.


sobota, 20 czerwca 2015

Lost memories - część 9.

Ich Troje - Razem a jednak osobno



„Za dużo stało się - sam wiesz, 
za wiele zapomniałam dni. 
Nieprzemyślanych słów i chwil 
tak wiele jest.”


Po ciężkiej nocy, równie ciężki dzień w pracy. Specjalnie przyszedł wcześniej, bo chciał się wyrobić ze wszystkimi sprawami w miarę sprawnie i wyjść wcześniej. Jednak przewrotny los chciał mu pokrzyżować plany. Na jednej budowie awaria instalacji elektrycznej, na drugiej awaria hydrauliczna. Ponoć nieszczęścia chodzą parami. Czyżby? 
„Chyba stadami.” – zdenerwowany mruknął pod nosem.
No ale co się dziwić - w końcu jak się wali to wszystko na raz. 
Jednak ponad 2 lata pracy w firmie ojca i doświadczenie, jakie w tym czasie nabył, nie poszły na marne. Trochę pojeździł, trochę podzwonił i w rezultacie po kilku godzinach awarie były zażegnane. 
Plan wyjścia do domu wcześniej był już teraz jak na wyciągnięcie ręki.

PUK, PUK. – usłyszał. 
“To miało być stado, a nie taki tłum.” – pomyślał zrezygnowany.
- Wejść. – powiedział, nawet nie odrywając wzroku od dokumentów, nad którymi teraz pracował.
- Ładna ta twoja sekretarka. – usłyszał po krótkiej chwili.
Owszem, wizja spotkania się z nią była coraz bliżej, ale nie wiedział, że aż tak blisko.
Tak, to była Kasia. 
Na jej widok poczuł coś dziwnego w środku. Motylki w brzuchu? 

„Głupie gadanie” – pomyślał. 
Chociaż czuł to już nie pierwszy raz. Szczególnie w ostatnim czasie dosyć często mu się to zdarzało. W sumie to od wypadku Kaśki. A dokładniej od momentu, kiedy wróciła z nim do Warszawy, do ich mieszkania. W duchu drżał przy każdym wypowiedzianym przez nią słowie, przy każdym, nawet jej mimowolnym dotyku. Nie wiedzieć czemu, ale drżał, gdy była blisko. Działała na niego dokładnie tak, jak od 3 lat on na nią. Niezmiennie, niezależnie od rodzaju ich zażyłości. Do czasu wypadku. Teraz wszystko się zmieniło. Role się odwróciły. Teraz to ona jest tak odległa i tak niedostępna. 
Może właśnie dlatego teraz to on wariuje na jej widok? Nogi odmawiają mu posłuszeństwa i kolana się pod nim uginają tak, jakby momentalnie nie mogły utrzymać już wagi jego ciała. A język staje mu jak przysłowiowy kołek w gębie i ledwo co, może wydusić z siebie choćby jedno słowo. A jak już uda mu się coś wykrztusić, to się okazuje, że się jąka. 

Dzisiaj okazało się, że ona też miewa problemy z wypowiadaniem się.
Widać było, że bardzo chciała, a może nie tyle co chciała, co musiała mu coś powiedzieć. Tylko nie do końca wiedziała jak. Ale w końcu to powiedziała. 
Na jego nieszczęście.

- Dlatego postanowiłam, że do porodu zamieszkam w Grabinie.
- Ka… co? 
„Myślałem, że się przesłyszałem.” Jednak nie. Każde jej kolejne słowo coraz bardziej utwierdzało go w przekonaniu, że tak nie jest. 
Powiedziała, że ma tego nie brać do siebie. Tu chodzi o dobro Szymka. To młody jest teraz najważniejszy.
A on stał bez ruchu. Ze spuszczoną głową. Oparty o biurko. 
Podeszła do niego. Chciała go dotknąć. Widział jej dłoń, która na chwilę zawisła w powietrzu. Koniec końców cofnęła ją.
- Trzymaj się Marcin.
Wyszła.
Zostawiła go samego. Z natłokiem niepoukładanych myśli, które kłębiły się w jego głowie. 

Po dłuższej chwili opuścił swój gabinet, a potem firmę. 
Zauważył odjeżdżający spod budynku samochód. 
- Ejj. – zaczął biec.
Pojazd wydał mu się dziwnie znajomy.
- Taro?! 
Przyjrzał się uważniej osobie, która siedziała na miejscu kierowcy. 
- Ja…Janka!
Samochód zaczął się coraz bardziej oddalać. Marcin zrezygnował z dalszego „pościgu” i w końcu się zatrzymał. 
- Niech to szlag. – kopnął zgniecioną puszkę, leżącą tuż obok niego.

