.


niedziela, 5 lipca 2015

Lost memories - część 11.

Łukasz Zagrobelny - Tylko z Tobą chcę być sobą





„Proszę, 
powiedz tylko słowo,
uwierz we mnie znowu,
jak nikt, jak nikt.”


Wielki szum. Zgiełk. Głośna muzyka. Ludzie chodzący w tę i we w tę. 
Kiedyś był tutaj praktycznie stałym bywalcem…

Kiedyś… Czyli 2-3 lata temu. Przed poznaniem Kasi i jeszcze na początku ich znajomości. 
Wtedy wszystko było inne. On był zupełnie innym człowiekiem. 

…a dzisiaj nie mógł się odnaleźć w tym miejscu. 

Przez te ostatnie 2 lata jego życie zmieniło się o 180 stopni. 
Tak, to Kaśka wywróciła je do góry nogami. 
I kto by pomyślał, że taka mała brunetka może aż tak namieszać. 
Oj tak, namieszać to ona umie… 
Tylko kto to ma teraz posprzątać, poskładać, poukładać? 
Praktycznie od nowa. 
Praca od podstaw. 
Fakt, to ona namieszała. Ale to też ona zawsze miała siłę o nich walczyć. A przecież przez dłuższy czas musiała walczyć sama. 
A ON?
Czy jest w stanie znowu przekonać ją do siebie?
Czy będzie umiał zdobyć ją na nowo?
Czy ma siłę w końcu o nich zawalczyć? 

Szedł tuż za Krzyśkiem, który doprowadził go do baru, przy którym obaj panowie od razu zajęli miejsca. Pierwszy z nich ruchem ręki zawołał kelnera.
- 2 razy szkocka – powiedział, gdy barman już stał przed nimi.




„Tylko z Tobą chcę na nowo znów być. 
Tylko z Tobą chcę na nowo być kimś. Być kimś.”


W tym samym czasie.
- Tutaj będzie w porządku – powiedziała, wskazując zatokę autobusową, do której właśnie dojeżdżali.
Od razu sięgnęła po torebkę, która leżała na desce rozdzielczej, tuż przed nią. I już miała się żegnać, gdy zauważyła, że kierowca wcale się nie zatrzymał.
Spojrzała na niego uważnie. Jednak mężczyzna nie odrywał wzroku od drogi.
- Robert, miałeś mnie zawieźć na przystanek. Zaraz mam autobus. 
- Ja cię zawiozę – ciągle patrzył przed siebie.
- Robert, naprawdę nie musisz. Dałabym sobie radę sama.
- Kasiu – spojrzał na nią, a ich spojrzenia się spotkały. Pospiesznie odwrócił wzrok. – Wiem. Ale wolę cię zawieźć. Okej?
Powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i tak poważnie, że spuściła tylko wzrok. 
Ale w jego głosie wyczuła jeszcze nutkę niepokoju i… troskę?!

Po tym wszystkim co mu zrobiła. Jak zostawiła go prawie przed ołtarzem. W zasadzie bez słowa wyjaśnienia. Bo przecież gdyby nie jego wizyta w mieszkaniu Marcina to możliwe, że później nie pojechałaby do jego nowej pracy i nie wytłumaczyła mu tego, dlaczego zachowała się tak, a nie inaczej...

Zrobiło jej się, najzwyczajniej w świecie, głupio.

Przecież od początku ich znajomości był dla niej taki dobry. Okazał jej tyle wsparcia. Otoczył ją opieką. Chciał bronić przed całym światem…


„Chciałbym się tobą zaopiekować. Od pierwszej chwili kiedy cię spotkałem, miałem na to ochotę.”

