Chyba jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Okej,
może nie najpiękniejszy, bo myślę, że będę miała w życiu kilka okazji, które z
czystym sercem zaliczę do tej najwyższej rangi (przecież jestem kobietą i mam
swoje … priorytety :-) ),
ale na pewno najlepszy. Gdyby nie ten dzień to naprawdę nie wiem, gdzie bym
dzisiaj była i czy w ogóle jeszcze bym żyła.
Ale od początku … Oczywiście chodzi mi o dzień przyjazdu do Grabiny. Na przystanek przyszła po mnie Marta, która bardzo pomagała mi w ostatnim czasie. Była sędzią w mojej sprawie … Kiedyś prowadziłam z wujkiem restaurację w niewielkiej miejscowości. Któregoś dnia przyszli do nas bandyci i zażądali od nas haraczu. Wujek chciał zapłacić, ale ja się uparłam, że powinien pójść na policję i złożyć zeznania. Poszedł na policję i złożył zeznania, a tydzień później restauracja doszczętnie spłonęła, a wujka pobili tak, że … Po zakończonym procesie Marta znalazła mi schronienie właśnie tutaj, w Grabinie. To jej rodzice zapewnili mi dach nad głową i upragniony spokój. Ta cudowna rodzina okazała mi niesamowite wsparcie. Bez żadnego słowa przyjęli mnie do siebie, do swojego małego świata i pozwolili w nim zostać. Ot tak. Otoczyli mnie płaszczem swojej opieki i miłości, a ja poczułam, że to jest moje miejsce. Ta mała Grabina, nawet niezaznaczona na żadnej mapie, stała się moim całym światem, a ten piękny dom z wielopokoleniową rodziną – centrum tego świata. W sumie to do tej pory nie wiem, czym sobie zasłużyłam na taką dobroć z ich strony.
Ale od początku … Oczywiście chodzi mi o dzień przyjazdu do Grabiny. Na przystanek przyszła po mnie Marta, która bardzo pomagała mi w ostatnim czasie. Była sędzią w mojej sprawie … Kiedyś prowadziłam z wujkiem restaurację w niewielkiej miejscowości. Któregoś dnia przyszli do nas bandyci i zażądali od nas haraczu. Wujek chciał zapłacić, ale ja się uparłam, że powinien pójść na policję i złożyć zeznania. Poszedł na policję i złożył zeznania, a tydzień później restauracja doszczętnie spłonęła, a wujka pobili tak, że … Po zakończonym procesie Marta znalazła mi schronienie właśnie tutaj, w Grabinie. To jej rodzice zapewnili mi dach nad głową i upragniony spokój. Ta cudowna rodzina okazała mi niesamowite wsparcie. Bez żadnego słowa przyjęli mnie do siebie, do swojego małego świata i pozwolili w nim zostać. Ot tak. Otoczyli mnie płaszczem swojej opieki i miłości, a ja poczułam, że to jest moje miejsce. Ta mała Grabina, nawet niezaznaczona na żadnej mapie, stała się moim całym światem, a ten piękny dom z wielopokoleniową rodziną – centrum tego świata. W sumie to do tej pory nie wiem, czym sobie zasłużyłam na taką dobroć z ich strony.
Dom i kochającą rodzinę już miałam. Brakowało mi tylko pracy i … miłości? Ale po kolei.
Pracę znalazłam, o ile można to tak nazwać. Pisywałam do warszawskiej gazety drobne porady - sprawdzone sposoby na usuwanie plam i zacieków z tkanin. A zarobki? Nie miałam dużych potrzeb, bez fajerwerków, ale dało się z tego wyżyć. Sielanki ciąg dalszy? Niestety. Przy kąciku z pisanymi przeze mnie poradami zostało zamieszczone moje zdjęcie. I się zaczęło. Do redakcji zaczęli przychodzić jacyś mężczyźni, którzy wypytywali o mnie. Kadrowej zaproponowali nawet pieniądze w zamian za informacje. Niestety, musiałam opuścić mój „nowy, mały świat” i przeprowadzić się do Warszawy. Jednak nie rozwiązało to moich problemów. Cały czas ktoś wypytywał o mnie w Grabinie, później włamanie do domu Marty. Proć nie dawał za wygraną.
A co do miłości … W
Grabinie poznałam Roberta. Taki młody, skromny policjant. Od samego początku
widziałam jego ukradkowe spojrzenia w moim kierunku, ale kompletnie nie miałam
ochoty na tego typu „zabawy”. Kupował kwiaty, organizował „przypadkowe”
spotkania i wyznał mi:
„Chciałbym się tobą zaopiekować. Od pierwszej chwili kiedy cię spotkałem miałem na to ochotę.” *
Bardzo przejmował się moją sytuacją i pewnego wieczoru, kiedy miał spotkać się z Markiem i powiedzieć o jakimś ważnym tropie, potrącił go samochód. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Gdy przyszłam do niego w odwiedziny do szpitala, pokazał mi zdjęcie faceta, który mnie szukał. Leszek, mój były chłopak. Im bardziej chciałam się odciąć od przeszłości, tym ona szybciej mnie doganiała … Po wyjściu ze szpitala Robert nie dawał za wygraną, a Marek zaczął mu pomagać. Aranżowali nasze niby przypadkowe spotkania i myśleli, że się nie domyślę?! I podczas jednego z nich nieśmiały pan policjant mnie pocałował, a później poprosił o to, żebym została jego dziewczyną. Ehh. Nie padło ani tak, ani nie. Szczerze powiedziałam, że nie jestem w nim zakochana. A Robert zapewnił, że na razie mu to wystarczy. Więc chyba zostaliśmy … tak, parą. Jednak postanowiłam nie angażować się w poważny związek i poważnie skupić się na pracy. Niestety tylko ja byłam zadowolona z tego planu. Pani Basia zaczęła mnie ostrzegać, żebym nie poświęcała szczęścia dla kariery. Tylko, że ja naprawdę nie wiedziałam co czuję do młodego policjanta … Nadszedł Dzień Zakochanych. Dostałam Walentynowy bukiet i zaproszenie na kolację od Roberta. Jednak romantyczny nastrój jak szybko się pojawił, tak i szybko prysł, bo poradziłam chłopakowi, żeby poczekał na kogoś, kto naprawdę go pokocha. Ale i to nie zraziło go do mnie. Nadal się spotykaliśmy, rozmawialiśmy przez telefon i nawet czasami zaczęłam się łapać na tym, że rano i wieczorem moje myśli krążyły wokół niego, choć przez sekundę. Niby kiedy mnie całował, dotykał, przytulał nie czułam żadnych motyli w brzuchu, świat nie wirował mi przed oczami. Jednak w jakimś stopniu zależało mi na nim, może nawet po swojemu go kochałam? Na pewno nie tak, jak on by tego chciał, ale zawsze coś. Chyba.
