.


wtorek, 26 maja 2015

Lost memories - część 6.

Foreigner - I want to know what love is


“Let's talk about love;
the love that you feel inside.
I'm feeling so much love.
No, you just cannot hide.”


Weekend minął im w miarę szybko. Trochę rozmawiali. W sumie to o niczym konkretnym. Czasem Marcin wspominał jakąś sytuację z ich wspólnego życia, ale poważnych rozmów oboje unikali jak ognia. Gdy rozmowa zbaczała na niebezpieczne tory, Kasia „delikatnie” się wycofywała. Siadała na kanapie w salonie (czyli na obecnym miejscu do spania Marcina) i czytała książki typu ‘odpowiedzialne rodzicielstwo’. Dzięki temu dowiedziała się kilku ciekawych rzeczy.

Raz nawet chciała podzielić się nabytą wiedzą z Chodakowskim …
- Marcin. Wiesz, że zdrowy noworodek ma znacznie więcej kości niż człowiek dorosły. U dziecka…
- … liczba kości jest większa ze względu na wiele punktów kostnienia i spada dopiero po połączeniu się np. trzonów z nasadami. – wyrecytował Marcin.
Popatrzyła na niego wielkimi oczami i przez dłuższą chwilę nie odrywała od niego wzroku.
- Kaśka, zacząłem czytać te wszystkie książki i poradniki, jak tylko się dowiedziałem, że zostaniemy rodzicami. – wytłumaczył jej.
- Jestem pod wrażeniem. Na pewno będziesz wspaniałym ojcem. – stwierdziła i obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
- Taki właśnie mam plan. – odwzajemnił uśmiech.
 Wzruszył ją. Naprawdę ją wzruszył.

Innym razem …
- W poniedziałek mamy wizytę u ginekologa. – powiedział.
- Mamy? – spytała zdziwiona.
- No tak. Umówiłem nas na 17. – spojrzał na zdezorientowaną Kasię. – Że za późno? Kaśka, sama kazałaś mi w poniedziałek iść do pracy, więc wcześniej nie dam rady. 17, okej?
- Okej. – odpowiedziała zszokowana, ale z lekkim uśmiechem na twarzy.


„Can't stop now, I've traveled so far
to change this lonely life.”


Weekend się skończył i w końcu nadszedł poniedziałek. 
Zgodnie z planem Marcin poszedł rano do pracy. Oczywiście przed wyjściem kazał Kasi odpoczywać i korzystać z ostatnich chwil „wolności”, ale przyszła mama nie mogła sobie znaleźć miejsca i wzięła się za drobne porządki. Tu przenieść, tu coś schować, tu posegregować, tam poodkurzać i sprzątnąć kurze. Kiedy mieszkanie już lśniło, wzięła się za gotowanie obiadu. Gdy skończyła, zmęczona położyła się na kanapie. Nawet nie zauważyła, kiedy usnęła. 

- Kasia, już jestem! – krzyknął od progu Marcin.
- Cze… Cześć. – powiedziała zaspana kobieta, przeciągając się na kanapie. – Jak w pracy? – zmieniła pozycję na siedzącą.
- Ojciec się wszystkim zajął przez ostatni tydzień, więc nie ma tragedii. – usiadł obok niej. – Tęskniłem za wami. – powiedział i pogłaskał jej okrągły brzuch.
Po chwili przerzucił swój wzrok na nią. Kasia lekko się uśmiechnęła i zawstydzona podniosła się z kanapy.
- Odgrzeję obiad. – podeszła do kuchenki.
- Chyba miałaś odpoczywać, nie? – powiedział, siadając przy stole.
- Przecież odpoczywałam. 
- No właśnie widzę. – mruknął pod nosem.
- Marcin, ja nie jestem chora, tylko jestem w ciąży. – powiedziała, nakładając jedzenie na talerze.
- Kaśka …
- A poza tym, chyba sama najlepiej wiem, jak się czuję. Prawda? – zawiesiła na chwilę głos, po czym dodała - Smacznego. – i postawiła 2 talerze na stole.
Zjedli w milczeniu. 


„I wanna know what love is,
I want you to show me.
I wanna feel what love is,
I know you can show me.”


20 minut później, gdy Marcin skończył sprzątać po posiłku, a Kasia się przebrała, byli już w drodze do szpitala. Dzięki temu, że Chodakowski znał skróty, udało im się ominąć korki i po kolejnych 20 minutach wchodzili już na właściwy oddział. 
Usiedli na krzesłach, naprzeciwko drzwi z tabliczką: „Gabinet ginekologiczny”. Kasia nerwowo zaczęła bawić się paskiem od torebki, co nie uszło uwadze Marcina.
- Boisz się? – przerwał ciszę.
- Trochę. – odpowiedziała niepewnie.
Wziął jej dłoń w swoje ręce. Kasia powędrowała za złączonymi dłońmi wzrokiem, po czym spojrzała w oczy Marcina, które patrzyły na nią. 
- Wszystko jest i będzie dobrze, rozumiesz? – mocniej ścisnął jej dłoń i po chwili ją pocałował.
W tej samej chwili drzwi gabinetu się otworzyły i w progu stanął mężczyzna w białym fartuchu.
- Pani Katarzyna Mularczyk.
- To ja. – delikatnie wyrwała dłoń z uścisku Chodakowskiego. 
Wstała ze swojego miejsca i weszła do gabinetu za lekarzem. Zaraz za nią wszedł Marcin.

 - Pani Kasiu, proszę się położyć. – lekarz wskazał miejsce, które kobieta od razu zajęła.
Ginekolog przygotował ją do badania i zaczął:
- Tu jest serce. – wskazał na monitorze i podgłośnił dźwięk. 
- Nie za szybko bije? – spytała zaniepokojona pacjentka.
- Nie, wszystko w porządku. – odpowiedział z uśmiechem.
Pokazał parze inne części ciała, które było wystarczająco widać.
Kiedy skończył, zajął krzesło za biurkiem, a Kasia się podniosła. 
- Tak jak mówiłem w czasie badania, wszystko jest jak najbardziej w porządku. Mimo wypadku dziecko rozwija się prawidłowo. – przerwał mu dźwięk telefonu.
- Przepraszam. – powiedziała Kasia i sięgnęła do swojej torebki.
Znalazła telefon, a na wyświetlaczu zobaczyła obcy numer. Nacisnęła czerwoną słuchawkę, a potem wyciszyła telefon.
- Przepraszam. – schowała urządzenie do torebki.
- Termin porodu mamy wyznaczony za 3 tygodnie. Myślę, że jeżeli będzie się pani stosowała do moich zaleceń to wszystko pójdzie zgodnie z planem. – dokończył mężczyzna w białym fartuchu.
Lekarz dał Kasi kilka rad i wskazówek, a Marcinowi kazał dbać o przyszłą mamę i ich dziecko.
Po wszystkich formalnościach i ustaleniu terminu kolejnej wizyty, z ulgą i uśmiechami na twarzach para opuściła szpital.


