.


poniedziałek, 7 grudnia 2015

Wind of change - część 17.

Najbliższa część to będzie ogromne wyzwanie dla mnie. Tym bardziej, że takiego wydarzenia z życia naszych bohaterów chyba jeszcze nikt nie opisywał w swoim opowiadaniu. ;)
Dlatego właśnie chcę, żeby wszystko było wprost idealne. :)
Należy się to zarówno mi, jak również Wam - jako wiernym fanom tej pary. ;) 
Także życzcie mi powodzenia i cierpliwie czekajcie :D!

Ale zanim to, to zapraszam na część 17-tą :)!
Pozdrawiam, Kasiek :-*!



***









„The next thing I felt was you
holding me close.
What was I gonna do?
I let myself go.”



Warszawa. Jedno z osiedli na Błoniach Wilanowskich. Nowoczesny blok, a w nim 3-pokojowe mieszkanie. W jednym z pokoi, a konkretnie w sypialni, na łóżku leżała dwójka ludzi. Ona – piękna, drobna brunetka. On – przystojny, wysportowany szatyn. Kobieta leżała na boku, a mężczyzna obejmował ją od tyłu.
Spokój. Cisza. Harmonia.
Ten cudowny, sobotni poranek przerwał im dźwięk, wydobywający się z telefonu mężczyzny. Przekręcił się na plecy, szybkim ruchem wziął urządzenie z szafki nocnej i wyłączył budzik. Rozciągnął się, głośno ziewnął i już był rozbudzony. Spojrzał na kobietę, leżącą obok niego. Delikatnie musnął jej nagie ramię. Brunetka mrucząc z niezadowolenia, naciągnęła tylko mocniej na siebie pościel i schowała się pod nią.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
- Kasiu – włożył rękę pod kołdrę i delikatnie dotknął jej nagie ciało. – Kochanie.
Kobieta wynurzyła się spod pościeli i popatrzyła na swojego mężczyznę błagalnym wzrokiem.
- Kotku, jeszcze 5 minut – i ponownie zniknęła pod kołdrą.
- Nie ma 5 minut, wstawaj. Kasiu, już 10-ta jest – odkrył jej twarz.
- Kotku, ale sobota jest – wtuliła się w jego nagi tors. - Poza tym nigdzie nam się nie spieszy przecież.
Złożyła pocałunek na jego ramieniu, po czym położyła głowę na jego klatce piersiowej.
- Mmm, cudownie – wymruczała.
- Cudownie, cudownie, ale nie dzisiaj, Kot – musnął ją w czoło. – Wstajemy – usiadł, spuszczając nogi na podłogę.
Chciał wstać z łóżka, ale Mularczyk w ostatniej chwili złapała go za rękę, uniemożliwiając mu ten ruch. Odwrócił się i spojrzał w jej piwne oczy.
- Może zostaniemy w domu? W sypialni… - już siedziała obok niego i czule muskała jego rozchylone wargi.
- Bardzo niechętnie, ale muszę to powiedzieć niestety – podrapał się nerwowo po karku. - Nie dzisiaj, Kot. Wstajemy – pocałował ją w czoło, po czym wstał z łóżka.
Wyszedł z pomieszczenia, a po krótkiej chwili stanął w jego drzwiach z dzieckiem na rękach.
- Zobacz, a ta mamuśka twoja to jeszcze śpi – panowie spojrzeli na leżącą wygodnie na łóżku kobietę.
Na ich widok Kasia szeroko się uśmiechnęła.
- Pójdziesz do mamy? – spytał Chodakowski, całując dziecko w czubek głowy.
Następnie położył małego człowieka obok jego rodzicielki, a ta mocno przytuliła syna do siebie i pocałowała go w czółko.
- Cześć Szkrabie. Ciebie też tata brutalnie obudził z rana? – ułożyła krótkie włoski na jego głowie.
- Śniadanie zrobię, a wy rodzinko wstawajcie powoli – puścił do nich oczko, po czym z uśmiechem na twarzy zniknął za drzwiami.



„You filled my heart with a kiss,
ya gave me freedom.
You knew I could not resist.”



