W miarę dokładnie opisany cały obrzęd uroczystości, czyli część oficjalna, powinien i mam nadzieję, że podkreśli podniosłość sytuacji oraz pozwoli Wam bardziej wyobrazić sobie te wydarzenie. Przynajmniej to miałam na celu. :)
Pozdrawiam, Kasiek :-*!
***
Miłość
to pomieszanie podziwu, szacunku i namiętności.
Jeśli żywe
jest choć jedno z tych uczuć,
to nie ma o co robić szumu.
Jeśli dwa,
to nie jest to mistrzostwo świata, ale blisko.
Jeśli wszystkie
trzy, to śmierć jest już niepotrzebna - trafiłaś do nieba
za życia.
(William
Wharton)
- Marcin, ja naprawdę nie wiem, czy to jest dobry pomysł
– w mieszkaniu rozległ się kobiecy głos.
Z powodu braku jakiejkolwiek reakcji na te słowa, drobna
brunetka wyłoniła się w końcu z jednego z pokoi. Stanęła w jego drzwiach z małą
bluzeczką w rękach.
- Marcin…
Mężczyzna bawił się w najlepsze ze swoim małym synkiem.
Leżał na kanapie, na wznak, a w wyprostowanych w górze
rękach, pod paszkami, mocno trzymał dziecko. Potem delikatnie opuszczał je w
dół, dawał szybkiego buziaka w nosek, by następnie znowu unieść je do góry.
Mały człowiek był wprost przeszczęśliwy; śmiał się w głos, piszczał i wesoło wymachiwał
rączkami i oraz nóżkami.
Na twarzy Mularczyk zagościł promienny uśmiech.
- O, Kotek – Chodakowski kątem oka zauważył ukochaną.
Pospiesznie zmienił pozycję z leżącej na siedzącą, a syna
posadził sobie na kolanach.
- Młody spakowany? – subtelnie potrząsnął dzieckiem na
boki, co wywołało kolejny atak śmiechu u małego człowieka.
- Tak. Znaczy… Marcin, mam pewne wątpliwości co do tego
pomysłu – powiedziała niepewnie.
- Kotek, wszystko już ustalone jest. Nie psuj planów, co?
– próbował ją uspokoić. – Zobacz, jak się Młody już na nockę u dziadków
nastawił…
Mężczyzna przeniósł swoje dłonie z brzuszka chłopca na
jego rączki. Zaczął nimi klaskać, a potem jeszcze jego kolana zaczęły nieco
„podskakiwać”.
- Kosi, kosi łapki,
pojedziemy do babki. Babka da nam mleczka,
a dziadek cukiereczka – powiedział w rytmie.
Chłopiec znowu się śmiał.
W końcu dołączyła do niego również jego rodzicielka.
- No widzisz, Kotek –
wstał z kanapy i podszedł do narzeczonej. – Wszystko gra. Nie martw się już tak
– musnął jej rozchylone wargi.
- Mmm – zamruczała z
zadowolenia.
- Kotek, a ty już gotowa
jesteś? – spytał.
- Jeżeli pytasz o to, czy
jestem spakowana to tak, jestem – spuściła głowę. - Bo gotowa to… - nie
dokończyła, bo mężczyzna wszedł jej w słowo.
- Królewno, wiem – wolną
ręką podniósł i przytrzymał jej podbródek. - Ale pomyśl sobie, że to tylko
jedna noc. Tylko jedna, Kocie – złożył na jej ustach delikatny pocałunek. – Bo
od jutra to wiesz: „w zdrowiu i w chorobie, dopóki śmierć nas nie rozłączy”. Już
się mnie nie pozbędziesz na jedną noc nawet – zaśmiał się, po czym poprawił
niesforny kosmyk włosów, opadający jej na twarz. – A dzisiaj jeszcze według
planu, okej? – przytaknęła skinieniem głowy. – Czyli odwozimy Młodego do
dziadków, później ty zostajesz u Magdy, a ja z Olkiem przyjeżdżam tutaj, tak?
- Tak – potwierdziła.
Z delikatnym uśmiechem na twarzy pogładził jej
policzek.
- Kocham cię – powiedziała
wpatrzona w jego wielkie, brązowe oczy. – Was kocham – spoglądała to na
narzeczonego, to na syna.
- A my ciebie, nie
Chłopaku? – delikatnie pokręcił dziecko na boki. – Najbardziej na świecie tę
matkę twoją kochamy – powiedział czule, nie odrywając wzroku od ukochanej
kobiety.
Nie
wystarczy pokochać.
Trzeba
jeszcze umieć wziąć tę miłość w ręce
i przenieść
ją przez całe życie.
(Konstanty Ildefons Gałczyński)
W końcu nastał tak upragniony przez wszystkich dzień…
-
Sobota, 27 czerwca, godzina 16-ta.
-
Możesz przestać mówić do mnie jakimś szyfrem?