„Now this mountain I must climb;
feel like a world upon my shoulders.
And through the clouds I see love shine;
it keeps me warm as life grows colder.”


- Mówiłem, że wszystko będzie dobrze. – powiedział Marcin, gdy wracali już do domu.
- Tak się cieszę. – powiedziała rozentuzjazmowana Kasia. – Szymek, mój dzielny synek. – pogładziła swój okrągły brzuch. 
- Ejj, Kaśka! To jest też mój syn. – wyraźnie podkreślił Marcin.
Z uśmiechem na ustach „spiorunował” ją wzrokiem.
- Okej, okej. – podniosła ręce w obronnym geście, nadal się śmiejąc.
- Tu się nie ma co śmiać, Młoda. Jakiś tam wkład w to przecież miałem. – powiedział zawadiacko.
Kasia w odpowiedzi tylko się speszyła. W końcu nadal nic nie pamiętała. Coraz bardziej jej to ciążyło.
- Jestem potwornie głodna, a w lodówce mamy tylko światło. – zmieniła temat.
- A na co macie ochotę? 
- A ty? 
- Chińczyk! – krzyknęli jednym głosem.
Spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem.
- Okej, to tę kwestię mamy z głowy. Podjadę, zamówię, a w międzyczasie skoczę na zakupy. 
- Ejj, ejj. A gdzie jesteśmy my w tym twoim planie? 
- W mieszkaniu. – uroczo się do niej uśmiechnął.
- Marcin, ja ci już chyba dzisiaj jasno powiedziałam, że …
- Dlatego pozwalam ci, wam wstawić wodę na herbatę. – powiedział z nieznikającym z twarzy uśmiechem.
- Marcin! – podniosła głos.
Właśnie zaparkował przed blokiem, wyłączył silnik i spojrzał w jej piękne, zielone oczy.
- Kaśka, ja cię zawsze słucham i zawsze robię to, co ty mi każesz. Chociaż raz to ty posłuchaj mnie.
Spuściła wzrok i po chwili namysłu odpięła pas bezpieczeństwa. 
- Aa, klucze. – wyciągnęła do niego otwartą dłoń.
Marcin z satysfakcją się uśmiechnął. Z kieszeni płaszcza wyciągnął pęk kluczy i podał szatynce. Kobieta otworzyła drzwi i powoli wyszła z samochodu.
- Tylko się pospiesz, bo umrzemy z głodu. – powiedziała z uśmiechem na twarzy.
Marcin spoważniał.
- To nie jest zabawne. – odburknął.
Do Kasi dotarł sens wypowiedzianych przez nią słów. 
- Marcin, przepraszam. Wiesz … Znaczy nie miałam tego na myśli. – zaczęła się tłumaczyć.
- Idź już, bo zmarzniecie. – głową wskazał jej kierunek drogi. 
Ona nadal stała w otwartych drzwiach auta i patrzyła na niego przepraszająco.
- No już. Tylko uważajcie na siebie. – lekko się do niej uśmiechnął.
Kasia odetchnęła z ulgą. Obdarzyła Marcina przepraszającym uśmiechem, zamknęła drzwi i podeszła do schodów. Spojrzała na samochód Marcina, który właśnie odjeżdżał, a gdy zniknął jej z pola widzenia, udała się do mieszkania.


„I gotta take a little time,
a little time to think things over.
I better read between the lines,
in case I need it when I'm older.”


Otworzyła drzwi i weszła do środka. Torebkę odwiesiła na wieszaku w przedpokoju (wcześniej wyciągając z niej telefon), a później powiesiła na nim swój płaszcz. 
Odblokowała urządzenie. 3 nieodebrane połączenia z jakiegoś nieznanego jej numeru.
„Hmm …” Poszła do kuchni i wstawiła wodę na herbatę na najwolniejszym ogniu, po czym usiadła wygodnie na kanapie. Ponownie odblokowała telefon i nacisnęła zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach usłyszała komunikat: Numer nie odpowiada. Wzruszyła ramiona, odłożyła telefon na stoliku i położyła się. 
Nie było jej dane zbyt długo odpocząć, bo po niecałych 10 minutach rozdzwonił się jej telefon. 
- Słucham? – powiedziała po naciśnięciu zielonej słuchawki.
Po chwili milczenia usłyszała w końcu głos w słuchawce.
- Cześć Kasiu. 
Nie spodziewała się, że do niej zadzwoni. Wszyscy, ale nie ON. Z wrażenia aż się podniosła. 
- Robert? – spytała niepewnie.
- No tak. – stwierdził.
- Nie spodziewałam się, że po tym wszystkim … że do mnie zadzwonisz. – uważała na każde słowo, które wypływało z jej ust.
- A jednak. – zironizował.
Jednak postanowił zmienić ton głosu. Mimo wszystko nie mógł z nią rozmawiać w taki sposób.
– Długo się zastanawiałem, czy mój telefon to jest dobry pomysł …
- Ale jednak zadzwoniłeś. – powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Wujek mi powiedział o twoim wypadku, znaczy co się stało mi powiedział. – zaczął się jąkać. – Kasiu, jak ty się czujesz?
- W porządku.
- A co z … dzieckiem? – przełknął ślinę.
- Nic mu się nie stało. Szymek jest bardzo dzielny. – pogłaskała swój okrągły brzuch.
- Uff, bardzo się cieszę. – powiedział z ulgą. – To będziecie mieli syna. – wydedukował. - Gratuluję. – dodał ciszej.
- Dziękuję. A co u ciebie?
Mężczyzna zaczął coś mówić, ale w tej chwili drzwi wejściowe się otworzyły i do mieszkania wszedł Marcin. Kasia spojrzała na Chodakowskiego, który właśnie zdjął płaszcz. Po odwieszeniu go, zaczął coś do niej mówić, jednak zawiesił głos, gdy zobaczył, że kobieta rozmawia przez telefon.
Usłyszał dźwięk czajnika, więc poszedł do kuchni i wyłączył palnik.
- Kasiu, jesteś? – spytał głos w słuchawce.
- Ta… Tak. – powiedziała, nadal nie odrywając wzroku od Marcina, który krzątał się po kuchni. – Robert, ja muszę kończyć. Obiecuję, że odezwę się do ciebie. Cześć. – odłożyła telefon na stoliku.


