym początku jakoś tak się nie zapowiadało. No, bo
tak na początku jakoś tak szczególnej uwagi to na ciebie nie zwróciłem.
- Ooo, bardzo ci dziękuję. – powiedziała uśmiechając się.
Marcin jej zawtórował i złożył na jej ustach pocałunek.
- A tu proszę bardzo. – Marcin poszedł w kierunku kanapy.
- Nagle odwróciłaś moje życie do góry nogami.
- Marcin, bardzo cię kocham. – podeszła w jego stronę i
spojrzała na swój nadgarstek. – Będę ją nosiła cały czas. Czuję, że przyniesie
mi szczęście. – czule pocałowała narzeczonego i pogłaskała go po policzku.
- Dobra, muszę jechać. – powiedział zbierając dokumenty
do teczki.
- Wiem, wiem. Ale obiecaj mi, że będziesz jechał
ostrożnie i będziesz dzwonił często, dobrze?
- Tak. Będę się meldował co kilometr na każdej
niemieckiej autostradzie, czyli co 10 sekund.
- Nie musisz. Nie przesadzaj. – oboje szeroko się
uśmiechnęli.
- Do lekarza masz iść. – powiedział poważnie i widząc, że
kobieta ma jakieś „ale”, dodał – Obiecałaś mi, że pójdziesz do lekarza,
obiecałaś. – głośno westchnęła. – Okej?
- Okej.
- Lecę. – powiedział zabierając z fotela garnitur.
- Masz wszystko? – spytała idąc za nim.
- Wszystko, wszystko.
Zabrał kurtkę z wieszaka i stanął przodem do Kasi.
- Kocham cię najbardziej na świecie.
Kasia patrzyła w oczy swojego narzeczonego z miłością, a
ten złożył na jej ustach czuły pocałunek. Potem powiedział do „brzucha” – Czekaj
na mnie. – i go pocałował.
- Też cię kocham. – powiedziała Kasia.
Marcin stanął w drzwiach, z uśmiechem na twarzy puścił
jej oczko i wyszedł.
Przystanął przed blokiem i spojrzał w okna swojego
mieszkania. Po chwili ruszył w stronę samochodu, ale zatrzymał go znajomy głos.
- Marcin!
Odwrócił się i zobaczył biegnącą w jego stronę Jankę.
- No witam sąsiada. – przywitała się podbiegając do
niego.
- Cześć.
- A co ty tak wcześnie do pracy?
- Bo do Frankfurtu jadę. Wiesz, ojciec jeszcze do końca
nie wyzdrowiał i muszę się zająć sprawami firmy.
- No ale czym się tak denerwujesz, podróżą?
- Nie … Kaśki nie chcę zostawiać samej. Za miesiąc rodzi,
ostatnio jeszcze nienajlepiej się czuje.
- No to słuchaj, jak chcesz, to ja mogę do niej zajrzeć
raz czy dwa. Zapytam jak się czuje, czy czegoś jej nie potrzeba. Mogę zrobić
zakupy, pogadać. – powiedziała, a Marcin zaczął się śmiać.
- Ty?
- Tak, ja. – powiedziała robiąc kilka kroków w bok. –
Jeśli mi na to oczywiście pozwoli.
- Dobra. Pozwoli, pozwoli. – Marcin zaczął „poważnieć”. –
Tylko przypilnuj, żeby do lekarza dzisiaj poszła, okej?
Dziewczyna przytaknęła. Marcin pocałował ją w policzek,
rzucił krótkie „Pa” i odszedł.
- O, a tutaj będzie twoje łóżeczko. – przycisnęła po
sobie kilka klawiszy na klawiaturze laptopa. – O, skarb. – powiedziała
uśmiechając się. – Wyszło jak w starym kinie. – spojrzała na brzuch i
delikatnie go pogłaskała. – Widzisz jaka matka zdolna, widzisz?
Chwilę popatrzyła jeszcze na swoje dzieło, ale przerwał
jej dzwonek do drzwi. Wstała i udała się w ich kierunku.
- Kto do nas z samego rana? – spojrzała przez wizjer i
niezbyt zadowolona pociągnęła za klamkę.
- Cześć. – powiedziała uśmiechnięta Janka i z torbą
wypchaną po brzegi weszła do mieszkania.
- Cześć.
