Nowa kobieta wkracza do życia naszych bohaterów.
Jednorazowe spotkanie czy może jej wizyta się ciut "przeciągnie"?
Zapraszam na 5-tą część Wind of change :-)!
Pozdrawiam, Kasiek :-*!
***
UWAGA! Część zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych.
Jeżeli nie masz ukończonych 18 lat to nie powinieneś jej czytać.
Jeżeli nie masz ukończonych 18 lat to nie powinieneś jej czytać.
„Tylko bądź
w każdy dzień i w każdą noc.
Niech miłości płonie stos!
Niech zapłonie z nami świat!”
w każdy dzień i w każdą noc.
Niech miłości płonie stos!
Niech zapłonie z nami świat!”
- Może kiedyś się jeszcze spotkamy?
- Nie. Nie wiem. Ja kompletnie cię… pani nie znam.
- Marcin, Iza. Jestem Iza.
- Miło mi… Ejj, skąd znasz moje imię?
Z uśmiechem na twarzy wzruszyła ramionami.
- Do zobaczenia.
Chciał coś powiedzieć, jednak nie mógł wydusić z
siebie ani słowa. To tak jakby jakaś nieznana siła trzymała go za gardło i
uniemożliwiała mowę.
Podczas gdy on nadal próbował coś jednak powiedzieć,
kobieta zniknęła…
- Iza…
- Marcin. Marcin, wstawaj!
– ktoś zaczął szturchać go za ramię.
Poddał się. Otworzył oczy.
- Kasieńka moja –
uśmiechnął się do niej uroczo i rozciągnął się na łóżku.
- Kto to jest Iza, Marcin?
– popatrzyła na niego wyczekująco.
Usiadł i nerwowo podrapał
się po karku.
- Marcin, pytałam o coś.
- Nie znam żadnej Izy –
powiedział.
Ironicznie zaśmiała się
pod nosem.
- Mówiłeś jej imię przez
sen, Marcin – mówiła z pretensją.
- No bo coś tam mi się
śniło. Nic wielkiego.
- Nie wątpię – prychnęła i
odwróciła się do niego plecami.
Wstał z łóżka i stanął
zaraz za nią.
- Ładna była?
- Nawet, nawet – droczył
się z nią, za co dostał kuksańca w bok. – Królewno, może opowiem ci mój
wcześniejszy sen, co – zamruczał jej do ucha.
Na jej twarzy zaczął się
malować delikatny uśmiech.
- Nie wiem, czy chcę tego
słuchać – udawała obrażoną.
- Kochanie, co my tam
robiliśmy – przygryzł jej ucho.
- Nie było Izy? –
zironizowała.
- Nie, nie było – złożył
pocałunek na jej szyi. – Ale była moja królewna – musnął kark.
- Oo, to jakaś odmiana.
- Ale ty jesteś seksowna,
kiedy jesteś zazdrosna, wiesz? – przytulił się do jej pleców, a ręce spoczęły na
jej biodrach.
- Ja? Zazdrosna? Chyba sobie
żartujesz.
- Królewna nie jest
zazdrosna? – szeptał jej do ucha.
- Nie jest – zachrypiała,
po czym odchrząknęła. - Ani trochę nie jest.
- Kocham cię.
Miał wyczucie, nie ma co. Zresztą mówił to zawsze,
kiedy powinien.
Tak. Bo w życiu są takie chwile, w których słowo
„kocham” po prostu powinno paść z ust partnera.
I Marcin zdecydowanie to wiedział i naprawdę znał
takie momenty.
Takie wyczucie sytuacji…
- A co do mojego
wcześniejszego snu… - musnął jej szyję. – Pokażę ci, co robiliśmy.
Jeden ruch i Kasia już
była na jego rękach.
- Kochanie, nie masz
czasu. Zobacz, która jest godzina, ósma – powiedziała, gdy już leżała na łóżku,
a on znajdował się tuż nad nią, oparty na łokciach.
- Ósma za 7 minut. Wiesz,
ile ja ci mogę w tym czasie pokazać…
Nie czekał na jej zgodę.
Wiedział, że chce tego tak samo jak i on. Wpił się w jej rozchylone usta.
Mocno. Zachłannie.
Za mało.