„In my life there's been heartache and pain;
I don't know if I can face it again.”


Marcin na słowo „Robert” stanął jak wryty. Pokerowa twarz – tak, właśnie taką miał teraz minę. Odwrócił się plecami do jeszcze siedzącej na kanapie Kasi.
Szatynka po odłożeniu telefonu wstała z kanapy i ruszyła w stronę stołu, przy którym usiadła.
- To co jemy? – spytała z lekkim uśmiechem.
Po chwili Marcin odwrócił się do niej przodem i spojrzał na jej beztroską minę. Co tylko spotęgowało kłębiącą się w nim złość.
- Co jemy?! – podniósł głos. – Teraz się mnie pytasz, tak po prostu, co jemy?!
- Marcin, o co ci chodzi? – spytała, chociaż wiedziała, co jest powodem jego złości.
- O co mi chodzi?! – krzyczał coraz głośniej. 
- Proszę cię, uspokój się. 
- Okej. – powiedział spokojniej. – Odezwiesz się do niego?
- Taki mam zamiar. – odpowiedziała.
- Świetnie. – prychnął.
- Marcin, hormony ci buzują? Patrz, a ja myślałam, że z nas dwojga, to ja jestem w ciąży.
- Słuchaj. Śpię na tej cholernie niewygodnej kanapie. Zajmuję się domem, wami, żebyś ty mogła odpoczywać. Staram się, jak tylko umiem, żeby było ci dobrze, żeby wam było jak najlepiej. Naprawdę staram się wszystko jakoś ogarnąć. I jeszcze ta twoja amnezja. Pamiętasz praktycznie wszystkich, tylko nie MNIE. Nawet nie wiesz, jakie to jest trudne i jak to boli. – starł pojedynczą łzę, płynącą po jego policzku. - A ty sobie teraz wydzwaniasz do swojego ex. Do człowieka, z którym kiedyś byłaś. - zatrzymał się na chwilę. - Kiedyś? Przecież Robert to jest twoje ostatnie wspomnienie. 
Spojrzał na Kasię, która siedziała ze spuszczoną głową. Podszedł do drzwi wyjściowych i nacisnął klamkę. Już miał wychodzić, jednak przystanął na chwilę.
Dla ciebie to nie jest kiedyś, Kaśka. – powiedział i wyszedł.
Kasia starła łzy spływające po jej policzkach.
Po dłuższej chwili wstała z krzesła, poszła do sypialni i zamknęła za sobą drzwi.

***

Hej wszystkim :-)! Dzisiaj trochę wcześniej.
Po raz kolejny dziękuję wszystkim, którzy tutaj zaglądają, czytają i zostawiają po sobie jakiś ślad. 
Bardzo dziękuję za każde miłe słowo. :-)

Z góry uprzedzam, że w najbliższym czasie (tj. w czerwcu) opowiadania mogą nie ukazywać się tak systematycznie jak do tej pory. Niestety, sesja zbliża się wielkimi krokami. A ja nie chcę wstawiać tutaj czegoś, co będzie byle jakie, zrobione na tzw. "odwal się".
Ale będę się starała to wszystko pogodzić. Jak najlepiej będę umiała.

Mam nadzieję, że następna część ukaże się planowo, za tydzień. ;-)

Do następnego :-)!
~ Kasiek.

wtorek, 19 maja 2015

Lost memories - część 5.

The Rolling Stones – Anybody seen my baby


“She confessed her love to me. 
Then she vanished on the breeze. 
Trying to hold on to that, was just impossible.”


Jechali już do Warszawy. W tle leciała cicha muzyka, a między nimi panowała cisza. Marcin z uśmiechem na ustach patrzył na drogę, ale kątem oka zerkał na ukochaną, która siedziała na siedzeniu pasażera. Wyglądała na spiętą. Bawiła się palcami, później wystukiwała rytm piosenki o podłokietnik, a przy tym nerwowo przegryzała wargę. I tak w kółko. 
- Za chwilę będziemy na miejscu. – powiedział Marcin.
Odpowiedziała mu cisza, przerywana tylko dźwiękami muzyki, wydobywającej się z radia.
Rzeczywiście, po 10 minutach byli już na miejscu. Marcin zaparkował samochód tuż pod blokiem. Wyszedł z auta i podbiegł do drzwi od strony pasażera. Otworzył je, a Kasia wyszła ze środka.
- Dziękuję. – powiedziała.
Rozejrzała się po okolicy. Nowoczesne bloki, dużo zieleni. 
W sumie – ładnie. 
Z rozmyślań wyrwał ją głos Chodakowskiego:
- Idziemy do domu, bo zmarzniecie. – przybliżył twarz do jej twarzy.
- Tak. – zarumieniła się i przeszła kilka kroków, potem odwróciła się i spytała. – Tutaj?
- Tak. – odpowiedział i poszedł za nią.


“Salty tears. 
It's three in the afternoon. 
Has she disappeared? 
Is she really gone for good?”


Po kilku minutach byli już na właściwym piętrze. Podeszli do jednych z drzwi, a Marcin je otworzył. Potem weszli do środka. Chodakowski pomógł narzeczonej zdjąć płaszcz. 
Kasia bacznie rozglądała się po mieszkaniu. Było urządzone w stylu nowoczesnym. Duża, przestronna kuchnia połączona z jeszcze większym salonem. Na środku pokoju znajdowały się białe schody, prowadzące na antresolę. A na prawej ścianie były zamontowane 3 pary drzwi. Te najbliżej okna były duże, przesuwne. 2 pozostałe pary były jednoskrzydłowe.
- Kasiu, mam dla was niespodziankę. – powiedział jej na ucho, stojąc za nią.
- Jaką? – odwróciła się w jego stronę.
- Chodź. – złapał ją za rękę i poprowadził w stronę „środkowych” drzwi, które, gdy tylko stanęli przed nimi, od razu otworzył. 
Jej oczom ukazał się mały pokoik. Na środku stało małe, białe łóżeczko, a na ścianie wisiał napis z kolorowych poduszeczek: „SZYMEK”. Oczy jej się zaszkliły.
- Podoba się? – spytał w końcu Marcin.
- Bardzo. – odpowiedziała wzruszona. 
Po chwili złapała się za brzuch, co nie uszło uwadze Chodakowskiego.
- Co jest? Boli cię? – spytał nerwowo.
- Kopie. – powiedziała podekscytowana. 
Złapała jego dłoń i przyłożyła ją do swojego brzucha. 
- Miał być bokser, a nie piłkarz. – powiedział, śmiejąc się.
- Podoba mu się. – stwierdziła Mularczyk.
I z iskierkami w oczach spojrzała na rozpromienioną twarz mężczyzny. Delikatnie położył swoją dłoń na jej policzku i starł łzę, która samotnie po nim spływała. Kasia spuściła wzrok, a on cofnął rękę. 
- Pójdę do samochodu po rzeczy. – odwrócił się i poszedł w stronę drzwi wyjściowych.
Ciężarna poszła za nim.
- Marcin. – odwrócił się. – Cudowny prezent. Dziękujemy. – powiedziała z uśmiechem na twarzy.
Mężczyzna odwzajemnił uśmiech i wyszedł.