- Wpadłam do tego warzywniaka tutaj obok. On jest w ogóle
świetnie zaopatrzony. Kupiłam co prawda tylko jakieś owoce i coś na śniadanie,
ale możemy razem zjeść obiad. Ja wszystko kupię.
- Marcin ci powiedział, że wyjeżdża? – spytała Kasia,
która właśnie podeszła do gościa.
- Sherlocku … No to jesteśmy umówione.
- Przepraszam cię bardzo, ale akurat mam inne plany.
- A o której masz wizytę u lekarza? – spytała Janka.
- Dzisiaj nie idę do lekarza. Pomyślałam, że pojadę sobie
do Grabiny i tam sobie poczekam aż Marcin wróci. – odpowiedziała po dłuższej
chwili.
- A to jest w ogóle świetny pomysł. – stwierdziła Janka.
– A jak ty chcesz tam jechać?
- Normalnie, busem.
- Autobusem? No to jest akurat bardzo kiepski pomysł.
- Daj spokój, nic mi nie będzie. – powiedziała Kasia z
nad kubka z parującą herbatą.
- No tak, ale jest zima, po co masz ryzykować? Z resztą
ja mam teraz 4 godziny przerwy między zajęciami i bardzo chętnie odwiozę cię do
Grabiny. – zaoferowała Janka.
- Janka. Ciąża to nie choroba, poradzę sobie.
- Obiecałam Marcinowi, że się tobą zaopiekuję. Okej? –
powiedziała nie rezygnując.
- Ahhh. – odpowiedziała lekko podenerwowana. – Jaka ty
jesteś uparta. – powiedziała wstając z krzesła.
- Owszem. – powiedziała z satysfakcją. – Ale masz śliczną
bransoletkę.
- A, dziękuję. Dostałam od Marcina rano.
- Ale z ciebie szczęściara. – powiedziała Janka z
wyczuwalną nutą zazdrości w głosie, dlatego Kasia bacznie się jej przyjrzała.
- Dobra. Za godzinę pod bistro. Taro na pewno pożyczy nam
samochód.
- Nie odpuszczasz? – prychnęła Kasia.
- Nie. Zwłaszcza tobie. – odpowiedziała Janka kierując
się do drzwi. – Pa.
- Pa.
Po około godzinie Kasia wsiadała już do busa z tabliczką,
która wskazywała kierunek jazdy: „Grabina”. Gdy kupiła bilet i zajęła miejsce
siedzące, zadzwoniła do Janki, która wcześniej zaoferowała jej podwózkę. Nie
dodzwoniła się, więc zostawiła wiadomość na jej skrzynce pocztowej.
„Janka, sorry, ale pojechałam autobusem. Mam do załatwienia różne sprawy, które by cię tylko znudziły. Dzięki za dobre chęci. Kasia. Nie gniewaj się na mnie. Pa.”
Po odłożeniu telefonu do plecaka, spojrzała na rozciągający się widok za oknem. Szeroko się do siebie uśmiechnęła i z czułością pogłaskała swój uwydatniony brzuszek.
„Janka, sorry, ale pojechałam autobusem. Mam do załatwienia różne sprawy, które by cię tylko znudziły. Dzięki za dobre chęci. Kasia. Nie gniewaj się na mnie. Pa.”
Po odłożeniu telefonu do plecaka, spojrzała na rozciągający się widok za oknem. Szeroko się do siebie uśmiechnęła i z czułością pogłaskała swój uwydatniony brzuszek.
Półtorej godziny później spacerowała już po ich działce.
Z wielkim uśmiechem na twarzy szła do miejsca, gdzie kiedyś powstanie ich dom.
Nagle poczuła silne ruchy w swoim brzuchu.
- Ha, ty łobuzie, nie kop tak. – powiedziała śmiejąc się
i głaskając swój brzuszek. – Spokojnie.
Po chwili marszu przystanęła i wyciągnęła z plecaka plany
ich domu. Potem sięgnęła po telefon i zrobiła kilka zdjęć działki. Zadowolona
szła dalej, a przy okazji wybrała dobrze znany sobie numer.
- Cześć. – przeciągnęła. – Zgadnij, skąd do ciebie
dzwonię.
- No nie mam zielonego pojęcia. Mów. – odpowiedział jej
głos w słuchawce.
