.


środa, 23 września 2015

Wind of change - część 5.

Nowa kobieta wkracza do życia naszych bohaterów.
Jednorazowe spotkanie czy może jej wizyta się ciut "przeciągnie"?

Zapraszam na 5-tą część Wind of change :-)!
Pozdrawiam, Kasiek :-*!



***


UWAGA! Część zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych.
Jeżeli nie masz ukończonych 18 lat to nie powinieneś jej czytać.









„Tylko bądź
w każdy dzień i w każdą noc.
Niech miłości płonie stos!
Niech zapłonie z nami świat!”



- Może kiedyś się jeszcze spotkamy?
- Nie. Nie wiem. Ja kompletnie cię… pani nie znam.
- Marcin, Iza. Jestem Iza.
- Miło mi… Ejj, skąd znasz moje imię?
Z uśmiechem na twarzy wzruszyła ramionami.
- Do zobaczenia.
Chciał coś powiedzieć, jednak nie mógł wydusić z siebie ani słowa. To tak jakby jakaś nieznana siła trzymała go za gardło i uniemożliwiała mowę.
Podczas gdy on nadal próbował coś jednak powiedzieć, kobieta zniknęła…

- Iza…
- Marcin. Marcin, wstawaj! – ktoś zaczął szturchać go za ramię.
Poddał się. Otworzył oczy.
- Kasieńka moja – uśmiechnął się do niej uroczo i rozciągnął się na łóżku.
- Kto to jest Iza, Marcin? – popatrzyła na niego wyczekująco.
Usiadł i nerwowo podrapał się po karku.
- Marcin, pytałam o coś.
- Nie znam żadnej Izy – powiedział.
Ironicznie zaśmiała się pod nosem.
- Mówiłeś jej imię przez sen, Marcin – mówiła z pretensją.
- No bo coś tam mi się śniło. Nic wielkiego.
- Nie wątpię – prychnęła i odwróciła się do niego plecami.
Wstał z łóżka i stanął zaraz za nią.
- Ładna była?
- Nawet, nawet – droczył się z nią, za co dostał kuksańca w bok. – Królewno, może opowiem ci mój wcześniejszy sen, co – zamruczał jej do ucha.
Na jej twarzy zaczął się malować delikatny uśmiech.
- Nie wiem, czy chcę tego słuchać – udawała obrażoną.
- Kochanie, co my tam robiliśmy – przygryzł jej ucho.
- Nie było Izy? – zironizowała.
- Nie, nie było – złożył pocałunek na jej szyi. – Ale była moja królewna – musnął kark.
- Oo, to jakaś odmiana.
- Ale ty jesteś seksowna, kiedy jesteś zazdrosna, wiesz? – przytulił się do jej pleców, a ręce spoczęły na jej biodrach.
- Ja? Zazdrosna? Chyba sobie żartujesz.
- Królewna nie jest zazdrosna? – szeptał jej do ucha.
- Nie jest – zachrypiała, po czym odchrząknęła. - Ani trochę nie jest.
- Kocham cię.

Miał wyczucie, nie ma co. Zresztą mówił to zawsze, kiedy powinien.
Tak. Bo w życiu są takie chwile, w których słowo „kocham” po prostu powinno paść z ust partnera.
I Marcin zdecydowanie to wiedział i naprawdę znał takie momenty.
Takie wyczucie sytuacji…

- A co do mojego wcześniejszego snu… - musnął jej szyję. – Pokażę ci, co robiliśmy.
Jeden ruch i Kasia już była na jego rękach.
- Kochanie, nie masz czasu. Zobacz, która jest godzina, ósma – powiedziała, gdy już leżała na łóżku, a on znajdował się tuż nad nią, oparty na łokciach.
- Ósma za 7 minut. Wiesz, ile ja ci mogę w tym czasie pokazać…

Nie czekał na jej zgodę. Wiedział, że chce tego tak samo jak i on. Wpił się w jej rozchylone usta. Mocno. Zachłannie.
Za mało.
Chyba najszybciej, jak tylko było to możliwe, pozbył się swoich bokserek, a później dolnej części pidżamy ukochanej.
Następnie w nią wszedł. Od razu.
Pchnął.
Raz. Chwila przerwy.
Potem drugi. Chwila przerwy.
Złapała go za nagie pośladki i posuwała, w dół i w górę. Tymi ruchami narzuciła szybsze tempo, co spodobało się Chodakowskiemu. Tak, to on lubił dominować w łóżku. Ale mimo to zawsze lubił, kiedy Kasia brała aż tak czynny udział podczas ich aktu miłosnego.
- Marcin – powiedziała podniecona. – Szybciej.
Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
Ruchy stały się jeszcze szybsze i głębsze. Rytmicznie wiła się pod nim. Poruszała się dokładnie w takim samym tempie jak on. Taki taniec erotyczny. Marcin był idealnym prowadzącym. A ona idealną partnerką.
- Aaa! – krzyknęła.
Ten krzyk oznaczał, że ją usatysfakcjonował.

