.


niedziela, 23 sierpnia 2015

Wind of change - część 3.

Znowu spóźniona, ale w końcu jest. Bez większego szału, od razu uprzedzam...
Przejściówka. Myślę, że kolejne będą podobne. 
Długość też nie zachwyca.
Ale... Jak na życzenie - będzie ślub :-D!


PS Z nieukrywaną radością informuję, iż właśnie przekroczyliśmy 200 komentarzy! 
Dziękuję Wam pięknie za każde słowo, za każdą uwagę. 
Za wszystko :-*!


Zapraszam do czytania :-)!
Pozdrawiam, Kasiek :-*!


***








„Kocham Cię, kochanie moje. 
Kocham Cię, a kochanie moje,
 

to przypominanie pierwszej pieszczoty.”


- Co to za marudzenie – powiedziała Kasia, trzymając zapłakanego Szymka w swoich ramionach. – No już, uśmiechamy się do mamusi – podniosła go do góry.
Uśmiechała się szeroko do syna, chcąc go uspokoić. W odpowiedzi mały Chodakowski powoli zaczął jej wtórować.
- Od razu lepiej – pocałowała go w czoło.
- Jestem! – zarówno kobieta jak i dziecko popatrzyli w stronę drzwi wejściowych, w których już stał Marcin.
Szybko zdjął płaszcz, odwiesił go na wieszaku i podszedł do nich.
- Cześć młody. Bardzo dałeś w kość mamie? – uścisnął jego małą dłoń.
- Nie było źle – odpowiedziała za syna matka.
- Cześć królewno – złożył czuły pocałunek na ustach ukochanej.
- Mmm – oblizała wargi. – Głodny?
- Jak wilk.
- Zajmiesz się małym, a ja podgrzeję obiad. Okej?
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, królewno – odparł cwaniacko.
- Wariat – zaśmiała się Mularczyk.
- Od jakiś 2 lat. Z miłości oszalałem – złapał ją w pasie i przysunął do siebie jeszcze bliżej.
- Kocham cię – wyszeptała.
- Najbardziej na świecie – musnął jej usta. – Chodź młody, nie będziemy mamie przeszkadzać – wziął syna na ręce i poszedł z nim do pokoju dziecięcego.
Kasia odprowadziła ich wzrokiem.

Rozanielenie. Chyba właśnie to teraz czuła.
Stabilizacja. Równowaga. Tak.
Taki… błogi spokój.

Z nieznikającym w twarzy uśmiechem, zabrała się za podgrzewanie obiadu.



„Kocham Cię, kochanie moje. 
Kocham Cię, a kochanie moje,
 

to, oczy twoje, we mnie wpatrzone.”



- Królewno, mamy jakieś plany na wieczór? – spytał Marcin, odwracając się od zlewu i wycierając mokre od wody ręce.
- Nie, raczej nie – odpowiedziała Kasia, nie odrywając wzroku od gazety, którą właśnie przeglądała.
- To może jakiś film obejrzymy. Już nawet jakoś przeżyję romansidło – wywrócił oczami. – Zrobię jakąś małą kolacyjkę. Będzie miło. A później… - zaczął iść w jej kierunku.
- Co później? – spytała zaintrygowana Kasia, siadając wygodniej na kanapie.
- A później kochanie – ukucnął tuż przy niej – będzie jeszcze milej – pocałował jej rozchylone wargi.
Pieszczota stawała się coraz bardziej zachłanna. Oboje pragnęli teraz czegoś więcej niż tylko pocałunku. I nagle… dźwięk telefonu.
Niechętnie, ale oderwali się od siebie.
- Spławię – powiedział Chodakowski, patrząc głęboko w oczy ukochanej.
- Byle szybko.
Pobiegł do kuchni i wziął urządzenie ze stołu.
- Braciszek, zawsze ma wyczucie – mruknął pod nosem. – No cześć braciszku. Co tam? – powiedział już do słuchawki, siadając na krześle.
- …
- Wiesz co – Marcin podrapał się nerwowo po głowie. – No średnio dzisiaj mogę.
Mularczyk spojrzała pytająco na ukochanego i wstała ze swojego miejsca.
- Obiecałem Kasi – popatrzył na kobietę, która stała już przed nim.
- Co się stało? – spytała cicho.
- Olek chce się spotkać.
- Daj mi go – sięgnęła po słuchawkę. – Cześć Olek.
- …
- Tak, oddam ci mojego ukochanego na ten wieczór.
- …
- Nie będzie problemu.
- …
- Jasne, nie ma za co.
- …
- Okej, przekażę. Cześć – rozłączyła połączenie i odłożyła telefon na stole. – Olek kazał ci przekazać, że czeka na ciebie w waszym barze o 20.
- Chodź tu do mnie – posadził ją sobie na kolanach. – Mieliśmy spędzić romantyczny wieczór. Razem.
- Kochanie, całe życie przed nami – poprawiła kosmyk włosów, opadający mu na czoło. – A jeżeli twój brat chce się spotkać to znaczy, że ma sprawę i chce porozmawiać – uzasadniła.
- Co ja bym bez ciebie zrobił, co?
- Też się właśnie nad tym zastanawiam – parsknęła śmiechem.
- Kocham cię, Kaśka – powiedział z takim przekonaniem, że Mularczyk aż przeszedł dreszcz po plecach.
Przyjemny dreszcz.
- Ja ciebie też.