-
Powinnaś raczej spytać, co się wtedy stanie.
-
To co się wtedy stanie?
-
Żoną moją zostaniesz.
Od
dnia, w którym doszło do tej rozmowy, minęły 3 tygodnie.
3 tygodnie.
Cóż to są 3 tygodnie?
W
niektórych sytuacjach, z którymi musimy się borykać w życiu, te 3 tygodnie
wydają się być wręcz koszmarną ilością czasu…
Ile razy w życiu musiałeś
przeżyć 3 tygodnie: może czekając na coś czy też na kogoś, może tęskniąc za
czymś lub za kimś.
Dłużyło
się, prawda? Niemiłosiernie wręcz!
Ile razy po drodze wątpiłeś?
No ile razy w czasie tych Twoich
3 tygodni zwątpiłeś w te swoje czekanie? W jego słuszność i jakikolwiek sens…
Myślałeś,
że dzień, na który tak bardzo czekasz, już nigdy nie nadejdzie.
Było tak, prawda?
Wtedy
te Twoje 3 tygodnie trwały dla Ciebie niby nieskończoność.
Ale
są również w życiu takie chwile, dla których 3 tygodnie to mało.
Stanowczo
za mało. I ciągle za mało…
Dla
naszej pary narzeczonych te 3 tygodnie okazały się być bardzo pracowitymi
tygodniami. Minęły im one bowiem na bardzo intensywnych przygotowaniach do
ślubu. ICH ślubu. Czyli dnia, który powinien być jednym z najważniejszych w ich
życiu. Dniem najpiękniejszym. Najszczęśliwszym. I zdecydowanie niezapomnianym. Przynajmniej
przez nich. Nigdy!
Jak
już wiadomo sprawę kościoła i Księdza wziął na siebie Chodakowski, bo to
właśnie on, w tajemnicy przed narzeczoną, zarezerwował dla nich termin ślubu.
Jednak to nie wszystko, jeżeli chodzi o budynek, w którym mieli sobie
powiedzieć sakramentalne „tak”. Została jeszcze sprawa jego przystrojenia . Tym
miała zająć się Mularczyk. Zaproszenia również były na jej głowie. Ponadto jej
zadaniem było jeszcze wybranie menu weselnego. No i oczywiście, co nie powinno
nikogo zdziwić, wybór i zakup sukni ślubnej.
Resztą
spraw zajął się Marcin. Sam, z własnej inicjatywy wziął to wszystko właśnie na
siebie.
Z
pozostałych czynności najważniejszy był oczywiście wybór sali. O tym
Chodakowski pomyślał już wcześniej. Dużo wcześniej. Jednak o swoich planach nie
powiedział przyszłej żonie. Zakomunikował jej tylko, że wszystko jest pod
kontrolą. Zaufała mu. Ostatecznie ustalili, że zabierze ją w miejsce, w którym
ma się odbyć ich przyjęcie weselne dopiero wtedy, gdy już wszystko będzie
gotowe. Zgodziła się. I tak się stało. Dosłownie kilka dni temu wybrali się na taką
„małą wycieczkę”. Kierunek, oczywiście - Grabina! Ale, halo, nie ten zjazd.
Tędy nie… Dojechali.
Wolę jedno życie z Tobą niż samotność
przez wszystkie ery tego świata.
(John Ronald Reuel Tolkien)
Kasia ubiegłej nocy spała dość kiepsko...
Kręciła się, wierciła na łóżku w sypialni Magdy i Olka.
Nie mogła sobie znaleźć miejsca w ich mieszkaniu. Żeby nie obudzić swojej
przyszłej szwagierki postanowiła wziąć poduszkę i kołdrę, i przenieść się do
salonu na kanapę. Niestety, zmiana miejsca leżenia nie przyniosła tak oczekiwanego
przez nią efektu, czyli snu. Dalej wierciła się i kręciła, tym razem na
kanapie, ale znowu zupełnie bez celu.
Ale w sumie to trudno jej się dziwić. Spędzała noc w
zasadzie obcym sobie miejscu, to po pierwsze. Po drugie: nie miała obok siebie dwóch
najważniejszych w jej życiu mężczyzn, czyli Marcina i Szymka. To ich pierwsza
osobno spędzona noc od dnia, w którym na świat przyszedł najmłodszy z rodu Chodakowskich.
Kolejnym, chyba najważniejszym powodem, dla którego tak trudno było jej zasnąć,
był oczywiście fakt, że przed nią właśnie najważniejszy dzień jej życia. Dzień,
o którym każda kobieta marzy już od najmłodszych lat.
ŚLUB.