Położył się na boku, podpierając  ręką głowę i wpatrywał się w ukochaną. Próbowała ustabilizować oddech, który jednak cały czas był niespokojny. W końcu spojrzała na niego.
- Sen na jawie? – przerwała ciszę, uśmiechając się do niego szeroko.
- Królewno, to zaledwie był początek snu. Resztę pokażę ci wieczorem – przybliżył swoją twarz do twarzy Mularczyk.
- Mmm, w takim razie już nie mogę się doczekać – musnęła jego usta. – A teraz już zmykaj, bo się spóźnisz do pracy.
Złożyła pocałunek na jego wargach, po czym odwróciła się do niego plecami i naciągnęła na siebie kołdrę.
- Aa, zapomniałabym – podniosła się na łokciach. – Kochanie, wyrzuć śmieci jak będziesz wychodził – pogłaskała go po policzku. – Kocham cię – cmoknęła go w usta i ponownie opadła na łóżko.
Jeszcze przez chwilę przyglądał się zasypiającej ukochanej. Kiedy już udało jej się uspokoić oddech, Marcin wstał cicho z łóżka i skierował swoje kroki ku wyjściu z pokoju. Jednak gdy stanął w progu, zatrzymał się i odwrócił.
- Najbardziej na świecie cię kocham, królewno.



„Z wiatrem i pod wiatr,
przed siebie.”



Tak jak mu Kaśka kazała, tak zrobił. Właśnie wyrzucał śmieci do kosza, gdy usłyszał jakieś krzyki:
- Ejj, ejj. Zostawcie ją! Zostawcie ją!
Rozejrzał się wkoło. W pobliskim parku zauważył 2 podejrzanych mężczyzn, którzy na siłę prowadzili gdzieś jedną z kobiet. Druga kobieta zaś wstała z ziemi i wyciągnęła telefon z torebki.
Niewiele myśląc, pobiegł w ich stronę.
- Iza Lewińska, jestem kuratorem sądowym …
Już był obok nich. Popchnął jednego z mężczyzn.
- Zostaw ją!
Wymierzył cios w brzuch. Jeden, potem drugi.
Niestety oprawców było dwóch. Jeden złapał go od tyłu, a drugi zaczął go okładać pięściami.
Pod wpływem ciosów, przewrócił się na ziemię.
Potem czuł już tylko mocne kopnięcia w brzuch.
- Proszę, zostawcie go – prosiła kobieta, rozpaczliwym tonem głosu. *

Kilka minut później.
- Tylko ten pan odniósł obrażenia, tak? – spytał policjant, patrząc na siedzącego pod drzewem Chodakowskiego.
- Tak jak już mówiłam. Było dwóch napastników. Napadli na moją podopieczną. I gdyby nie ten pan to nie wiem, jakby się ta cała sytuacja skończyła.
- A pani podopieczna uciekła, tak?
- Tak. Była ciężko przerażona – wyciągnęła małą kartkę z kieszeni płaszcza. - Tutaj, jak pan prosił, jej dane, adres i numer telefonu.
Policjant schował kawałek papieru do notatnika, po czym przeniósł swój wzrok na Marcina.
- Pan też będzie musiał złożyć zeznania. No ale to może poczekać. Wezwę karetkę. Powinien pana obejrzeć lekarz.
- Nie chcę żadnej karetki. Nic mi nie jest.
Policjant odszedł, a kobieta ukucnęła obok pokrzywdzonego. Z kieszeni płaszcza wyciągnęła chusteczkę i delikatnie wytarła krew znad jego łuku brwiowego.
- Aaaa… Ała. *



„Czy to jeszcze ja?
Nie wiem...”