A ona mu za to wszystko „podziękowała”, zostawiając go tuż przed ślubem dla innego, kompletnie obcego sobie faceta…

- Przepraszam – powiedziała cicho.
Usłyszał to bardzo wyraźnie. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. 
Myślał, że to on trochę za mocno wyraził swoje zdanie, dlatego się nie odezwała... 
- Jesteś w ciąży, więc jesteś usprawiedliwiona – szeroko się do niej uśmiechnął.
- Nie tylko za to chciałam cię przeprosić...
Powoli zaczynało do niego docierać, o co jej tak naprawdę chodziło. I momentalnie mina mu zrzedła.
- Robert, to co się wydarzyło te 3 lata temu, to…
- Kasiu, nie rozmawiajmy o tym – zebrał się w sobie i posłał jej nikły uśmiech.
- Po prostu…
- Było, minęło. Nie wracajmy już do tego – znowu nie pozwolił jej dokończyć. – Lepiej mi powiedz, gdzie mam cię zawieźć – po raz kolejny obdarzył ją wymuszonym uśmiechem.




„Tylko tu i tylko z Tobą,
z Tobą chcę na nowo
znów być, być kimś.
Być kimś.”


1 godzinę później.
Samochód właśnie zaparkował na wolnym miejscu, tuż przed jednym z okolicznych bloków.
- No to chyba już dojechaliśmy. 
Mężczyzna rozpiął swój pas bezpieczeństwa, po czym wyszedł z auta. Obszedł je i otworzył drzwi od strony pasażera.
- Robert, dziękuję – powiedziała, powoli wychodząc z samochodu.
Lekko się do niej uśmiechnął, a po chwili ciszy spytał:
- Dasz sobie dalej radę sama?
- Tak, Robert. Już wystarczająco dużo czasu ci dzisiaj zmarnowałam.
- Kasiu, nie mów tak. 
Delikatnie uścisnął jej dłoń, a ona spojrzała prosto w jego oczy. Mężczyzna pospiesznie spuścił głowę i zabrał swoją dłoń. Zdezorientowana Kasia rozejrzała się wkoło siebie. Następnie spojrzała na blok, przed którym stali.
- Marcina chyba nie ma w domu – przerwała ciszę i wskazała Robertowi okna.
- Może śpi – stwierdził beznamiętnie.
- Może…
- Idź już, bo zimno się robi. Trzymajcie się – przyjacielsko uścisnął jej ramię, po czym odszedł.
- Robert! Dziękuję jeszcze raz.
Uśmiechnął się do niej i wsiadł do auta.

10 minut później.
Samochód nadal stał w tym samym miejscu, w którym kilkanaście minut wcześniej został zaparkowany. A sam właściciel siedział za kierownicą i przyglądał się we wskazane przez ciężarną okna. Odkąd weszła do bloku, czyli prawie 10 minut temu, światło w oknach się nie zapaliło…
- Dziwne – mruknął pod nosem.
Spojrzał na zegarek. Minęła kolejna minuta. Niewiele myśląc, wyszedł z auta i podbiegł do odpowiednich drzwi. Nacisnął pierwszy lepszy przycisk na domofonie.
- Halo?
- Może mi pani otworzyć?
- A z kim mam przyjemność?
- … 
- Halo, jest tam kto?
- Policja.
- Już, już. Otwieram.

Już biegł schodami na górę. Po drodze zobaczył leżący na podłodze telefon. Podniósł go.
- Ała! – usłyszał krzyk.
- Kasia! 
Odwrócił się i w końcu ją zobaczył. Siedziała oparta o ścianę. Krople potu spływały jej po twarzy. A ona głaskała swój brzuch.
- Malutki, spokojnie – mówiła, ciężko przy tym oddychając.
Podbiegł do niej.
- Co się stało? Czemu tu jest tak…? – spojrzał na kałużę przezroczystego płynu obok niej.
- Chyba wody mi odeszły – powiedziała przerażona.
Robert głośno przełknął ślinę. Podniósł się i zaczął chodzić w kółko.
- Spokojnie. Tylko spokojnie. 
- Robert! Ja rodzę! – krzyknęła Mularczyk.
Przyklęknął przed nią.
- Spokojnie – powiedział do siebie pod nosem. – Marcin jest?
- Nie. Znaczy nie wiem – oddychała coraz ciężej.
Zaczął dobijać się do drzwi. 
Nic.
- Dobra, jedziemy. 
- Gdzie?!
- Do szpitala. Chyba, że tu chcesz rodzić – uśmiechnął się nerwowo.
Spojrzała na niego spod byka.
- Dasz radę? – momentalnie spoważniał.
Pomógł jej wstać. Szli bardzo powoli, ale w końcu opuścili blok, doszli do jego samochodu i wsiedli.
- Gdzie teraz? – spytał, przekręcając kluczyk w stacyjce.
- Madalińskiego. Ała!
- Spokojnie. Wdech, wydech. Chyba tak to szło – wyjechał z parkingu.
- Ała!
- Możesz wykręcić numer do Marcina? – podał jej telefon.
Kasia posłusznie wpisała 9 cyfr i nacisnęła zieloną słuchawkę.
„Witam, Marcin Chodakowski. Po sygnale proszę zostawić wiadomość.”
- Nie odbiera! – coraz większe przerażenie malowało się na jej twarzy.
- Nie wiem… To może zadzwoń do kogoś, kto może z nim być. Albo może wiedzieć, gdzie jest.

