„Love me like you do, love me like you do.
Love me like you do, love me like you do.
Touch me like you do, touch me like you do.
What are you waiting for?”
- Kasiunia moja… Wróciłaś – wykrztusił w końcu.
Nic nie odpowiedziała. Tylko nadal szeroko uśmiechała się w jego stronę.
Jak dobrze jest go tutaj zobaczyć. Tuż obok. Właśnie teraz. Właśnie tutaj. Właśnie wtedy, kiedy dosłownie przed kilkunastoma minutami na świat przyszło ICH dziecko. ICH syn. Owoc ICH miłości.
Na widok Marcina siedzącego na krzesełku obok szpitalnego łóżka, na którym właśnie teraz leżała, kamień spadł jej z serca.
Bała się… Tak bardzo się bała, że gdy otworzy oczy go nie zobaczy. Że jego tutaj po prostu nie będzie.
Ale nie zawiódł. Był tutaj, czyli dokładnie w tym miejscu, gdzie teraz być powinien.
Zresztą tak samo jak przed 3-ema laty, kiedy to spotkali się, zupełnie przypadkiem, w mieszkaniu Tomka. I to właśnie Marcin, właśnie ON odbierał od niej specjalną przesyłkę prosto z Grabiny od pani Barbary…
Wtedy ją uratował. Uratował przed błędem, najprawdopodobniej największym jaki mogła popełnić w swoim życiu – wyjść za mąż bez miłości.
Nieświadomie, ale jej pomógł.
I od tamtego czasu ich drogi się złączyły. Tak, na dobre i na złe, bo przecież bywało różnie. Ale mimo wszystko ON zawsze gdzieś tam był. Bliżej, czasem dalej. Ale był.
Kilka razy ją skrzywdził. Bolało. Nawet bardzo. W końcu najbardziej krzywdzą nas najbliżsi, wobec których jesteśmy bezbronni. Ale przecież nikt nie jest idealny.
Kilka razy zawiódł. Niestety, czasu nie da się cofnąć.
Jednak tym razem stanął na wysokości zadania.
Był. Tu i teraz. Z nią i dla niej.
Po chwili, gdy Chodakowskiemu udało się już wyjść z tego pierwszego „szoku”, wstał ze swojego miejsca. Nachylił się tuż nad jej twarzą i widząc w oczach ukochanej, że ona też tego chce, złożył na jej ustach czuły pocałunek. Czuły, ale bardzo delikatny. Kasia z nieschodzącym z twarzy uśmiechem, odwzajemniła tę pieszczotę.
Zarówno jedno jak i drugie bardzo długo na to czekało. Przecież od „wypadku” minął już prawie miesiąc. Ale teraz się to nie liczyło. Wszystko co złe zostawili za sobą. Wszystko puścili w niepamięć. Teraz liczyli się tylko oni. Ta chwila mogłaby trwać, i trwać, i trwać. I tak w nieskończoność.
Jednak…
„You're the only thing I wanna touch.
Never knew that it could mean so much, so much.”
Byli tak zajęci sobą, że nie usłyszeli dźwięku otwierających się drzwi.
- Gołąbeczki moje! – głos rozniósł się po sali.
Niechętnie, ale jednak oderwali się od siebie. Marcin stanął prosto, a Kasia przerzuciła swój wzrok na gościa.
- Krzyś! – krzyknęła rozradowana.
Mocno przytuliła przyjaciela, który po jej reakcji od razu do niej podbiegł.
- Pamiętasz mnie – mruknął.
Był nieco zszokowany, co dało się wyczuć po tonie jego głosu.
No tak, przecież gdy wszedł to „gołąbeczki” się całowały. Chyba sam sobie odpowiedział na pytanie…
- Krzysiu, jak mogłabym zapomnieć mojego ulubionego współlokatora – obdarzyła go czarującym uśmiechem.
- Ha! Zawsze wiedziałem, że wolałaś mnie, a nie tego – ze „zniesmaczoną” miną wskazał Chodakowskiego. – Tylko bałaś się, że nie podołasz takiemu przystojniakowi jak ja – dumnie wypiął klatkę piersiową do przodu.
- Rozgryzłeś mnie, Krzysiu – mówiła, śmiejąc się.
- Wiesz, ale nigdy nie jest… No wiesz – przybliżył się do niej - za późno – puścił do niej oczko.