Jechali już od prawie godziny. Marcin jako głowa rodziny siedział oczywiście za kierownicą. Młoda mama zaś na tylnym siedzeniu Jeep’a, zaraz obok fotelika dziecięcego, w którym wygodnie siedział sobie jej mały synek.
Gdy powoli dojeżdżali już do celu swojej podróży, w radio zaczęła lecieć piosenka o miłości…
- Oho, Szymuś, słyszysz to? Tatuś zaczyna nucić – powiedziała z malującym się uśmiechem na twarzy Kasia.
Tymczasem Chodakowski już zaczął śpiewać:
- Kocham Cię, Kochanie moje…
Śpiewający mężczyzna zerknął w lusterko, znajdujące się w samochodzie. Zobaczył w nim uroczo uśmiechającą się do niego Kasię. Brunetka położyła swoją dłoń na jego ramieniu. Marcin wziął jej rękę w swoją i czule ją musnął.
Następnie, cały czas patrząc w lusterko, puścił oczko do swojej ukochanej. Ta w odpowiedzi zaśmiała się tylko.
Chwilę później byli już na miejscu. Marcin zaparkował auto tuż przed domem Mostowiaków.
- Jak tu pięknie – powiedziała Mularczyk zaraz po wyjściu z auta.
- No trzeba przyznać, że fajnie to Marek ogarnął – przyznał Chodakowski, obchodząc samochód.
- Wezmę rzeczy z bagażnika.
Drzwi do domu się otworzyły i ze środka wyłoniła się starsza kobieta.
- Kochani, no wreszcie jesteście. Nie mogłam się was doczekać, Marcinku – puściła oczko do Chodakowskiego.
- Dzień dobry babciu – przywitał się z seniorką.
- Dzień dobry babciu – przywitała się Kasia. – Jak wy tu teraz macie pięknie – stwierdziła młoda mama.
- Prawda Kasieńko? – zaśmiała się Mostowiakowa. – Marcinku, no daj mi tego małego aniołka – nie czekając na odpowiedź, wzięła Szymka z rąk młodego ojca.
Chodakowski zaś przejął torbę z rzeczami dziecka od swojej narzeczonej.
- Tu są Młodego rzeczy. Zanieść je do środka? – spytał mężczyzna.
- Zostaw je Marcinku tutaj, na ławce – odpowiedziała mu starsza kobieta.
- Super – posłusznie zrobił to, co mu poleciła.
- Szymuś, idziemy do dziadka Lucka.
- Babciu, dziękuję – po tych słowach Mostowiakowa zniknęła z dzieckiem za drzwiami domu.
- Marcin, co tu się…
- To co, jedziemy? – spojrzał na narzeczoną.
- Gdzie? – spytała zaskoczona zaistniałą sytuacją.
- Dowiesz się Kocie na miejscu – odpowiedział wymijająco.
Otworzył drzwi samochodu od strony pasażera i zaczął czegoś szukać w schowku.
- A to – podał jej mały bukiecik – dla mojej ukochanej narzeczonej.
Mularczyk patrzyła na niego coraz bardziej zdezorientowana.
- Jakiś  buziak może za te kwiatki?
- Marcin, ale…
- Kochanie, zaufaj mi – wziął jej twarz w swoje ręce.
Brunetka lekko uśmiechnęła się do swojego narzeczonego. Widząc to, Chodakowski bez chwili zastanowienia, wpił się w jej usta.



„Ain't nobody loves me better,
makes me happy, makes me feel this way.
Ain't
nobody loves me better than you!”



- Kotku, na miejscu jesteśmy – powiedział, gdy samochód już się zatrzymał.
- Marcin, kościół? – powiedziała, zamykając drzwi auta. - Chyba nie rozumiem – poprawiła niesforny kosmyk, opadający jej na twarz.
- Wszystkiego się dowiesz zaraz. No chodź – wyciągnął do niej rękę.
Złapała ją i ruszyli w stronę starego budynku.

Kilka minut później.
- Siadajcie, Dzieciaki, siadajcie.
Mężczyzna w sutannie wskazał parze zakochanych 2 wolne miejsca. Sam zaś usiadł za biurkiem, naprzeciwko nich.
- Miło was widzieć, tym razem we dwoje – przyznał kapłan z uśmiechem na twarzy.
- Tym razem? – wychwyciła Kasia. – Marcin, powiesz mi, o co tutaj chodzi? – spojrzała na ukochanego.
- Sobota, 27 czerwca, godzina 16-ta – powiedział jednym tchem.
- Możesz przestać mówić do mnie jakimś szyfrem?
- Powinnaś raczej spytać, co się wtedy stanie – podsunął jej.
- To co się wtedy stanie? – spytała w końcu.
- Żoną moją zostaniesz – uśmiechnął się do niej czarująco.



