.


środa, 23 września 2015

Wind of change - część 5.

Nowa kobieta wkracza do życia naszych bohaterów.
Jednorazowe spotkanie czy może jej wizyta się ciut "przeciągnie"?

Zapraszam na 5-tą część Wind of change :-)!
Pozdrawiam, Kasiek :-*!



***


UWAGA! Część zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych.
Jeżeli nie masz ukończonych 18 lat to nie powinieneś jej czytać.









„Tylko bądź
w każdy dzień i w każdą noc.
Niech miłości płonie stos!
Niech zapłonie z nami świat!”



- Może kiedyś się jeszcze spotkamy?
- Nie. Nie wiem. Ja kompletnie cię… pani nie znam.
- Marcin, Iza. Jestem Iza.
- Miło mi… Ejj, skąd znasz moje imię?
Z uśmiechem na twarzy wzruszyła ramionami.
- Do zobaczenia.
Chciał coś powiedzieć, jednak nie mógł wydusić z siebie ani słowa. To tak jakby jakaś nieznana siła trzymała go za gardło i uniemożliwiała mowę.
Podczas gdy on nadal próbował coś jednak powiedzieć, kobieta zniknęła…

- Iza…
- Marcin. Marcin, wstawaj! – ktoś zaczął szturchać go za ramię.
Poddał się. Otworzył oczy.
- Kasieńka moja – uśmiechnął się do niej uroczo i rozciągnął się na łóżku.
- Kto to jest Iza, Marcin? – popatrzyła na niego wyczekująco.
Usiadł i nerwowo podrapał się po karku.
- Marcin, pytałam o coś.
- Nie znam żadnej Izy – powiedział.
Ironicznie zaśmiała się pod nosem.
- Mówiłeś jej imię przez sen, Marcin – mówiła z pretensją.
- No bo coś tam mi się śniło. Nic wielkiego.
- Nie wątpię – prychnęła i odwróciła się do niego plecami.
Wstał z łóżka i stanął zaraz za nią.
- Ładna była?
- Nawet, nawet – droczył się z nią, za co dostał kuksańca w bok. – Królewno, może opowiem ci mój wcześniejszy sen, co – zamruczał jej do ucha.
Na jej twarzy zaczął się malować delikatny uśmiech.
- Nie wiem, czy chcę tego słuchać – udawała obrażoną.
- Kochanie, co my tam robiliśmy – przygryzł jej ucho.
- Nie było Izy? – zironizowała.
- Nie, nie było – złożył pocałunek na jej szyi. – Ale była moja królewna – musnął kark.
- Oo, to jakaś odmiana.
- Ale ty jesteś seksowna, kiedy jesteś zazdrosna, wiesz? – przytulił się do jej pleców, a ręce spoczęły na jej biodrach.
- Ja? Zazdrosna? Chyba sobie żartujesz.
- Królewna nie jest zazdrosna? – szeptał jej do ucha.
- Nie jest – zachrypiała, po czym odchrząknęła. - Ani trochę nie jest.
- Kocham cię.

Miał wyczucie, nie ma co. Zresztą mówił to zawsze, kiedy powinien.
Tak. Bo w życiu są takie chwile, w których słowo „kocham” po prostu powinno paść z ust partnera.
I Marcin zdecydowanie to wiedział i naprawdę znał takie momenty.
Takie wyczucie sytuacji…

- A co do mojego wcześniejszego snu… - musnął jej szyję. – Pokażę ci, co robiliśmy.
Jeden ruch i Kasia już była na jego rękach.
- Kochanie, nie masz czasu. Zobacz, która jest godzina, ósma – powiedziała, gdy już leżała na łóżku, a on znajdował się tuż nad nią, oparty na łokciach.
- Ósma za 7 minut. Wiesz, ile ja ci mogę w tym czasie pokazać…