“Close my eyes, it's three in the afternoon. 
Then I realize, that she's really gone, for good.”


Po niecałych 5 minutach był już z powrotem. Od progu dobiegły go dźwięki, wydobywające się z kuchni. Rozebrał się i poszedł w tamtym kierunku.
- Pomyślałam, że napijemy się czegoś ciepłego. – powiedziała Kasia i postawiła czajnik na kuchence.
- Ja zrobię. – powiedział, idąc w jej stronę.
- Marcin, dam sobie radę. – lekko się do niego uśmiechnęła, a Marcin usiadł przy stole. – Kawa czy herbata?
- Kawę poproszę. – odwzajemnił uśmiech. – Tam. – wskazał zdezorientowanej kobiecie jedną z szafek. 
Zarumieniła się. 
Wyciągnęła wszystkie potrzebne rzeczy, a gdy woda się zagotowała, wlała ją do dwóch kubków.
- Proszę. – postawiła naczynia z parującymi napojami na stole, po czym sama przy nim usiadła.
Zapanowała cisza. Marcin przez dłuższą chwilę bił się z myślami, co nie uszło uwadze Kasi. Jednak w końcu zaczął:
- Kasia, co teraz?
- Marcin, to nie jest takie proste.
- Tym bardziej, że za tydzień bierzemy ślub. – powiedział cicho i położył przed nią srebrny pierścionek.
Kasia spojrzała na niego przerażona i zerwała się z miejsca, które jeszcze przed chwilą zajmowała. Zrobiła to jednak stanowczo za szybko i zakręciło jej się w głowie, dlatego oparła się na stole.
- Przepraszam, ale nie mogę. – powiedziała ledwo słyszalnie i odsunęła pierścionek w jego stronę. – Chyba muszę się położyć.
- Jasne. Tu jest sypialnia. – wstał i podszedł do drzwi przesuwnych. – Czegoś ci potrzeba? – spytał, gdy już położyła się na łóżku.
- Nie, dziękuję. – lekko się uśmiechnęła.


“Anybody seen my Baby? 
Anybody seen her around?
Love has gone and made me blind. 
I've looked, but I just can't find 
She has gotten lost in the crowd.”


Zostawił ją samą. Przymknął za sobą drzwi i położył się na kanapie.
Zmęczenie z kilku ostatnich dni, zdenerwowanie i stres związany z ostatnimi wydarzeniami. Jakby tego było mało to jeszcze zerwane zaręczyny … 
„Bardzo cię kocham, wiesz? Wiem, że miłości starczy za nas oboje. Może …”
Wściekły na wszystko i na nic, zamknął oczy i usnął.


“Sometimes I think 
she's just in my imagination.”


Obudziła się, gdy na dworze było już ciemno. Spojrzała na budzik, który stał na szafce nocnej – 18.25. Lekko zaspana wstała z łóżka i poszła do salonu. Leżący na kanapie niezłożony koc świadczył tylko o tym, że Marcin musiał tutaj wcześniej spać. Ale teraz go nie było. Jednak na stoliku dostrzegła kartkę.

"Poszedłem na zakupy. Niedługo będę. M"

Kasia wzruszyła tylko ramionami i trochę rozejrzała się po mieszkaniu. Zauważyła ramkę ze zdjęciem, która stała na regale. Wzięła ją w ręce i usiadła na schodku.
Przyjrzała się zdjęciu. 
Jest ona, Marcin i, trochę mniejszy niż teraz, brzuszek. Siedzą na tych samych schodach, na których ona teraz siedzi. 
Objęci. 
Tacy szczęśliwi … W swoich i w oczach Marcina widziała tlące się ze szczęścia iskierki. 
Tacy zakochani ... Nawet poczuła tę emanującą ze zdjęcia miłość tej pary.
Tak bardzo chciała czuć to, co czuła ta kobieta ze zdjęcia …
Ale jak na tę chwilę wiedziała tylko, że tej kobiety teraz nie ma. 
Owszem, jest fizycznie. Ale poza tym … 
W duchu modliła się, żeby ta kobieta jednak kiedyś wróciła.


***

Wyrobiłam się :-D! 

Dziękuję za każdy komentarz pod ostatnią i wcześniejszymi częściami. 
Bardzo miło, że zostawiacie ślad po swojej obecności. :-)

No cóż. Następna część za tydzień, myślę, że też w okolicach wtorku. ;-)

Do następnej :-)!
Buziaki i pozdrowienia :-*!

~ Kasiek

[EDIT] Trochę krótka, ale musi taka być. Po prostu. Następna będzie dłuższa. ;-)

wtorek, 12 maja 2015

Lost memories - część 4.

Arash ft. Helena – Broken angel


 “I’m so lonely, listen to my heart.”


Przez cały pobyt w szpitalu Kasia unikała jak ognia przebywania w jednym pomieszczeniu sam na sam z Marcinem. Z kolei mężczyzna chciał być przy niej cały czas. Niestety nie miał takiej możliwości, bo w sali, w której leżała jego narzeczona, co rusz pojawiali się nowi Mostowiakowie lub Chodakowscy. Poza stałymi gośćmi, którymi byli pani Basia i Marek, przyszłą mamę odwiedzili również: Lucjan, Ewa z Ulą, Olek i Aleksandra z Grzegorzem, którzy gdy tylko dowiedzieli się o wypadku przyszłej synowej, od razu przyjechali do Polski. Oczywiście wszyscy nie pojawili się jednego dnia. Pani Basia podpowiedziała Chodakowskiemu, żeby zrobił „grafik odwiedzin”. Mężczyzna przystanął na takie rozwiązanie. W końcu Kaśka nie pamiętała wszystkich i przecież nosiła pod sercem jego dziecko, a taki szok związany z tłumem ludzi, niekiedy obcych, nie wpłynąłby dobrze na jej stan.
Takie zainteresowanie zdrowiem jego narzeczonej naprawdę było miłe i Marcin bardzo doceniał każdy tego typu gest ze strony przyjaciół i rodziny, ale nie do końca było mu to na rękę (zupełnie inne zdanie miała Kasia). Przez te odwiedziny to nawet nie miał kiedy porozmawiać z przyszłą żoną.