„Chciałbym się tobą zaopiekować. Od pierwszej chwili kiedy cię spotkałem miałem na to ochotę.” *
Bardzo przejmował się moją sytuacją i pewnego wieczoru, kiedy miał spotkać się z Markiem i powiedzieć o jakimś ważnym tropie, potrącił go samochód. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Gdy przyszłam do niego w odwiedziny do szpitala, pokazał mi zdjęcie faceta, który mnie szukał. Leszek, mój były chłopak. Im bardziej chciałam się odciąć od przeszłości, tym ona szybciej mnie doganiała … Po wyjściu ze szpitala Robert nie dawał za wygraną, a Marek zaczął mu pomagać. Aranżowali nasze niby przypadkowe spotkania i myśleli, że się nie domyślę?! I podczas jednego z nich nieśmiały pan policjant mnie pocałował, a później poprosił o to, żebym została jego dziewczyną. Ehh. Nie padło ani tak, ani nie. Szczerze powiedziałam, że nie jestem w nim zakochana. A Robert zapewnił, że na razie mu to wystarczy. Więc chyba zostaliśmy … tak, parą. Jednak postanowiłam nie angażować się w poważny związek i poważnie skupić się na pracy. Niestety tylko ja byłam zadowolona z tego planu. Pani Basia zaczęła mnie ostrzegać, żebym nie poświęcała szczęścia dla kariery. Tylko, że ja naprawdę nie wiedziałam co czuję do młodego policjanta … Nadszedł Dzień Zakochanych. Dostałam Walentynowy bukiet i zaproszenie na kolację od Roberta. Jednak romantyczny nastrój jak szybko się pojawił, tak i szybko prysł, bo poradziłam chłopakowi, żeby poczekał na kogoś, kto naprawdę go pokocha. Ale i to nie zraziło go do mnie. Nadal się spotykaliśmy, rozmawialiśmy przez telefon i nawet czasami zaczęłam się łapać na tym, że rano i wieczorem moje myśli krążyły wokół niego, choć przez sekundę. Niby kiedy mnie całował, dotykał, przytulał nie czułam żadnych motyli w brzuchu, świat nie wirował mi przed oczami. Jednak w jakimś stopniu zależało mi na nim, może nawet po swojemu go kochałam? Na pewno nie tak, jak on by tego chciał, ale zawsze coś. Chyba.
Jedno zaczyna się układać, to drugie się wali. Samo
życie. Moja kariera zawodowa zaczęła wisieć na włosku, gdy redakcja odrzuciła
mój pomysł na napisanie artykułu o pszczołach. W chwili słabości zwierzyłam się
Robertowi, że życie bez rodziny i bez pracy nie ma sensu. Mostowiakowie, którzy
usłyszeli moje zwierzenia kupili dla mnie ule i zaproponowali, bym z nimi
zamieszkała. Jaka ja byłam szczęśliwa! Robert też wziął na poważnie moje słowa i
mi się oświadczył. Chciałam coś z siebie wykrztusić, cokolwiek, jednak nie
byłam w stanie. Po chwili walki samej z sobą usłyszałam:
„Nie musisz się spieszyć z odpowiedzią, mamy czas.”
Delikatnie się do niego uśmiechnęłam.
„Nie musisz się spieszyć z odpowiedzią, mamy czas.”
Delikatnie się do niego uśmiechnęłam.
Narzeczony (dziwnie
to brzmi; jakoś nie umiem się do tego przyzwyczaić) zabrał mnie i panią Basią w
podróż przedślubną do Warszawy. A tak poważnie to wybraliśmy się do stolicy z
dwóch powodów. Robert miał porozmawiać z Tomkiem na jakieś służbowe tematy, a
ja musiałam zabrać swoje rzeczy z redakcji. Gdy byłam już po wszystkim ruszyłam
w stronę mieszkania Tomka, zgodnie z wcześniej ustalonym planem. Wyciągnęłam z
kieszeni telefon i wybrałam numer.
- Nie, nie będę
wchodziła. To bez sensu. Pani Basia też dzwoniła, że zaraz wychodzi … Dobra,
dobra.
Gdy dochodziłam do
właściwej klatki zauważyłam młodego faceta, który wręcz rzucił się na dużo
starszego od siebie mężczyznę.
- Ej, ej. Co jest?
– podbiegłam.
- Spadaj Mała, bo
zaraz oberwiesz. – zagroził młodszy z nich nie zwracając na mnie większej
uwagi.
- Słuchaj, na górze
jest mój facet, jest policjantem. Mam zadzwonić po niego? – drążyłam dalej,
kiedy starszy z nich zaczął się oddalać.
- A dzwoń sobie po
kogo chcesz. – stwierdził i zarzucił torbę na ramię.
- Nie wstyd ci?
Facet jest od ciebie o wiele starszy.
- Nie twoja sprawa.
– skwitował z przeszywającym wzrokiem.
- Aha. –
powiedziałam lekko się cofając.
- Co jest? –
podbiegł Robert.
- Nic nie jest. –
odpowiedziałam.
„Bezczelny typ” –
pomyślałam i spojrzałam na niego wymownie. Chłopak się odwrócił i bez słowa
odszedł. Robert zabrał z moich rąk karton.
- To co Tomek
powiedział? Jest szansa na angaż w CBŚ? – spytałam lekko zdenerwowana.
- Aa, to tajemnica
służbowa.
- Aha. –
odpowiedziałam z uśmiechem.
- Buziak. –
powiedział mój facet i złożył na moich ustach pocałunek.
Kilka dni później w końcu powiedziałam, „tak”.
Przeszczęśliwy Robert przyszedł wieczorem do domu Mostowiaków i oficjalnie poprosił o moją rękę. Widziałam malujący się uśmiech na twarzach seniorów, dlatego sama też wykrzywiłam usta w lekkim uśmiechu.