Nie czekał na jej zgodę. Wiedział, że chce tego tak samo jak i on. Wpił się w jej rozchylone usta. Mocno. Zachłannie.
Za mało.
Chyba najszybciej, jak tylko było to możliwe, pozbył się swoich bokserek, a później dolnej części pidżamy ukochanej.
Następnie w nią wszedł. Od razu.
Pchnął.
Raz. Chwila przerwy.
Potem drugi. Chwila przerwy.
Złapała go za nagie pośladki i posuwała, w dół i w górę. Tymi ruchami narzuciła szybsze tempo, co spodobało się Chodakowskiemu. Tak, to on lubił dominować w łóżku. Ale mimo to zawsze lubił, kiedy Kasia brała aż tak czynny udział podczas ich aktu miłosnego.
- Marcin – powiedziała podniecona. – Szybciej.
Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
Ruchy stały się jeszcze szybsze i głębsze. Rytmicznie wiła się pod nim. Poruszała się dokładnie w takim samym tempie jak on. Taki taniec erotyczny. Marcin był idealnym prowadzącym. A ona idealną partnerką.
- Aaa! – krzyknęła.
Ten krzyk oznaczał, że ją usatysfakcjonował.

Położył się na boku, podpierając  ręką głowę i wpatrywał się w ukochaną. Próbowała ustabilizować oddech, który jednak cały czas był niespokojny. W końcu spojrzała na niego.
- Sen na jawie? – przerwała ciszę, uśmiechając się do niego szeroko.
- Królewno, to zaledwie był początek snu. Resztę pokażę ci wieczorem – przybliżył swoją twarz do twarzy Mularczyk.
- Mmm, w takim razie już nie mogę się doczekać – musnęła jego usta. – A teraz już zmykaj, bo się spóźnisz do pracy.
Złożyła pocałunek na jego wargach, po czym odwróciła się do niego plecami i naciągnęła na siebie kołdrę.
- Aa, zapomniałabym – podniosła się na łokciach. – Kochanie, wyrzuć śmieci jak będziesz wychodził – pogłaskała go po policzku. – Kocham cię – cmoknęła go w usta i ponownie opadła na łóżko.
Jeszcze przez chwilę przyglądał się zasypiającej ukochanej. Kiedy już udało jej się uspokoić oddech, Marcin wstał cicho z łóżka i skierował swoje kroki ku wyjściu z pokoju. Jednak gdy stanął w progu, zatrzymał się i odwrócił.
- Najbardziej na świecie cię kocham, królewno.



„Z wiatrem i pod wiatr,
przed siebie.”



Tak jak mu Kaśka kazała, tak zrobił. Właśnie wyrzucał śmieci do kosza, gdy usłyszał jakieś krzyki:
- Ejj, ejj. Zostawcie ją! Zostawcie ją!
Rozejrzał się wkoło. W pobliskim parku zauważył 2 podejrzanych mężczyzn, którzy na siłę prowadzili gdzieś jedną z kobiet. Druga kobieta zaś wstała z ziemi i wyciągnęła telefon z torebki.
Niewiele myśląc, pobiegł w ich stronę.
- Iza Lewińska, jestem kuratorem sądowym …
Już był obok nich. Popchnął jednego z mężczyzn.
- Zostaw ją!
Wymierzył cios w brzuch. Jeden, potem drugi.
Niestety oprawców było dwóch. Jeden złapał go od tyłu, a drugi zaczął go okładać pięściami.
Pod wpływem ciosów, przewrócił się na ziemię.
Potem czuł już tylko mocne kopnięcia w brzuch.
- Proszę, zostawcie go – prosiła kobieta, rozpaczliwym tonem głosu. *

Kilka minut później.
- Tylko ten pan odniósł obrażenia, tak? – spytał policjant, patrząc na siedzącego pod drzewem Chodakowskiego.
- Tak jak już mówiłam. Było dwóch napastników. Napadli na moją podopieczną. I gdyby nie ten pan to nie wiem, jakby się ta cała sytuacja skończyła.
- A pani podopieczna uciekła, tak?
- Tak. Była ciężko przerażona – wyciągnęła małą kartkę z kieszeni płaszcza. - Tutaj, jak pan prosił, jej dane, adres i numer telefonu.
Policjant schował kawałek papieru do notatnika, po czym przeniósł swój wzrok na Marcina.
- Pan też będzie musiał złożyć zeznania. No ale to może poczekać. Wezwę karetkę. Powinien pana obejrzeć lekarz.
- Nie chcę żadnej karetki. Nic mi nie jest.
Policjant odszedł, a kobieta ukucnęła obok pokrzywdzonego. Z kieszeni płaszcza wyciągnęła chusteczkę i delikatnie wytarła krew znad jego łuku brwiowego.
- Aaaa… Ała. *



„Czy to jeszcze ja?
Nie wiem...”



