Czemu akurat zdrada, skąd takie przypuszczenia co do nadchodzącej (powoli) do naszych bohaterów burzy? :D Nie uważacie, że to trochę... banalne? :P Myślę, że zasługujecie na coś "lepszego" (chyba nie do końca można to tak nazwać) lub inaczej - bardziej wyszukanego.
***
„My na fali zimnych słów, nasza mała łódź
przezwycięży strach…?”
przezwycięży strach…?”
- Pieluszki są na regale – niska brunetka wskazała jedną
z półek. – Oo, tutaj są jeszcze chusteczki nawilżane – podniosła opakowanie, po
czym zatrzymała swój wzrok na blondynce z małym chłopcem na rękach, która stała
we framudze drzwi pokoju dziecięcego. – Jeszcze mleko – minęła kobietę i poszła
dalej, w kierunku kuchni. – Emilka…
- Tak, wiem, w lodówce. Kasiu, mówiłaś to już – stwierdziła
blondynka.
Chodakowska stanęła w miejscu i odwróciła się w stronę kobiety
z dzieckiem w ramionach.
- Kasiu, wszystko będzie dobrze – Emilka obdarzyła młodą
mamę ciepłym uśmiechem. – Damy sobie radę razem z Szymkiem.
Niania obróciła się wokół własnej osi szeroko uśmiechając
się do chłopca, który po chwili zaczął się głośno śmiać. Na twarzy Kasi pojawił
się delikatny uśmiech.
„W głębinach czyha strach, poplątany ład
chce ściągnąć nas na dno…”
chce ściągnąć nas na dno…”
Duża sala gimnastyczna. W centralnym jej punkcie ring. A
na ringu dwójka ludzi: kobieta – piękna, niska brunetka i mężczyzna – wysoki, o
atletycznej budowie ciała szatyn.
Trucht wkoło ringu, wymachy nogami, przysiady, krążenia
ramion, a później rozciąganie nóg w pozycji siedzącej – czyli efektywna
rozgrzewka przed treningiem.
- To jak, rozgrzana już? – spytał po kilku minutach mężczyzna.
- No jasne – promienny uśmiech już malował się na twarzy
brunetki.
- Mały sparing? – spytał Marcin z błyskiem w oku.
- Chyba po to tu przyszliśmy – Iza wstała z miejsca. –
Złoję ci tyłek dzisiaj, zobaczysz – powiedziała z cwaniackim uśmiechem i
zaczęła krążyć biodrami.
- Piękna, ty to mnie nie strasz – spojrzał na ruchy,
który właśnie wykonywała, głośno przełknął ślinę. – Możesz już przestać? –
zaczął błądzić wzrokiem.
- Bo co? – tryumfujący uśmiech wkradł się na jej twarz.
- Bo to – rzucił jej rękawice bokserskie. – Gotowa już?
- Żeby z tobą wygrać, zawsze – obdarzyła Chodakowskiego
czarującym uśmiechem.
Kilka minut
później.
„Zacięty” pojedynek trwał w najlepsze. I tak raz to Iza
wymierzała ciosy w stronę Marcina, a zaraz później to Marcin kierował ciosy.
Oczywiście mężczyzna dostosował częstotliwość i moc jaką wkładał w wymachy swoich
rąk do tempa i siły obrony Lewińskiej. W końcu walczył z kobietą, o zupełnie
innej klasie wagowej niż jego i dużo niższej od niego.
- No Piękna, walisz, walisz – kobieta wymierzała ciosy w
jego stronę. – Jeszcze raz. Prawy, lewy teraz. Lewy, lewy. Teraz prawy… To
teraz ja, broń się.
Kobieta stanęła w miejscu.
- Marcin, poczekaj chwilę – powiedziała zziajana.
Oparła się rękoma o uda i zaczęła głęboko oddychać.
- Zmęczona? – wziął butelkę wody do ręki i podał ją Izie.
- Trochę – otarła pot z czoła. – Dziękuję.
Kobieta odkręciła zakrętkę i upiła łyk napoju. Następnie
pochyliła się i odstawiła butelkę gdzieś pod bokiem. W takiej pozycji na chwilę
zastygła w bezruchu, co nie uszło uwadze Marcina. Od razu do niej podszedł.
- Ejj, Izka, co jest? – spytał zaniepokojony stanem, w
którym się znalazła.
- Nie… nie wiem – ledwo wydusiła.
Chciała się wyprostować, jednak zakręciło jej się w
głowie i gdyby nie czujność oraz refleks Chodakowskiego to już by upadła. Wziął
ją w swoje ramiona i delikatnie pomógł jej stanąć prosto.