- Olek! – mężczyzna odebrał połączenie.
- Kasia? Coś się stało?
- Rodzę! Ała! 
- A Marcin?
Coraz ciężej się jej oddychało. 
Po chwili zawahania Robert zabrał jej słuchawkę.
- Cześć, tu Robert, kolega Kasi. Przywiozłem ją do Warszawy i zaczęła rodzić. A Marcina nie ma w domu. I nie możemy się do niego dodzwonić – powiedział jednym tchem.
- Zajmę się tym. Do którego szpitala jedziecie?
- Na Madalińskiego.
- Okej. 
Rzucił telefon na półkę między kierowcą a pasażerem.
- Ała!
- Już Kasiu, już – dodał gazu.




„Nie patrz proszę Cię nigdy wstecz,
to co przed nami liczy się.
Zostaw to, to wszystko. 
Może czeka nas parę trudnych chwil,
może to właśnie jedna z nich,
blisko bądź, bądź blisko.”


- No to zdrowie! – powiedział Krzysiek, a język już mu się trochę plątał.
Obaj panowie podnieśli swoje kieliszki do ust. Po ich opróżnieniu, odłożyli je na bok ze skrzywionymi minami.
- Mocne – stwierdził Krzysiek.
- Trochę… - mruknął pod nosem Marcin. 
- Dobra, Chodakowski. Może w końcu pogadamy, co? – mężczyzna momentalnie spoważniał i poprawił się na krześle.
- Maczeta…
- Może warto to z siebie w końcu wydusić, co?
- Nie chce mi się gadać. 
- Marcin, co ci szkodzi? Gorzej nie będzie – lekko się uśmiechnął.
- Stary, dzięki, że mnie z domu wyciągnąłeś – popatrzył na przyjaciela – i że przyjechałeś w ogóle. Ale sam muszę się uporać z tym. I żadna rozmowa mi nie może pomóc.
- Okej – powiedział zrezygnowany. – A może… - szeroki uśmiech zaczął się malować na jego twarzy – tarot? 
Krzysiek sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął z niej talię kart. 
Marcin patrzył wybałuszonymi oczami to na kumpla, to na plik kart w jego rękach. Na widok uśmiechu przyjaciela, Chodakowski momentalnie zaczął się śmiać.
- Żartujesz? Jeszcze się w to bawisz? – spytał zszokowany Marcin.
- Od czasu do czasu – wytłumaczył Krzysiek. – To jak, powróżyć ci?
- W takie rzeczy to ja nie wierzę – wzruszył ramionami i zamówił następną kolejkę.
- Oj tam.
Krzysiek mimo sceptycznej reakcji Marcina zaczął tasować karty. 
- Wybierz 3 – powiedział do Chodakowskiego i położył karty na blacie. 
Marcin pokręcił przecząco głową. Jednak wzrok Krzyśka cały czas go ponaglał. 
- Okej – głośno westchnął.
Wybrał 3 karty i podał je koledze. Krzysiek rozłożył je tuż przed sobą. 
- I co ci tam wyszło? – spytał, jakby od niechcenia, Marcin.
- 7 denarów – wskazał mu jedną z kart, a Chodakowski spojrzał na niego pytająco. - Zatrzymujesz się. Nawet jeśli tego nie chcesz. Blokady, przeszkody. Cały świat zdaje się pokazywać, że masz czekać. 7 monet to trochę jak jazda autostopem.  Nie masz pojęcia kiedy przyjedzie samochód. Nie wiesz czy w ogóle przyjedzie. To po prostu czekanie.* 