- Tak... Tomograf w porządku. Ale ma pan 2 pęknięte żebra. Powinien pan zostać u nas na oddziale na dodatkowych badaniach.
- Nie. Nie ma takiej potrzeby – powiedział, zapinając guziki swojej koszuli.
- Proszę się zastanowić. Wymaga pan opieki.
- Panie doktorze, ja od wielu lat ćwiczę boks i naprawdę zdarzały mi się dużo poważniejsze kontuzje. I za każdym razem…
- Za którymś razem może się nie udać.
- Chyba nie jest ze mną aż tak źle, panie doktorze – zaśmiał się. – Zresztą w domu będę miał najlepszą opiekę.
- Aha. W takim razie musi pan podpisać oświadczenie, że wychodzi pan na własne żądanie i na własną odpowiedzialność – podsunął mu kartkę i podał długopis. – Proszę podpisać.
Marcin bez wahania złożył podpis na kartce i pospiesznie wstał z miejsca.
- Do widzenia – powiedział ledwo słyszalnym głosem.
- Do widzenia. *

 W poczekalni izby przyjęć, na jednym z krzeseł, siedziała brunetka. Coraz szybciej stukała palcami o swój notes; spięta czekała na kogoś. Gdy drzwi do gabinetu w końcu się otworzyły, od razu wstała z miejsca. Mężczyzna, który właśnie opuścił owe pomieszczenie, przysiadł na pierwszym z brzegu krzesełku.
- I co powiedział lekarz? – spytała kobieta, siadając naprzeciwko niego.
- Wszystko okej – grymas bólu pojawił się na jego twarzy.
- Ehem – uśmiechnęła się nieśmiało, a Chodakowski jej zawtórował. – Kiepsko pan kłamie. Od razu widzę jak ktoś kłamie. Jestem kuratorem sądowym, to taki odchył zawodowy.
- No bohatera zgrywał nie będę. Całkiem nieźle oberwałem. Ale dam radę – powoli wstał z krzesła. *
- Nie wątpię – również się podniosła. - Podrzucę pana.
- Nie trzeba. Niedaleko jest postój taksówek.
- Proszę mi nie odmawiać. Chociaż w taki sposób mogę się panu jakoś odwdzięczyć. Chyba, że da się pan zaprosić na kawę.
- Chętnie, ale może nie pan. Marcin jestem – wyciągnął do niej rękę.
- Iza – uścisnęła dłoń.
- Iza – zamyślił się.
- Coś nie tak? – rozmowę przerwał im dźwięk telefonu. – Przepraszam – odeszła na bok i odebrała połączenie. - Halo? … Tak. … Teraz? … - spojrzała na Marcina. – Dobrze, zaraz będę – wróciła do Chodakowskiego. - Bardzo cię przepraszam, ale wypadło mi coś pilnego – zaczęła czegoś szukać w torebce. Gdy już znalazła, dała mężczyźnie małą kartkę. – Tutaj jest mój numer telefonu. Jak już wydobrzejesz to odezwij się w sprawie mojego długu – spojrzał na nią pytająco. – Przecież wiszę ci kawę – uśmiechnęła się do niego. - Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za interwencję. Gdyby nie ty. Marcin, nawet nie chcę myśleć, co by wtedy mogło być...
- Cieszę się, że mogłem pomóc. Uważaj na siebie, bo kawy to ci nie odpuszczę – zaśmiał się do niej.
- Jasne. Trzymaj się, cześć! – cmoknęła go w policzek, odwróciła się na pięcie i poszła w stronę drzwi.
- Cześć – po chwili krzyknął za nią.
Gdy kobieta już wyszła z izby przyjęć, Chodakowski pogładził swój policzek w miejscu, na którym przed chwilą złożyła pocałunek Iza. Po chwili zamyślenia uderzył się w te samo miejsce, w celu otrzeźwienia. Założył kurtkę i sam również opuścił szpital.