Chciał spać w szpitalu, najlepiej w sali ukochanej, ale pani Basia zarządziła, że razem z nią ma na noc wracać do Grabiny. Zgodził się, niechętnie, po długich namowach seniorki. Budził się wcześnie po i tak praktycznie nieprzespanej nocy, razem z panią Basią jedli śniadanie, Mostowiakowa szykowała kilka rzeczy dla Kasi i razem jechali do szpitala. Mularczyk już nie spała, była po obchodzie i na „dzień dobry” przekazywała im dobre wieści, że z nią i z młodym wszystko w porządku. Pani Basia prawie nie odstępowała Kasi na krok. Dużo rozmawiały, wspominały pamiętne dla Mularczyk czasy i śmiały się.

A Marcin? Marcin stał przy oknie i udawał, że go to nie dotyka. A dotykało. Bolało.
Później pojawiali się goście, ci znajomi i ci, których Kasia nie pamiętała. Opowiadali kim są dla niej, jak się poznali i przez kogo. Chętnie słuchała ich opowieści, a kątem oka patrzyła na Marcina, który wyglądał ostatnio jak cień człowieka. Wiedziała, że powinna z nim w końcu porozmawiać, ale się bała. Jednak, gdy Chodakowski wychodził z sali (w celu odebrania telefonu albo gdy pani Basia prosiła, by coś przyniósł), Kasia miała czas na wypytywanie seniorki o niego. Oczywiście Mostowiakowa nie powiedziała jej wszystkich szczegółów, szczególnie tych związanych z ich „początkiem”; obawiała się, że Kasia może to źle przyjąć. Na razie Mularczyk wiedziała tyle, że jej narzeczony z początku był, delikatnie mówiąc, niepokorny i że to właśnie ona go zmieniła. Dzięki niej dojrzał, wydoroślał i w końcu wziął odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za nią i ich dziecko, które niedługo ma się narodzić.

Kasia słuchała tych opowieści bardzo uważnie i dziwiła się, że starała się tyle czasu o mężczyznę, który z początku nie zwracał na nią uwagi. Owszem, był przystojny i to nawet bardzo. Codziennie, gdy wchodził rano do jej sali, jej serce zaczynało szybciej bić. Nigdy wcześniej się tak nie czuła. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła. Nigdy wcześniej nikt tak na nią nie działał … Mowa o Robercie, który był dla niej taki dobry, a ona nigdy go nie pokochała i jeszcze w taki sposób go potraktowała. Nie do końca mieściło jej się to w głowie …
Najwyraźniej w chwili, w której poznała Marcina, coś się zmieniło.
Najwyraźniej, tak jak Marcin, (tyle, że wcześniej) też się zmieniła.
Najwyraźniej Marcin ją zmienił.



“One and only, broken angel.”


Czwartek.
Do sali, w której leżała Kasia, wszedł doktor Bosacki. Przywitał wszystkich serdecznie z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Pani Kasiu – zwrócił się do pacjentki – wyniki badań, które dzisiaj zrobiliśmy, wyszły idealnie. – mówił z nieznikającym uśmiechem z twarzy. – Myślę, że może pani jutro wyjść do domu.
Do domu? Czyli tak właściwie to gdzie?
Pełna wątpliwości, które kłębiły się w jej głowie, spojrzała na Marcina. Takiej radości na jego twarzy to jeszcze nie widziała.
Lekko się uśmiechnęła.
- Oczywiście będziemy musieli ustalić terminy wizyt kontrolnych. Aa, i koniecznie będzie musiała pani umówić się na wizytę ginekologiczną, ale to już może u lekarza, który prowadzi pani ciążę. Jeszcze jutro zrobimy rutynowe badania, a po południu dostanie pani wypis.
- Dziękujemy panie doktorze. – powiedział Marcin i uścisnął dłoń lekarza.
Bosacki tylko szerzej się uśmiechnął, pożegnał się i wyszedł.
- To cudowna wiadomość. Kasiu, tak się cieszę. – Mostowiakowa wyściskała „wnuczkę”.
- Też się cieszę. – powiedziała cicho, jakby do siebie.
Spuściła wzrok i zamyśliła się na chwilę, po czym lekko uśmiechnęła się do seniorki.
Spojrzała na Marcina, który wręcz kipiał z radości.
- Kaśka, a jak ja się cieszę. – powiedział do niej, uśmiechając się szeroko.
Złapał jej rękę, przystawił do swoich ust i złożył na niej delikatny pocałunek. Pogładził miejsce, które jeszcze przed chwilą dotykały jego wargi.
I … zadzwonił jego telefon.
- Przepraszam. – spojrzał na kobiety i wyszedł.

- Brat, masz wyczucie!
- Rodzinne. – zaśmiał się Olek.
- Dobrze, że dzwonisz.
- Jaki entuzjazm. Z Kasią lepiej?
- Jutro wychodzi.
- To dobrze, cieszę się.
- Ja też. I dlatego mam sprawę.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, a gdy skończyli, Marcin schował telefon do kieszeni spodni i wszedł do sali.
Kobiety spojrzały na niego.
- Drogie panie – spojrzał porozumiewawczo na panią Basię – muszę pilnie jechać do Warszawy, ważna sprawa. – puścił oczko do Mostowiakowej. – Dacie sobie dzisiaj same radę?
- Oczywiście Marcinku. Ty się w ogóle nie martw. Kasia i Szymek będą w dobrych rękach. – zapewniła go seniorka.
- Wiem. W najlepszych.
Chodakowski podszedł do „babci” i ją przytulił.
- Zadzwonię wieczorem. – powiedział jej na ucho.
- No ja myślę. – odpowiedziała.
Puścił panią Basię z uścisku i poszedł w stronę łóżka.
- Trzymaj się, Młoda! – pocałował ją, po czym jego wargi musnęły również jej okrągły brzuch. – Kocham was.
Kasia, w odpowiedzi, lekko się do niego uśmiechnęła.
- Do jutra! – rzucił Marcin, wychodząc z sali.


“Come and save me, before I fall apart.”