Przeszczęśliwy Robert przyszedł wieczorem do domu Mostowiaków i oficjalnie poprosił o moją rękę. Widziałam malujący się uśmiech na twarzach seniorów, dlatego sama też wykrzywiłam usta w lekkim uśmiechu.
Ślub zbliżał się wielkimi krokami, więc wybrałam się na
przymiarki sukien ślubnych. Gdy już wybrałam jedną z przymierzonych okazała się
być zdecydowanie nie „na mój budżet”. Zrezygnowana opuściłam salon. W domu
opowiedziałam o swoich nieudanych zakupach, a Marek wpadł na pomysł, żeby
koleżanka pani Basi uszyła mi wybrany model. Z wdzięczności zaprosiłam go na
spacer i pocałowałam. Nie chciałam tego, naprawdę! To wyszło tak … po prostu?
Niespodziewanie. Przedślubna gorączka dała się we znaki i skumulowane emocje w
taki sposób znalazły ujście. Genialny sposób na odstresowanie, Kaśka, genialny!
No ale cóż, stało się. Przy najbliższej okazji przeprosiłam Marka. Zrozumiał
przedślubny stres i obiecał nigdy więcej nie wracać do tego tematu.
Uff !
Marcin
„To ja – typ niepokorny” – 3 lata temu to była
cała prawda o mnie. Okej, może jeszcze zbuntowany, nieodpowiedzialny,
niepoważny, bawiący się kobietami (szczególnie starszymi), a przy tym
interesowny do kwadratu, niezdolny do szczerych, ludzkich uczuć i zakłamany do
szpiku kości. Ale to, co się wydarzyło przez 3 ostatnie lata …
Okej, po kolei.
Jeszcze przed 3 laty mieszkałem w Niemczech. Z ojcem, który prowadził tam firmę budowlaną. A matka? Matka zostawiła i mnie, i ojca kilka wiosen wcześniej. Wyjechała za granicę i po prostu nie wróciła. Tyle. Ale wracając do tematu. W Niemczech należałem do klubu bokserskiego. Wdałem się w konflikt z szefem i musiałem uciekać.
Tak znalazłem się w Polsce, w drzwiach wujaszka Tomka. I tak poznałem Agnieszkę. Pani prokurator szybko wpadła mi w oko, a że miała trochę problemów to ochoczo zgłosiłem się na jej osobistego ochroniarza. Jedno robiłem, ale z boku nie próżnowałem.
Poznałem Weronikę, bogatą starszą ode mnie kobietę, która nie umiała dochować wierności mężowi, a ja na tym tylko skorzystałem. Udostępniła mi całe mieszkanie, w którym trochę się działo. Ale niestety sielanka nie trwała długo, bo Weronika nakryła mnie tam z jakąś laską, wyrzuciła z mieszkania, a moje rzeczy wyleciały przez okno. I musiałem wrócić do wujaszka.
Ale to nie koniec tematu Weroniki. Któregoś dnia pojawił się u mnie jej mąż i zaproponował pokaźną sumkę w zamian za to, że w toku sprawy rozwodowej zeznam, że go zdradzała. Do tej pory pamiętam te spotkanie pod blokiem Tomka, kiedy uświadomiłem pana biznesmena, że nie będę jego świadkiem. I jak w męską „rozmowę” włączyła się (wtedy!) kompletnie mi obca szatynka.
Okej, po kolei.
Jeszcze przed 3 laty mieszkałem w Niemczech. Z ojcem, który prowadził tam firmę budowlaną. A matka? Matka zostawiła i mnie, i ojca kilka wiosen wcześniej. Wyjechała za granicę i po prostu nie wróciła. Tyle. Ale wracając do tematu. W Niemczech należałem do klubu bokserskiego. Wdałem się w konflikt z szefem i musiałem uciekać.
Tak znalazłem się w Polsce, w drzwiach wujaszka Tomka. I tak poznałem Agnieszkę. Pani prokurator szybko wpadła mi w oko, a że miała trochę problemów to ochoczo zgłosiłem się na jej osobistego ochroniarza. Jedno robiłem, ale z boku nie próżnowałem.
Poznałem Weronikę, bogatą starszą ode mnie kobietę, która nie umiała dochować wierności mężowi, a ja na tym tylko skorzystałem. Udostępniła mi całe mieszkanie, w którym trochę się działo. Ale niestety sielanka nie trwała długo, bo Weronika nakryła mnie tam z jakąś laską, wyrzuciła z mieszkania, a moje rzeczy wyleciały przez okno. I musiałem wrócić do wujaszka.
Ale to nie koniec tematu Weroniki. Któregoś dnia pojawił się u mnie jej mąż i zaproponował pokaźną sumkę w zamian za to, że w toku sprawy rozwodowej zeznam, że go zdradzała. Do tej pory pamiętam te spotkanie pod blokiem Tomka, kiedy uświadomiłem pana biznesmena, że nie będę jego świadkiem. I jak w męską „rozmowę” włączyła się (wtedy!) kompletnie mi obca szatynka.
- Ej, ej. Co jest?
– podbiegła do nas.
- Spadaj Mała, bo
zaraz oberwiesz. – odpowiedziałem.
- Słuchaj, na górze
jest mój facet, jest policjantem. Mam zadzwonić po niego?
- A dzwoń sobie po
kogo chcesz. – stwierdziłem i zarzuciłem torbę na ramię, bo mój przeciwnik
zwiał.
- Nie wstyd ci?
Facet jest od ciebie o wiele starszy.
- Nie twoja sprawa.
- Aha. –
powiedziała i lekko się cofnęła.
- Co jest? –
podbiegł jakiś facet, chyba jej.
- Nic nie jest. –
odpowiedziała.
Spojrzała na mnie,
a ja się odwróciłem i odszedłem.
Ryszard uciekł, ale to nie był koniec. Chciał załatwić
sprawę na swój sposób. Czyli kasą. Zapłacił facetowi, który organizował nielegalne
walki, za to, żebym nie wyszedł z ringu o własnych siłach. Wszyscy mnie
ostrzegali, nawet trener (bo po powrocie do Polski wstąpiłem do klubu
bokserskiego), ale przecież byłem mądrzejszy i postanowiłem wziąć udział w
walce. Gdyby nie interwencja policji byłoby ze mną naprawdę krucho. Mocno poturbowany
trafiłem do szpitala.