Wrócił do firmy. Wszedł do swojego gabinetu, zabrał kilka rzeczy, założył płaszcz i wyszedł.
- Panie Marcinie, dzwonił pański ojciec. – w korytarzu zaczepiła go recepcjonistka. 
Nie zatrzymał się. Nic nie odpowiedział. Nawet na nią nie spojrzał. A ona szła za nim i cały czas coś do niego mówiła. W końcu przystanął i się odwrócił.
- Pani Aniu… - chciał się wytłumaczyć, jednak popatrzył na niepewną jego reakcji kobietę i zwątpił. - Do widzenia. – dodał po chwili, po czym opuścił budynek.

2 godziny później.
- Następny, poproszę! – krzyknął do barmana, który stał przy drugim końcu blatu.
Mężczyzna podszedł do niego i przyjrzał mu się uważnie.
- Powiedziałem: następny poproszę. – zdenerwowany Marcin powtórzył wolniej i dokładniej, w odpowiedzi na wzrok barmana.
- Panu już chyba wystarczy. – powiedział mu mężczyzna stojący za barem.
Chodakowski dokładnie mu się przyjrzał i prychnął. Po chwili spuścił wzrok.
- Człowieku. – już trochę język mu się plątał. – Życia mojego kobieta pamięć straciła i dziwnym trafem tylko mnie nie pamięta. Zerwała zaręczyny, a – spojrzał na wyświetlacz telefonu – 2 godziny temu zamu… zakoni… za… powiedziała mi – zmienił taktykę – że mnie zostawia. – spojrzał na barmana. - Więc mi tutaj nie pierdol, że mi wystarczy. Jasne? – wyciągnął w jego kierunku palec.
Rzucił na bar pierwszy lepszy banknot, który udało mu się znaleźć w kieszeni spodni.
- Jeszcze raz to samo.
Barman tylko wzruszył ramionami i ostatecznie wlał do kieliszka, stojącego przed Marcinem, kolejną porcję alkoholu.
- Dziękuję. – powiedział z wymuszonym uśmiechem.

1 godzinę później.
Marcin ruchem ręki przywołał barmana.
- Następny? – mężczyzna spojrzał na prawie już opróżnioną butelkę z trunkiem.
- Ra… rachunek proszę. – powiedział jednym tchem.
Dostał to, co chciał. Zapłacił całą kwotę i wyszedł.

Wszedł do dużego budynku. Jego oczom ukazał się długi korytarz. Szedł wzdłuż niego, aż w końcu znalazł odpowiednie drzwi i je otworzył.
- Lewa. Lewa. Lewa, prawa, lewa. – od progu usłyszał znajomy głos.
Uśmiechnął się. Wiedział, że tego właśnie mu było trzeba. 
Podszedł do mężczyzny, który ćwiczył z jakimś zawodnikiem na ringu.
- Mały sparing? – spytał Chodakowski.
Starszy mężczyzna odwrócił się w jego stronę.
- Marcin. Co cię tutaj sprowadza? – podszedł do lin otaczających kwadratowe podwyższenie.
Chodakowski przyjął pozycję i zaczął boksować w powietrzu.
- Chyba nie dzisiaj. – stwierdził mężczyzna i wrócił do treningu.
- Trenerze! 
- Zalany prawie w trupa nie wejdziesz na ring. – mężczyzna nawet na niego nie spojrzał.
- Trenerze! – krzyknął głośniej.
Mężczyzna podszedł do lin.
- Marcin. Zapomnij. – wrócił do zawodnika, z którym trenował.
Zrezygnowany Chodakowski spuścił głowę.
- Trenerze, wiem. – powiedział po chwili milczenia. – Oo, proszę bardzo.
Mężczyzna spojrzał w jego stronę. A Marcin … Marcin rozłożył ręce w bok i podniósł jedną z nóg do góry, równocześnie pochylając się do przodu. 
- Jest jaskółka! – krzyknął z dumą w głosie.
Po chwili jednak stracił równowagę i upadł twarzą na podłogę.
- Trochę nielot z tej jaskółki. – mruknął trener pod nosem.
Zeskoczył z ringu i podszedł do leżącego na podłodze Marcina.
- Młody wstajemy. – pomógł mu się podnieść.
- Sam bym. – otrzepał się.
- Tak, tak. Wiem. 
Starszy mężczyzna zauważył krew, wydobywającą się z nosa Chodakowskiego. Wyjął ze spodni chusteczkę, podał mu ją i wskazał krwawiące miejsce.
- Dzięki. – przyłożył sobie ją do nosa.
- Dobra, na dzisiaj koniec. – krzyknął do zawodnika, który przyglądał im się z ringu. – Odwiozę cię. Idziemy. – powiedział do Marcina.
Objął go i zaprowadził do wyjścia.