Poszedł. Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Dziwnie się poczułam. Coś zakuło mnie w sercu. Prawda, że dziwne? Przecież do tej pory nie chciałam zostawać z nim sam na sam, unikałam rozmowy z nim jak ognia ... A teraz, kiedy wyszedł i wiem, że wróci dopiero jutro, co niby powinno mi odpowiadać (bo chyba tego właśnie chciałam), ja poczułam takie … rozczarowanie.
Nie, nie mam do niego pretensji. W ciągu ostatnich dni był przy mnie cały czas. Pani Basi ledwo co udało się go namówić, żeby spał w Grabinie. Siedział w szpitalu od rana do wieczora. Codziennie odbierał telefony służbowe, a przecież na odległość nie da się prowadzić firmy.
Ja naprawdę to rozumiem ...
Do tej pory jeszcze nie odzyskałam pamięci i nadal nie pamiętam wszystkiego, co jest związane z nim; poza kilkoma opowieściami pani Basi i samego „zapomnianego”, przecież nie wiem nic więcej. Ale czuję taką więź, która jest między nami. Nie pamiętam człowieka, a jednak coś, jakaś wewnętrzna siła, mnie do niego ciągnie.
Tylko czy to wystarczy, gdy wrócę z nim do „naszego” mieszkania?


“I’m so lonely, broken angel.”


- Kasieńko. – jej imię wyrwało ją z kłębiących się w jej głowie myśli.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Może pani powtórzyć? – obdarzyła seniorkę lekkim uśmiechem.
- Mówiłam ci kochanie i to już nie raz, babciu, a nie pani. – uśmiechnęła się do „wnuczki”.
- Przepraszam, jakoś nie mogę się przyzwyczaić. – powiedziała z niewinną miną.
- A Marcinek przyzwyczaił się od razu.
Mostowiakowa szeroko się uśmiechnęła, a Kasia spuściła głowę. Pani Basia od razu to zauważyła, złapała przyszłą mamę za rękę i powiedziała:
- Kochanie, co się dzieje?
- Nic.
- Kasiu, mnie nie musisz okłamywać.
- Wiem.
- To powiesz mi, czemu jesteś smutna?
- To nie tak, że jestem smutna. – w końcu podniosła wzrok i spojrzała na Mostowiakową. – Boję się, babciu. Po prostu się boję. – powiedziała ze łzami w oczach.
- Kochanie, czego? – pogładziła ją po dłoni, którą nadal trzymała w swoich rękach.
- Tego, że jak się dzisiaj dowiedziałam, że jutro wychodzę do domu … Babciu, ja nie jestem gotowa. Nadal nie pamiętam Marcina. Nawet nie mam pewności, że kiedykolwiek sobie coś przypomnę. I teraz, jak gdyby nigdy nic, mam żyć pod jednym dachem z obcym mi człowiekiem? Wiem, że za 3 tygodnie urodzi się Szymek, to jest nasze dziecko, owoc naszej miłości … ale czy to wystarczy, żeby być razem? – łzy ciekły jej po policzkach.
- Kasieńko, może zamiast do Warszawy to pojedziesz jutro do Grabiny? Zamieszkasz z nami do porodu, a później się zastanowisz, co dalej.
- Dziękuję bardzo, ale … Marcin był taki szczęśliwy, że wychodzimy jutro ze szpitala. Nie chcę mu sprawić przykrości. Z resztą chyba powinnam spróbować. Chociaż dla niego. – wskazała i pogładziła swój brzuch.
- Kochanie, zawsze warto spróbować i na pewno wszystko się ułoży. A jakbyś jednak się nie zaaklimatyzowała w Warszawie to pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć i w Grabinie jesteś – popatrzyła na brzuch szatynki – jesteście zawsze mile widzianymi gośćmi. – zapewniła przyszłą mamę.
- Wiem i dziękuję. – otarła łzy i uśmiechnęła się do seniorki.
Pani Basia przytuliła ciężarną i pogładziła jej brzuch.
- A co to za przytulanie? Jest jakaś specjalna okazja? – spytał Marek, który właśnie wszedł do sali.
- A musi być jakaś specjalna okazja? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Mostowiakowa.
- No niby nie. Cześć Kasiu. – podszedł do łóżka, na którym leżała i ją przytulił.
- Cześć. – powiedziała uśmiechnięta, po czym ziewnęła. – Przepraszam.
- Kasiu, może my wyjdziemy, poczekamy na korytarzu, a ty w tym czasie się prześpisz. – zaproponowała starsza kobieta.
- Rzeczywiście, chyba powinnam się przespać. Ale to bez sensu żebyście czekali na korytarzu. Jedźcie do domu, damy sobie z młodym radę. – zmęczona szatynka uśmiechnęła się do swoich gości.
- Obiecałam Marcinkowi, że się wami zajmę, kochani.
- Przecież Marcin nie musi się dowiedzieć. – puściła oczko do Marka. – Babciu, ty też powinnaś odpocząć. – stwierdziła.
Pani Basia właśnie otwierała usta, gdy Marek powiedział:
- Mamo, Kasia ma rację. – uścisnął ramię rodzicielki i wyciągnął palec wskazujący w stronę szatynki. – A ty dzwoń, jakbyś tylko czegoś potrzebowała.
Kasia podniosła ręce w obronnym geście.
- Oczywiście.
Pożegnali się z nią i wyszli.
A zmęczona Kasia zamknęła oczy i od razu odpłynęła do krainy Morfeusza.

Piątek.
Minęło dokładnie 5 dni od dnia, w którym Kasia trafiła do szpitala w Gródku. I dokładnie 4 dni od wyjścia na jaw skutków urazu głowy, którego doznała w czasie „wypadku”.
Wyniki ostatnich badań potwierdziły nadzieje zarówno lekarza prowadzącego, jak i najbliższych kobiety – poza tym, że przyszła mama nadal nie odzyskała pamięci, to z Kasią i Szymkiem wszystko w porządku. Doktor Bosacki uczulił jednak Mularczyk na powikłania występujące po wstrząśnieniu mózgu, kazał unikać stresu i uzgodnił z nią terminy wizyt kontrolnych.
- No cóż. Na tę chwilę z mojej strony to wszystko. Widzimy się za tydzień. – uścisnął dłoń swojej pacjentki. – Do widzenia.
- Dziękuję panie doktorze. Do widzenia. – uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
Odebrała swój wypis i w końcu mogła wyjść do domu.
Tylko właściwie gdzie teraz był jej dom?


***

Przepraszam za spóźnienie ...

Dziękuję za odzew pod ostatnią częścią. 
Bardzo mi było miło, kiedy przeczytałam wszystkie komentarze od Was. :-)
Jeżeli ktoś prowadził kiedykolwiek jakąś stronę czy też bloga, to powinien wiedzieć, że każdy komentarz, nawet najkrótszy, bardzo motywuje do dalszego "działania". 
Jeszcze raz dziękuję ;-)!

Kolejna część za tydzień, poniedziałek/wtorek. Zobaczę jak uda mi się ze wszystkim wyrobić. :-)

Pozdrawiam.
~ Kasiek

wtorek, 5 maja 2015

Lost memories - część 3.