Jeden dzień, tylko jedno spotkanie, a zmieniło całe moje
życie. Może powoli, bo oczywiście nie wszystko od razu się zmieniło. Właśnie
byłem u wujka, sam. Niby porządkowałem pracę magisterską, ale przed oczami cały
czas miałem tę przezroczystą torebeczkę z „grzechem” w środku. Ktoś zaczął się
dobijać do drzwi. Otworzyłem i ujrzałem w nich piękną, drobną szatynkę z pełną
torbą przeróżnych smakołyków. Kasia okazała się być posłańcem od pani Basi.
Bardzo piękny posłaniec. A że nigdy nie byłem odporny na wdzięk i kobiecą urodę
to „porozmawiałem” sobie z gościem. Od słowa do słowa okazało się, że to ta
sama dziewczyna, która przed kilkoma tygodniami powstrzymała mnie przed bójką z
mężem Weroniki. I jak się też okazało, zaręczona. Co oczywiście mi nie
przeszkadzało. Baa, nawet trochę podniecało, taki dreszczyk emocji.
W pewnej chwili usłyszałem, że drzwi się otwierają, Tomek wrócił. Pospiesznie schowałem małą torebeczkę do torebki Kasi i udawałem, że wszystko jest w porządku. Gość wyszedł, a ja musiałem odebrać swoją własność.
Pojechałem za nią do Grabiny. Spotkałem ją po drodze. Po usilnych prośbach w końcu weszła do auta. Nic mądrzejszego nie wymyśliłem, więc pocałowałem ją, złapałem torebkę i rzuciłem na tylne siedzenia. A jej wytłumaczyłem pocałunek tym, że chciałem to zrobić odkąd ją ujrzałem z tymi torbami w progu mieszkania. Później szukając rzeczy na tyle samochodu znalazłem swoje zawiniątko, schowałem do kieszeni, a Kasi oddałem torebkę. Obiecałem, że zadzwonię i odjechałem.
Jednak to ona odezwała się pierwsza. Szukała modemu, który rzekomo mógł się zawieruszyć w moim samochodzie. W końcu tak rzuciłem jej torebką … Widzieliśmy się jeszcze kilka razy. Ona pisała, ja dzwoniłem.
Gdy była u mnie miałem, a w zasadzie mieliśmy niezapowiedzianą wizytę. Wparował jej facet. Można się domyślić, co było dalej. Kaśka wyszła niedługo po wyjściu Roberta, a ja wylądowałem u Agnieszki. „Dziś zrobiłem coś wyjątkowo paskudnego… I podle się z tym czuję.”* – stwierdziłem. Po kilku łykach wina zebrało mi się na szczerość i powiedziałem jej o sytuacji z niedoszłą mężatką. „No proszę, więc jednak masz jakieś resztki sumienia… Zdumiewasz mnie.”* – skwitowała.
Kilka dni po „incydencie”, gdy wracałem z klubu, spotkałem ją przed wejściem do mojej klatki. Stała sama z torbą. Okazało się, że uciekła z Grabiny i chce zacząć wszystko od nowa. Razem z Maczetą przygarnęliśmy ją na noc. Następnego dnia rano wpadł wujaszek, chciał pożyczyć samochód, a przy okazji odkrył obecność Kasi. Poradził jej, żeby wróciła do Grabiny, jednak ta nie ustępowała w tym temacie ani na krok. Stwierdziła, że da sobie radę. Wujek kazał się odprowadzić i zaczął się wykład. Odrzuciłem wszelkie zarzuty mówiąc, że Młoda przed ślubem była chętna na skok w bok, chciałem jej „pomóc”, a koniec końców i tak do niczego nie doszło. Wróciłem do mieszkania. Leżała na kanapie i płakała. Jak szybko wszedłem tak i wyszedłem. Zadzwoniłem do Maczety i wróciłem do mieszkania. Pakowała się. Zabrałem torbę i zaproponowałem mieszkanie oraz pomoc finansową, jak na razie.
W pewnej chwili usłyszałem, że drzwi się otwierają, Tomek wrócił. Pospiesznie schowałem małą torebeczkę do torebki Kasi i udawałem, że wszystko jest w porządku. Gość wyszedł, a ja musiałem odebrać swoją własność.
Pojechałem za nią do Grabiny. Spotkałem ją po drodze. Po usilnych prośbach w końcu weszła do auta. Nic mądrzejszego nie wymyśliłem, więc pocałowałem ją, złapałem torebkę i rzuciłem na tylne siedzenia. A jej wytłumaczyłem pocałunek tym, że chciałem to zrobić odkąd ją ujrzałem z tymi torbami w progu mieszkania. Później szukając rzeczy na tyle samochodu znalazłem swoje zawiniątko, schowałem do kieszeni, a Kasi oddałem torebkę. Obiecałem, że zadzwonię i odjechałem.
Jednak to ona odezwała się pierwsza. Szukała modemu, który rzekomo mógł się zawieruszyć w moim samochodzie. W końcu tak rzuciłem jej torebką … Widzieliśmy się jeszcze kilka razy. Ona pisała, ja dzwoniłem.
Gdy była u mnie miałem, a w zasadzie mieliśmy niezapowiedzianą wizytę. Wparował jej facet. Można się domyślić, co było dalej. Kaśka wyszła niedługo po wyjściu Roberta, a ja wylądowałem u Agnieszki. „Dziś zrobiłem coś wyjątkowo paskudnego… I podle się z tym czuję.”* – stwierdziłem. Po kilku łykach wina zebrało mi się na szczerość i powiedziałem jej o sytuacji z niedoszłą mężatką. „No proszę, więc jednak masz jakieś resztki sumienia… Zdumiewasz mnie.”* – skwitowała.
Kilka dni po „incydencie”, gdy wracałem z klubu, spotkałem ją przed wejściem do mojej klatki. Stała sama z torbą. Okazało się, że uciekła z Grabiny i chce zacząć wszystko od nowa. Razem z Maczetą przygarnęliśmy ją na noc. Następnego dnia rano wpadł wujaszek, chciał pożyczyć samochód, a przy okazji odkrył obecność Kasi. Poradził jej, żeby wróciła do Grabiny, jednak ta nie ustępowała w tym temacie ani na krok. Stwierdziła, że da sobie radę. Wujek kazał się odprowadzić i zaczął się wykład. Odrzuciłem wszelkie zarzuty mówiąc, że Młoda przed ślubem była chętna na skok w bok, chciałem jej „pomóc”, a koniec końców i tak do niczego nie doszło. Wróciłem do mieszkania. Leżała na kanapie i płakała. Jak szybko wszedłem tak i wyszedłem. Zadzwoniłem do Maczety i wróciłem do mieszkania. Pakowała się. Zabrałem torbę i zaproponowałem mieszkanie oraz pomoc finansową, jak na razie.