Marcin wyraźnie trawił każde wypowiedziane przez niego słowo. 
Nie powiedział nic, dlatego Krzysiek postanowił kontynuować.
- A to jest piątka denarów – wskazał kolejną kartę. - Osoba na karcie pogrążona jest w smutku i oczekiwaniu. Dominującym odczuciem jest tutaj poczucie braku. Brakuje czegoś – spojrzał na Marcina. – Kogoś… Można o to prosić, lecz najczęściej, w tej karcie, nie ma siły, ani odwagi, by prosić głośno. 5 monet to zima w relacjach i chłód w ciele, które prosi o ciepło i o ogrzanie.*
- Już. Koniec tego. 
Chodakowski wypił kolejną porcję brązowego trunku, tym samym opróżniając swoją szklankę. Po czym podenerwowany wstał ze swojego miejsca.
- Poczekaj, już ostatnia. 
Marcin z politowaniem pokręcił głową.
- Koło Fortuny. Zwiastuje wydarzenia, przed którymi nie sposób uciec, na które nie mamy wpływu.* 
- Czyli może być jeszcze gorzej niż już jest? Genialnie – zrezygnowany Marcin usiadł na swoim wcześniejszym miejscu.
- Po prostu radykalnie zmienia się sytuacja. Niekoniecznie na gorsze.
- To mnie pocieszyłeś. Nie ma co Krzysiu… Dobra, pijemy – ruchem ręki przywołał barmana.
- Jeśli pragniesz tęczy, musisz najpierw znieść mnóstwo deszczu. 
Chodakowski spojrzał na przyjaciela pytająco.
- Koło fortuny…
- Maczeta, przestań pieprzyć.
- Marcin! – dobiegł ich głos zza ich pleców.
Momentalnie obaj się odwrócili. Chodakowski był wyraźnie zaskoczony widokiem mężczyzny.
- Braciszek?! Śledzisz mnie czy co? – wstał.
- Kasia… - zaczął zziajany.
- Kasia? Co z Kasią?! – przerażenie malowało się na twarzy Marcina.
- Zaczęła rodzić.
- Co? Gdzie? Jak? W Grabinie?! – tysiąc pytań na minutę.
- W Warszawie. Stary, nieważne. Jedziesz czy nie?
- Taa... Tak – zabrał swój płaszcz z krzesła.




„Sam nie mam sił, lepszym być.
Chcę mój świat Tobie dać, by był coś wart.
Dziś jeden Twój uśmiech ma tę siłę, że cofnie czas.”


Wszedł do pomieszczenia, tuż za położną. Rozejrzał się. 
- Który to… - spojrzał na kobietę w białym fartuchu.
Kobieta z szerokim uśmiechem podeszła do jednego z malutkich łóżek.
- Oto pana syn – wskazała niemowlę.
Marcin spojrzał na malutką istotkę. 
- Cześć Szymek. Szymek, ejj.
Delikatnie pogładził jego malutką rączkę, która po chwili mocno ścisnęła jego palec. Szeroko się uśmiechnął, a łzy spływały mu po policzkach.
- Wszystko z nim w porządku? – przeniósł swój wzrok na położną.
- 10 punktów w skali Apgar – Marcin spojrzał na nią pytająco. – Idealnie. Ma pan zdrowego i ślicznego synka. Gratuluję. 
Kobieta obdarzyła go jeszcze szczerym uśmiechem, po czym wyszła z pomieszczenia. Chodakowski ponownie przeniósł swój wzrok na syna.
- Szymek, Szymek ejj. Jestem Marcin. Twój tata. 