Jej ślub, ich ślub. Jej z Chodakowskim... Kasia i Marcin,
Marcin i Kasia. Na ten dzień czekała już od 4 lat. Tak, dokładnie w tym roku
minęły 4 lata od ich pierwszego spotkania; od kłótni obcych sobie ludzi przed
blokiem Tomka, a później od „pięknego
posłańca z Grabiny”. I od tej doręczycielki smakołyków od pani Basi
wszystko się zaczęło. Kto by pomyślał? No
na pewno nie wtedy i nie tamten Marcin. Ale Kasia… Ona już wtedy wiedziała. Po
pierwszym pocałunku, tak niespodziewanym, ona już wtedy wiedziała. Wiedziała,
że Chodakowski to mężczyzna jej życia. Bo kobiety tak mają. Im wystarczy 5
minut, by zdobyć tę pewność. Kobieta po prostu wie, że to TEN.
Od tamtego dnia minęły już 4 lata. I dużo się w tym
czasie wydarzyło. Naprawdę dużo za nimi. Ale jeszcze więcej przed nimi. Wiedziała
to.
Na początku jednak ślub.
Mimo nie do końca przespanej nocy, wstanie z łóżka rano i
będzie jak nowonarodzona. Musi zrobić ślubny makijaż i oczywiście fryzurę. W
tym wszystkim pomoże jej przyszła bratowa i druga niezawodna przyjaciółka, a na
dodatek jej druhna - Kinga, która ma dołączyć do przyszłych pań Chodakowskich
przed południem. Kiedy wszystkie 3 kobiety będą już gotowe, jadą dalej.
Kierunek – Grabina! Tam, w domu Mostowiaków, pomogą się Kasi ubrać w suknię
ślubną i dokonają ostatnich poprawek,
związanych z ostatecznym wyglądem panny młodej.
Tylko co potem?
Jak to co? Ślub i wesele, czyli zabawa z nowożeńcami do
samego rana!
Dobrze wiesz, że
nie o to mi chodziło…
Przymknęła oczy, a pod jej powiekami już czekał na nią
przepiękny obrazek.
Las. Duża działka
na kompletnym pustkowiu. Mały, drewniany domek w stylu góralskim. Duży taras, a
na nim ona i Marcin. Siedzą na kanapie z kieliszkami wina w rękach. A przed
nimi, na rozłożonym kocu siedzi i bawi się ze sobą trójka dzieci. Dwóch
chłopców i jedna dziewczynka pomiędzy nimi.
Uśmiechnęła się i w końcu zasnęła.
Mam tak wiele, a uczucie do niej pochłania
wszystko.
Mam tak wiele, a bez niej wszystko staje
się niczym.
(Johann Wolfgang Goethe)
Jechał przez puste ulice Warszawy. Natężenie ruchu na
drogach w stolicy było wręcz znikome. Cud?
Nie! Po prostu sobotnie godziny poranne, sprzyjające szybkiemu dojazdowi do
wybranego miejsca, nawet na drugim końcu miasta.
W pewnej chwili do uszu kierowcy dotarł dźwięk,
wydobywający się z jego telefonu i świadczący o przychodzącym połączeniu. Zerknął
na wyświetlacz urządzenia, leżącego na siedzeniu pasażera, a potem nacisnął
jeden z przycisków na małej skrzyneczce, przymocowanej do osłony
przeciwsłonecznej dla kierowcy.
- No cześć braciszku. Już wstałeś? – uśmiechał się sam do
siebie.
- Marcin, gdzie ty
jesteś? – powiedział zaniepokojony jego nieobecnością w mieszkaniu. – Tylko mi
nie mów, że się rozmyśliłeś w ostatniej chwili.
- Braciszku – zaśmiał się. – Ejj, to ten pomysł twój,
żebyś u mnie spał dzisiaj to wszystko dlatego tylko, żeby mnie przypilnować?
Żebym w ostatniej chwili przed ślubem nie zwiał?
- Coś w tym rodzaju
– powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Świetnie to sobie wykombinowałeś. Nie ma co. Ale
braciszku, uspokoić cię mogę, nigdzie nie uciekłem.
- Kamień spadł mi z
serca – powiedział „z ulgą” w głosie.
- Za pół godzinki jakieś będziemy z powrotem –
poinformował swojego świadka.
- Będziemy? –
wychwycił z jego wypowiedzi.
- Bo po Szymka jadę.
- Nie taki był plan
– zauważył młodszy z braci.
- Chrzanić plany. Nie wytrzymałbym całego dnia. Jak
cholera się za nimi stęskniłem. A po Kaśkę jechać nie mogę, więc chociaż
Młodego zabiorę od dziadków.
- No z takiej
strony to cię nie znałem.
- Bo ty, braciszku, jeszcze mało o życiu wiesz. Dobra,
kończyć muszę. Na razie.
Dzisiaj kocham Cię jeszcze bardziej niż wczoraj,
a nie możesz sobie nawet wyobrazić,
jak bardzo kochałem Cię wczoraj.