- Nie potrzebuje twojej litości! – tyle usłyszałem w zamian.
- To tylko drobna przysługa. Chcesz – dobrze. Nie –
drugie dobrze. Twoja decyzja!” – powiedziałem.*
Wzruszyłem ramionami, rzuciłem jej badawcze spojrzenie i z uśmiechem na twarzy pokazałem jej nowy pokój. Była naprawdę fajną współlokatorką. Kurde, zawsze posprzątane, uprane, poprasowane, obiad na stole. Życie jak w Madrycie, jak to tam mówią. Ale był jeden problem … Kaśka się we mnie zadurzyła.
Wzruszyłem ramionami, rzuciłem jej badawcze spojrzenie i z uśmiechem na twarzy pokazałem jej nowy pokój. Była naprawdę fajną współlokatorką. Kurde, zawsze posprzątane, uprane, poprasowane, obiad na stole. Życie jak w Madrycie, jak to tam mówią. Ale był jeden problem … Kaśka się we mnie zadurzyła.
- Nie jestem
Maczetą, nie umiem czytać z kart, ale podstawowe rzeczy kumam… Na przykład to,
że czujesz się samotna, opuszczona. Tylko widzisz, Kaśka… Jestem ostatnim
facetem, u którego powinnaś szukać pocieszenia. Rozumiesz?
- Sugerujesz, że ja…?
Musiałabym na głowę upaść!
- Trzymaj się z daleka ode mnie. Dla własnego dobra…*
- Trzymaj się z daleka ode mnie. Dla własnego dobra…*
Myślicie,
że odpuściła? Nie Kaśka. Do tej pory pamiętam jej „ćwiczenia” na tarasie.
„W zdrowym ciele… Boże, tyle seksu!”*
Ale wytrzymałem, okej? Ostatkami sił, ale wytrzymałem.
„W zdrowym ciele… Boże, tyle seksu!”*
Ale wytrzymałem, okej? Ostatkami sił, ale wytrzymałem.
Za jedne grzechy odpokutowałem, to inne znowu wróciły …
Weronika zaczęła mnie nękać; dzwoniła, sms’owała, nalegała na spotkanie. W
końcu się zgodziłem. Była świeżo po rozwodzie i myślała, że to między nami, to
na poważnie?! Serio tak myślała. A kiedy jej powiedziałem, że to nie dla mnie,
że nie jestem zainteresowany i że przepraszam, i różne takie to się dopiero
zaczęło … Nachodziła mnie w mieszkaniu, umawiała się na wróżenie u Krzyśka i
wypytywała o mnie.
To jeszcze nic. Mój ojciec zaczął się z kimś spotykać. Chodził rozanielony, cały czas z głową w chmurach i powtarzał o swojej idealnej kobiecie. I kto to był? Weronika, no jasne.
Po jednej z randek z moim ojcem „dorwałem” ją i zamieniłem kilka słów. Powiedziała, że się w nim zakochała. Szczerze? Nie do końca jej uwierzyłem, ale po rozmowie z Kaśką trochę zmieniłem zdanie. W końcu mój ojciec to spoko facet, chyba kobieta może się w nim zakochać.
Jak ja się wtedy pomyliłem. Nie była szczera ani wobec mnie, ani wobec mojego staruszka. Spotykając się z ojcem chciała się na mnie zemścić.
To jeszcze nic. Mój ojciec zaczął się z kimś spotykać. Chodził rozanielony, cały czas z głową w chmurach i powtarzał o swojej idealnej kobiecie. I kto to był? Weronika, no jasne.
Po jednej z randek z moim ojcem „dorwałem” ją i zamieniłem kilka słów. Powiedziała, że się w nim zakochała. Szczerze? Nie do końca jej uwierzyłem, ale po rozmowie z Kaśką trochę zmieniłem zdanie. W końcu mój ojciec to spoko facet, chyba kobieta może się w nim zakochać.
Jak ja się wtedy pomyliłem. Nie była szczera ani wobec mnie, ani wobec mojego staruszka. Spotykając się z ojcem chciała się na mnie zemścić.
Jednak w końcu zdobyłem się na odwagę i opowiedziałem o
wszystkim ojcu.
- Myślałem, że mówi prawdę, że się w tobie zakochała,
że to prawdziwe uczucie... Nie chciałem tego spieprzyć na starcie. Ale jak się
okazuje, wszystko spieprzyłem już znacznie wcześniej!*
A ojciec? Kazał mi wyjść z
mieszkania i tyle go widziałem (przez dłuższy czas).
Jedna z ostatnich rozmów z
Weroniką wyglądała mniej więcej tak:
- Daruj sobie te debilne cytaty już.
- Może dzięki tym debilnym cytatom nauczysz się, że nie można bezkarnie komuś łamać serca, bo to wraca. Prędzej czy później.
- O czym ty mówisz? Jakie złamane serce?! Chyba coś ci się pomyliło, układ był czysty! Zero zobowiązań!
- Czysty układ? Naprawdę w to wierzyłeś? W takim razie… jesteś głupszy niż myślałam. Ciekawe, czy ciebie ktoś kiedyś tak przećwiczy. Przydałoby się! Może ta twoja… Agnieszka? A właśnie, może z nią jeszcze sobie pogadam? Co o tym myślisz?*
- Może dzięki tym debilnym cytatom nauczysz się, że nie można bezkarnie komuś łamać serca, bo to wraca. Prędzej czy później.
- O czym ty mówisz? Jakie złamane serce?! Chyba coś ci się pomyliło, układ był czysty! Zero zobowiązań!