Chyba najszybciej, jak
tylko było to możliwe, pozbył się swoich bokserek, a później dolnej części
pidżamy ukochanej.
Następnie w nią wszedł. Od
razu.
Pchnął.
Raz. Chwila przerwy.
Potem drugi. Chwila
przerwy.
Złapała go za nagie
pośladki i posuwała, w dół i w górę. Tymi ruchami narzuciła szybsze tempo, co
spodobało się Chodakowskiemu. Tak, to on lubił dominować w łóżku. Ale mimo to
zawsze lubił, kiedy Kasia brała aż tak czynny udział podczas ich aktu
miłosnego.
- Marcin – powiedziała
podniecona. – Szybciej.
Na odpowiedź nie musiała
długo czekać.
Ruchy stały się jeszcze szybsze
i głębsze. Rytmicznie wiła się pod nim. Poruszała się dokładnie w takim samym
tempie jak on. Taki taniec erotyczny. Marcin był idealnym prowadzącym. A ona
idealną partnerką.
- Aaa! – krzyknęła.
Ten krzyk oznaczał, że ją
usatysfakcjonował.
Położył się na boku,
podpierając ręką głowę i wpatrywał się w
ukochaną. Próbowała ustabilizować oddech, który jednak cały czas był
niespokojny. W końcu spojrzała na niego.
- Sen na jawie? –
przerwała ciszę, uśmiechając się do niego szeroko.
- Królewno, to zaledwie
był początek snu. Resztę pokażę ci wieczorem – przybliżył swoją twarz do twarzy
Mularczyk.
- Mmm, w takim razie już
nie mogę się doczekać – musnęła jego usta. – A teraz już zmykaj, bo się
spóźnisz do pracy.
Złożyła pocałunek na jego
wargach, po czym odwróciła się do niego plecami i naciągnęła na siebie kołdrę.
- Aa, zapomniałabym –
podniosła się na łokciach. – Kochanie, wyrzuć śmieci jak będziesz wychodził –
pogłaskała go po policzku. – Kocham cię – cmoknęła go w usta i ponownie opadła
na łóżko.
Jeszcze przez chwilę
przyglądał się zasypiającej ukochanej. Kiedy już udało jej się uspokoić oddech,
Marcin wstał cicho z łóżka i skierował swoje kroki ku wyjściu z pokoju. Jednak
gdy stanął w progu, zatrzymał się i odwrócił.
- Najbardziej na świecie
cię kocham, królewno.
„Z wiatrem i pod wiatr,
przed siebie.”
Tak jak mu Kaśka kazała,
tak zrobił. Właśnie wyrzucał śmieci do kosza, gdy usłyszał jakieś krzyki:
- Ejj, ejj. Zostawcie ją!
Zostawcie ją!
Rozejrzał się wkoło. W
pobliskim parku zauważył 2 podejrzanych mężczyzn, którzy na siłę prowadzili
gdzieś jedną z kobiet. Druga kobieta zaś wstała z ziemi i wyciągnęła telefon z
torebki.
Niewiele myśląc, pobiegł w
ich stronę.
- Iza Lewińska, jestem
kuratorem sądowym …
Już był obok nich. Popchnął
jednego z mężczyzn.
- Zostaw ją!
Wymierzył cios w brzuch.
Jeden, potem drugi.
Niestety oprawców było
dwóch. Jeden złapał go od tyłu, a drugi zaczął go okładać pięściami.
Pod wpływem ciosów,
przewrócił się na ziemię.
Potem czuł już tylko mocne
kopnięcia w brzuch.
- Proszę, zostawcie go –
prosiła kobieta, rozpaczliwym tonem głosu. *
Kilka minut później.
- Tylko ten pan odniósł
obrażenia, tak? – spytał policjant, patrząc na siedzącego pod drzewem
Chodakowskiego.
- Tak jak już mówiłam.
Było dwóch napastników. Napadli na moją podopieczną. I gdyby nie ten pan to nie
wiem, jakby się ta cała sytuacja skończyła.
- A pani podopieczna
uciekła, tak?
- Tak. Była ciężko
przerażona – wyciągnęła małą kartkę z kieszeni płaszcza. - Tutaj, jak pan
prosił, jej dane, adres i numer telefonu.
Policjant schował kawałek
papieru do notatnika, po czym przeniósł swój wzrok na Marcina.