„I nagle dzwony dzwonią
i ciało mi płonie...


- Jesteśmy na miejscu – powiedział mężczyzna i zatrzymał samochód przed wejściem do jednego z lokali.
Marcin wyciągnął banknot z kieszeni spodni, wręczył go taksówkarzowi i opuścił auto.
Niewiele myśląc wszedł do środka.
Nie było go tutaj ponad miesiąc. Ale nic się w zasadzie tutaj nie zmieniło.
Taki sam szum. Zgiełk. Mimo tego, że był środek tygodnia, było mnóstwo ludzi. Ledwo co mógł zrobić krok do przodu. Rozejrzał się. W końcu ujrzał znajomą sylwetkę. Olek siedział przy barze. Przepychając się między ludźmi dotarł do zamierzonego miejsca.
- Cześć brat.
- Cześć Marcin, siadaj – Olek wskazał mu wolne krzesło.
- Dzięki. Co tam? – usiadł wygodnie.
Olek wyraźnie uciekał gdzieś wzrokiem.
- Jak twoja narzeczona? – spytał młodszy Chodakowski, bawiąc się nerwowo swoimi palcami.
- Jeżeli chodzi o Kasię…
- A masz jakąś inną? – spytał wyraźnie zbity z tropu.
- Słuchaj, Kaśka moją narzeczoną nie jest. Od jakiś 2 miesięcy. Zresztą na własną prośbę – mówił z opanowaniem.
- To może jej oddasz już ten pierścionek, co?
- O nie – spojrzał na Olka. – Nie. Tak łatwo to nie ma. Niech ma jakąś karę za ten wypadek.
- Przecież to nie jej wina.
- Ale bezmyślną wycieczkę do Grabiny to sama wymyśliła. I sama pojechała.
- Marcin… - Olek głośną westchnął.
- Braciszku, wszystko w swoim czasie. Niech się trochę jeszcze pomęczy – na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.
- No jeżeli tak się będziesz dalej zbierał to będę pierwszy – powiedział, po czym spojrzał na Marcina, wyczekując jego reakcji.
- Moje gratulacje – rzucił Chodakowski i rozejrzał się wokół, szukając barmana.
Halo, halo! Ejj, co on właśnie powiedział?
Z rozdziawioną buzią spojrzał na brata.
- Że co?! – krzyknął w końcu.
Olek sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął z niej czerwone pudełeczko w kształcie serca. Otworzył je i ich oczom ukazał się lśniący pierścionek.
- No powiesz coś? – ponaglał młodszy Chodakowski.
- Stary, zaniemówiłem. Trochę szybko – podrapał się nerwowo po głowie.
- A na co mam czekać? I ile? 3 lata tak jak ty… - prychnął.
- W sumie racja – przytaknął Marcin, do którego chyba nadal nie do końca docierało to, co zakomunikował mu brat. – Żenisz się, normalnie się żenisz – mówił jakby do siebie, trawiąc każde słowo. - Brat! – uścisnął go. – Gratuluję, poważnie.
- W końcu mówisz jak człowiek – odetchnął z ulgą. – To co, stawiam kolejkę?
- No chyba nie tylko jedną. Trzeba się napić pod to narzeczeństwo.



wtorek, 11 sierpnia 2015

Wind of change - część 2.

Z lekkim opóźnieniem, ale jest. Taka prosta i, mam nadzieję, przyjemna. ;)
Nie wiem kiedy kolejna. Praca i upały trochę dają się już we znaki...
Ale teraz zapraszam na drugą część :)!

Pozdrawiam, Kasiek :-*!


***








„Dzień dobry, kocham Cię, 
już posmarowałem Tobą chleb.”


Przebudził się. Przetarł dłonią jeszcze zaspane oczy i spojrzał na budzik, stojący na stoliku nocnym. Wyświetlacz pokazywał 8:57. Zwrócił się w stronę kobiety, leżącej tuż obok niego. Spała spokojnie, wtulona w poduszkę. Przykrył ją szczelniej, a sam wstał z łóżka i po cichu wyszedł z sypialni, przymykając za sobą drzwi. Zajrzał do pokoju dziecięcego. Szymek też spał spokojnie.
Miał trochę czasu do pobudki Młodego, więc postanowił zrobić śniadanie dla siebie i swojej kobiety.
Przez kilka minut krzątał się po kuchni, ładnie układając wszystkie potrzebne produkty na dużej tacy.

Gdy wszystko było już gotowe, w drzwiach sypialni stanęła Kasia.
- Cześć kochanie – powiedziała, przeciągając się. – Zrobiłeś śniadanie? – z malującym się na twarzy uśmiechem podeszła do stołu, na którym stał talerz z pysznościami. Z wrażenia aż oblizała ze smakiem usta.
- Ejj, królewno, do łóżka – chciał ją zaprowadzić tam „siłą”, lecz Mularczyk wyrwała mu się i usiadła przy stole.
- Kochanie, wiesz która jest już godzina. Naprawdę nie mamy dziś czasu na śniadanka w łóżku. Zjemy tutaj – uśmiechnęła się do niego, po czym sięgnęła po kromkę razowego chleba, którą posmarowała masłem.
A Marcin nadal stał nad nią i wpatrywał się w jakiś odległy punkt. Nawet nie drgnął.
- Zjesz ze mną? – spytała, przystawiając kromkę do ust.
- Odechciało mi się – odwrócił się na pięcie i zniknął za drzwiami sypialni.
Kasia głośno westchnęła. Wstała ze swojego miejsca i poszła za nim.



„Bo chodzi o to, by od siebie nie upaść za daleko. 
Nawet jeśli czasem między nami wykipi mleko.”


Leżał na łóżku. Zwrócony do ściany. Usiadła obok niego.
- Marcin.

Zero reakcji.

Położyła się za nim, przytulając go w pasie. Głowę położyła na jego umięśnionym, nagim ramieniu.
- Człowiek od rana chce romantycznie i co? Nikt go nie docenia – powiedział z pretensją.
- Kot – przeciągnęła, gładząc palcami jego rękę.
- Myślisz, że czułymi słówkami coś wskórasz? Nie dzisiaj – prychnął.
- Chciałeś romantycznie? Mówisz i masz, Skarbie.
Złożyła pocałunek na jego karku. Najpierw jeden, potem drugi. Mruczał cicho, niczym zadowolony podczas głaskania przez swojego właściciela kot. A ona nie przestawała go czule muskać. Teraz jeszcze wędrowała swoją ręką wzdłuż jego nagiego ramienia. Włożyła dłoń pod podkoszulkę i pieściła jego klatkę piersiową. Mruczał coraz głośniej. Uśmiechnęła się szeroko, cały czas go całując. Wyjęła dłoń spod koszulki i wsunęła ją pod jego bokserki. Oddech mężczyzny był coraz szybszy. Powoli dochodziła do zamierzonego miejsca. Jęczał z podniecenia.
- Nie znęcaj się nade mną już – wydusił w końcu.
- Jeszcze chwila – wyszeptała mu do ucha.
Jej palce coraz bliżej, aż nagle… Oboje usłyszeli płacz dziecka.
- Synu, nie teraz! – krzyknął Marcin.
Jednak było już za późno. Kasia zabrała swoją rękę, która do tej pory wędrowała po jego nagim ciele. Złożyła ostatni pocałunek na jego karku i wstała z łóżka.
- Ejj, nie możesz mnie tak teraz zostawić – powiedział, siadając na łóżku.
Oparła się o drzwi.
- Dokończymy wieczorem – puściła do niego oczko i zniknęła mu z pola widzenia.
- Romantycznie – prychnął i opadł na łóżko.



„Dzień dobry, kocham Cię,
to zapyziałe miasto niech o tym wie!”


Stała w kuchni, plecami oparta o blat. Przed nią stał on. Ich usta były złączone i zatracone w czułym pocałunku. Jej ręce kurczowo trzymały za kark mężczyznę. Z kolei jego dłonie wędrowały od pleców do pośladków kobiety.

- Ma…rcin…Janka…zaraz…przy…jdzie – powiedziała między pocałunkami.
- A może – jego dłoń rozchyliła dekolt u jej bluzki.
- A ty tylko o jednym – westchnęła nieco rozbawiona.
- Nie moja wina, że tak na mnie działasz, Królewno – wzruszył ramionami, z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
Nie wytrzymała.
- Chodź tu – złapała go za koszulę, przyciągnęła do siebie i ponownie wpiła w jego usta.

PUK, PUK!

- A nie mówiłam. Otwórz – odwróciła się do niego plecami i poprawiła sweterek, spadający jej z ramienia.
Jego usta spoczęły na jej karku.
- Marcin – przeciągnęła.
- No już – mruknął do jej szyi.

PUK, PUK!

- Idę przecież! – krzyknął.
Podszedł do drzwi i je otworzył. Nie patrząc, kto się jeszcze przed chwilą dobijał, powiedział:
- Sorry, w łazience byłem – podrapał się po karku.
I dopiero teraz popatrzył przed siebie.
- Wy… razem? – wydusił zaskoczony.
- A co, zazdrosny Marcinek? – odpowiedział mu niespodziewany gość. - Panie przodem – przepuścił kobietę w drzwiach, po czym sam wszedł do mieszkania.
- Krzyś! – rozentuzjazmowana Mularczyk podeszła do przyjaciela i wyściskała go. – Co ty tu robisz? Nic nie mówiłeś, że przyjeżdżasz – położyła swoje ciepłe dłonie na jego zimnych policzkach.
- Długa historia, Piękna – pocałował ją na przywitanie.
- Widzę właśnie, że długa – powiedział Marcin, patrząc to na Jankę, to na Krzyśka.
- My spotkaliśmy się przed waszymi drzwiami – od razu wyjaśniła Bufford.

W tej chwili z jednego z pokoi rozległ się płacz dziecka.
- Chyba obudziliśmy wam Szymka – stwierdziła Janka.
- Nie, no coś ty. Młody po prostu też domaga się obiadu. Cześć Janka – Kasia przywitała się z gościem. – Przepraszam was na chwilę. Zaraz wracam.
Już chciała wejść do pokoju dziecięcego, gdy Marcin złapał ją za rękę.
- Ejj, ejj, ejj! A ty gdzie moja panno? Nie zapomniałaś o czymś – przyciągnął ją do siebie.
Z uśmiechem złożyła na jego ustach pocałunek.
- No. Od razu lepiej – powiedział usatysfakcjonowany.
- Wariat – powiedziała, śmiejąc się Mularczyk, po czym zniknęła za drzwiami.

- Jakie to musi być dziwne uczucie – zaczął Krzysiek, a Chodakowski spojrzał na niego pytająco. – No wiesz. Ty kogoś kochasz, ta druga osoba kocha ciebie. Nie mogę tego ogarnąć.

Marcin miał deja vu. Przecież już kiedyś, gdzieś, od kogoś słyszał bardzo podobne słowa...

Przeniósł swój wzrok na Jankę. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Bufford spuściła głowę. Chodakowski uśmiechnął się do siebie pod nosem.
- Masz jakieś jeszcze równie głębokie przemyślenia? – spytał uszczypliwie Marcin.
- Hahaha przyjacielu – odpowiedział Krzysiek, robiąc przy tym jedną ze swoich głupich min.
Marcin i Janka zaczęli się śmiać.

2 godziny później.
Impreza przeniosła się z kuchni do salonu. Wszyscy siedzieli na kanapie. Rozmawiali, śmiali się. Oczywiście w miarę jak najciszej, ponieważ tuż za ścianą spało małe dziecko. Mimo to atmosfera była bardzo luźna i przyjemna. Trójka byłych współlokatorów wspominała, a zarazem opowiadała Jance najciekawsze historie, które wydarzyły się za czasów ich wspólnego mieszkania…

- Rudy Marcin? Chciałabym to zobaczyć – Janka nie mogła pohamować śmiechu.
- Uwierz mi, nie chciałabyś – śmiał się Krzysiek.
Wszyscy zanosili się śmiechem, oczywiście oprócz Marcina, który udawał obrażonego.
- Bardzo zabawne – prychnął w końcu z lekkim uśmiechem na twarzy, który pojawił się na samo wspomnienie sytuacji sprzed kilku lat.
- A pamiętacie jak… - zaczął Maczeta.
W tej chwili Bufford wstała ze swojego miejsca, czym przyciągnęła uwagę reszty zgromadzonych.
- Było bardzo miło, no ale niestety muszę się już zbierać – powiedziała.
- Zanudziliśmy cię? – spytał Krzysiek.
- Nie, coś ty. Mam jeszcze na dzisiaj trochę roboty. Samo się nie zrobi, a szkoda.
- To na mnie też już czas – z kanapy podniósł się również drugi gość.
- Ty też? – spytała Mularczyk.
- Przecież nie będę wam na głowie siedział Chodakowscy. Ale musimy to powtórzyć, koniecznie w takim gronie – spojrzał wymownie na Jankę.

Porozumiewawcze spojrzenie Maczety na Bufford, a w odpowiedzi jej uciekający wzrok…
Niemożliwe! Janka właśnie się zawstydziła?
Oczywiście nie uszło to uwadze Kaśki.

- Macie pięknego syna, gratuluję jeszcze raz – powiedziała Janka, stojąc już przy drzwiach wyjściowych.
- Nie ma co stary, postarałeś się – Krzysiek poklepał Marcina po plecach.
- Zawsze staję na wysokości zadania – powiedział dumnie Marcin, obejmując swoją kobietę w pasie i całując ją w głowę.
- Skromny – zaśmiała się Kaśka.
- Pozytywne myślenie mu się załączyło.
Kobiety zaczęły się śmiać z przytyku Krzyśka.
- Maczeta! – Chodakowski pogroził mu palcem.
- Okej, okej. Już – podniósł ręce w obronnym geście. – Trzymajcie się zakochańce.
Po tych słowach wszyscy pożegnali się ze sobą i goście opuścili mieszkanie.



„Chodzi o to, by pierwsze chciało słuchać, 
co mu to drugie powiedzieć chce do ucha.
 

Że po mej głowie, czasem się ich boję,
chodzą słowa nie do powiedzenia.”


Krzątała się po kuchni już od dłuższego czasu. Po wyjściu gości nakarmiła Szymka, po czym oddała go w ręce Marcina, a sama wzięła się za sprzątanie. Właśnie wycierała talerz. Bardzo dokładnie. Milimetr po milimetrze, patrząc w jakiś punkt przed sobą. Była nieobecna. Myśli intensywnie krążyły po jej głowie. Nagle jakby się ocknęła. Odłożyła perfekcyjnie wytarty talerz na blat i poszła do sypialni.

Marcin siedział na łóżku, przytulając do siebie Szymona. Gdy stanęła w drzwiach pokoju, obaj mężczyźni spojrzeli w jej stronę.
- Już skończyłaś?
- Tak, znaczy nie.
- Kaśka, zdecyduj się – zaśmiał się Chodakowski i podrapał Małego po brzuszku.
- Marcin, Krzysiek i Janka chyba się polubili. Znaczy odniosłam takie wrażenie.
- Chyba tak. Nawet się ze sobą zgadzają w niektórych kwestiach – uśmiechnął się pod nosem.
- To dobrze wróży – powiedziała cicho do siebie.
- A w ogóle skąd temat?
- Co? – była już pochłonięta swoimi myślami. – A nie, nic. Nie zaprzątaj tym sobie głowy, kochanie.
Pocałowała syna, a potem złożyła czuły pocałunek na ustach ukochanego.
- Chłopaki, idę dalej sprzątać.
- Wracaj szybko do nas.
Nie odpowiedziała. Tylko szeroko uśmiechnęła się do ojca swojego dziecka.

Czasami jeden uśmiech mówi więcej niż tysiąc słów…




sobota, 1 sierpnia 2015

Wind of change - część 1.

Kilka słów wyjaśnienia... Wind of change to staro-nowa historia. Czemu? Bo jest to kontynuacja historii poprzedniej, ale są to nowe perypetie naszej pary.
W związku z tym, że jest to ciąg dalszy to nie ma Epilogu do Lost memories, ani Prologu do Wind of change. ;)
Chyba rozjaśniłam w miarę "sytuację". 

PS Pomysł na grafikę, która będzie się znajdować przy każdej kolejnej części, pochodzi od Brumy z www.no-one-but-you.blog.pl

To by było na tyle. Zapraszam do czytania :)!
Pozdrawiam, Kasiek :-*!


***


UWAGA! Część zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych.
Jeżeli nie masz ukończonych 18 lat to nie powinieneś jej czytać.





„Sen na jawie się śni, 
bo nareszcie nam los
coś od serca chce dać.”


Od powrotu Kasi i Szymka ze szpitala minął już miesiąc.

Niemowlę w domu. Zmienia się wszystko. Diametralnie. Dziecko, ta mała i niewinna istota zmienia swoich rodziców. Czyni ich bardziej dorosłymi, odpowiedzialnymi i poważnymi. Muszą myśleć już nie tylko o sobie. Teraz najważniejszy jest ten bezbronny maluszek.  

I takie zmiany zaszły właśnie ostatnio w życiu Kasi i Marcina.

Mularczyk chuchała i dmuchała na swojego małego synka. Gdy tylko zapłakał, biegła do jego pokoju i czujnym okiem matki sprawdzała, co może być powodem jego marudzenia.
A Chodakowski… Kilka dni po powrocie ukochanej i synka ze szpitala, brunetce w końcu udało się go „wypchnąć” do pracy. Poszedł, choć bardzo niechętnie. Po prostu wolał w tym czasie pobyć z nimi. Czy to takie dziwne? Jego kobieta właśnie odzyskała pamięć. Urodziło mu się dziecko. Chciał się nimi nacieszyć. Ale Kaśka przedstawiła mu swoje argumenty, które okazały się nie do przebicia. Wrócił do pracy. Co nie znaczy, że przez ponad 8 godzin dziennie dał im od siebie odpocząć. Co to, to nie. Dzwonił do nich w każdej wolnej chwili.

I tak było i tego dnia…
Spacerowała po parku, pchając przed sobą wózek, w którym leżał chłopiec. Szczelnie opatulony. Z nad koca wystawała mu tylko główka, okryta puchatą czapką. Nie spał. Leżał z otwartymi oczami i wpatrywał się w swoją rodzicielkę.
Nagle rozdzwonił się telefon.
- Ciekawe kto nas szuka – wyciągnęła dzwoniące urządzenie z kieszeni swojego płaszcza i spojrzała na wyświetlacz. – Tatuś się za nami stęsknił... Słucham? – ostatnie słowo powiedziała już do telefonu.
- Cześć Królewno! Jak się skarby moje mają? – usłyszała w słuchawce.
- Bardzo dobrze. Właśnie sobie spacerujemy po parku – szeroko uśmiechnęła się do chłopca w wózku.
- A jak kolka młodego?
- Przeszła. Ale na wszelki wypadek zrobiłam małemu jeszcze rano herbatkę ziołową.
- To dobrze. Może nie będzie drugiej nieprzespanej nocy z rzędu… - na samo wspomnienie minionej nocy głośno westchnął.
- Kochanie, wymiękasz? – zaśmiała się.
- Kochanie… - PUK, PUK! – Kasiu, poczekaj chwilę. Proszę! Dzwonili z budowy… Jasne, już. Kasiu, jesteś tam?
- Tak – przeciągnęła.
- Muszę kończyć. Uważajcie na siebie – powiedział z troską.
- Chyba damy sobie radę. Nie Szymek? – poprawiła czapkę, która za bardzo zsunęła mu się na oczy.
- Kasiu, kocham was.
- My ciebie też. Pa! – przedłużyła.
- Pa!


I na twarzy znów uśmiech
namaluj i szczęście podaruj."


Zaparkował samochód tuż przed blokiem. Wszystkie papiery leżące w kompletnym nieładzie na siedzeniu pasażera zebrał i włożył do teczki, po czym wyszedł z Jeep’a. Idąc w stronę budynku, zauważył znajomą sylwetkę, oddaloną o kilkanaście metrów od niego, ale zmierzającą w tym samym kierunku co on. Zatrzymał się przed blokiem i postanowił na nią poczekać.

Chyba powinni w końcu porozmawiać…

- Moja ulubiona sąsiadeczka – zaczął nieco spięty, gdy kobieta stanęła naprzeciwko niego.
- Cześć – odpowiedziała beznamiętnie, nawet na niego nie patrząc.

Oho, myślałem, że łatwiej pójdzie…

- Janka…
- Jak Kasia i Szymek? – weszła mu w słowo.
- Kasia dochodzi już do siebie, a Szymek trochę daje w kość. Właśnie jesteśmy po pierwszej kolce i nieprzespanej nocy – lekko się uśmiechnął.
Nie odwzajemniła jego uśmiechu. Baa, ona nawet na niego nie spojrzała. Cały czas stała ze spuszczoną głową.

Spróbuję jeszcze raz…

- Janka…
- Cieszę się, że u was wszystko gra. Ale ja już muszę lecieć. Cześć Marcin - odwróciła się na pięcie.

O nie. Nie odpuści tak łatwo.

Złapał ją za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. W końcu jej oczy spotkały się z jego wzrokiem.
- Pogadajmy.
- Nie mamy o czym – odwróciła się do niego plecami. - Nie, poczekaj. Jak to było? – po chwili znowu stała przodem do niego. – Teraz ci się na rozmowy zebrało?
Wręcz kipiała ze złości. W sumie to trudno jej się dziwić. Nie widzieli się przez ostatni miesiąc. A ich ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych…


- Czego wy chcecie do cholery, co?! – patrzył to na nią, to na Olka.
- Porozmawiać – powiedziała Janka.
Popatrzył na nią tym swoim przenikliwie wściekłym wzrokiem.
- Teraz ci się na rozmowy zebrało? Tak? Teraz? Jakoś jak Kaśkę do Grabiny wywoziłaś to ze mną gadać nie chciałaś.


- Przepraszam. Ja wtedy… Wściekły byłem i pijany jeszcze. Chciałaś dobrze. Dzisiaj to już wiem.
- Lepiej późno niż wcale – burknęła pod nosem, jednak na jej twarzy zaczął się malować nieznaczny uśmiech.
Mimo tego, iż spuściła głowę, nie umknęło to uwadze Chodakowskiego.

Chyba się udało…

- No już, nie bocz się na mnie – delikatnie podniósł jej podbródek.
Teraz uśmiech widniał na obu twarzach.
- W ramach zadośćuczynienia może obiad jakiś. Robisz coś w weekend?
- Nie mam planów – wzruszyła ramionami.
- To pogadam jeszcze z Kaśką i dam znać.
Skinęła głową.
- Dobra, idziemy? – podniósł łokieć i wzrokiem wskazał go Bufford.
- Idziemy – Janka posłusznie złapała go pod rękę.


„Nagle cały ten świat
rozpromienia się w krąg.
Znika smutek i strach,
kiedy trzymasz mą dłoń.”


- Kasiu, już jestem! – krzyknął od razu, gdy wszedł do mieszkania.
Rozejrzał się po salonie i kuchni, jednak nigdzie nie zauważył swojej kobiety. Nerwowo podrapał się po czole. Może usypiała Małego, a on się tak drze od progu…

Od miesiąca poza nimi w domu była jeszcze mała istotka. Chodakowski mimo upływającego czasu jeszcze czasami się zapominał. Cóż, taki już chyba jego urok. Wiecznie roztargniony…

Odłożył gdzieś na bok plik dokumentów, który do tej pory dzierżył w dłoni, po czym zdjął kurtkę. Najciszej jak tylko potrafił, poszedł do pokoju dziecięcego. Lecz, jak się okazało, nie było tam ani Szymka, ani Kasi. Kolejne kroki skierował ku sypialni. Stanął w drzwiach pomieszczenia. Jego twarz zaczęła się rozpromieniać... Szymek leżał na łóżku, a tuż obok, bokiem, zwrócona do niego leżała Kasia. Oczy Chodakowskiego błyszczały ze szczęścia.

Przecież każdy twardziel na taki widok by się wzruszył. A on nie był wyjątkiem. Zdecydowanie. Gdy widział tę dwójkę razem, kiedy Mularczyk trzymała ich syna na rękach, kiedy go karmiła, kiedy, tak jak dzisiaj, leżeli obok siebie… Nie posiadał się z radości. Szczęście wypełniało go w całości. Każda, nawet najmniejsza część jego ciała była nim przepełniona. W takiej chwili czuł, że mógłby się tym swoim szczęściem podzielić z całym światem. A jemu i tak by jeszcze zostało go wystarczająco dużo. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie był w takim stanie. Błogość. Może to jest ten czas. Ich czas. W końcu los się do nich uśmiechnął…

Stracił poczucie czasu. Zresztą przecież szczęśliwi czasu nie liczą. Ale chyba wpatrywał się w nich zbyt intensywnie, bo niespodziewanie Szymek otworzył oczy i zaczął cicho marudzić. Marcin podszedł do syna i wziął go na ręce. Nie chciał budzić Kasi, więc udał się z dzieckiem do kuchni.
- Coś ci się śniło złego, tak? – mówił subtelnie Chodakowski, cały czas kołysząc dziecko. - No już, Smyku. Cichutko.
Szymon powoli zaczął się uspokajać, a jego oczy robiły się coraz mniejsze.
- Chyba idziemy spać dalej – lekko pocałował syna w główkę i zaniósł go do jego łóżeczka.