- Czysty układ? Naprawdę w to wierzyłeś? W takim razie… jesteś głupszy niż myślałam. Ciekawe, czy ciebie ktoś kiedyś tak przećwiczy. Przydałoby się! Może ta twoja… Agnieszka? A właśnie, może z nią jeszcze sobie pogadam? Co o tym myślisz?*
Jak
cholernie dużo miała racji …
Przypadkiem
dowiedziałem się, że Aga po nieudanej próbie samobójczej wróciła do Warszawy.
Od razu wsiadłem w auto i do niej pojechałem. Jak to się skończyło? Proste, w
sypialni.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się za tobą stęskniłem…
Teraz już wszystko będzie dobrze, zobaczysz… Zaopiekuję się tobą. Obiecuję. Już
nigdy nie będziesz sama… Widzimy się
jutro, tak? Nie zmienisz zdania?
- Nie, ale pod jednym warunkiem - w głosie Agnieszki pojawiło się napięcie. - Że nikt nigdy nie dowie się, że się spotykamy. Musisz mi to obiecać, bo inaczej…*
- Nie, ale pod jednym warunkiem - w głosie Agnieszki pojawiło się napięcie. - Że nikt nigdy nie dowie się, że się spotykamy. Musisz mi to obiecać, bo inaczej…*
Taki był jej warunek, a ja
bez zastanowienia zgodziłem się na to. Ale na poniżanie, odgrywanie roli
szofera i pakowacza, sorry NIE! Przeprosiła, wybaczyłem. Ale to co zrobiła
później … Któregoś dnia przyjechałem do niej z biletami do kina. Powiedziała,
że dzisiaj nie może, bo ma spotkanie służbowe. Spotkanie służbowe … Dostałem
zaproszenie od Zośki na kolację. Wieczorem wpadłem do wujka i kogo tam
zobaczyłem? W sumie to nawet nie byłem aż tak zaskoczony. Przecież wiedziałem,
że ona kocha tylko Tomka, a ja … Ja byłem dla niej tylko zabawką, maskotką na
gorszy dzień. Było jej wygodnie, bo byłem na każde skinienie. Wystarczył jeden
telefon, a ja rzucałem wszystko w cholerę i jechałem do niej na złamanie karku
…
- Gniewasz się?
- Nigdy z nim nie wygram, co? – nic nie odpowiedziała,
więc zadałem kolejne pytanie: - Kochasz go? – znowu cisza.
Spuściła tylko wzrok i odwróciła głowę. Zdenerwowany
wstałem i ruszyłem w kierunku klatki, z której przed chwilą wyszedłem.
- Marcin, Marcin zaczekaj. – krzyknęła za mną.- Marcin
proszę cię, co ty chcesz zrobić, co? – dogoniła mnie i złapała za ramię.
- Damy sobie z wujkiem po razie.
- Uspokój się!
- A co, ty mnie powstrzymasz? Powstrzymasz mnie? Ty?
- Marcin … Marcin proszę cię. – przytuliła mnie, a ja
normalnie się rozpłakałem.
- Jak długo jeszcze, jak długo będziesz w stanie
wytrzymać taki układ? – spytała.
Odwróciłem się do niej.
- I co, i teraz mnie zostawisz?
- Nie. Nie chcę cię ranić.
- Jasne. Tylko już trochę za późno. – po chwili
wydusiłem: - Rób jak chcesz … Ja już nie będę się narzucał.*
W międzyczasie pojawiła
się jeszcze moja matka. Pojawiła się znienacka. Napisała jakiś tam ckliwy list,
później liczyła na to, że jak podzwoni trochę do mnie to nie wiem, wpadnę jej w
ramiona i zapomnę, że mnie zlała, że zostawiła i mnie, i ojca?
Jakbym miał mało problemów
to jeszcze Kaśka zaczęła się spotykać z Krystianem. Niby nie moja sprawa, ale
gość nie podobał mi się od samego początku. Jeszcze sobie wymyślił imprezę za
miastem, na jakimś pipidówku.
Ale to za chwilę.
Pojechaliśmy z Kaśką na plac budowy. Trafiła się okazja, żeby porozmawiać i zebrało mi się na zwierzenia.
Ale to za chwilę.
Pojechaliśmy z Kaśką na plac budowy. Trafiła się okazja, żeby porozmawiać i zebrało mi się na zwierzenia.
- Co ja w sobie
mam, że te kobiety tak mnie traktują... instrumentalnie. I tak – prędzej czy
później – wystawiają mnie do wiatru, rzucają. Mnie? Rozumiesz? Mnie?!
Co Kaśka na to? Popatrzyła na mnie jak na idiotę i odeszła. Po chwili się odwróciła, prychnęła tylko i poszła dalej.
Co Kaśka na to? Popatrzyła na mnie jak na idiotę i odeszła. Po chwili się odwróciła, prychnęła tylko i poszła dalej.
- A ty dokąd idziesz? – krzyknąłem za nią.
- Do lasu, na grzyby. – odkrzyknęła, zdenerwowana.
Zszokowany podążyłem za nią.
- Się rozpędziłaś w tych kaloszkach. – zaśmiałem się,
gdy w końcu ją znalazłem.
Stała oparta o drzewo i patrzyła gdzieś przed siebie.
- Jesteś idiotą.
- Booo? –
przeciągnąłem.
- Booo. Bo ja bym
cię nigdy nie rzuciła, nigdy bym cię nie zdradziła, nigdy bym cię nie oszukała!
Zabolało.
- I co się gapisz? Na szczęście już mi przeszło. Teraz
jesteś mi kompletnie obojętny. I dzięki Bogu!
Chciała odejść, ale jej nie pozwoliłem. Podniosłem jej
podbródek i na twarzy zobaczyłem ślady łez.
- Co ty, płakałaś?
- Ze złości. … Po prostu musiałam to z siebie
wyrzucić, okej? Obiecuję, że nie będziemy do tego wracać.
Chciałem ją zatrzymać, ale zrobiłem to, co ona
chciała; puściłem ją. Dupek. Wiem.*
Tak jak chciała zawiozłem
ją na ten przystanek. „Też mi Romeo.
Kazał ci przyjechać na randkę autobusem.” – kpiłem w trakcie drogi.
Dojechaliśmy. Kolesiowi ewidentnie nie było na rękę, że przywiozłem Kaśkę.
Zmyślił coś o chorobie gospodarza, „grzecznie” przeprosił i się zmył.
- Kłamał. – powiedziałem. – Jak tylko zobaczył, że nie
przyjechałaś sama wszystko odwołał.