- Tak... Tomograf w porządku. Ale ma pan 2 pęknięte żebra. Powinien pan zostać u nas na oddziale na dodatkowych badaniach.
- Nie. Nie ma takiej potrzeby – powiedział, zapinając guziki swojej koszuli.
- Proszę się zastanowić. Wymaga pan opieki.
- Panie doktorze, ja od wielu lat ćwiczę boks i naprawdę zdarzały mi się dużo poważniejsze kontuzje. I za każdym razem…
- Za którymś razem może się nie udać.
- Chyba nie jest ze mną aż tak źle, panie doktorze – zaśmiał się. – Zresztą w domu będę miał najlepszą opiekę.
- Aha. W takim razie musi pan podpisać oświadczenie, że wychodzi pan na własne żądanie i na własną odpowiedzialność – podsunął mu kartkę i podał długopis. – Proszę podpisać.
Marcin bez wahania złożył podpis na kartce i pospiesznie wstał z miejsca.
- Do widzenia – powiedział ledwo słyszalnym głosem.
- Do widzenia. *

 W poczekalni izby przyjęć, na jednym z krzeseł, siedziała brunetka. Coraz szybciej stukała palcami o swój notes; spięta czekała na kogoś. Gdy drzwi do gabinetu w końcu się otworzyły, od razu wstała z miejsca. Mężczyzna, który właśnie opuścił owe pomieszczenie, przysiadł na pierwszym z brzegu krzesełku.
- I co powiedział lekarz? – spytała kobieta, siadając naprzeciwko niego.
- Wszystko okej – grymas bólu pojawił się na jego twarzy.
- Ehem – uśmiechnęła się nieśmiało, a Chodakowski jej zawtórował. – Kiepsko pan kłamie. Od razu widzę jak ktoś kłamie. Jestem kuratorem sądowym, to taki odchył zawodowy.
- No bohatera zgrywał nie będę. Całkiem nieźle oberwałem. Ale dam radę – powoli wstał z krzesła. *
- Nie wątpię – również się podniosła. - Podrzucę pana.
- Nie trzeba. Niedaleko jest postój taksówek.
- Proszę mi nie odmawiać. Chociaż w taki sposób mogę się panu jakoś odwdzięczyć. Chyba, że da się pan zaprosić na kawę.
- Chętnie, ale może nie pan. Marcin jestem – wyciągnął do niej rękę.
- Iza – uścisnęła dłoń.
- Iza – zamyślił się.
- Coś nie tak? – rozmowę przerwał im dźwięk telefonu. – Przepraszam – odeszła na bok i odebrała połączenie. - Halo? … Tak. … Teraz? … - spojrzała na Marcina. – Dobrze, zaraz będę – wróciła do Chodakowskiego. - Bardzo cię przepraszam, ale wypadło mi coś pilnego – zaczęła czegoś szukać w torebce. Gdy już znalazła, dała mężczyźnie małą kartkę. – Tutaj jest mój numer telefonu. Jak już wydobrzejesz to odezwij się w sprawie mojego długu – spojrzał na nią pytająco. – Przecież wiszę ci kawę – uśmiechnęła się do niego. - Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za interwencję. Gdyby nie ty. Marcin, nawet nie chcę myśleć, co by wtedy mogło być...
- Cieszę się, że mogłem pomóc. Uważaj na siebie, bo kawy to ci nie odpuszczę – zaśmiał się do niej.
- Jasne. Trzymaj się, cześć! – cmoknęła go w policzek, odwróciła się na pięcie i poszła w stronę drzwi.
- Cześć – po chwili krzyknął za nią.
Gdy kobieta już wyszła z izby przyjęć, Chodakowski pogładził swój policzek w miejscu, na którym przed chwilą złożyła pocałunek Iza. Po chwili zamyślenia uderzył się w te samo miejsce, w celu otrzeźwienia. Założył kurtkę i sam również opuścił szpital.



„Bez rozstajnych dróg.
Już do końca bez powrotu.
Jeden wspólny cel – s
pokój.”



Siedziała na kanapie, nerwowo bawiąc się swoimi palcami u dłoni i niespokojnie ruszając nogami. Wpatrywała się w telefon, leżący na stoliku tuż przed nią. Niestety, urządzenie cały czas milczało. I tak już od kilku dobrych godzin. A dokładniej od telefonu od pana Krzysztofa z firmy…

Marcin nie pojawił się dzisiaj w pracy.
Nie uprzedził, że go nie będzie.
Sam też nie odbiera telefonu.
Coś się stało?
Nie. Znaczy nie wiem. Przecież wyszedł rano do pracy. Normalnie.

… nie odbiera telefonu.
No nie odbiera. Dzwoniła do niego chyba z 1000 razy i nic. Na początku był sygnał. Później już tylko włączała się poczta.

Coś się stało?
Nie. To niemożliwe.

Po raz 1001 sięgnęła po telefon. Na głos w słuchawce nie musiała długo czekać…
„Witam, Marcin Chodakowski. Po sygnale proszę zostawić wiadomość.”
Tylko chyba nie to chciała usłyszeć…
Rzuciła telefon na stół.
Cisza. Wszechogarniająca. Pustka. Przerażająca.