(James Patterson)
Mężczyzna w dobrze skrojonym, czarnym garniturze, z małym
kawalerem na rękach, który również wyglądał bardzo elegancko, chodził w kółko,
przed wejściem do kościoła, już od dobrych 15 minut. Co chwilę ktoś go
zaczepiał i witał się z nim, jednak on nie przywiązywał do tego większej uwagi.
Teraz miał ważniejsze rzeczy na głowie. A raczej kogoś i w głowie. Kogoś, na
kogo bardzo czekał. I z minuty na minutę było mu coraz ciężej z tym, że tej
osoby jeszcze z nim nie ma. Z nimi nie ma, bo przecież młody człowiek, którego
mocno trzymał w swoich ramionach, też z nim czekał.
Po krótkiej chwili, która dla Chodakowskiego trwała chyba
wieczność, w bramie prowadzącej do kościoła zatrzymał się samochód. Zza
kierownicy wysiadł Marek. Zaraz za nim auto opuściła Kinga oraz Magda. Obie z
daleka obdarzyły Marcina ciepłymi uśmiechami. Mostowiak obszedł auto i otworzył
w końcu drzwi, które do tej pory były zamknięte. Wyciągnął dłoń i pomógł wyjść
z auta niskiej brunetce.
- Kaśka… - wymamrotał pod nosem Marcin.
Kompletnie nie wiedział, co może więcej powiedzieć.
Wprost zaniemówił na widok narzeczonej w białej sukni. Wyglądała jak anioł.
Na widok mężczyzn swojego życia na twarzy Mularczyk
pojawił się promienny uśmiech. Puściła dłoń Mostowiaka i czym prędzej podeszła
do nich. Widząc zbliżającą się rodzicielkę, Szymek zaczął wesoło wierzgać
rączkami i nóżkami. Gdy już była wystarczająco blisko, wyciągnął do niej ręce.
- No chodź tu do mnie, Kochanie – przejęła syna od
milczącego ukochanego. – Ale ty jesteś elegancki, Skarbie – poprawiła mu muszkę.
Chłopiec wtulił się w mamę, a ona z nieschodzącym z
twarzy uśmiechem przeczesała jego krótkie włoski, po czym pocałowała go w
czubek głowy.
- Kasiu – powiedział w końcu Marcin, a kobieta utkwiła w
nim swój wzrok. – Wyglądasz… Boże, Kaśka!
Nie wytrzymał. Przyciągnął ją do siebie, po czym wpił się
w jej usta.
Do ich uszu dobiegł głośny śmiech dziecka. Odsunęli się
od siebie nieznacznie i spojrzeli na syna. W końcu sami też wybuchnęli
śmiechem.
- Cieszy się, że razem w końcu jesteśmy – stwierdził
Marcin.
- Ja też się cieszę – powiedziała z iskierkami w oczach.
- Boże, jak ja tęskniłem – oparł swoje czoło o jej.
- Przecież to tylko jedna noc – przypomniała mu jego
słowa.
- Jedna i ostatnia. Nigdy więcej, obiecuję – wpatrywał
się w jej oczy.
- Obiecuję.
Pogładził jej policzek. Uśmiechnęła się do niego szerzej,
pokazując mu przy tym dwa rzędy swoich białych zębów.
- Kochani, chyba już czas – kapłan stanął obok
szczęśliwej rodziny. – To co, gotowi?
- Tak – powiedziała Mularczyk pewnym tonem głosu.
- Jak nigdy – zapewnił Chodakowski.
Ksiądz obdarzył ich serdecznym uśmiechem i ruszył w
stronę kościoła.
Marcin spojrzał głęboko w oczy ukochanej kobiety. I to co
w nich zobaczył… Dałby sobie rękę uciąć, naprawdę, że to co w nich zobaczył to
miłość. Miłość bezgraniczna. Miłość bezwarunkowa.
Dla nich miłość to
była rodzina. Nieustające poczucie bezpieczeństwa. Stabilizacja. Oraz poczucie
bliskości. Bo właśnie na tym ta prawdziwa miłość polega.
Zobaczył w jej
oczach miłość w najpiękniejszym tego słowa znaczeniu.
Złożył na jej czole delikatny pocałunek, po czym zabrał z
jej rąk syna. Następnie wolną ręką chwycił jej dłoń i już szli zgodnym krokiem
za księdzem.
Mówią,
że kiedy rodzi się człowiek
z
nieba spada dusza i rozpada się na dwie części.
Jedna
trafia do kobiety, druga do mężczyzny...
Sens
życia polega na odnalezieniu tej drugiej połowy.
Połowy swojej duszy.
Połowy swojej duszy.
Połowy
siebie.
(Paulo Coelho)
Wszyscy zebrani goście oraz najważniejsza para, czyli
para młoda, usiedli na swoich miejscach. Do stojącej przy ołtarzu ambony
podszedł świadek pana młodego. Otworzył księgę na odpowiedniej stronie, wziął
głęboki oddech i zaczął:
- Czytanie z Pierwszego Listu Świętego Pawła Apostoła do
Koryntian:
„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.
stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.”