- Z naszej sypialni. – powiedziała śmiejąc się.
- Też mi nowość, i co z tego?
- Z naszej przyszłej sypialni. – podkreśliła. – Jestem
właśnie w miejscu, tak jestem dokładnie w tym miejscu, gdzie będzie stało nasze
łóżeczko.
- Kaśka … Co?! Ty w Grabinie jesteś? – spytał
zdenerwowany. – Kto cię tam zawiózł?
- Sama przyjechałam. – powiedziała lekko.
- Kaśka, ty miałaś iść do lekarza, a nie urządzać sobie
wycieczki po lesie … Słuchaj, jesteś kompletnie nieodpowiedzialna. –
kontynuował, wściekły.
- Oj dobrze, tylko się nie denerwuj, nie histeryzuj. –
odpowiedziała niewzruszona i przysiadła na pobliskim pieńku. - Po prostu chcę
zostać w Grabinie do twojego powrotu. A do lekarza pójdę za parę dni, dobrze? –
spytała spokojnie. – Poza tym myślę, że pani Basia się mną lepiej zaopiekuje
niż Janka. – powiedziała lekko kpiąc.
- Słuchaj, masz iść do pani Basi, jasne? Ja wychodzę
teraz na spotkanie i przez 2 godziny będę miał wyłączony telefon, więc
zadzwonię po. Ale ty masz być u Mostowiaków, jasne? – powiedział podenerwowany.
– Kocham cię. – dodał z uśmiechem na twarzy. – No, pa.
- Pa. – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy, po czym
odłożyła telefon do kieszeni.
Chwilę posiedziała na swoim miejscu, lecz gdy chciała
wstać poczuła silny ból brzucha. Złapała się za bolące miejsce i znowu
przysiadła.
- Oj, co jest? … Aaa! – pogłaskała swój zaokrąglony
brzuch i dodała – Już, cicho. – przeciągnęła.
Wyciągnęła swój telefon i wybrała numer.
- Marek? Jestem w Grabinie, na naszej działce. Bardzo
boli mnie brzuch. – wstała z pieńka. – Możesz przyje … Ała! – krzyknęła w eter,
gdyż telefon wypadł jej z ręki i upadła na ziemię, po drodze uderzając głową w
pieniek, na którym jeszcze przed chwilą siedziała.
Udało mu się wyjść w trakcie spotkania. Chciał zadzwonić
do Kasi i spytać, czy już dotarła do Mostowiaków oraz czy wszystko z nią i z
maleństwem w porządku. Gdy wybrał numer usłyszał tylko:
„Cześć to ja Kasia Mularczyk. Po usłyszeniu sygnału
nagraj wiadomość. Biiip.”
- Cześć Młoda, a ty co? Włączył ci się telefon i teraz
gadasz z całym światem? A może zagadałaś się z panią Basią i wyłączyłaś
telefon, żeby ci nikt nie przeszkadzał w damskich ploteczkach? A tak na
marginesie to melduje się, bo już za chwilę kończę i spadam do hotelu, więc jak
odsłuchasz wiadomość to zadzwoń, bo się stęskniłem! Paa! Pa. – rozłączył
rozmowę i wrócił na spotkanie.
Po pół godzinie wyszedł z gabinetu z telefonem przy uchu.
- Dzień dobry pani Basiu! Bo ja nie mogę się dodzwonić do
Kasi. Czy może mi ją pani dać do telefonu?
- Ale Kasi u nas nie ma. – odpowiedział głos z słuchawki.
– Dawno jej nie było.
- Ale to jest niemożliwe. Przecież ja rozmawiałem z nią
kilka godzin temu i powiedziała, że się do państwa właśnie wybiera, więc … Może
gdzieś wyszła i pani nie zauważyła?
- Nie, no na pewno nie ma. Ja cały dzień jestem w domu. –
przystanęła zaniepokojona. – Matko Boska. Mam nadzieję, że nic jej się nie
stało.
- Ja też mam taką nadzieję pani Basiu … Pani Basiu, czy
może mi dać pani Marka do telefonu?
- Nie ma go, nie wrócił jeszcze z Warszawy. Ale zaraz do
niego zadzwonię, Marcinku.
- Dziękuję pani Basiu. I bardzo proszę o kontakt.
Rozmowa się urwała, a Marcin biegiem udał się do windy.