Phil Collins – Another day in paradise


„Oh Lord, there must be something you can say.”


Gdy się zorientował, że stoi już na korytarzu, od razu się odwrócił. Jednak pielęgniarka była szybsza i zamknęła mu drzwi przed nosem. Uderzył w nie pięścią. Zrezygnowany oparł się o ścianę i bezwiednie zsunął po niej na podłogę. W tym momencie podbiegł do niego Tomek.
- Marcin! Marcin, co się dzieje? – złapał go za ramiona i nim potrząsnął.
Krzyczał coś jeszcze, ale młody Chodakowski nic więcej nie zrozumiał. W uszach miał tylko jakiś przeraźliwy szum, a w głowie … Tam to dopiero był jeden wielki mętlik.
„Dziecka?”
„Jaki 8-my miesiąc?”
Aż wreszcie.
„Co ty tu robisz? A może to ty mnie tak urządziłeś, że tu trafiłam?! Poza biciem starszych facetów kręci cię też robienie krzywdy osobom, które stają w ich obronie?! Bezczelny typ! Kto go tu wpuścił?!”
O co w tym wszystkim do cholery chodziło?! 
O co jej chodziło?
Co się z nią stało? Co się stało z jego Kasią?

W końcu spojrzał na wujka, który był wyraźnie zdenerwowany i cały czas coś do niego krzyczał. Jednak Marcin nadal nic z tego nie rozumiał. Słowa zlewały się w jedną całość i w ostateczności do jego uszu dochodził tylko szum. 
Po chwili wstał i ruszył w kierunku wyjścia z oddziału.
- Marcin!
Usłyszał w końcu. Odwrócił się i powiedział:
- Muszę się przewietrzyć. – zobaczył wujka idącego w jego stronę. – Sam, okej? Sam. – powiedział i zniknął Tomkowi z pola widzenia.


„Probably been moved on from every place, 
cause she didn't fit in there.”


- Co to? – spytała Kasia, gdy pielęgniarka podała jej do ręki jakieś kolorowe pigułki.
- Tabletki ziołowe z melisą. To na uspokojenie. – obdarzyła ją ciepłym uśmiechem. – Proszę to połknąć. – podała jej szklankę z wodą.
Kasia posłusznie zrobiła to, co kazała jej siostra. Opróżniła całą szklankę i pustą oddała w wyciągnięte w jej stronę ręce młodej kobiety, która ponownie szeroko się do niej uśmiechnęła i odeszła.
Szatynka podniosła się na materacu i spojrzała na lekarza, który właśnie usiadł na krześle tuż obok jej łóżka.
- Panie doktorze, może mi pan wytłumaczyć, co się tutaj dzieje? 
- Szczerze to nie do końca wiem, co mam pani powiedzieć. 
- Najlepiej prawdę.
- Gdyby to było takie łatwe … - mruknął do siebie pod nosem. – Pamięta pani, co się stało przed tym, powiedzmy, wypadkiem i jak do niego doszło? – spojrzał na nią pytająco.
- Nie. Ja naprawdę nie wiem, co się takiego stało, że tu trafiłam.
- Ja wiem tylko tyle: przywiózł panią do szpitala pan Mostowiak. Powiedział, że zadzwoniła pani do niego z jakieś działki i poskarżyła się na silny ból brzucha. Potem przerwało połączenie, a pani rozmówca pojechał pod wskazany adres i już nieprzytomną stamtąd zabrał. Czuwał w szpitalu całą noc, a gdy przyszedłem do pani rano to przy łóżku siedział już pan Marcin. – Kasia spojrzała na niego pytająco. – Ten mężczyzna, który tu przed chwilą był. Przedstawił się jako pani narzeczony i ojciec dziecka. 
Popatrzył na swoją pacjentkę, która wpatrywała się w niego z wybałuszonymi oczami. Była kompletnie zdezorientowana i zszokowana. Jakby mówił do niej w niezrozumiałym języku, jakimś szyfrem, albo jakby plótł kompletnie od rzeczy.
- Nic z tego nie rozumiem. – przyznała w końcu. – Owszem, mam narzeczonego, ale jest nim Robert. Tego pana, który tu był, widziałam raz w życiu i te spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych. A już na pewno nie jestem w ciąży. 
Prychnęła, po czym spojrzała na swój brzuch. Ironiczny uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, a zastąpiło go przerażenie. To wszystko zaczęło ją przerastać i to nie powoli. To spadło na nią jak grom z jasnego nieba.
- To niemożliwe. – spojrzała na lekarza, który bacznie się jej przyglądał. – Może pan w końcu coś powiedzieć?! – podniosła głos.
- To 8-my miesiąc. Była pani w ciąży długo przed trafieniem tutaj. I gdyby wszystko było w porządku … - zawiesił się na chwilę. - A skoro pani nic nie pamięta to oznacza tylko jedno; straciła pani pamięć.
- Jak … jak to możliwe? – spytała wewnętrznie rozdarta tym, co przed chwilą usłyszała.
- Wygląda na to, że jest to skutek urazu głowy, którego pani doznała.
- Odzyskam pamięć? – patrzyła prosto w oczy młodego mężczyzny.
- Miejmy nadzieję, że to tylko stan przejściowy i za jakiś czas wszystko wróci do normy. – ścisnął jej dłoń i lekko się do niej uśmiechnął.
Wyrwała dłoń z uścisku i odwróciła wzrok. Patrzyła teraz prosto przed siebie. W białą, pustą ścianę. Zamyślona, nieobecna. 
Nagle drzwi sali się otworzyły i do środka zajrzała jakaś pielęgniarka.
- Panie doktorze, jest pan potrzebny na izbie przyjęć. – powiedziała.
- Już idę. – odpowiedział, a ona wyszła.
Mężczyzna w białym fartuchu rzucił jeszcze okiem na pacjentkę leżącą na łóżku i podniósł się ze swojego miejsca. Już miał wychodzić, gdy ktoś złapał go za nadgarstek. Spojrzał na szatynkę, która trzymała go za rękę.
- Panie doktorze, czy z dzieckiem wszystko w porządku? – spytała taka bezradna, patrząc prosto w jego oczy.
- W jak najlepszym. Chłopiec jest bardzo dzielny i silny. Na pewno po mamie. – obdarzył ją ciepłym uśmiechem. – Muszę iść, ale gdyby pani tylko czegoś potrzebowała. 
- Dziękuję. – lekko się uśmiechnęła.
Lekarz odwrócił się i opuścił salę.
- Chłopiec. – Kasia spojrzała na swój zaokrąglony brzuch i delikatnie go pogłaskała. 
Zamknęła oczy i usnęła. 


„Oh, think twice, it's just another day 
for you and me in paradise.
Just think about it.”