- Pan też będzie musiał
złożyć zeznania. No ale to może poczekać. Wezwę karetkę. Powinien pana obejrzeć
lekarz.
- Nie chcę żadnej karetki.
Nic mi nie jest.
Policjant odszedł, a
kobieta ukucnęła obok pokrzywdzonego. Z kieszeni płaszcza wyciągnęła chusteczkę
i delikatnie wytarła krew znad jego łuku brwiowego.
- Aaaa… Ała. *
„Czy to jeszcze ja?
Nie wiem...”
- Tak... Tomograf w
porządku. Ale ma pan 2 pęknięte żebra. Powinien pan zostać u nas na oddziale na
dodatkowych badaniach.
- Nie. Nie ma takiej
potrzeby – powiedział, zapinając guziki swojej koszuli.
- Proszę się zastanowić.
Wymaga pan opieki.
- Panie doktorze, ja od
wielu lat ćwiczę boks i naprawdę zdarzały mi się dużo poważniejsze kontuzje. I
za każdym razem…
- Za którymś razem może
się nie udać.
- Chyba nie jest ze mną aż
tak źle, panie doktorze – zaśmiał się. – Zresztą w domu będę miał najlepszą
opiekę.
- Aha. W takim razie musi
pan podpisać oświadczenie, że wychodzi pan na własne żądanie i na własną
odpowiedzialność – podsunął mu kartkę i podał długopis. – Proszę podpisać.
Marcin bez wahania złożył
podpis na kartce i pospiesznie wstał z miejsca.
- Do widzenia – powiedział
ledwo słyszalnym głosem.
- Do widzenia. *
W poczekalni izby przyjęć, na jednym z
krzeseł, siedziała brunetka. Coraz szybciej stukała palcami o swój notes;
spięta czekała na kogoś. Gdy drzwi do gabinetu w końcu się otworzyły, od razu
wstała z miejsca. Mężczyzna, który właśnie opuścił owe pomieszczenie, przysiadł
na pierwszym z brzegu krzesełku.
- I co powiedział lekarz?
– spytała kobieta, siadając naprzeciwko niego.
- Wszystko okej – grymas
bólu pojawił się na jego twarzy.
- Ehem – uśmiechnęła się
nieśmiało, a Chodakowski jej zawtórował. – Kiepsko pan kłamie. Od razu widzę
jak ktoś kłamie. Jestem kuratorem sądowym, to taki odchył zawodowy.
- No bohatera zgrywał nie
będę. Całkiem nieźle oberwałem. Ale dam radę – powoli wstał z krzesła. *
- Nie wątpię – również się
podniosła. - Podrzucę pana.
- Nie trzeba. Niedaleko
jest postój taksówek.
- Proszę mi nie odmawiać.
Chociaż w taki sposób mogę się panu jakoś odwdzięczyć. Chyba, że da się pan
zaprosić na kawę.
- Chętnie, ale może nie
pan. Marcin jestem – wyciągnął do niej rękę.
- Iza – uścisnęła dłoń.
- Iza – zamyślił się.
- Coś nie tak? – rozmowę
przerwał im dźwięk telefonu. – Przepraszam – odeszła na bok i odebrała
połączenie. - Halo? … Tak. … Teraz? … -
spojrzała na Marcina. – Dobrze, zaraz
będę – wróciła do Chodakowskiego. -
Bardzo cię przepraszam, ale wypadło mi coś pilnego – zaczęła czegoś szukać w torebce.
Gdy już znalazła, dała mężczyźnie małą kartkę. – Tutaj jest mój numer telefonu.
Jak już wydobrzejesz to odezwij się w sprawie mojego długu – spojrzał na nią pytająco.
– Przecież wiszę ci kawę – uśmiechnęła się do niego. - Jeszcze raz bardzo ci
dziękuję za interwencję. Gdyby nie ty. Marcin, nawet nie chcę myśleć, co by
wtedy mogło być...
- Cieszę się, że mogłem
pomóc. Uważaj na siebie, bo kawy to ci nie odpuszczę – zaśmiał się do niej.
- Jasne. Trzymaj się,
cześć! – cmoknęła go w policzek, odwróciła się na pięcie i poszła w stronę
drzwi.
- Cześć – po chwili
krzyknął za nią.