- Co się dzieje? – uważnie zlustrował ją wzrokiem.
- Nie wiem – popatrzyła na niego z malującym się
przerażeniem w oczach. – Marcin…
Jej powieki się zamknęły i bezwiednie opadła prosto w
jego ramiona.
„Nad nami niebo ma wiele smutnych barw,
gdzieś pomiędzy jest nasz dom.”
gdzieś pomiędzy jest nasz dom.”
- Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy – mówił w rytmie
mężczyzna prowadząc niską brunetkę w tańcu.
Z każdym kolejnym krokiem uśmiechy na ich twarzach
wydawały się być coraz głębsze.
Muzyka ucichła, a para stanęła w miejscu. Mężczyzna
zaczął klaskać w dłonie.
- Kasia, gdzie ty się uchowałaś, co? – spytał z uśmiechem
na twarzy.
- Nie rozumiem – założyła niesforny kosmyk włosów za ucho
uśmiechając się przy tym czarująco.
- Chcę ci powiedzieć, że masz talent – stwierdził.
- Naprawdę? – spojrzała na niego, po czym nieco
skrępowana spuściła wzrok na podłogę.
- Naprawdę.
- Chyba trochę przesadzasz, Marceli – oblała się
rumieńcem.
- Wiem co mówię, Kasiu.
Popatrzył prosto w jej oczy. Jego wzrok był taki… przenikający?
Chodakowska poczuła się tak, jakby mężczyzna miał rentgen w oczach i tym
spojrzeniem chciał zobaczyć jej wnętrze. Przeszył ją na wskroś. Ponadto te
spojrzenie jakby ją rozgrzało, poczuła dziwne ciepło w środku, które już rozprzestrzeniało
się po całym jej ciele.
Widząc ciągłe skrępowanie na jej twarzy uśmiechnął się do
niej ciepło.
- Dobra, widzę, że i tak cię nie przekonam – spojrzał na
zegarek wiszący na ścianie. – Muszę już iść, bo za 15 minut mam kolejne zajęcia.
Cześć Kasiu.
Pogładził ją przyjacielsko po ramieniu, po czym ruszył w
stronę drzwi.
- Marceli…
Mężczyzna odwrócił się w jej stronę. Uśmiech malował się
na jego twarzy.
- Do czwartku – puścił do niej oczko i zniknął za
drzwiami.
„Tylko Ty odróżnisz deszcz od moich łez.
Odgadniesz smutek, kiedy twarz uśmiecha się…”
Odgadniesz smutek, kiedy twarz uśmiecha się…”
Mężczyzna chodził długim korytarzem w jedną i w drugą
stronę, krążąc już tak od dobrych kilkunastu minut. Był przejęty, mocno zdenerwowany.
Wyraźnie martwił się stanem swojej znajomej.
Znajomej? Czy
rzeczywiście Iza była wciąż tylko jego znajomą?
Ostatnia godzina była pełna napięcia i stresu. Wszystko
działo się tak szybko…
Iza i Marcin byli w klubie sportowym, mieli mały sparing.
Lewińska była w wyjątkowo dobrym humorze. Ciągle się śmiała, żartowała. Bardzo
dobrze im się rozmawiało. Do czasu, gdy źle się poczuła, a później bezwładnie
opadła w jego ramiona.
Od razu wokół nich zebrał się tłum. Przerażony Marcin
kazał komuś zadzwonić po pogotowie. I tak po kilku minutach Lewińska znalazła
się na noszach, a później została przewieziona karetką do szpitala. Chodakowski
bez chwili namysłu wsiadł do swojego samochodu i pojechał za erką.
A teraz czekał na panią kurator przed gabinetem.
Po kolejnych kilku minutach drzwi do pokoju lekarskiego
się otworzyły. Z pomieszczenia wyszła niska brunetka ze łzami w oczach.
- Iza – od razu znalazł się obok niej.
- Marcin – wydusiła zdziwiona jego widokiem.
Pospiesznie otarła łzy spływające jej po policzkach.
- Iza, co się stało? – złapał ją za ramiona wpatrując się
prosto w jej oczy.
- Nie wiem – rzuciła szybko. – Znaczy – pod wpływem jego
wytężonego spojrzenia zaczęła błądzić gdzieś wzrokiem. – Marcin ja ci bardzo dziękuję,
że tu przyjechałeś, ale to nic takiego.