- Masz jeszcze tę kartkę?
- Jasne. NIP, PESEL, nazwisko ojca, stare i nowe
nazwisko.
- O Boże, Proć. Krystian Proć – syn człowieka, który
próbował mnie skrzywdzić. Teraz już wszystko rozumiem.*
A wieczorem wyznała mi, że
mnie okłamała, gdy powiedziała, że już mnie nie kocha. Usiadła na moich
kolanach i zaczęła całować.
- Zaczekaj. – lekko ją od siebie odsunąłem.
- Ty tego chcesz, ja tego chcę. Tak? Myśleć i martwić
się będziemy później, dobrze?*
Zgodziłem się.
Po dłuższym czasie
usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Otworzyłem, a w nich stała Agnieszka. Po chwili
pojawiła się Kasia ubrana tylko w pościel. Agnieszka zmierzyła nas wzrokiem i
odeszła. Ja wyminąłem zszokowaną Kaśkę, kazałem jej zamknąć drzwi i poszedłem w
głąb mieszkania.
Ale to wszystko nie było
takie łatwe. Kaśka naciskała, że jesteśmy parą. A ja usilnie próbowałem się
skontaktować z Agnieszką.
Tymczasem Proć złożył
wymówienie i zostawił Kaśce list. „To jeszcze nie koniec …” Dupek! Jakbym go
dorwał w swoje ręce …
A ja spotkałem się z panią
prokurator.
- Dziękuję, że się chciałaś ze mną spotkać. Bo mamy
chyba kilka spraw do obgadania jeszcze.
- No tak. Chodzi o tę dziewczynę. Kasia, tak?
Poczekaj, ale zanim zaczniesz mi mówić, że to był jednorazowy epizod bez
znaczenia i tak dalej …
- Nie, nie, nie. NIE! To miało znaczenie. – po chwili
milczenia dodałem. – A wszystkiemu winna jest tylko jedna osoba.
- Tak?
- Tak. Ty.
- Yhmm.
I rozdzwonił się mój telefon.
- Daj spokój, odbierz. Odbierz, może to jest twoja
nowa dziewczyna.
- O co ty masz do mnie pretensje? Przecież wszystko
jest i było tak jak chciałaś. To nie jest w porządku Aga, tak się nie robi.
Coś tam zaczęła mówić o naszym „związku”, jeżeli to w
ogóle kiedykolwiek można było związkiem nazwać.
- To kazałaś mi tutaj przyjść, żeby mi to powiedzieć.
- Tak, możemy to dzisiaj zakończyć raz na zawsze.
Wyszedłem.*
Smutki zalewałem w barze. „I tak reasumując to z jedną nic nie
wyszło, a z drugą nic nie będzie.”*
Lekko wstawiony wróciłem
do domu. Tam czekała na mnie Kasia.
- Z Agnieszką to koniec. Zostawiła mnie. – po chwili
dodałem. – Kasia, to nie przejdzie.
- Co?
- Nie możemy być razem.
- No ale dlaczego. No teraz akurat możemy być razem.
Teraz kiedy ty nie jesteś z Agnieszką, no to sytuacja jest czysta, nic nam nie
stoi na przeszkodzie.
- Kaśka, ale Agnieszka nie jest problemem.-
powiedziałem patrząc głęboko w jej oczy. – To ja.
- Ty ją nadal kochasz? – prychnęła. – Po tym wszystkim
co ona ci zrobiła, ty ją nadal kochasz?
- Ja może po prostu nie potrafię kochać.
- To pozwól, że cię nauczę. – prawie błagała.
Kiwnąłem przecząco głową.
- Proszę. - tak uparcie wierzyła w to, że jej się to
uda.- Tylko musiałbyś mi pozwolić, Marcin. Proszę cię pozwól mi, Marcin. Proszę
cię. Pozwól mi, proszę. Daj mi szansę tylko, pozwól mi. – powiedziała i mnie
przytuliła. – Marcin, ja cię nauczę, pozwól mi.*
I pozwoliłem.
„Choć czas powoli
posuwa mnie, ja pewnie się nie zmienię”
– potem była jeszcze Agnieszka (znaczy nie do końca, ale gdyby nie jej sprzeciw
to pewnie inaczej by się skończyło moje odbieranie od niej rzeczy). Cały czas w
jakimś stopniu była dla mnie ważna. Nawet się z wujkiem pokłóciłem o to, żeby
się zdecydował, czego chce, a jak nie, to dał jej w końcu spokój. Ja?
Rozumiecie? Ja go o to prosiłem?! Bo chciałem dla niej jak najlepiej, kiedy ona
nie potraktowała mnie wcale lepiej, niż on niby ją teraz traktował. Paranoja!
Później pojawiła się
Eryka. Uratowałem ją przed utonięciem w Grabinie. I „beznadziejnie się
zakochałem”, tak napisałem w ogłoszeniu, które znalazła Kaśka. Zostawiła mnie,
wyprowadziła się i zrezygnowała z pracy. Erykę w końcu odnalazłem. Zaczęliśmy
się spotykać, ale czegoś mi w niej brakowało … Nie była Kaśką. W końcu się
rozstaliśmy. Matka stwierdziła, że Eryka była tylko pretekstem do zerwania z
Kasią. Za dużo zaczęła wymagać, za dużo chciała. Z resztą jak i później Eryka.
Przyznałem się jej, że: „Niby żałuję
tego, co mogłoby być z Eryką, ale jednocześnie tęsknię za Kaśką”*.
Jak już pojawiła się matka
… Wróciła i w sumie tyle się działo, że nawet zaczęliśmy rozmawiać jak ludzie.
Poza matką pojawił się jeszcze dotąd ukrywany przez wszystkich brat … Olek, bo
tak ma na imię mój braciszek został oddany przez moich rodziców po porodzie do
sióstr, bo był chory. Tacy rodzice. Ale nie moja brocha ich oceniać. W każdym
razie po trudnych początkach w końcu zbliżyliśmy się z Olkiem. I rodzina pełną
gębą.
„Kochanie proszę wybacz
mi” – wracając do Kaśki.
- Cześć.
- Cześć.
- Dobrze cię widzieć Kasiu.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? Tomek, jasne.
- Tak, opieprzył mnie za ciebie z góry na dół. Ale to
nie dlatego tu przyjechałem. – spojrzała na mnie. – Ja po prostu nie mogę sobie
darować, że to wszystko spieprzyłem.