Do tej słownej przekomarzanki wtrącił się w końcu Marcin.
- Hola, hola kawalerze. Może z łokcia chcesz w… – przystawił mu swój łokieć w okolicę podbrzusza – w parterze?
Cała trójka zaczęła się śmiać.
Niczym za starych, dobrych czasów.
- A tak już poważnie – zaczął Krzysiek, gdy śmiech ucichł. – Koło fortuny – wymownie spojrzał na Marcina.
- Maczeta, proszę cię – Chodakowski głośno westchnął.
- Koło fortuny? – spytała wyraźnie zainteresowana Kasia. – Postawiłeś Marcinowi tarota?!
Zszokowana patrzyła to na jednego, to na drugiego mężczyznę. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała dosłownie przed sekundą. W końcu nie wytrzymała i wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Jednak nagle na jej twarzy pojawił się grymas. Co oczywiście nie uszło uwadze Chodakowskiego.
- Coś cię boli? – spytał z troską.
- Trochę jestem obolała, jeszcze po porodzie. Ale to normalne – lekko się do niego uśmiechnęła. – Marcin, zabierzesz mnie do Szymka?
- Oczywiście Królewno – uroczo się do niej uśmiechnął.
Nachylił się tuż nad jej twarzą, a na jej nieco rozchylonych wargach złożył pocałunek.
- Zaraz wracam.
- Czekam – powiedziała czule z iskierkami w oczach.
10 minut później.
Po mimo tego, że Chodakowski wyszedł z sali już jakiś czas temu, w pomieszczeniu panowała bardzo luźna i miła atmosfera. Kasia i Krzysiek głośno rozmawiali i śmiali się, wspominając początki swojej znajomości i wspólne mieszkanie.
- To były czasy! – podsumował mężczyzna. – Brakowało mi was w Stanach – przyznał.
- I pewnie właśnie dlatego się nie odzywałeś. Ojj Krzysiu – Mularczyk pokręciła głową.
Nastała chwila ciszy, którą przerwała w końcu kobieta:
- Krzysiu, co ty tutaj właściwie robisz? – spojrzał na nią pytająco. – W Polsce, w Warszawie.
- Kaśka… - nie wiedział, co właściwie powinien jej powiedzieć. – Któregoś dnia zadzwonił do mnie ojciec Marcina. Powiedział pokrótce jaka jest sytuacja. Zapakowałem się, wsiadłem w pierwszy samolot no i jestem.
Uśmiechnął się do niej nerwowo.
Znał ją na tyle, że wiedział, iż to jeszcze nie koniec. Że ta odpowiedź jej nie wystarczy… I nie mylił się.
- Ojciec Marcina? Nie bardzo rozumiem – spojrzała prosto w jego oczy.
Jej wzrok. Taki zdezorientowany. Wręcz zagubiony. I zwrócony jeszcze wprost na niego. Prosto w jego oczy…
- Marcin by mnie chyba zabił, jakby się tylko dowiedział, że ci o tym powiedziałem – powiedział pod nosem. – Ale dobra, powiem ci prawdę. Ale jeden warunek: ta rozmowa zostaje między nami, okej? – niepewnie przytaknęła. – Jak już mówiłem, zadzwonił do mnie pan Grzegorz i powiedział mi o tym, co się stało. Jakiś wypadek, twoja amnezja, a Marcin się załamał. Ale myślałem, że jego ojciec wyolbrzymia całą sytuację. Mimo moich podejrzeń przyleciałem. I to co zobaczyłem… - na samo wspomnienie głośno przełknął ślinę. – Naprawdę nie spodziewałem się, że z Marcinem może być aż tak źle. Mieszkanie… Uwierz mi, że takiego chlewu to ja jeszcze nie widziałem. Jakieś gazety, książki, puste butelki walały się po podłodze. A Marcin przywitał mnie w starym, rozciągniętym dresie i brudnej koszulce.
Kasia trawiła każde jego słowo. Powoli przetwarzała i układała sobie to wszystko w głowie.
Ale namieszała…
Kilka pojedynczych łez spłynęło po jej policzkach.
- Mała, nie płacz.
Jedną ręką chwycił jej drobną dłoń, a drugą starł mokre plamki z jej policzków. Lekko się do niego uśmiechnęła.
- Nie rób tak więcej, jasne? Marcinowi już chyba wystarczy takich akcji.