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.”
(1 Kor 13, 1-7)
Państwo młodzi w tym samym
momencie zwrócili swoje twarze do siebie. Ich spojrzenia się spotkały, a twarze
rozpromieniły się w uśmiechach. Chodakowski wyciągnął do kobiety w białej sukni
swoją rękę, którą ona złapała w powietrzu. I tak splecione mocno dłonie
zakochanych w sobie ludzi oparły się na męskim kolanie.
- „Miłość nigdy nie ustaje, nie jest jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy i po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe.”
albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy i po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe.”
(1 Kor 13, 8-10)
Aleksander na chwilę
oderwał swój wzrok od lekcjonarza i spojrzał na młodą parę. Jego uwagę od razu
przykuły ich splecione w uścisku ręce. Posłał do nich życzliwy uśmiech.
- „Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak
dziecko, myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz.
Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest MIŁOŚĆ.”
Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz.
Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest MIŁOŚĆ.”
(1 Kor 13, 11-13)
W tej chwili brunetka poczuła ściśnięcie swojej ręki. Na
początku popatrzyła na splecione w mocnym uścisku dłonie, a potem utkwiła swój
wzrok w szatynie, który wpatrywał się w nią niczym w obrazek.
- Z nich zaś największa jest miłość – wyszeptała cicho w
jego stronę.
Uśmiechnął się do niej w taki sposób, że w oczach obojga
na nowo rozpaliły się iskierki szczęścia.
I przysięgam, w tamtej chwili byliśmy
nieskończonością…
(Stephen
Chbosky)
- Kochani - kapłan zwrócił się do pary młodej. – Wstańcie.
Para oczywiście zrobiła to, o co ich poprosił. Sam ksiądz
zaś podszedł i stanął przed nimi.
- Katarzyno – popatrzył na kobietę – Marcinie – jego
wzrok przeniósł się na mężczyznę – wysłuchaliście słowa Bożego i
przypomnieliście sobie znaczenie ludzkiej miłości i małżeństwa. W imieniu
Kościoła pytam was, jakie są wasze postanowienia. Czy chcecie dobrowolnie i bez
żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
- Chcemy.
- Czy chcecie
wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli aż do końca
życia?
- Chcemy.
- Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku
wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?
- Chcemy.
- Prośmy Ducha Świętego,
aby uświęcił ten związek i dał narzeczonym łaskę wytrwania. Niech ich miłość
przez Niego umocniona, stanie się znakiem miłości Chrystusa i Kościoła.
Obdarzył ich
ciepłym uśmiechem, a po kościele rozniósł się dźwięk organów. Wszyscy obecni
wraz z prowadzącym śpiew organistą, odśpiewali hymn do Ducha Świętego.
Kiedy śpiew już
ustał, a w budynku nastała cisza, duchowny znowu zaczął:
- Kochani, skoro
zamierzacie zawrzeć sakramentalny związek małżeński, podajcie sobie prawe
dłonie i wobec Boga, i kościoła, powtarzajcie za mną słowa przysięgi
małżeńskiej.
W tym momencie młodzi zwrócili się do siebie i podali
sobie dłonie, które następnie kapłan symbolicznie przewiązał stułą. Spojrzeli sobie prosto w oczy i za kapłanem
zaczęli powtarzać:
- Ja Marcin biorę sobie Ciebie Katarzyno za żonę i
ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę, aż
do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy
Święci.
- Ja Katarzyna biorę sobie Ciebie Marcinie za męża i
ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę, aż
do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy
Święci.
Wymienili się zniewalającymi uśmiechami.
- Mogę już pocałować pannę młodą? – wyrwał się
Chodakowski.
Kasia parsknęła śmiechem. Odwróciła twarz w bok i zakryła
cały czas śmiejące się usta ręką. Goście zareagowali równie żywo co panna
młoda. Poważna atmosfera, która wytworzyła się między nimi, głównie przez
powagę miejsca, nieco się rozluźniła po pytaniu pana młodego.
- Jeszcze nie – odpowiedział w końcu roześmiany kapłan.
Kasia trochę się już uspokoiła i ponownie spojrzała w
oczy ukochanego mężczyzny. Ten tylko nerwowo podrapał się po karku.
- Kocham cię – poruszyła ustami, nie wydając z siebie
żadnego dźwięku.
- W takim razie; co Bóg złączył, człowiek niech nie
rozdziela. Małżeństwo przez Was zawarte Ja, powagą Kościoła Katolickiego
potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – tymi słowami i
uczynionym znakiem krzyża ksiądz uroczyście potwierdził ważność zawarcia przez
nich związku małżeńskiego, następnie zabrał stułę. – Teraz nastąpi
pobłogosławienie obrączek – świadek podał kapłanowi 2 złote krążki. - Pobłogosław,
Boże, te obrączki, które poświęcamy w
Twoim imieniu. Spraw, aby ci, którzy będą je nosić, dochowali sobie doskonałej
wierności, trwali w Twoim pokoju, pełnili Twoją wolę i zawsze się miłowali.