Nie mógł oderwać wzroku od tej małej istotki, która leżała teraz w specjalnym łóżeczku dla noworodka. Już wiedział, że syn jest najwspanialszym prezentem, jaki mógł dostać od Kasi. Oczywiście poza nią samą… Poza tym, że na niego cierpliwie czekała, że dała mu kolejną szansę.
Tylko ona nadal tego nie pamięta… 
Ale teraz pojawił się Szymek. Sytuacja się zmieniła. Są rodziną. Teraz będzie łatwiej.
- Muszę walczyć – powiedział do siebie pod nosem, jednak pewnym głosem.
Ponownie spojrzał na dziecko.
- Pomożesz ojcu, nie Młody? – starł kolejną łzę, spływającą po jego policzku.
Uważniej spojrzał na syna… 
Ejj, ejj. Czy smarkacz się do mnie właśnie uśmiechnął?!
Śmiał się przez łzy.




„Wiesz, ile jest takich spraw,
co na pół będą nam dzielić świat?
Czy więcej ze smutku, czy ze wzruszeń będzie łez?
I jak mam Ci przysiąc, że już nigdy nie będzie źle?”


Obudziła się. Leżała w szpitalnym łóżku. 
Rozejrzała się po sali. 
Marcin siedział na krzesełku, tuż obok jej łóżka. Mimowolnie się uśmiechnęła.
- Jednak mnie nie zostawiłeś… - powiedziała nieco zachrypniętym głosem.
Uniósł głowę i spojrzał na nią pytająco. Już miał coś powiedzieć, jednak przerwał mu szeroki uśmiech, który pojawił się na jej twarzy.
- No obiecywałeś mi, że jak się nam coś stanie to mnie puścisz kantem – dodała.
Powoli zaczynał sobie coś przypominać…

„- Oo, będzie coś do jedzenia? – właśnie wszedł do kuchni.
- Tosty z szynką i z serem. Zostaw! – powiedziała.
Wzięła nóż i chciała nim wyjąć kromki chleba z tostera.
- Co ty robisz?! Chcesz żeby cię prąd zabił? Przecież to jest pod napięciem!
- Okej – odpowiedziała.
- Kaśka z tobą jak z dzieckiem.
Poszła z talerzem do stołu.
- Chodź tutaj, chod. – usiadł na krześle i wziął ją na kolana. – Kasiu. Nosisz nasze dziecko – pogładził jej brzuch i spojrzał jej prosto w oczy. – Musisz dbać o siebie. Bo jak, jak ci się coś, jak się wam coś stanie to… – czule pocałował jej brzuch, po czym spojrzał na nią – to ja zerwę z tobą. No – przeciągnął.
- Aaa – powiedziała tak poważnie jak i on.
- No. Z dnia na dzień z tobą zerwę.
- Aż tak?
- Oczywiście. Od razu cię puszczam kantem.”

Ponownie na nią spojrzał. Kobieta szeroko się do niego uśmiechała, pokazując mu przy tym dwa rzędy swoich białych zębów. I jeszcze ten niesamowity błysk w oczach. Przecież tak doskonale go znał. Choć tak dawno nie widział. To on znowu się pojawił. Znowu uśmiechała się też oczami. Do niego. Tylko do niego...

- Kasiunia moja… Wróciłaś – wykrztusił w końcu.

" ... " - treści zaczerpnięte z serialu "M jak miłość"
* - znaczenie kart z http://www.karty-tarota.com.pl/


***

Udało się :)! W końcu doszliśmy RAZEM do tego momentu. :D
Jestem z siebie i z Was dumna :)!

DZIĘKUJĘ za każdą wizytę, za każdy komentarz, za każde miłe słowo. 
I za każdą radę (Gabrysia - zmieniłam zdanie i kropki w dialogach w końcu są na swoim miejscu).

Na te części miałam jakiś tam plan, a na dalsze niestety jeszcze nie mam...
Sielanek chcecie to muszę coś wymyślić. Tylko Wy musicie mi dać trochę czasu.
Obiecuję się odezwać niedługo, żebyście o mnie nie zapomniały. :P

Pozdrawiam, Kasiek :)!