- Obiecuję. Nigdy więcej.
- No ja mam nadzieję – szeroko się do niej uśmiechnął.
“My head spinning around I can't see clear no more.
What are you waiting for?”
PUK, PUK!
Mimo braku odpowiedzi ze środka pomieszczenia, drzwi się uchyliły. Do sali wjechał wózek, a zaraz za nim pojawił się pchający go Marcin.
- Królewno, limuzyna gotowa.
Gdy tylko wszedł do sali, na sam jego widok, od razu się uśmiechnęła. A jeszcze jego głos… Ahh! W środku aż zadrżała. Znowu. Znowu to samo. Czy ON już zawsze będzie tak nią działał?
Nic nie powiedziała. Tylko patrzyła na niego cała rozanielona.
- Jedziemy? – spytał w końcu.
- Ta… Tak – wydusiła.
Próbowała w miarę zwinnie podnieść się z łóżka, jednak zrobiła to zdecydowanie za szybko. Zatrzymała się w powietrzu, podparta łokciami na łóżku. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
- Chodź tutaj – Marcin delikatnie, lecz pewnym ruchem wziął ją na ręce. – Jaka piżamka – zlustrował ją wzrokiem, ledwo powstrzymując śmiech.
Popatrzyła na swój ubiór. No tak, przecież nie wzięła ze sobą swoich rzeczy. Nie było na to czasu. Dlatego pielęgniarki ubrały ją w szpitalną piżamę.
Niby mówią, że ładnemu to we wszystkim ładnie. Ale czy jest ktoś, kto dobrze wygląda w przynajmniej o 2 rozmiary za dużej koszuli nocnej? Na dodatek jakieś pożółkłej. Chyba kiedyś była biała…
Kasia nadal przyglądała się swojemu ubiorowi, a Marcin w końcu zaczął się śmiać. Za co od razu dostał kuksańca w bok od nadal trzymanej na jego rękach Mularczyk.
Odchrząknął i spoważniał.
- Powiedzieć chciałem, znaczy miałem… Seksowna. Bardzo – uśmiechnął się do niej zalotnie.
- Chodakowscy, może ja was zostawię – przypomniał im o swojej obecności Krzysiek.
Speszona Kasia spuściła wzrok i schowała za ucho niesforny kosmyk włosów, który opadł jej na twarz. A Marcin w końcu posadził ją na wózku.
- Dobra zakochańce, będę się już zbierał. Zresztą nie chcę wam przeszkadzać – wyraźnie podkreślił ostatnie słowo, które wypowiedział.
Chodakowski spojrzał na kumpla, po czym sięgnął do kieszeni spodni.
- Masz – rzucił przyjacielowi pęk kluczy.
„Let me take you past our satellites.
You can see the world you brought to life, to life.”
Krzysiek pożegnał się z nowo upieczonymi rodzicami i opuścił szpital. A Kasia i Marcin udali się w końcu do sali, w której leżały noworodki.
Chodakowski „zaparkował” wózek, na którym siedziała Mularczyk, tuż obok jednego z malutkich łóżeczek.
Dziecko, które tutaj leżało właśnie spało. A oni wpatrywali się w nie w milczeniu.
Jest taki malutki. Taki kruchy. Taki delikatny. Taki bezbronny... I, bez wątpienia, jest najpiękniejszym dzieckiem, jakie kiedykolwiek widzieli. W końcu to ICH dziecko. To ICH syn.
„SZYMEK Chodakowski, urodzony 25.01.2015 roku” – mogli przeczytać na bransoletce, którą ów mała istotka miała założoną na jednym z nadgarstków.
Kasia, najdelikatniej jak tylko potrafiła, musnęła swoimi palcami jego malutką dłoń. Po mimo subtelności, z jaką to zrobiła, chłopiec podniósł powieki.
Duże, niebieskie oczy tego małego człowieka patrzyły teraz prosto na nią.
Łzy zbierały się w kącikach jej oczu.
- No, chłopaku, uśmiechnij się teraz ładnie do swoich rodziców.
Marcin jedną ręką głaskał syna po brzuszku, a drugą trzymał dłoń Kasi. Spojrzała na swojego mężczyznę zeszklonymi oczami.
- Nie wierzę, że to wszystko się tak skończyło… - powiedziała cicho.