„Być może jeszcze kiedyś odnajdziemy się…”


Grabina. Chyba najpiękniejsze miejsce jakie w życiu widziała. A przynajmniej jakie jeszcze pamiętała. Tak, nie wróciła jej pamięć. Mimo tego, iż dni mijały, ona nadal nic sobie nie przypomniała. 

Do Grabiny przywiozła ją Janka, ponad tydzień temu. Głównym powodem takiej a nie innej decyzji kobiety był oczywiście Szymek. To on był teraz najważniejszy. Jako przyszła mama nie mogła pozwolić, żeby coś mu się stało. Przecież kilka tygodni temu, przez jej lekkomyślność, mógł nawet zginąć. Na szczęście okazał się być silnym chłopcem i wyszedł z wypadku bez szwanku. Jednak ciężarna wiedziała, że drugi raz mogą nie mieć aż tyle szczęścia. Dlatego postanowiła zrobić wszystko, co tylko może, żeby nie wystawiać przewrotnego losu na kolejną próbę.

Najważniejsze to unikanie jakiegokolwiek stresu. Niestety, mieszkanie w Warszawie nie pomagało jej w tym. Wręcz odwrotnie. Czuła się tam bardzo nieswojo. Nie mogła nic znaleźć, bo przecież nie pamiętała, gdzie co jest. Nie chciała wszystkiego od nowa przekładać, bo nie za bardzo czuła się do tego upoważniona. A skoro tego nie zrobiła, to kiedy znowu musiała coś znaleźć, zaczynała swój „rytuał”. Owszem, zazwyczaj kończył się on sukcesem, jednak kosztem kilkuminutowego zawziętego szukania i zdenerwowania pod tytułem: gdzie to jest?
I jeszcze Marcin … Zupełnie go nie pamiętała, dosłownie nic. To tak jakby żyła pod jednym dachem z praktycznie obcą sobie osobą. Przykre, bo przecież jest on ojcem jej jeszcze nienarodzonego dziecka, ale prawdziwe. Widziała jak on bardzo się stara …

„Słuchaj. Śpię na tej cholernie niewygodnej kanapie. Zajmuję się domem, wami, żebyś ty mogła odpoczywać. Staram się, jak tylko umiem, żeby było ci dobrze, żeby wam było jak najlepiej. Naprawdę staram się wszystko jakoś ogarnąć.”

Nie musiał jej nawet o tym przypominać, ona naprawdę to wszystko sama zauważała. Jednak im więcej on się starał, tym bardziej ona czuła się do czegoś zobowiązana. A jak na tę chwilę nie była w stanie mu niczego dać, ani nawet zagwarantować.
Dlatego kiedy usłyszała od niego jeszcze to …

„I jeszcze ta twoja amnezja. Pamiętasz praktycznie wszystkich, tylko nie MNIE. Nawet nie wiesz, jakie to jest trudne i jak to boli.”

… coś w niej pękło. Wiedziała, że nie mogą tak dalej żyć. 
Razem a jednak osobno? Na dłuższą metę to jest nie do zniesienia. Tak się po prostu nie da. Przynajmniej oni nie dawali już rady. 

„Dlatego postanowiłam, że do porodu zamieszkam w Grabinie.”

Miała nadzieję, że może właśnie tutaj uda jej się to wszystko jakoś poukładać. Znaleźć w końcu jakieś rozwiązanie tej trudnej sytuacji. 
Właśnie teraz, jeszcze przed narodzinami ich synka. Później może być już za późno …
Idealne miejsce, żeby przemyśleć ich przyszłość i jeszcze wyciszyć się przed porodem. 
Lepszego nie miała i nie znała. 



„Sama dla siebie jesteś tym, 
kim ja dla ciebie chciałem być. 
Znikąd donikąd wciąż przeganiasz moje sny.”


Tydzień wcześniej.
Marek z samego rana zawiózł seniorów rodu do Warszawy, oczywiście na prośbę samych zainteresowanych. Mostowiakowie postanowili bowiem, że zrobią sobie małą wycieczkę do stolicy i odwiedzą swoje dzieci, wnuki i prawnuki. 
Mimo tego, a może właśnie dlatego dom w Grabinie tętnił życiem już od samego rana. 
Gdy Ewa, a potem Ania dowiedziały się o planach seniorów, wpadły na pewien pomysł ...
Baby shower – przyjęcie dla przyszłej mamy. 
Miały zorganizować za jakiś czas taką imprezę dla Natalki, w Siedlisku, ale korzystając z okazji, że seniorzy wyjechali i w Grabinie od kilku dni mieszka jeszcze Kasia, postanowiły przyspieszyć termin zabawy. 