„We stare into each other's eyes
and what we see is no surprise.
Got a feeling most with treasure
and a love so deep we cannot measure.”



Dwie kobiety wyszły na taras z tacami w rękach i usiadły na wiklinowej ławce.
- A gdzie twoi panowie poszli, Kasieńko? – spytała starsza z nich.
- Są pewnie za domem. Jak tylko wróciliśmy, Marcin stwierdził, że idzie pobawić się z Szymkiem. Przebrał się, no i poszli – wytłumaczyła.
- Zrobił ci niespodziankę, prawda?
- Kompletnie się nie spodziewałam. Ten ślub jest zupełnie z zaskoczenia – zaśmiała się. – I Marcin sam na to wpadł. Mój Marcin. Niewiarygodne.
- Chciał ci zrobić niespodziankę.
- I zrobił. Wielką – przyznała szczerze. – W życiu bym się po nim czegoś takiego nie spodziewała. Po wszystkich, naprawdę. Tylko nie po nim.
- Kasiu, myślę, że nie do końca doceniasz jego. I siebie też – seniorka pogładziła dłoń Mularczyk.
- Siebie? – spytała zaskoczona słowami Mostowiakowej.
- Kasieńko, a pamiętasz jaki był Marcin, kiedy go poznałaś?
- Pamiętam… Wywrócił mój na pozór poukładany świat do góry nogami – zaczęła wspominać. – A później…
- A później na nowo mu zaufałaś, bo w głębi duszy wiedziałaś, że jest w stanie się zmienić.
- Miałam taką nadzieję.
- I zmienił się. Właśnie dla ciebie. Kasieńko, przecież to dzięki tobie Marcin jest teraz takim, a nie innym mężczyzną i tak dobrym człowiekiem. Ty to z niego wydobyłaś.
- Tak myślisz babciu? – popatrzyła na nią zeszklonymi oczami.
- Nawet powiem więcej, Kochanie. Ja to wiem – obdarzyła przyszywaną wnuczkę ciepłym uśmiechem. – Poza tym ten chrzest Szymka połączony z waszym ślubem to bardzo dobry pomysł – stwierdziła Mostowiakowa, popijając swoją kawę.
- Tak, ja też tak myślę – powiedziała Kasia, po czym włożyła do ust widelczyk, kosztując świeżo upieczonej szarlotki.

Kilka minut później.
- Babciu, tyle wrażeń jednego dnia to ja jeszcze chyba nigdy nie miałam – brunetka przeczesała swoje włosy ręką. – Babciu, możesz mnie uszczypnąć – popatrzyła na seniorkę.
Mularczyk przymknęła powieki, a Barbara z uśmiechem na twarzy skubnęła jej skórę na ramieniu. Kilka sekund później Kasia otworzyła oczy.
- Czyli to nie sen – powiedziała szczęśliwa.
Obie kobiety utkwiły wzrok w dwóch mężczyznach, którzy właśnie się do nich zbliżali.
- Nie, Kochanie. To nie sen. To twoja rzeczywistość.



8 komentarzy:

  1. Super!
    Czytam Twoje opowiadania już od jakiegoś czasu, ale to mój pierwszy komentarz.
    Bardzo mi się podoba, jak oddajesz charakter postaci.
    Charakterystyczne gesty i powiedzonka.
    Pisz, pisz, pisz...
    Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tak szybko ślubu, ale bardzo się cieszę :D czekamy na szybkiego i wspaniałego NEXTA :D / K

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku !!! Powiem Ci że jest to chyba najlepsza część (wszystkie były wspaniałe) ale ta naprawdę dobrze przemyślana ;) czekam z niecierpliwością na następną :) coś mi się zdaje że ta następną przypieczętuje związek naszych bohaterów ... A także nas wzruszy <3 ! Czekam czekam :) Pozdrawiam /NATI

    OdpowiedzUsuń
  4. No to czekamy ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Także czekam ! Pozdrawiamm ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak dalej Kasiek ! ;) powodzenia a tworzeniu następnej części

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy coś nowego? :D

    OdpowiedzUsuń