- Kochanie, to dopiero początek – dotknął ustami jej ust. – Poczekaj – oczy mu zabłysły – poczekaj chwilę – i zniknął za drzwiami.
Zdezorientowana Kasia wzruszyła ramionami i przeniosła swój wzrok na syna. Cały czas na nią patrzył. Tymi swoimi dużymi oczkami.
- Taki właśnie jest ten twój tatuś. Dlatego mam nadzieję, że ty wdałeś się w mamusię – zaśmiała się.
W tej chwili drzwi się otworzyły. I stanął w nich Marcin. Z wielkim bukietem czerwonych róż.
Na ten widok Kasia szeroko się uśmiechnęła. Chodakowski przykucnął obok wózka, na którym siedziała.
- Zwariowałeś? – łzy szczęścia już spływały jej po policzkach.
- Już taki ze mnie romantyczny chłopak – powiedział, uśmiechając się przy tym cwaniacko.
- Czyli zwariowałeś.
- To od twoich mężczyzn za to, że… - nigdy nie był dobry w tego typu „gadkach” - za… że radę dałaś, Kaśka.
Zaśmiała się, a łzy z coraz większą częstotliwością „ciekły” po jej policzkach.
Marcin położył bukiet na stoliku za sobą i złapał Kasię za rękę. Spojrzała prosto w jego oczy.
- Kocham cię – powiedziała.
Na te słowa Chodakowski wstał, wziął kobietę na ręce i zaczął się z nią kręcić dookoła własnej osi.
- Puść mnie, wariacie! – krzyczała kobieta, cały czas się śmiejąc.
- Najbardziej na świecie cię kocham Kaśka!
***
Udało się, wyrobiłam się :) !
Szału to raczej nie zrobiłam, wiem. Muszę się przestawić na pisanie sielanek...
Ale to jest trudne! Serio. Prościej jest napisać, jak się coś dzieje, jak się coś komplikuje.
Oczywiście o ile ma się na to pomysł. A mi już coś się w główce rodzi. :D
Jestem bezlitosna, wiem. XDD
Kolejna część najwcześniej za tydzień.
To chyba tyle. ;)
Pozdrowienia i buziaki, Kasiek :* !
Jejku ! *o* !!! Jak słodko jak pięknie jak cudownie <3 ! W końcu wszystko wróciło do normy ! Haha ja wiem że ty tego tak nie zostawisz i że już masz jakiś pomysł i będziezznowu zwrot akcji :D ale pomimo tego ... KOCHAM TE TWOJE OPOWIADANIA ! cieszę się że ktoś pisze właśnie cos takiego o naszych ukochanych ,najlepszych bohaterach z Mjm <3 ! Cieszę się też że tak właściwie przez przypadek trafiłam na twojego bloga ! I nie żałuje tego ! Pisz pisz jak najwięcej i jak najlepiej potrafisz . Super Ci to wychodzi :) czekam na następną część ! Pozdrawiam Cię Kasia ? Myślę że tak masz na imię ( Kasiek ) :D / NATI
OdpowiedzUsuńDziękuję za tyle miłych słów. :)
UsuńTak, jestem Kasia. ;)
Również serdecznie Cię pozdrawiam :)!
Kasiek
Wszystko pięknie, ładnie jak zawsze, tylko mam małą uwagę co do pewnej sprawy, a mianowicie do tego ze każde dziecko przez pierwsze parę miesięcy po narodzinach ma niebieskie oczka ;)/iga
OdpowiedzUsuńKompletnie nie zwróciłam na to uwagi. Dziękuję za czujność (już poprawione) :)!
UsuńPozdrawiam, Kasiek :)!
mega <3
OdpowiedzUsuńCuudo !!! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie!!!!!!Zakończenie mega i nie mogę się doczekać next <3
OdpowiedzUsuńKiedy następna część ? /NATI
OdpowiedzUsuńSzczerze to nie mam zielonego pojęcia.
UsuńZdążyłam dzisiaj wrócić z wyjazdu i jak na tę chwilę to nie mam napisane nic...
To pisz pisz czekamy i pozdrawiamy :*
UsuńCzeeekamy !!! :* kiedy next ? :)
UsuńBliżej niż dalej ;)!
UsuńObiecuję, że pojawi się w najbliższym czasie. :)
Pozdrawiam Oczekujących :*!
Kasiek