Usłyszała jakieś dźwięki zza drzwi. Od razu zerwała się ze swojego miejsca i podbiegła do nich. Przekręciła zamek i otworzyła je.
Ulga.
- Marcin, gdzie ty… - zauważyła opatrunek na jego czole. - Co ci się stało? – bez słowa minął ją w progu i wszedł do mieszkania. – Marcin! – zamknęła drzwi.
- Kochanie, ciszej – bezsilnie opadł na kanapę.
- Biłeś się, tak?
- Nie, znaczy…
- No przecież widzę – nie zareagował. - Marcin!
Wstał z kanapy i podszedł do niej.
- Dwóch chłystków zaatakowało dwie kobiety. Ja tylko stanąłem w ich obronie.
- Marcin – głośno westchnęła i pogładziła go po czole, w okolicy opatrunku. - Dlaczego nie odbierałeś telefonu?
- Rozładował się.
- Marcin, jak zadzwonił pan Krzysztof... Później ty nie odbierałeś... Marcin, przecież ja umierałam ze strachu - popatrzyła na niego ze łzami w oczach.
- Kot, wszystko już w porządku – podniósł jej podbródek. – Już jestem, ejj. Cały i zdrowy – przytulił ją do siebie. – Ajj – zawył z bólu.
Kasia odsunęła się od niego.
- Cały i zdrowy, tak? – popatrzyła na niego znacząco. - Byłeś w szpitalu? – skinął głową. – Co powiedział lekarz?
- Nic takiego.
- To znaczy? – nie dawała za wygraną.
- 2 pęknięte żebra – wymamrotał pod nosem.
- I nie zostawił cię na obserwację?!
- Najszybciej to ja dojdę do siebie tutaj, w domu. Przy tobie i przy Szymku.
- Okej – przeciągnęła. – Pod jednym warunkiem.
- Królewno dla ciebie wszystko.
- Jak będziesz się źle czuł to od razu jedziemy do szpitala. Zrozumiano?
- Zgodziłem się w ciemno.
- A teraz do łóżka.
- Nie prowokuj – przyciągnął ją do siebie.
- Erotoman – westchnęła. – Zaraz ci przyniosę herbatę i coś do jedzenia – delikatnie musnęła jego usta, po czym poszła do kuchni.
Chodakowski zaś posłusznie udał się w stronę sypialni.
- Marcin – odwrócił się do niej. – Kocham cię.



* - sytuacja i dialogi (z lekką modyfikacją) zaczerpnięte z 1141 odcinka serialu M jak miłość

czwartek, 10 września 2015

Wind of change - część 4.

Prawie 3 tygodnie... Przepraszam! 
Nie chcę nic obiecywać, ale mam nadzieję, że teraz będę miała ciut więcej czasu i może, ale może, kolejne części będą się tu pojawiać nieco bardziej systematycznie.

Zapraszam na 4-tą część.
Pozdrawiam, Kasiek :-*!


***








„Bosa do mnie przyjdź
i od progu bezwstydnie
powiedz mi, czego chcesz.”



Przekręciła się na drugi bok. I wtedy poczuła przeszywający ból pleców. Z grymasem na twarzy otworzyła oczy. I wspomnienia poprzedniego wieczoru oraz nocy od razu zaczęły wracać…

Marcin wyszedł wieczorem z Olkiem, a ona została sama z Szymkiem. Mama i dziecko. Sami. Wydawać by się mogło, że wystarczy uśpić dziecko i ma się wolny wieczór. W normalnych warunkach tak było. Jednak nie tego wieczoru… Młody nie mógł zasnąć. Wiercił się niespokojnie, co chwilę popłakując, dlatego młoda mama całą noc spała w fotelu, stojącym w pokoju dziecięcym, tuż obok jego łóżeczka. Spała całą noc… Raczej czuwała. Zasnęła dopiero nad ranem, kiedy i Szymek w końcu opadł z sił, i zamknął powieki.

Przetarła dłonią zaspane oczy. Powoli wstała z fotela i podeszła do małego łóżeczka. Młody spał spokojnie. Uśmiechnęła się nikle. Kiedy już upewniła się, że wszystko z nim w porządku, po cichu opuściła pokój i zamknęła za sobą drzwi. Odwróciła się w stronę salonu i na kanapie zauważyła swojego mężczyznę. Spał sobie w najlepsze, cicho pochrapując. Pokręciła głową z politowaniem. Spojrzała na zegarek, wiszący w kuchni – 9:06. Rozejrzała się po pokoju, jakby czegoś szukała. I wtedy rozdzwonił się telefon Marcina. Pospiesznie wyjęła go z płaszcza mężczyzny i odebrała połączenie.
W tym samym czasie właściciel urządzenia zaczął się rozciągać na kanapie.