- Izka, ty zemdlałaś. Ludzie nie mdleją bez przyczyny –
próbował złapać jej spojrzenie, jednak Lewińska niespokojnie odwracała od niego
swój wzrok.
- To z przemęczenia – powiedziała pospiesznie.
- Iza…
- Marcin jeszcze raz ci dziękuję za wszystko – położyła
dłoń na jego policzku i popatrzyła prosto w jego oczy. – Muszę już iść – jak
oparzona zabrała swoją rękę z jego twarzy i zrobiła krok w tył. – Cześć.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia ze
szpitala.
- Na razie – powiedział Chodakowski, gdy drzwi już się za
nią zamknęły.
„W oddali pasmo ciemnych
chmur zbliża się;
nieposkromiona siła burz, boję się…”
nieposkromiona siła burz, boję się…”
Chodakowski siedział na kanapie w swoim salonie.
Niespokojnie tupał nogami o podłogę wpatrując się w telefon, który leżał na
stoliku tuż przed nim. Do jego uszu dobiegł szum wody z łazienki. Sięgnął po
urządzenie i nacisnął zieloną słuchawkę przy ostatnio wybieranym numerze.
„Cześć. Tu Iza Lewińska. Po usłyszeniu
sygnału zostaw wiadomość, a na pewno oddzwonię.”
Odrzucił telefon gdzieś na bok i dłonią przeczesał swoje
brązowe włosy.
Kilka minut
później.
„Kotek” –
usłyszał jakby przez mgłę, a potem poczuł delikatne szturchnięcie w ramię.
Powoli otworzył oczy. Pochylała się nad nim jego Kasia.
- Przysnąłem – potargał sobie włosy, by się przebudzić.
- Na to wygląda – powiedziała z lekkim uśmiechem na
twarzy.
Chodakowski sięgnął po telefon, by sprawdzić, czy nie ma
żadnych wiadomości od Izy. Nic.
- Kotek, chodź spać – Kasia wyciągnęła w jego stronę rękę.
- To ty chodź – złapał ją za wiszącą w powietrzu dłoń i
przyciągnął do siebie.
Uśmiech na jej ustach się pogłębił. Usiadła tuż obok
niego. Oboje wygodnie oparli się plecami o tył kanapy. Chodakowska ułożyła
swoją głowę na ramieniu ukochanego i przymknęła powieki.
- Jestem taka zmęczona…
W odpowiedzi, jakby machinalnie, musnął ją w czoło.
Ciałem może i był, siedział obok swojej żony, jednak
duchem… Myślami cały czas był przy Lewińskiej, która po wyjściu ze szpitala nie
odezwała się do niego ani słowem. Nie zadzwoniła, nie napisała żadnej
wiadomości. A dzwonił do niej kilka razy. Jednak ona uparcie milczała.
Cały czas miał w pamięci, jak mdlała opadając prosto w
jego ramiona. A później widział jej przerażoną twarz, kiedy wyszła z gabinetu
lekarskiego. Ocierała łzy ze swoich lekko zaróżowionych policzków.
Miał dziwne przeczucie, że to nie tylko zmęczenie
wywołało te zemdlenie. Że to coś poważniejszego, znacznie poważniejszego.
Szczerze się o nią
niepokoił…
Sięgnął po telefon i otworzył okno wiadomości.
„Izka, odezwij się do mnie. Cholera no!
Martwię się o Ciebie. Marcin”
Odłożył urządzenie na bok, po czym zatrzymał swój wzrok
na kobiecie, która leżała oparta o jego ramię. Cicho pochrapywała. Jego usta wykrzywiły
się w delikatnym uśmiechu. Powoli wstał z kanapy, ostrożnie tak, by nie zbudzić
swojej ukochanej. Wziął ją w swoje ramiona. Wymruczała coś pod nosem, jednak
spała dalej. Położył ją na łóżku w sypialni i nakrył szczelnie kołdrą. Wtuliła
się w poduszkę i uśmiechnęła się przez sen. Położył się obok niej i przez
chwilę wpatrywał się w jej twarz.
- Tak bardzo cię kocham – wyszeptał.
Cudowne..!<3 Już nie mogę się doczekać kolejnej części :*!
OdpowiedzUsuńTy to masz talent *.*
OdpowiedzUsuńNooo nareszcie ! Długo kazałaś nam czekać ;) ale booomba ! Dajesz czadu
OdpowiedzUsuńNo się wkońcu doczekałam ;) czekałam i czekałam ale jak zawsze było warto :D pozdrawiam
OdpowiedzUsuń