Przez Chrystusa, Pana naszego.
- Amen – odpowiedzieli wszyscy.
- Na znak zawartego małżeństwa nałóżcie sobie obrączki.
Pierwszy po pierścionek sięgnął Chodakowski. Trzęsącą się
ręką nałożył go kobiecie swojego życia na serdeczny palec, mówiąc przy tym:
- Żono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Żono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Drugi krążek wzięła w swoją delikatną dłoń panna młoda i
wkładając go mężczyźnie na palec, powiedziała:
- Mężu, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Mężu, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- No to teraz, synu, możesz pocałować pannę młodą –
powiedział ksiądz w stronę Marcina.
- Nareszcie – zareagował pan młody.
Złapał żonę w talii i jednym ruchem przyciągnął ją do
siebie. Nachylił swoją twarz tuż nad jej tak, że ich usta dzieliły dosłownie
milimetry. W końcu wpił się w jej usta.
Goście i nawet sam ksiądz zaczęli euforycznie klaskać w
dłonie.
- Jestem szczęśliwa. Nigdy w całym moim
życiu nie czułam się tak dobrze. A Ty?
- Ja? Ja czuję się znakomicie.
- Tak, że mógłbyś palcem dotknąć nieba?
- Nie, nie tak.
- Jak to, nie tak?
- O wiele wyżej. Co najmniej trzy metry nad niebem.
- Ja? Ja czuję się znakomicie.
- Tak, że mógłbyś palcem dotknąć nieba?
- Nie, nie tak.
- Jak to, nie tak?
- O wiele wyżej. Co najmniej trzy metry nad niebem.
(Federico
Moccia)
- Wszechmogący Boże, mocą tej ofiary, podtrzymuj z
ojcowską dobrocią związek, który ustanowiłeś w swojej opatrzności. Niech ci
nowożeńcy przez Ciebie złączeni świętym węzłem i posileni jednym Chlebem i z
jednego kielicha, żyją zgodnie, wierni jednej miłości. Przez Chrystusa, Pana
naszego.
- Amen.
- Teraz przejdziemy do obrzędu chrztu świętego. Zapraszam
rodziców-nowożeńców wraz z dzieckiem oraz rodziców chrzestnych do chrzcielnicy.
Po tych słowach Chodakowski podszedł do swoich rodziców i
z rąk Aleksandry zabrał swojego syna. Potem podszedł w miejsce wskazane
wcześniej przez kapłana. Stali już tam Kasia, Barbara oraz Olek.
- W gwoli ścisłości, jakie imię wybraliście dla swojego
dziecka?
- Szymon – powiedzieli jednym głosem nowożeńcy.
- No proszę, małżeństwo dopiero od kilku minut, a już
mówią jednym głosem. To dobrze rokuje na przyszłość – zauważył proboszcz. –
Dobrze, to o co prosicie Kościół Święty dla Szymona?
– O Chrzest – odpowiedzieli rodzice.
– O Chrzest – odpowiedzieli rodzice.
Po
tych słowach ksiądz rozpoczął właściwą ceremonię, związaną z obrzędem Chrztu
Świętego.
Kilka minut
później.
- Szymonie stałeś się nowym stworzeniem i przyoblekłeś
się w Chrystusa, dlatego otrzymujesz białą szatę – matka chrzestna nałożyła
białą chustę w okolicy główki dziecka. - Niech twoi bliscy słowem i przykładem
pomogą ci zachować godność dziecka Bożego nieskalaną aż
po życie wieczne.
- Amen – odpowiedzieli wszyscy chórem.
- Przyjmijcie światło Chrystusa.
Ojciec chrzestny zapalił świecę od paschału.
- Podtrzymywanie tego światła powierza się wam, rodzice i chrzestni, aby wasze dziecko, oświecone przez Chrystusa, postępowało zawsze jak dziecko światłości, a trwając w wierze, mogło wyjść na spotkanie przychodzącego Pana razem z wszystkimi Świętymi w niebie – obdarzył dumnych rodziców i chrzestnych ciepłym uśmiechem. – Wróćcie na swoje miejsca.
- Amen – odpowiedzieli wszyscy chórem.
- Przyjmijcie światło Chrystusa.
Ojciec chrzestny zapalił świecę od paschału.
- Podtrzymywanie tego światła powierza się wam, rodzice i chrzestni, aby wasze dziecko, oświecone przez Chrystusa, postępowało zawsze jak dziecko światłości, a trwając w wierze, mogło wyjść na spotkanie przychodzącego Pana razem z wszystkimi Świętymi w niebie – obdarzył dumnych rodziców i chrzestnych ciepłym uśmiechem. – Wróćcie na swoje miejsca.