„Bez rozstajnych dróg.
Już do końca bez powrotu.
Jeden wspólny cel – s
pokój.”



Siedziała na kanapie, nerwowo bawiąc się swoimi palcami u dłoni i niespokojnie ruszając nogami. Wpatrywała się w telefon, leżący na stoliku tuż przed nią. Niestety, urządzenie cały czas milczało. I tak już od kilku dobrych godzin. A dokładniej od telefonu od pana Krzysztofa z firmy…

Marcin nie pojawił się dzisiaj w pracy.
Nie uprzedził, że go nie będzie.
Sam też nie odbiera telefonu.
Coś się stało?
Nie. Znaczy nie wiem. Przecież wyszedł rano do pracy. Normalnie.

… nie odbiera telefonu.
No nie odbiera. Dzwoniła do niego chyba z 1000 razy i nic. Na początku był sygnał. Później już tylko włączała się poczta.

Coś się stało?
Nie. To niemożliwe.

Po raz 1001 sięgnęła po telefon. Na głos w słuchawce nie musiała długo czekać…
„Witam, Marcin Chodakowski. Po sygnale proszę zostawić wiadomość.”
Tylko chyba nie to chciała usłyszeć…
Rzuciła telefon na stół.
Cisza. Wszechogarniająca. Pustka. Przerażająca.

Usłyszała jakieś dźwięki zza drzwi. Od razu zerwała się ze swojego miejsca i podbiegła do nich. Przekręciła zamek i otworzyła je.
Ulga.
- Marcin, gdzie ty… - zauważyła opatrunek na jego czole. - Co ci się stało? – bez słowa minął ją w progu i wszedł do mieszkania. – Marcin! – zamknęła drzwi.
- Kochanie, ciszej – bezsilnie opadł na kanapę.
- Biłeś się, tak?
- Nie, znaczy…
- No przecież widzę – nie zareagował. - Marcin!
Wstał z kanapy i podszedł do niej.
- Dwóch chłystków zaatakowało dwie kobiety. Ja tylko stanąłem w ich obronie.
- Marcin – głośno westchnęła i pogładziła go po czole, w okolicy opatrunku. - Dlaczego nie odbierałeś telefonu?
- Rozładował się.
- Marcin, jak zadzwonił pan Krzysztof... Później ty nie odbierałeś... Marcin, przecież ja umierałam ze strachu - popatrzyła na niego ze łzami w oczach.
- Kot, wszystko już w porządku – podniósł jej podbródek. – Już jestem, ejj. Cały i zdrowy – przytulił ją do siebie. – Ajj – zawył z bólu.
Kasia odsunęła się od niego.
- Cały i zdrowy, tak? – popatrzyła na niego znacząco. - Byłeś w szpitalu? – skinął głową. – Co powiedział lekarz?
- Nic takiego.
- To znaczy? – nie dawała za wygraną.
- 2 pęknięte żebra – wymamrotał pod nosem.
- I nie zostawił cię na obserwację?!
- Najszybciej to ja dojdę do siebie tutaj, w domu. Przy tobie i przy Szymku.
- Okej – przeciągnęła. – Pod jednym warunkiem.
- Królewno dla ciebie wszystko.
- Jak będziesz się źle czuł to od razu jedziemy do szpitala. Zrozumiano?
- Zgodziłem się w ciemno.
- A teraz do łóżka.
- Nie prowokuj – przyciągnął ją do siebie.
- Erotoman – westchnęła. – Zaraz ci przyniosę herbatę i coś do jedzenia – delikatnie musnęła jego usta, po czym poszła do kuchni.
Chodakowski zaś posłusznie udał się w stronę sypialni.
- Marcin – odwrócił się do niej. – Kocham cię.



* - sytuacja i dialogi (z lekką modyfikacją) zaczerpnięte z 1141 odcinka serialu M jak miłość

1 komentarz: