.


sobota, 27 czerwca 2015

Lost memories - część 10.

Łzy - Kiedy nie ma w nas miłości



„Znowu głucha cisza w nas, 
w próżni jest zamknięty czas.
Ten spędzony razem gdzieś 
- dla nas to straciło sens.”


Telefon komórkowy przez cały weekend leżał w częściach na podłodze, czyli dokładnie tam, gdzie upadł po bliskim spotkaniu ze ścianą. A telefon stacjonarny wyłączył od razu, gdy usłyszał dźwięk wydobywający się z niego, świadczący o tym, że ktoś chce się z nim skontaktować. 
A on tego nie chciał. Nie chciał z nikim rozmawiać.
Wyłączenie samych telefonów jednak nie wystarczyło. Przecież były jeszcze drzwi, do których właśnie ktoś się dobijał… 

PUK, PUK.
- Marcin. Ojciec do mnie dzwonił. Co jest? – braciszek.
- Marcin! Marcin otwórz do cholery!  - ehem, Janka.
- Nie odejdziemy dopóki z nami nie porozmawiasz.
W końcu drzwi się otworzyły. W progu pojawił się Marcin. Wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. Ubrany był w jakiś dres, starą, wyciągniętą koszulkę, a w ręku trzymał do połowy pustą butelkę z brązowym trunkiem. Przez na oścież otwarte drzwi, w których stał, zauważyli, co się dzieje w środku. Na podłodze leżały porozwalane ubrania, jakieś książki, teczki, gazety. Na stoliku leżało kilka brudnych naczyń, a obok kanapy stały puste butelki po alkoholu. 
Na aż taki widok nie byli przygotowani. Kompletnie nie wiedzieli, co powiedzieć.
- Pogadane? – spytał kompletnie zapitym głosem. – To do widzenia. 
Z ironicznym uśmiechem pomachał im i w tym samym czasie chciał zamknąć drzwi, jednak mężczyzna stojący za nimi okazał się szybszy.
- Ejj! – krzyknął Marcin, gdy napotkał opór.
Olek otworzył drzwi na oścież.
- Czego wy chcecie do cholery, co?! – patrzył to na kobietę, to na mężczyznę.
- Porozmawiać. – powiedziała Janka.
Popatrzył na nią tym swoim przenikliwie wściekłym wzrokiem.
- Teraz ci się na rozmowy zebrało? Tak? Teraz? Jakoś jak Kaśkę do Grabiny wywoziłaś to ze mną gadać nie chciałaś. 
- Marcin…
- Chcecie coś zrobić dla mnie? – spytał spokojnie, a oni spojrzeli na siebie i zgodnie kiwnęli głowami. - Odwalcie się, okej? Po prostu się odwalcie.
Złapał za klamkę.
- Chociaż telefon włącz. – powiedział Olek.
Marcin zrobił krok w przód. 
- Braciszku. – dźgnął go palcem wskazującym w klatkę piersiową, po czym zacisnął pięść.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale zbliża się termin porodu. 
Rozluźnił dłoń i cofnął się.
- Cześć. – powiedział i zamknął im drzwi przed nosem.


Jednak im bliżej było początku nowego tygodnia, tym bardziej zastanawiał się nad słowami brata. Ostatecznie w poniedziałek złożył wszystkie części i włączył urządzenie. Na ekranie od razu zaczęły mu wyskakiwać powiadomienia:

23 nieodebrane połączenia MATKA
18 nieodebranych połączeń OJCIEC
7 nieodebranych połączeń OLEK
5 nieodebranych połączeń JANKA
1 nieodebrane połączenie KASIA

„1 nieodebrane połączenie KASIA”. Sprawdził, kiedy dzwoniła. 
Piątek, 19.13. Czyli zaraz po ich rozmowie. 
I nic więcej. Nic poza tym jednym połączeniem od niej.

Zdenerwowany odłożył telefon na stoliku i wyszedł z mieszkania.


4 dni później.
Kaśki nie było już od ponad tygodnia. A od ostatniej pamiętnej dla niego rozmowy, która odbyła się dokładnie tydzień temu, nie miał z nią żadnego kontaktu. 
Nie zadzwoniła. Poza tym jednym połączeniem więcej nie odezwała się do niego. A on też nie zadzwonił. Chociaż tak bardzo chciał. Chciał usłyszeć jej głos. Chciał się dowiedzieć co u niej. Co z Szymkiem. Jak się czują… Jednak zranione męskie ego wygrało, a urażona męska duma nie pozwoliła mu do niej zadzwonić.

Był piątek, późny wieczór. Leżał właśnie na łóżku w sypialni i bezmyślnie wpatrywał się w sufit. W końcu zamknął oczy. Liczył na to, że sen przyjdzie szybko. Lecz zamiast pustki i czerni, po zamknięciu oczu zobaczył Kasię. Coś do niego mówiła…

"- Jesteś wobec mnie szczery, dlatego ja też chcę być wobec ciebie szczera. Więc lojalnie muszę cię uprzedzić, że zamierzam zrobić wszystko, żebyś się we mnie zakochał.
- I co, potem 53 lata? Zapomnij.
- Nie błaznuj. Lepiej przygotuj się do walki. A ja jeńców nie biorę."

Otworzył oczy.

Dokładnie pamięta tę sytuację…
Zrobiła dla niego kolację w podziękowaniu za załatwienie sprawy z jej szefem-wyzyskiwaczem. A po zjedzeniu chciała z nim porozmawiać. Bez wahania się zgodził. Jednak gdyby tylko wiedział, że powie mu to, co właśnie wtedy powiedziała… Najprawdopodobniej wyszedłby z mieszkania i uciekł, gdzie pieprz rośnie. 
I koniec końców wyszedł. Gdy zobaczył, że ona wcale nie żartuje, w pośpiechu opuścił mieszkanie, tłumacząc się, że spieszy się do pracy.

Pokręcił głową z politowaniem i ironicznie zaśmiał się pod nosem. 

"- Ja może po prostu nie potrafię kochać.
- To pozwól, że cię nauczę. 
- Nie…
- Proszę. Tylko musiałbyś mi pozwolić, Marcin. Proszę cię pozwól mi, Marcin. Proszę cię. Pozwól mi, proszę. Daj mi szansę tylko, pozwól mi. Marcin, ja cię nauczę, pozwól mi."

- I pozwoliłem. – głośno westchnął i przymknął powieki.

"- Boję się Marcin.
- Czego? Ze mną.
- Chociażby tego, że jak dzisiaj patrzyłam na Jankę, to cały czas się tylko zastanawiałam, czy już z nią byłeś, czy dopiero z nią będziesz, a może właśnie z nią jesteś. I tak będzie z każdą inną kobietą, rozumiesz? To jest nie do zniesienia, ja tego nie wytrzymam. 
- Kasiu, nie ma żadnej Janki, ani żadnej innej.
- Taa. 
- I nigdy nie będzie.
- A skąd mam wiedzieć, co? Dasz mi tę pewność?
- Kocham cię."

Do tej pory pamięta jej reakcję… 
Wytrzeszczyła na niego oczy. Była zdziwiona, że to usłyszała, chyba tak samo jak on, że to powiedział, że w końcu przeszło mu to przez gardło. 
Z uśmiechem na twarzy i błyszczącymi ze szczęścia oczami obcałowała całą jego twarz. 

"- Mój. Ja też cię kocham."

Łzy spływały po jego policzkach. Zacisnął mocniej powieki, by je zatrzymać. Jednak to nie pomogło. Nie miał nad nimi żadnej kontroli. Taaak, żeby to tylko nad nimi… 

Po chwili wstał z łóżka i chwiejnym krokiem poszedł do kuchni. Po drodze potykał się o puste butelki, jednak nie zważał na to. Znalazł pełną butelkę i już chciał z nią wracać do łóżka, kiedy coś rzuciło mu się w oczy… Wśród sterty gazet porozrzucanych na podłodze, zauważył jedną, która różniła się nieco od pozostałych. A dokładniej - wystawało z niej zdjęcie. Przykucnął i wyciągnął fotografię.
- Weronika?! 
Nie wiedział co te zdjęcie tutaj robi. Przecież nie kolekcjonował fotek swoich byłych…


„Maybe one day you'll understand, why everything you touch surely dies.” *

Nagle fotografia wyleciała mu z dłoni, a on mimowolnie opadł na podłogę.

"- No proszę, to co chcesz przez to osiągnąć?
- Może próbuję cię czegoś nauczyć. A poza tym zemsta najbardziej smakuje na zimno. 
- Daruj sobie te debilne cytaty już.
- Może dzięki tym debilnym cytatom nauczysz się, że nie można bezkarnie komuś łamać serca, bo to wraca. Prędzej czy później."



„Nie ma już na to szans, 
żeby znów wzniecić ten płomień z naszego snu.
Dziś to nie uda się.”


PUK, PUK!
Przebudził się.
- Moje plecy. – złapał się za bolące miejsce i powoli podniósł się z podłogi.
PUK, PUK!
Dopiero teraz uświadomił sobie, że ktoś się dobija do drzwi.
- Kogo tam znowu. – mruknął pod nosem.
PUK, PUK!
- Znowu rozmawiać chcecie? – mówił, zbliżając się do drzwi, które w końcu zdecydował się otworzyć. – Mówiłem: odwalcie się?!
Nacisnął klamkę i na widok gościa stanął jak wryty.
- Mówiłeś, że mam się odwalić? Nie pamiętam. Chociaż tyle czasu się nie odzywasz, że wiele by to tłumaczyło.
Marcin nic nie odpowiedział. Nadal patrzył na mężczyznę z rozdziawioną buzią.
- Gościu, ducha zobaczyłeś? – rozejrzał się wokół siebie.
- Krzysiek? – udało mu się w końcu wydusić.
- Marcin? – przedrzeźnił go, śmiejąc się przy tym. – Może mnie wpuścisz, co? Czy może będziemy tak tutaj stać?
- Wchodź. – ruchem ręki zaprosił go do środka. – Stary!
Wziął przyjaciela w objęcia.
- Kopę lat, co? – spytał Krzysiek, gdy już odsunęli się od siebie.
Marcin z uśmiechem kiwnął głową.
- W ogóle to miło, że mnie wpuściłeś. Bo słyszałem… A nieważne. – machnął ręką.
Marcin spojrzał na niego pytająco.
- Tak się mówi, nie? – zaśmiał się nerwowo.
Marcin widząc jego zdenerwowanie, sam domyślił się, o co chodzi. I skąd ta niespodziewana wizyta.
- No tak. Mój kochany tatuś. – wycedził przez zaciśnięte gardło i usiadł na kanapie.
- Czego ty się wściekasz?
- Bo wtykają wszyscy nos w nie swoje sprawy!
- Martwią się. Zresztą chyba nie bez powodu.
Rozejrzał się po mieszkaniu. 
Sam nie należał do najporządniejszych, jeżeli chodzi o utrzymywanie czystości. Ale takiego bałaganu to jeszcze nie widział… W końcu zatrzymał wzrok na Chodakowskim.
Z tego co mu Grzegorz powiedział, owszem wynikało, że z Marcinem jest kiepsko. Ale przez myśl mu nie przeszło, że z jego kumplem może być aż tak źle.
- Marcin… Dobra. Ogarnij się trochę, a ja coś skombinuję na obiad.
Chodakowski ani drgnął.
- No ale ruchy. – zaprowadził go do łazienki.
Zamknął za nim drzwi i jeszcze raz uważnie przyjrzał się wszechobecnemu bałaganowi. Głośno westchnął i wziął się za sprzątanie.


Jakiś czas później.
- Przyznam, że nie wierzyłem, że upichcisz… cokolwiek? – powiedział Marcin, śmiejąc się przy tym. - Baa, więcej powiem. Myślałem, że mi chałupę z dymem puścisz. A tu proszę. Nawet to zjadliwe było.
- Potraktuję to jako komplement. Dzięki. – Krzysiek wyszczerzył się do niego.
Obaj panowie zaczęli się śmiać.
- Dobra, to co teraz? Może wyskoczymy gdzieś na miasto? Jak za starych dobrych czasów. – Krzysiek puścił do niego oczko.
Marcinowi zrzedła mina.

 Wcale nie miał ochoty nigdzie wychodzić. Wolał zostać w domu. Ostatnio przecież zrobił tu sobie taki swój „mały bunkier”. Myślał, że tutaj uchroni się przed całym światem. Że tutaj nikt więcej go już nie skrzywdzi, nie zrani jego uczuć. 
Był sam. On tylko jeden przeciwko światu, który się na niego po raz kolejny uwziął. 
Za błędy młodości trzeba kiedyś zapłacić. Teraz doskonale o tym wiedział. Cały czas doświadczał tego na swojej skórze.
Tylko ile może to jeszcze potrwać? A co najważniejsze; ile czasu on jeszcze jest w stanie to wytrzymać?

- Stary, nie bardzo to widzę. – odpowiedział w końcu.
- Dobrze nam to zrobi. – namawiał go dalej. – No chodź.
- Ja odpadam. Ale jak ty chcesz to problemu nie widzę. Sam mogę zostać przecież. – spojrzał na minę Krzyśka. – Ejj, cokolwiek ci ojciec mój powiedział, daję sobie radę… Jakoś, ale daję. – spuścił głowę.
Krzysiek spojrzał na przyjaciela. 
Jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie…
- Chyba pogadamy, co? – spytał.
- O czym? – spojrzał na niego, a łzy kręciły mu się w kącikach oczu.
- Trochę się ostatnio wydarzyło u ciebie… u was. – poprawił się.
- Nie chcę o tym gadać. Okej? 
Krzysiek tylko kiwnął głową. Milczeli przez chwilę. 
W końcu, po jakimś czasie to Marcin przerwał ciszę.
- A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? – spytał ze łzami w oczach. – Że Kaśka w kółko mi powtarzała. Że ma złe przeczucia. A ja to po prostu olałem.
- Marcin…

"- Czasem sobie myślę, że to wszystko jest zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe, że któregoś dnia coś się stanie i...
- Jezu Kaśka co ma się stać?! Co ma się stać? Ciągle to powtarzasz. Dzieciak jest zdrowy, jesteś w najlepszym szpitalu, masz najlepszego lekarza w Warszawie i jeszcze mamy niepisaną umowę z położną, że pomoże.
- Marcin nie chodzi o poród.
- A o co chodzi? O to, że robotę stracę? U ojca pracuję, przecież mnie nie zwolni. Do wojska mnie nie wezmą, bo za stary jestem. Żadnej katastrofy nie będzie."

- A ja to po prostu olałem... – schował twarz w dłoniach.


„Każdy z nas znowu ma inny plan,
daj mi powód a ja będę tam.
Tam, gdzie zamierzałeś pójść.”


W tym samym czasie.
- Babciu, może ja pomogę? 
- Kasieńko, źle ci posiedzieć? 
Obie panie obdarzyły się serdecznym uśmiechem.
- Szymek bardzo daje popalić? – spytała po chwili starsza kobieta, patrząc na Mularczyk, która głaskała swój okrągły brzuch.
- W sumie to nawet nie. – uśmiechnęła się Kasia. – Ostatnio bardzo się uspokoił.
- Wiesz co to może oznaczać? – pani Basia popatrzyła na nią porozumiewawczo.
- Ciszę przed burzą, wiem. – przytaknęła głową.
- Dzień dobry!
Dotarło do nich przywitanie. Nagle w drzwiach kuchni pojawił się pan Kolęda.
- Dzień dobry! – powiedziała seniorka i przywitała się z gościem.
 - Dzień dobry. – powiedziała nieśmiało Kasia.
- Oo, pani Kasia. Dzień dobry. – podszedł do niej i pocałował jej dłoń. – Jak tam maluszek? – wskazał jej okrągły brzuch.
- Wszystko w porządku. – lekko się do niego uśmiechnęła.
- A jak budowa domu? 
Popatrzyła na niego pytająco.
- Jurek, zapraszam do salonu. – pospiesznie wtrąciła pani Basia i odprowadziła ojca Ewy do odpowiedniego pokoju.
- Babciu. – zaczęła nieobecna Kasia, gdy seniorka wróciła do kuchni. – Jaki dom?
- Kochanie, Marcin ci nic nie mówił? – usiadła naprzeciwko niej.
Ciężarna kiwnęła przecząco głową.
Pani Basia pokrótce wytłumaczyła jej, o co chodzi.
Z każdym wypowiedzianym przez seniorkę zdaniem, Kasia stawała się coraz bardziej nieobecna.
- Kasiu… Kasiu! 
Ocknęła się.
- Telefon ci dzwoni. – stwierdziła Mostowiakowa.
Kasia spojrzała na wyświetlacz, a potem na siedzącą naprzeciw kobietę.
- Zaniosę jedzenie. – starsza kobieta wstała od stołu.

Mularczyk śledziła każdy jej ruch. Gdy kobieta opuściła już kuchnię, ciężarna spojrzała na telefon. Przestał dzwonić. 
Głośno westchnęła.
Niepewnie sięgnęła po urządzenie i wybrała numer.
- Robert, cześć.
- Cześć Kasiu. Dzwoniłem przed chwilą.
- Wiem.
- Tak sobie pomyślałem… Może się spotkamy jutro? Będziesz miała chwilę?
- Jutro? W sumie. – po chwili zamyślenia spytała. - Ale mogę mieć do ciebie prośbę?
- …


„Może znajdziemy drogę, która poprowadzi nas.
W miejsca których nie było w naszych snach.”


- Dziękuję, że się zgodziłeś. Nie chciałam o to prosić Marka… - spojrzała na rozciągający się widok za oknem.
- Nie ma sprawy.

Po 10 minutach byli już na miejscu.
Kasia rozejrzała się po okolicy i niepewnie wyszła z samochodu.
- To tutaj? – spytała.
- Tak. Chyba jedna z najpiękniejszych działek w okolicy. – odpowiedział.
Obróciła się wokół własnej osi. Uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Rzeczywiście. Pięknie tutaj. – powiedziała nieobecna. – Przejdziemy się? – w końcu spojrzała na Roberta.
Skinął tylko głową.
Spacerowali tak przez dłuższą chwilę. Trochę rozmawiali, trochę milczeli. 
Mimo tego, iż Szymek dał jej ostatnio trochę „spokoju”, to kończący się 8-my miesiąc coraz bardziej dawał się jej we znaki. Zmęczona przysiadła na stojącym koło polnej drogi pieńku.
Po chwili zauważyła coś świecącego się na ziemi.
- Co to jest? 
Podniosła „znalezisko”, unosząc w stronę słońca. 
Bransoletka. 
I nagle… Jakby coś ją uderzyło. Niczym grom z jasnego nieba…
- Kasiu, coś się stało? – spojrzał na Kaśkę, która intensywnie wpatrywała się w biżuterię. – Kasiu. – delikatnie szturchnął jej ramię.
- Robert, możesz mnie zawieźć na przystanek? – wydukała, cały czas nie odrywając wzroku od „znaleziska”.


" ... " - dialogi zaczerpnięte z serialu "M jak miłość"
* cytat zaczerpnięty z piosenki Passenger - Let her go


***

Nie będę się nad sobą rozczulać, tylko stwierdzę fakt, że coraz gorzej mi idzie to pisanie...

Następna część, teraz to już naprawdę nie wiem kiedy. I nie mam zamiaru nic konkretnie Wam tutaj obiecywać.
Ostatnio dużo się zadziało u mnie i przez to wszystko nie mam czasu na pisanie. Czasu i weny zresztą też. Nie mogę się zbytnio skupić, a pisanie na odwal się (gorzej niż już tutaj jest) jest bez najmniejszego sensu.

Mam nadzieję, że mimo jakości jakoś dało się to przeczytać.

Pozdrawiam, Kasiek!

13 komentarzy:

  1. Cudo <333 jak zawsze zresztą <333 wiesz jak mnie wciągają twoje opowiadania ? mogłabym je czytać i czytać <3 .. I ta bransoletka <33 coś się stało :) ... Kochana mam nadzieję że kolejna część będzie niedługo <3 już się nie mogę doczekać <3 i twoje opowiadania czyta się świetnie ♥ /.nika

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przesadzaj. Jest dobrze! Naprawdę. Ciesze się ze kasia sobie wszystko przypomni. Życzę dużoooo weny. Będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. /iga
      P.S. czemu ja cały czas o tym zapominam :/

      Usuń
    2. A ja tam Cię widzę pod kaaażdą częścią. ;)
      Pozdrawiam :)!

      Usuń
  3. Bardzo się dało! :) Liczę na to, że jednak wena szybko Cię odwiedzi i nie będziemy musieli długo czekać? :)
    I chyba mam odpowiedź na swoje pytanie? :D Idealnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedzmy, że kompletnie nie wiem, o co chodzi... :D
      Pozdrawiam :)!

      Usuń
  4. Jak nie wyszło? Jak wszyszło! :D Cudnie! Ale długo kazałaś czekać na tą chwilę, aż coś przypomni... Twoje opowiadania moją w sobie to coś, czyta się je tak płynnie, tak lekko i zawsze szybko no poprostu masz talent! Czekam z niecierpliwością na kolejną cześć, bo w niej będzie się działo :) Życzę duuużo weny :) Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo? Zaledwie 10 części. :D Zresztą wspominałam już gdzieś, że nie przepadam za sielankami. :P A takowe zaraz będę musiała pisać... Ale spoko spoko, wymyślę jakieś zwroty akcji. XDD Nie może być nudno. :P
      Pozdrawiam :)!

      Usuń
  5. Co ty gadasz opowiadanie świetne nie podawaj się pisz dalej bardzo ci dobrze idzie czekam na następna część <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś cudowna !!! <3 !!! Czeeekam na następne części ! I nie mów że ci nie idzie bo to nieprawda ! Umówmy się że NAS nie zawiedziesz ?! I będziesz pisać dalej tak jak do tej pory... Jestem twoja stałą czytelniczką i ją będę do końca ! Pozdrawiam / NATI :"

    OdpowiedzUsuń
  7. Część genialna, jak zawsze. ;D
    I widzę, że długo wyczekiwana przez prawie wszystkich czytelników, sielanka zbliża się wielkimi krokami.
    Ale... chyba przygotujesz jeszcze jakieś niespodzianki i opowiadanie nie skończy się szybkim happy end'em?

    Trzymam kciuki za wenę i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najprawdopodobniej dodam kolejną i zrobię sobie chwilę przerwy...
      Na te części miałam plan, a co dalej... Mam trochę zaćmę na umyśle.
      Ale, mam nadzieję, że to tylko kwestia czasu. :)

      Pozdrawiam :)!

      Usuń