Wszystko miało być owiane tajemnicą. 
Natalka nic nie wie, dopiero dzisiaj ma przyjechać do domu z Ulą. A Kasia, która obecnie jest domowniczką, niczego nawet się nie domyśla.

Przygotowaniami zajęły się inicjatorki pomysłu. Jednak poprosiły o pomoc niezastąpioną w kuchni Marzenkę. Uzgodniły menu na wieczór, a dania miała przygotować ich pomocnica, w Siedlisku. 
Kobiety na przyjęcie zaprosiły jeszcze: Alę i Kingę oraz Jankę. 

Kasia siedziała w kuchni i popijała właśnie herbatę, gdy usłyszała szczekanie psa. Oderwała się od gazety, którą przeglądała, jednak szczekanie ustało, więc wróciła do przerwanej czynności. Po chwili usłyszała trzask zamykających się drzwi. 
- Cześć wszystkim! – usłyszała znajomy głos. – Cześć Kasiu. – kobieta stanęła w progu drzwi kuchennych.
- Cześć Janka. – obdarzyła ją uśmiechem. – Stęskniłaś się za mną? – zaśmiała się pod nosem, gdy Bufford poszła do przedpokoju.
- Jasne. – odpowiedziała, gdy wróciła do kuchni.
Usiadła na krześle, naprzeciwko ciężarnej i lekko się do niej uśmiechnęła.
- Jak się czujecie? – spytała po chwili.
- Bardzo dobrze, prawda Szymek? – popatrzyła i z czułością pogłaskała swój okrągły brzuch. – A co u ciebie? – Kasia przeniosła swój wzrok na Jankę.
- W porządku. 
- A co u Marcina? – spytała po dłuższej chwili milczenia.
- Nie wiem. – spuściła wzrok. – Byłam u niego, jak wróciłam z Grabiny. Chciałam z nim porozmawiać, ale nie otworzył mi drzwi. Cały Marcin. – wzruszyła ramionami.
- Cały Marcin. – powtórzyła za nią cicho Kasia.
- A do ciebie nie dzwonił?
- Nie. Nie mam z nim żadnego kontaktu od naszego wyjazdu.

Wszystko szło zgodnie z planem.
 Ewa zawiozła Antka i Mateusza do swojego ojca. Chłopcy mieli tam zostać przez cały weekend.
Później pojechała na przystanek po córki, które właśnie przyjechały z Warszawy. Gdy dojechały do domu okazało się, że goście już są. Po chwili zjawiły się również Ania i Marzenka.
Przyszłe mamy były pod wielkim wrażeniem. Zarówno samego pomysłu, jak i prezentów, jakie ciocie kupiły jeszcze nienarodzonym dzieciom.
I zaczęła się zabawa.

Jakiś czas później.
- Ejj, ejj. Cicho. – towarzystwo trochę się uciszyło. – Słyszycie? – nasłuchiwała Kinga.
Kobiety jej zawtórowały. 
- To chyba mój telefon. – powiedziała Kasia.
Ostrożnie wstała z kanapy i poszła do kuchni. Telefon przestał dzwonić, jednak udało jej się go dosyć szybko znaleźć. Odblokowała urządzenie i wyświetliła powiadomienia.