„Życie tli się płomieniem, co
wątły i łatwo zagasić go.”
Leżała w szpitalnym łóżku. Podłączona do tych wszystkich rurek
i rureczek, do różnych aparatów i innych dziwnych przyrządów. Nieprzytomna.
Taka bezbronna. Taka krucha. Samotna, sama? Nie. Jej zaokrąglony brzuch, a
raczej mały człowiek, który w nim „mieszkał” dawał znać o swojej obecności.
Czekał na dotyk, na jakieś słowo. Jednak jego mama leżała dalej bez ruchu,
jakby niewzruszona tym, że mały ktoś domaga się choć małego znaku miłości z jej
strony.
„Co los chce dać lub zabrać mi;
dziś oprócz Ciebie, wiem, nie mam nic.”
dziś oprócz Ciebie, wiem, nie mam nic.”
Już jechał do niej. Jechał? Gnał na złamanie karku.
Kompletnie nie wiedział, co się z nią dzieje. Nie miał też żadnego kontaktu z
panią Basią. Tak bardzo się bał. Tak bardzo był na siebie wściekły, że zostawił
ich samych.
- Pani Basiu, dodzwoniła się pani do Marka? – spytał
zdenerwowany.
- Marcinku, nie mogę się do niego dodzwonić. Co chwilę
włącza się poczta głosowa ... Marcinku, a
może Kasia po prostu wróciła już do Warszawy? Tylko, nie wiem, zgubiła
telefon?
- Niemożliwe. Janka przecież, Janka była w domu, nikogo
tam nie było. Dobra, rozmawiała pani z tym policjantem?
- Tak, tak. Dzwoniłam do Staszka. Powiedział, że
obdzwonią tutaj okoliczne szpitale i sprawdzą, czy kogoś nie przywieźli.
- Jak będzie pani coś wiedziała …
- Oczywiście. I w
takim razie będę dalej próbowała dodzwonić się do Marka. – powiedziała, również
zaniepokojona o los Kasi i Szymka, pani Basia.
- Dziękuję. Ja też będę próbował.
Rozłączył połączenie.
- Kasia.
Po chwili dało się słyszeć dźwięk połączenia. Dla Marcina
trwał on chyba wieki.
„Cześć to ja Kasia Mularczyk. Po usłyszeniu sygnału nagraj
wiadomość. Biiip.”
- Kochanie, proszę cię, odezwij się do mnie, bo umieram
ze strachu. – mówił łamiącym się głosem. – Kaśka, tak bardzo cię kocham.
Łzy ciekły mu po policzkach, jednak się tym nie
przejmował. Przycisnął pedał gazu i jechał, czym prędzej, czym szybciej, przed
siebie. Gdziekolwiek. Do Warszawy? Do Grabiny? Nieważne. Byle do niej. Byle do
nich; byle do Kasi i Szymka.
***
Ta część oparta jest o odcinek 1124 serialu "M jak miłość" z drobnymi zmianami, które są moim autorskim pomysłem.
Jeszcze raz dziękuję za miłe przywitanie. Do następnej, pozdrawiam :-)!
~ Kasiek
ah jak sb przypominam ten odcinek to mi sie plakac chce ... mam nadzieje ze tylko nie usmiercisz Kasi tak jak w mjm :-) :-) kiedy next
OdpowiedzUsuńNic się nie zmieniło, czyli tak jak pisałam w Przywitaniu - kolejna część w okolicach weekend'u. Pozdrawiam. :-)
UsuńSuper ♥ czekam na next /nika
OdpowiedzUsuńtylko jej nie usmiercaj
OdpowiedzUsuńZrób może taka historie jakiej my wszyscy byśmy oczekiwali, czyli szczęście milosc i wgl, wiem ze to trochę takie flaki z olejem, ale może jak być to pięknie zrobiła to by wyszło coś wspaniałego. Ja kocham taka sielanke <3 Pozdrawiam i czekam na next :)
OdpowiedzUsuńPopieram. Tez bardzo lubię sielanke ♡
Usuńtez popieram uwielbiam takie opowiadania teraz tylko to nam zostalo
UsuńSuper opowiadanie:)) tylko jej nie uśmiercaj
OdpowiedzUsuńLubie cię Kasiu
OdpowiedzUsuńHmmmm... Dziękuję?
Usuń