Wyszedł ze szpitala i usiadł na jednym ze schodków przed wejściem. Zrezygnowany schował twarz w swoich dłoniach.
Nie wiedział, co ma teraz ze sobą zrobić. Kompletnie nie rozumiał, co jest z Kaśką. Co ona do niego w ogóle powiedziała?! Zaczął analizować każde słowo, które ona w zasadzie to wykrzyczała do niego jeszcze przed chwilą.
„Poza biciem starszych facetów kręci cię też robienie krzywdy osobom, które stają w ich obronie?!”
Przecież to … Tak. Ich pierwsze „spotkanie”. Ale to było 3 lata temu. 3 lata …
Im dłużej rozwodził się nad tym, tym bardziej nie miał pojęcia, co to wszystko znaczy. 
Co? Jak?
Chciał, żeby ktoś mu powiedział, że to tylko kiepski żart. Taki psikus? Miał nadzieję, że Kaśka się zgrywa. Może chciała dać mu nauczkę, żeby jej nigdy więcej nie zostawiał? Naprawdę miał nadzieję, że to wszystko zaraz się wyjaśni i wszystko wróci do normy. Że Kaśka wróci do normy. Że wróci jego Kaśka.
Ale nadzieja nie była jednak najsilniejsza … 
Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. Nigdy. To taki wewnętrzny niepokój, który powoli go paraliżował. Bał się. Miał jakieś złe przeczucia.
Tylko dlaczego? 
Nie umiał sobie odpowiedzieć na te pytanie.

Nagle poczuł czyjeś ciepło ze swojej lewej strony. Ktoś obok niego usiadł. Odwrócił głowę w tamtą stronę i zobaczył Tomka.
- Hartujesz się? – Marcin nic nie odpowiedział. – Wstawaj. Idziemy do bufetu na gorącą herbatę. – wstał i patrzył na nadal siedzącego bratanka. – No wstawaj! 
Młodszy Chodakowski podniósł wzrok na wujka. Bez słowa wstał i wszedł do szpitala.
Znaleźli bufet, zajęli miejsca i zamówili gorące napoje. Gdy już dostali swoje zamówienie, Tomek zaczął:
- To może mi w końcu powiesz, co się stało w tej sali? – Marcin grzał sobie ręce, trzymając w nich kubek z parującą herbatą. – Kasia jeszcze się nie wybudziła? – nadal nie odpowiadał. – Marcin, wszystko w swoim czasie. Musisz uzbroić się w cierpliwość. Najważniejsze, że wszystko z nimi w porządku.
Wstał i z impetem podsunął krzesło do stolika. Rzucił jeszcze okiem na zszokowanego Tomka i ruszył w stronę drzwi.
- Marcin! – krzyknął za nim. 
Ale za młodszym Chodakowskim właśnie zamknęły się drzwi.


„Oh Lord, is there nothing more anybody can do?”


Marcin wbiegł po schodach i wszedł na oddział. Przy jednej z sal zobaczył mężczyznę, którego właśnie szukał. Szybkim krokiem podszedł do niego.
- Panie Chodakowski. – zaczął lekarz.
- Niech pan mi powie, że to wszystko to jakieś absurdalne nieporozumienie. Że jak teraz do niej wejdę, to wszystko będzie tak, jak dawniej. – prosił, a w zasadzie błagał z nadzieją.
- Niestety nie mogę tego powiedzieć.
- Miało być dobrze. – powiedział rozczarowany Marcin.
- Panie Marcinie, uraz głowy to nie złamanie kości. Mózg bywa nieprzewidywalny. Bywa, że wywołany przez obrzęk ucisk upośledza pewne funkcje. – tłumaczył powoli i spokojnie.
- Upośledza? – prychnął. - Ona mnie nie pamięta!
- Zdarza się, że po urazie głowy u pacjentów obserwuje się dezorientację, zaniki pamięci czy wahania nastrojów. To normalne objawy.
- Zdarza się … - powtórzył obojętnie, jakby nieobecny.
- Przykro mi. 
- I co teraz? – spojrzał na lekarza.
- Jeżeli wszystko będzie dobrze to pańska narzeczona zostanie u nas do piątku. W tym czasie będziemy obserwować, czy w wyniku urazu głowy i wstrząśnienia mózgu nie doszło do możliwych powikłań. I oczywiście będziemy stale kontrolować stan dziecka. 
- Czy Kasia … kiedy odzyska pamięć? 
- Zazwyczaj wszystkie objawy mijają samoistnie i nie zostawiają śladu. 
- Kiedy?
- Zazwyczaj jest to zjawisko krótkotrwałe.
- Zazwyczaj?! – spytał coraz bardziej się denerwując. – Człowieku, możesz mi powiedzieć w końcu jakiś konkret? Jutro, za tydzień, kiedy?! – wybuchnął. 
- Może jutro, może za tydzień, może za miesiąc, może za rok. A może … - zawiesił się i spojrzał na Marcina, który chyba domyślał się, co zaraz usłyszy. – nigdy. 
Był zdruzgotany. Nie docierało do niego to, co w końcu usłyszał. 
To niemożliwe. - powtarzał sobie w myślach. To na pewno jakaś pomyłka. Albo nocny koszmar. Zaraz się obudzi, zaistniała sytuacja okaże się tylko złym snem, a wszystko będzie jak dawniej.

- Panie Marcinie, wołają mnie i muszę iść. Porozmawiamy później. – uścisnął ramię Chodakowskiego, po czym wszedł do jednej z sal.
Marcin poczuł, że zrobiło mu się słabo i usiadł na najbliższym krześle.
W głowie zaczęły mu krążyć słowa, które w końcu, po dłuższej chwili, udało mu się złożyć w całość. 
„Życie. Życie Kaśka. Niektórzy mają cały czas szczęście, a niektórzy cały czas dostają w dupę.”
Dokładnie pamiętał, w jakiej sytuacji je jej powiedział. 
Ale wtedy nie miał pojęcia, że jeszcze kiedyś do nich wrócą. Z takim impetem i w takim momencie.
Zrezygnowany schował twarz w swoich dłoniach.


***
Widzę, że historia nie za bardzo przypadła do gustu, porównując Wasz odzew pod poprzednimi częściami z tym pod poprzednią. Zdecydowanie nie jest to motywujące. Bo jeżeli coś się komuś podoba to chce to "nagrodzić", a skoro Wy tego nie robicie ...

No ale cóż. Dziękuję za jakikolwiek odzew i robię swoje - czyli piszę dalej. ;-)

Następna część ukaże się koło poniedziałku. :-)

Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrego tygodnia :-*!
~ Kasiek