Kasia
i Marcin, nadal trzymający w swoich ramionach Szymka, stanęli tuż przed
ołtarzem.
- Drodzy nowożeńcy – zaczął ksiądz, a para młoda ponownie
złapała się za ręce. - Od dzisiaj jesteście już dla siebie nie tylko
przyjaciółmi, ale również małżonkami – spojrzeli na siebie, a w tym spojrzeniu
było zawarte dosłownie wszystko, co pewnie chcieliby sobie teraz nawzajem
powiedzieć. - Dwie różne osoby związane w jedno. Związani słowami przysięgi.
Związani wiernością i miłością. Związani na całe życie, na dobre i złe* -
Chodakowski mocniej ścisnął dłoń swojej żony. - W tym ważnym dla was dniu
chciałbym złożyć wam jak najlepsze życzenia. Budujcie swe życie na mocnym
fundamencie wiary, na wspólnej i wzajemnej miłości,
wierności Bogu i jego przykazaniom. Kochani, idąc
za słowami Jana Pawła II: musicie być silni miłością,
która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzyma.; tą miłością, która nigdy nie zawiedzie. Polecam Was dzisiaj Maryi -
Matce Pięknej Miłości i z serca Was błogosławię na
nową drogę życia.
Po życzeniach kapłan udzielił uroczystego
błogosławieństwa nowożeńcom, nowemu członkowi Kościoła oraz ich gościom.
Z organów wydobyły się triumfalne dźwięki „Marsza”
Mendelssohna. W rytm muzyki para młoda, złączona w mocnym uścisku rąk i z olśniewającymi
uśmiechami na twarzach, wraz z synkiem, którego ojciec nadal trzymał w swych
umięśnionych ramionach, opuściła kościół.
Prawdziwa miłość nie wyczerpuje się nigdy.
- Dziewczyny, mam prośbę. Zajmiecie się przez chwilę
Szymkiem? – spytała Kasia.
- Jasne, Kochana – odpowiedziała Kinga, cały czas
zabawiając małe dziecko trzymane przez Magdę.
- Dzięki – powiedziała z promiennym uśmiechem. – Szymuś,
zostaniesz z ciociami, dobrze? – pogłaskała syna po głowie, po czym go w nią musnęła.
Chwilę później stanęła za wysokim, szczupłym mężczyzną w
eleganckim garniturze. Objęła go od tyłu w pasie.
- O, Kotek – odwrócił się i złożył czuły pocałunek na jej
ustach.
- Mów mi żono – powiedziała filuternie.
- Dla ciebie wszystko – odparł.
- Yhmm – wymruczała z dozą ironii, po czym się zaśmiała. -
O czym rozmawiacie? – wtuliła się w męża i popatrzyła na jego rozmówcę.
- Chwalę swojego brata, że ten pomysł z weselem na waszej
działce jest naprawdę trafiony.
- Udało mu się, prawda?
Rozejrzała się wokół siebie. Okalały ich beżowe, otwarte
namioty ślubne. Pod nimi stały stoły i krzesła „ubrane” w śnieżnobiałe
materiały. Pod jednym, większym namiotem rozłożony był podest ogrodowy –
miejsce dla tych zdecydowanie tańczących.
- Nie sądziłem, że z niego może być taki romantyk –
zaśmiał się młodszy z braci.
- No już taki ze mnie właśnie romantyczny chłopak –
powiedział Marcin, z nieznikającym z twarzy uśmiechem.
- Olek, mogę na chwilę porwać tego mojego romantycznego
chłopaka? – spytała Kasia, kładąc swoją dłoń na białej koszuli Marcina, w
miejscu jego klatki piersiowej.
- Jasne.
Spojrzała głęboko w oczy ukochanego.
- Chodź – złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.
- Żono, gdzie ty mnie w krzaczory jakieś ciągniesz? –
spytał, śmiejąc się przy tym.
- Marcin – zatrzymała się w końcu. – Poczekaj tutaj na
mnie – bez żadnego wytłumaczenia zostawiła go samego.
- Ty żartujesz sobie? Ejj, Kaśka! – krzyknął za nią, lecz
nawet się nie odwróciła.
Głośno westchnął. Rozejrzał się i w pobliżu znalazł jakiś
konar, na którym postanowił przysiąść.
Wróciła po krótkiej chwili.
- No jesteś wreszcie – powiedział na jej widok.
- Mam coś dla ciebie – wyciągnęła zza pleców i wręczyła
mu coś, co w swojej formie przypominało książkę.
- Co to jest? – spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Otwórz – poleciła.
Zrobił to, co mu powiedziała.
Jak się okazało to nie była książka, tylko album ze
zdjęciami. Przeglądał kolejne jego strony…
- Kaśka…
- Marcin, ty płaczesz? – powiedziała, patrząc w jego
zeszklone oczy, a sama uśmiechając się przez łzy.