Prychnęła.
- No to już twój problem. Ja mam teraz poważniejszy,
auto nie chce odpalić. Pomożesz?
- Jasne … Ja nie wiem jak mój stary mógł ci wcisnąć
takiego grata.
- Nie narzekam, nie jest tak źle.
- Voila.
- Dzięki za pomoc.
- Kasiu, pogadajmy.
- Nie mamy o czym. – chciała się dostać do auta, ale
skutecznie odciąłem jej drogę.
- Musimy pogadać.
- Nie, ja nie muszę. - nawet nie spojrzała mi w oczy.
- Przysługa za przysługę.
Powiedziałem jej wszystko jak na spowiedzi, wszystko
co we mnie tak długo tkwiło wyszło na światło dziennie.
- To się nagadałem. – patrzyła na mnie, jakby nie
dowierzała w to, co właśnie jej powiedziałem. – I co się tak patrzysz? –
spuściłem wzrok i spytałem – Kasiu, dlaczego my się tak pogubiliśmy? –
prychnęła.
- My? – spytała z ironicznym śmiechem. – My się
pogubiliśmy? – spoważniała.
- Dobra, dobra, spieprzyłem to. Spieprzyłem. Dałem
ciała, przyznaję się, ale spróbujmy jeszcze raz. Jesteś dla mnie – chciałem
dotknąć jej policzka, ale mi to uniemożliwiła podnosząc ręce w obronnym geście
– bardzo ważna. – dodałem.
- Ty dla mnie też, dlatego zamierzam się trzymać od
ciebie z daleka. I jeśli prawdą jest to, co mówiłeś to proszę cię daj mi święty
spokój. – wyciągnęła ręce po kluczyki.*
No to Marcinku masz
przerąbane.
***
- Już kiedyś obiecywałeś, że się zmienisz.
- Tak.
- Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- Kaśka, sam sobie nie wierzyłem i dlatego teraz tego
bardzo żałuję.
- Trochę późno. – prychnęła.
- Dobrze, że w ogóle ... Kaśka, zobaczysz, że ja to
zrobię. Tylko boję się jednej rzeczy … Że jak ja zmienię swoje życie to będzie
już za późno, że ty będziesz z kimś innym, a wtedy … Proszę cię, poczekaj
jeszcze trochę. Kasia, tylko o to cię proszę.
- Zastanowię się.
Nie mogłem się oprzeć. W końcu ją pocałowałem, a ona …
Dostałem niezłego lepa, charakterna to ona zawsze była. Ale należało mi się.*
Pojechałem do bistro. Tam
spotkałem Erykę.
- Wiadomość od nowej dziewczyny? – spytała i wtedy ją
zauważyłem. – Wracam do Stanów. A na pożegnanie chciałabym ci dać taką
przyjacielską radę: spróbuj się zmienić, jeśli jeszcze możesz. Wiem, że to ci
się wydaje niemożliwe, ale może zrób coś dobrego, tylko nie dla siebie. Bo
jeżeli nadal będziesz takim egoistycznym dupkiem to przegrasz całe swoje życie.*
Kilka dni później, późnym
wieczorem, usiadłem przy laptopie i zacząłem pisać:
„Ojciec prosił, żeby ktoś miał na mnie oko. Ustanowił
supervisor’a, a właściwie dwóch: pierwszy Krzysztof, a drugi Tomek. Ale dla
mnie prawdziwym supervisor’em jesteś Ty. Bo Kaśka, chyba wiesz, że ja to robię
tylko dla Ciebie.”
I wysłałem.
I wysłałem.
„Biegnę, muszę Cię
zatrzymać, muszę Ci powiedzieć jak
wiele Ty i Twoje słowa znaczą dla mnie” – od tego e-mail’a minął ponad rok. Trochę w moim życiu się zmieniło. A
w zasadzie to nie w moim, tylko w naszym! Tak, jesteśmy z Kaśką RAZEM. Powiem
więcej, zaręczyłem się z nią i za 2 tygodnie bierzemy ślub. Ale to nie
wszystko; spodziewamy się dziecka. Szymek urodzi się za miesiąc. Tak, będę
ojcem! I będę miał syna. SYNA! Jak na prawdziwego ojca, przyszłego męża i
oczywiście głowę rodziny przystało … Kupiłem działkę i będę budował dom oraz
posadziłem drzewo. No syna przecież już spłodziłem. Niestety natury nie
oszukasz, czasami mnie nosi, ale … Powiedzielibyście, że to się tak wszystko
skończy? Nie, to nie jest koniec. To dopiero początek.
Notka wstępna powyżej.
Pozdrawiam, Kasiek :-)!
Świetny długi prolog czekam na pierwszy rozdział czekam .... <3
OdpowiedzUsuńSUPERRRRRRR
OdpowiedzUsuńkiedy następny czekammmmmmm
OdpowiedzUsuńSuper ♥♥ czekam na pierwszy rozdział <33 /.niki
OdpowiedzUsuńŁAŁ Powiem szczerze że super Ci to wyszło. Nie wiem co wymyślisz w następnych nóżkach, ale z wielką chęcią będę tu zaglądać. Bardzo mnie tym zaciekawiłas. Jestem ogromną fanka Kami. Bardzo mi przykro ze to się tak skończyło.... :'( ale mam nadzieje ze dzięki twoim opowiadaniom będzie o nich pamiętać. Bardzo mię ciekawi co będzie dalej wiec z wielką niecierpliwością czekam na następne. :D
OdpowiedzUsuńbardzo sie ciesze ze piszesz o kasi i marcinie teraz to co sie dzieje w mjm to mnie przerasa wiele pisarek zecydowalo ze nie beda pisac o nich bo nie maja weny ciesze sie ze ty zaczynasz mam nadzieje ze ta histroria bedzje dlugaaaaa i wlasnie czekalam na takie opowiadania juz jak kasia jest w ciazy i slub ale sie rozpisalam ha ha i na koniec jeszcze KIEDY NEXT paaa duzo weny zycze :-) :-) :-)
OdpowiedzUsuńpiekne czekam na nastepns kochammmmmm juz sie zakochalam w twoich opowiadanach duzo weny :-* buziaki Lena :-* :-*
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie; ) chcę wiecej :)
OdpowiedzUsuń