2 połączenia nieodebrane MARCIN

Mimowolnie uśmiechnęła się do słuchawki. 
Po chwili zebrała się na odwagę i nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Cześć Kasiu. Dzwoniłem, bo … u lekarza dzisiaj byłaś? – usłyszała głos w słuchawce.
- Cześć Marcin. – uśmiechnęła się. – Tak, byłam.
- I co ci powiedział?
- Trochę postraszył, że bóle i zawroty głowy czekają mnie jeszcze przez jakiś czas. Ale poza tym stwierdził, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Miło, że dzwonisz i że pytasz.
- Cieszę się. A jak ty się czujesz i jak młody?
- U nas wszystko w porządku. – pogłaskała swój okrągły brzuch. 
W progu pomieszczenia pojawiła się Ewa. Kasia odsunęła telefon od ucha i zakryła go dłonią.
- Kasiu, przepraszam, że przeszkadzam, ale ktoś do ciebie.
- Do mnie? – spytała zaskoczona.
Ewa z uśmiechem na twarzy wzruszyła ramionami i w progu wyminęła się mężczyzną.
- Cześć Kasiu.
- Robert?!
Po chwili milczenia przypomniała sobie o Marcinie.
- Marcin, jesteś tam? – spytała niepewnie.
- Tak. – odpowiedział przez zaciśnięte ze zdenerwowania gardło.
- Przepraszam cię…
- Nie, no tak. Jasne. Trzymaj się.
Odłożyła telefon na kredens. 
- Cześć Robert. - powiedziała cały czas zszokowana jego widokiem.
- Jakaś impreza? – spytał, słysząc rozbawione głosy zza ściany.
- Baby shower. – spojrzała na jego pytającą minę. – Przyjęcie dla przyszłych mam.
- Aha. Czyli przyszedłem nie w porę?
- Tak trochę. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy. – Ale może po prostu umówimy się na inny dzień? Jeżeli będziesz chciał.
- Jasne. Odezwę się do ciebie. Cześć.
I wyszedł. A Kasia wzrokiem odprowadziła go do drzwi. 
Potem popatrzyła na telefon. Po chwili zawahania wzięła urządzenie do ręki i wybrała ostatnio wybierany przez siebie numer. Jednak w słuchawce usłyszała tylko: 


„Witam, Marcin Chodakowski. Po sygnale proszę zostawić wiadomość.”

Głośno westchnęła, odłożyła telefon na kredens i wróciła do reszty kobiet.



„Jak zatrzymany w biegu wiatr. 
Jak niebo wśród nocy bez gwiazd. 
Jak liść bez wody - tak ty,
beze mnie nie znaczysz już nic.”


Po skończonej rozmowie rzucił swoim telefonem o ścianę i wybiegł z domu. 
Nie zważał na to gdzie biegnie. Byle jak najdalej. Byle uwolnić się od tego głosu, który cały czas rozbrzmiewał mu w głowie: „Robert?!”
Stał już teraz na wiadukcie. Patrzył na pędzące po drodze samochody. 
Z bezsilności usiadł na chodniku. Podkulił nogi i ukrył twarz w dłoniach. 
Stracił poczucie czasu, nie wiedział, ile tu tak siedział. Kiedy w końcu dotarł do niego głos z zewnątrz.
- Proszę pana, wszystko w porządku? 
Spojrzał w górę. Stojąca nad nim blondynka, trzymająca w ręku zapalonego papierosa, lekko się do niego uśmiechnęła. 
- No już myślałam, że pan zamarzł. – zaciągnęła się. – Długo pan tak siedzi? 
Patrzył na nią nieobecnym wzrokiem.
- Człowieku! Mamy środek zimy, a ty sobie tutaj tak siedzisz bez kurtki?! – nie odpowiedział. – Może ty naprawdę chcesz zamarznąć, co?
- W sumie to jest mi wszystko jedno. – mruknął pod nosem.
- Głupoty gadasz! – nawet nie drgnął. - Halo?! Tu ziemia. – pomachała mu ręką przed oczami.
Zamrugał.
- Coś się stało? Może mogę ci jakoś pomóc? – spytała zaniepokojona stanem nieznajomego.
Wstał i stanął z nią twarzą w twarz. 
- Dzięki za troskę, ale mi pomóc nie może już nikt.
I odszedł.


***

Jednak udało się trochę wcześniej niż w niedzielę. ;) 
Dzięki, że cierpliwie czekaliście :)!

Następna w okolicach następnego weekend'u. 

Buziaki i pozdrowienia, Kasiek :-*!

9 komentarzy:

  1. Cudenko... Jak zwykle. Ale wiesz,ze ja kocham sielanki i na takowa czesc czekam...
    Czekam na nexta
    Jula

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczeeeee! Właśnie, kiedy jakąś sielanka? /iga

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no znowu bomba ! :) wszyscy czekamy na jakąś sielankę Kasia-Marcin :) Pozdrawiam /Nati

    OdpowiedzUsuń
  4. I znowu idealnie! Naprawdę świetnie wczuwasz się w ich sytuację :)

    Strasznie ciekawi mnie jaki to będzie moment, sytuacja kiedy coś drgnie... bo drgnie prawda? Prędzej czy później :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli oglądałaś Świat według Ludwiczka to Ci powiem, że "jeden rabin powie tak, a inny powie nie". :D
      Pozdrawiam :)!

      Usuń
  5. Świetne opowiadanie :) bardzo interesujące. Xd
    PS. Czekam na jakąś sielanke z Ka-Mi :p

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś pięknego :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super:) dodaj kolejną cześć :)

    OdpowiedzUsuń