Gdy kobieta już wyszła z
izby przyjęć, Chodakowski pogładził swój policzek w miejscu, na którym przed
chwilą złożyła pocałunek Iza. Po chwili zamyślenia uderzył się w te samo
miejsce, w celu otrzeźwienia. Założył kurtkę i sam również opuścił szpital.
„Bez rozstajnych dróg.
Już do końca bez powrotu.
Jeden wspólny cel – spokój.”
Już do końca bez powrotu.
Jeden wspólny cel – spokój.”
Siedziała na kanapie, nerwowo bawiąc się swoimi palcami u
dłoni i niespokojnie ruszając nogami. Wpatrywała się w telefon, leżący na
stoliku tuż przed nią. Niestety, urządzenie cały czas milczało. I tak już od
kilku dobrych godzin. A dokładniej od telefonu od pana Krzysztofa z firmy…
Marcin nie pojawił
się dzisiaj w pracy.
Nie uprzedził, że
go nie będzie.
Sam też nie odbiera
telefonu.
Coś się stało?
Nie. Znaczy nie wiem. Przecież wyszedł rano do pracy.
Normalnie.
… nie odbiera
telefonu.
No nie odbiera. Dzwoniła do niego chyba z 1000 razy i
nic. Na początku był sygnał. Później już tylko włączała się poczta.
Coś się stało?
Nie. To niemożliwe.
Po raz 1001 sięgnęła po telefon. Na głos w słuchawce nie
musiała długo czekać…
„Witam, Marcin Chodakowski. Po
sygnale proszę zostawić wiadomość.”
Tylko chyba nie to chciała usłyszeć…
Rzuciła telefon na stół.
Cisza.
Wszechogarniająca. Pustka. Przerażająca.
Usłyszała jakieś dźwięki zza drzwi. Od razu zerwała się
ze swojego miejsca i podbiegła do nich. Przekręciła zamek i otworzyła je.
Ulga.
- Marcin, gdzie ty… - zauważyła opatrunek na jego czole.
- Co ci się stało? – bez słowa minął ją w progu i wszedł do mieszkania. –
Marcin! – zamknęła drzwi.
- Kochanie, ciszej – bezsilnie opadł na kanapę.
- Biłeś się, tak?
- Nie, znaczy…
- No przecież widzę – nie zareagował. - Marcin!
Wstał z kanapy i podszedł do niej.
- Dwóch chłystków zaatakowało dwie kobiety. Ja tylko
stanąłem w ich obronie.
- Marcin – głośno westchnęła i pogładziła go po czole, w
okolicy opatrunku. - Dlaczego nie odbierałeś telefonu?
- Rozładował się.
- Marcin, jak zadzwonił pan Krzysztof... Później ty nie
odbierałeś... Marcin, przecież ja umierałam ze strachu - popatrzyła na niego ze
łzami w oczach.
- Kot, wszystko już w porządku – podniósł jej podbródek.
– Już jestem, ejj. Cały i zdrowy – przytulił ją do siebie. – Ajj – zawył z
bólu.
Kasia odsunęła się od niego.
- Cały i zdrowy, tak? – popatrzyła na niego znacząco. -
Byłeś w szpitalu? – skinął głową. – Co powiedział lekarz?
- Nic takiego.
- To znaczy? – nie dawała za wygraną.
- 2 pęknięte żebra – wymamrotał pod nosem.
- I nie zostawił cię na obserwację?!
- Najszybciej to ja dojdę do siebie tutaj, w domu. Przy
tobie i przy Szymku.
- Okej – przeciągnęła. – Pod jednym warunkiem.
- Królewno dla ciebie wszystko.
- Jak będziesz się źle czuł to od razu jedziemy do
szpitala. Zrozumiano?
- Zgodziłem się w ciemno.
- A teraz do łóżka.
- Nie prowokuj – przyciągnął ją do siebie.
- Erotoman – westchnęła. – Zaraz ci przyniosę herbatę i
coś do jedzenia – delikatnie musnęła jego usta, po czym poszła do kuchni.
Chodakowski zaś posłusznie udał się w stronę sypialni.
- Marcin – odwrócił się do niej. – Kocham cię.
* - sytuacja i dialogi (z lekką modyfikacją) zaczerpnięte z 1141 odcinka serialu M jak miłość