- Widzisz co ty ze mną robisz, Kobieto? – otarł samotną
łzę, spływającą po jego policzku. – Chodź tu do mnie – posadził ją sobie na
kolanach.
- Podoba ci się? – spytała z nadzieją.
- Żartujesz? W życiu nie dostałem czegoś piękniejszego.
Dziękuję – przybliżył swoją twarz do jej, po czym wpił się w jej rozchylone
wargi. – Tak bardzo cię kocham – założył za ucho niesforny kosmyk włosów, który
opadł jej na twarz.
- Najbardziej na świecie – wtuliła się w bezpieczne, męskie
ramiona.
* zaczerpnięto z: http://www.sport.episkopat.pl/dokumenty/?type=r&id=84
** na podstawie: http://unikatoweprezenty.pl/slub-prezenty-slubne/1010-zyczenia-z-blogoslawiestwem-dla-mlodej-pary-skslb88-10.html
Doprowadziłaś mnie do łez!! <3
OdpowiedzUsuńNaprawdę piękna część! Tak bardzo mi szkoda, że w Mjm nie zobaczyliśmy ślubu Kasi i Marcina :(
Czekam teraz na wesele! :D
Życzę dużo weny i pozdrawiam!
Nie mam w planach opisywać wesela w odrębnej części. Ostatnia scena jest umiejscowiona w jego czasie i tylko tyle w zasadzie miało go być. ;) Ewentualnie będę nawiązywać do jakiś poszczególnych sytuacji z niego w następnych częściach, ale to by było na tyle. :)
UsuńRównież pozdrawiam, Kasiek :)!
O to chodziło ! -wzruszyć się czytając tą część ... Dziękuję Ci za to Kasiek <3 ! Poozdrawiam cieplutko /Nati
OdpowiedzUsuńBoże! Jesteś NIESAMOWITA 💙! No po prostu nie da się opisać tego co ty tworzysz! Powinnaś Nobla dostać! Albo nawet 2! Bo takich cudów to ja w życiu nie czytałam! I niech Ci tylko na myśl przyjdzie, żeby zrezygnować to dostaniesz karę do odwołania xD hahah Zawsze wrazie co możesz sięgnąć po wsparcie, bo żeby czytać coś takiego to ja mogę nawet na rzęsach chodzić xD <3 Jesteś cudowna!
OdpowiedzUsuńŻyczę mnóóstttwwoo weny i wolnego czasu! Trzymaj się ty nasza cudotwórczyni!
Łza mi się w oku zakręciła, kiedy czytałam Twój komentarz, naprawdę!
UsuńNawet jakbym chciała odejść to ta kara do odwołania mnie szczerze przeraziła... XDD
Dziękuję za udzielone wsparcie, jest mi niezmiernie miło, że Wam tak zależy na tym blogu. :) Bo przecież gdyby nie Wy i Wasza obecność, to mnie by tutaj już dawno nie było. ;)
Dziękuję za taką, a nie inną formę docenienia tego, co tutaj robię. Takie komentarze, i w ogóle jakakolwiek wyrażona opinia, naprawdę bardzo motywuje do dalszego działania. Dziękuję jeszcze raz :)!
Pozdrawiam, Kasiek :)!
Nie ma za co!;* Po prostu świetnie się czyta twoje opowiadania są cuuudowne! :)
UsuńA na kolejne części będę czekać ile będzie trzeba! :) Są czasami takie chwile, że chce się zrezygnować.. ale się nigdy nie poddawaj.. Masz nas..;*
Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny.!:)
Nie ma za co!;* Po prostu świetnie się czyta twoje opowiadania są cuuudowne! :)
UsuńA na kolejne części będę czekać ile będzie trzeba! :) Są czasami takie chwile, że chce się zrezygnować.. ale się nigdy nie poddawaj.. Masz nas..;*
Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny.!:)
No no <3 !!! Powaliłaś mnie z nóg ... Gratuluje i pozdrawiam/M
OdpowiedzUsuńAaaa mamy mistrza! Brak słów poprostu, wszystko tak perfekcyjnie opisane, Zazdroszczę Ci takiego talentu! Czekamy na kontynuacje tego cuudeńka <3 buziaki /K
OdpowiedzUsuńUlga! Bo nie powiem, że się nie bałam tej części... ;)
UsuńPozdrawiam, Kasiek :)!
Kiedy coś nowego ? :D / K
OdpowiedzUsuńBardzo fajna notka kiedy kolejna
OdpowiedzUsuńNie wiem, kiedy coś nowego... Mam nadzieję, że do końca roku uda mi się coś tutaj jeszcze wstawić, ale nie wiem. Naprawdę nie chcę nic obiecywać, bo po prostu nie wiem...
OdpowiedzUsuń