PS Jak grafika? Zdjęcia po lewo to "krótka historia" naszej KaMi. Mam nadzieję, że się podoba. ;)

17 komentarzy:

  1. ,,Kasiunia moja wróciła'' boże to jest piękne pisz dalej i nie każ nam długo czekać.

    OdpowiedzUsuń
  2. oo jaaa mega <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Łaaaał <3 No poprostu megaa Ci wyszło! :) Kocham Twoje opowiadania, cała część jak zwykle trzymała w napięciu, czy Olek znajdzie Marcina czy już początek sielanki zobaczymy w następnej części, ale na szczęście nie dałaś nam czekać i już zapieczętowałaś to *.* Wiem, że nie lubisz pisać sielanek, ale od początku tego opowiadania na to czekamy, mam nadzieję, że nie masz nam tego za złe? :D Czekam na następna część z wielką niecieroliwością i życzę dużooo weny! :D/ M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że nie mam Wam tego za złe. Tylko po prostu nie wiem, czy ja podołam pisaniu sielanek. ;)
      Pozdrawiam :)!

      Usuń
  4. Łoooooooł !!! Kolejna cudowna część :* Jak ty to robisz ?! :D *o* !!! Podziwiam Cię ! Tyle czasu spędzasz nad tymi opowiadaniami po to abyśmy my mogli to czytać a zarazem śmiać się jak i wzruszać <3 Dobrze wiesz że się cieszymy że robisz to wszystko dla nas :) i napewno każdy kto przeczyta mój komentarz zgodzi się z moimi słowami a także ze słowem DZIĘKUJEMY !!! Życzę jak najwięcej pomysłów i dobrej weny myślę że już w następną niedziele pojawi się kolejna część :) :) :) wierzę w Ciebie. Pozdrawiam ! / NATI :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tyle miłych słów :*!
      Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka to wielka motywacja. :)
      No przecież gdyby nie Wy to mnie i moich opowiadań by tutaj nie było. ;)
      Wielkie dzięki :)!
      Pozdrawiam, Kasiek :*!

      Usuń
  5. W KOŃCU!!! Jakie to kochane <3/ iga

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam się teraz czuć odpowiedzialna? Haha! :D Ale... w takim razie, mogę jeszcze? :D Z własnego, najnowszego doświadczenia - przerwy są bardzo potrzebne, żeby złapać oddech i uniknąć wypalenia materiału, ale zbyt długie są jeszcze bardziej szkodliwe. A przynajmniej w moim przypadku :) Poukładaj sobie wszystko dalej i wracaj :)

    Maczeta i tarot - prawie jak "stare, dobre czasy" :D
    No i dobra. Dramaty, dramatami, ale końcówka taaaka kooochaana ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcesz mi wypomnieć więcej błędów? Wiesz, że zawsze jestem otwarta na wszelką krytykę. ;)
      Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. :)

      Wyczekiwana sielanka, co? Wiedziałam, że się Wam w końcu spodoba. :P

      Pozdrawiam :)!

      Usuń
    2. Niee... Chciałam tylko o tych przerwach, dobrą (mam nadzieję) radę :) A błędów nie ma :D

      W końcu? Przecież zawsze się podobało. Ale nie ukrywając, sielankę zawsze miło przeczytać :)

      Usuń
    3. Na pewno błędy jakieś są. :P W każdym razie jakbyś swoim bystrym okiem znowu jakiś zauważyła to wiesz... ;)

      Tylko te sielanki i sielanki... Trochę monotematyczne jesteście, Koleżanki. XDD

      Usuń
  7. Jeeeej! Pięknie jest! ♥ Końcowa scena - moja ulubiona ♥ Sielanki mają w sobie coś magicznego :D ♥
    I trzymam kciuki za nowe pomysły, plany! I za wenę.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy następną ? Czeeekam Kasiek :* / NATI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że max we wtorek uda mi się coś tutaj wstawić. ;)
      Pozdrawiam, Kasiek :*!

      Usuń
    2. Czekamy ! :* Pozdrawiam /NATI

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że najpóźniej we wtorek. ;)
      Pozdrawiam, Kasiek :)!

      Usuń