„Kiedy jesteś o krok,
zatrzymuje się czas.
I unosi cię mój
 

pocałunek do gwiazd.”


Obudziła się. Otworzyła ciężkie powieki i rozciągnęła się na łóżku. Uśmiechnęła się do siebie. Od dawna nie spała tak dobrze. Jednak uśmiech jak szybko się pojawił tak szybko zniknął. Zastąpiło go zdezorientowanie. I jedna myśl, krążąca po jej głowie.

Szymek.

Pospiesznie wstała i poszła do salonu.
Marcin siedział na kanapie i przeglądał jakieś papiery. Zauważył jej sylwetkę kątem oka i podniósł głowę znad dokumentów.
- Już wstałaś królewno? – spytał, patrząc na nią z czułością.
- Taa – ziewnęła. – Tak. Gdzie Szymek?
W tej chwili, jakby na zawołanie, po mieszkaniu zaczął się roznosić płacz dziecka.
- Chyba nie muszę odpowiadać – uśmiechnął się do niej.
- Pójdę do niego, pewnie jest głodny.

10 minut później.
Wyszła z pokoju dziecięcego i przymknęła do niego drzwi.
- Zasnął – spojrzała na Chodakowskiego.
Siedział oparty wygodnie na kanapie. Głowę miał odchyloną do tyłu.
- Śpisz? – spytała cicho, siadając obok niego.
- Nie. Zmęczony jestem. Cześć kochanie – podniósł się i pocałował ją w policzek.
- To może pójdziemy do sypialni? – spytała zalotnie z błyskiem w oku.
Od razu się wyprostował i spojrzał uważniej na ukochaną. Szeroko się do niego uśmiechała. Wręcz promieniała. Wstał i szybkim ruchem wziął ją na ręce. Teraz patrzyli sobie prosto w oczy. Kasia poprawiła kosmyk włosów, opadający na czoło ukochanego. Nie wytrzymał. Wpił się w jej usta. Całował bardzo zachłannie. Jakby to miał być ich ostatni raz. W drodze do sypialni powoli pozbywali się swoich ubrań. Opadli na łóżko, nie odrywając od siebie tak spragnionych pocałunków ust. Damska i męska bielizna leżała już gdzieś na podłodze. Podniósł głowę i spojrzał na leżącą pod nim Mularczyk. Mimo tego, iż ciężko oddychała, cały czas się uśmiechała. Duże, piwne oczy patrzyły na niego z miłością i pożądaniem. Chciała tego tak bardzo jak on. Nie mógł już dłużej wytrzymać.

Przecież tak długo na to czekał. Nie byli TAK ze sobą już od dłuższego czasu.
Na początku amnezja, później poród i kolejny etap ciąży – połóg. Ale dzisiaj…

Wiedział, że chce ją tu i teraz. Jeden ruch i już byli jednością. Jedno ciało. I ta niesamowita przyjemność. Złapała go za jego nagie pośladki i przyciągnęła do siebie bardziej. Delikatnie przejechał palcem po jej rozpalonym policzku.
- Marcin, proszę – niecierpliwiła się podniecona.
Pchnął ją z niesamowitą subtelnością i czułością. A ona idealnie współgrała z nim w tym ruchu. Uśmiechnął się, widząc zadowolenie na jej twarzy. Jego usta zaczęły muskać jej wargi. Jeszcze jedno powolne pchnięcie. Jęknęła. Teraz poruszał się w niej szybciej. Rytmiczne i długie ruchy. Wiła się pod nim z rozkoszy. Co chwilę pojękiwali oboje. Przyspieszone bicie serc i ciężkie oddechy.
- Marcin! – krzyknęła w ekstazie.
- Kocham, kocham cię Kaśka!
Zdecydował się na jeszcze mocniejsze i szybsze ruchy.
- Marcin, kocham cię! – krzyknęła usatysfakcjonowana tym, co się właśnie z nią działo.
Wycieńczony, ale zaspokojony opadł na łóżko. Gdy oddechy już się trochę uspokoiły, nachylił się nad Kasią i  złożył na jej ustach czuły pocałunek.
- Tęskniłem.
- Ja też.
Objął ją ramieniem i mocno przytulił do siebie. Po chwili tak zasnęli. Z nieschodzącymi z ich twarzy uśmiechami.
Spełnieni.