- Dzień dobry panie Krzysztofie – Marcin spojrzał na Kasię.
- …
- A to coś bardzo ważnego? – kobieta popatrzyła w stronę Marcina.
- …
- Bo właśnie miałam do pana dzwonić.
- …
- Po prostu mieliśmy bardzo ciężką noc – nie udało jej się powstrzymać i głośno ziewnęła do słuchawki. - Przepraszam. Więc jeśli Marcin nie ma dzisiaj nic pilnego, to nie będę go budzić. Da pan sobie radę jeden dzień bez niego?
- …
- Jasne, dziękuję. A jakby coś to niech pan po prostu dzwoni. Jeszcze raz dziękuję. Miłego dnia. Do widzenia – odłożyła telefon na stolik.

Marcin wstał z kanapy i podszedł do ukochanej.
- Królewno, jesteś wielka – złożył pocałunek na jej czole.
- Jasne. A teraz wybacz, idę się położyć – odwróciła się na pięcie.
Marcin złapał ją za nadgarstek. Kasia spojrzała na dłoń, która ją kurczowo trzymała.
- Zostaw – powiedziała ledwo słyszalnie.
- Co jest? – spytał.
- Słuchaj, ostatnią rzeczą o jakiej teraz marzę, jest rozmowa. I to jeszcze z tobą! – wykrzyczała.
- Kaśka, o co tobie do cholery chodzi?!
- Nasz syn płakał całą noc. Zasnął dopiero nad ranem. I to ja musiałam przy nim siedzieć. Bo ciebie nie było – prychnęła.
- Sama mi kazałaś iść pogadać z Olkiem!
- A upić się i wrócić nad ranem też ci kazałam? Bo sobie jakoś nie przypominam.
- Czepiasz się Kaśka, normalnie się czepiasz.
Ponownie spojrzała na swój nadgarstek.
- Puść – powiedziała.
Posłusznie zrobił to, o co go poprosiła.
Po chwili Kasia zniknęła za drzwiami sypialni.
- Cholera jasna! – przeklął pod nosem.
Wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi.



„Kiedy dręczy cię ból, niefizyczny.”



Prysznic. Zimna woda. Na otrzeźwienie ponoć najlepsza… Przemył twarz rękoma. Mocnymi ruchami.
Pomogło. Czuł się już dużo lepiej. Przynajmniej fizycznie…

Wyszedł spod prysznica. Sięgnął po ręcznik, który obwiązał sobie wokół pasa. Stanął przy drzwiach. Głęboki wdech. Nacisnął klamkę.
Cisza.
Drzwi do pokoju Szymka nadal były przymknięte, podobnie zresztą jak drzwi sypialni. Podszedł do nich. Już chciał do nich zapukać, jednak w ostatniej chwili wycofał się. Położył się wygodnie na kanapie i przymknął powieki.

Jakiś czas później obudził go płacz dziecka. Już chciał wstawać z kanapy, gdy jedne z drzwi się otworzyły. Stanęła w nich zaspana Kasia. Przelotem spojrzała na Marcina i już po chwili zniknęła w pokoju dziecięcym.
Marcin wstał ze swojego miejsca i poszedł do sypialni. Wyciągnął jakieś ubrania z szafy, po czym  założył je na siebie. Przeszedł do przedpokoju. Narzucił na siebie płaszcz. Z szafki wziął kluczyki do samochodu i portfel. Schował je do kieszeni i opuścił mieszkanie, trzaskając za sobą drzwiami.



Swoje miejsce znajdź i nie pytaj,
czy taki układ ma jakiś sens.”



- No proszę. Kogóż to moje oczy widzą.
- Cześć Pawełku – Marcin przywitał się z właścicielem lokalu, do którego właśnie wszedł.
- Cześć młody ojciec. Jak tam?
- Jakoś - burknął.
- Rozmowny. Ale okej. Nie chcesz mi powiedzieć to może pogadasz z tamtą panią – głową wskazał stolik, stojący zaraz pod oknem.
Chodakowski odwrócił się w tamtą stronę. Przy stoliku siedziała Janka, która gestem ręki zaprosiła go do siebie. Bez chwili wahania podszedł do niej.
- Cześć piękna – pocałował ją w policzek, po czym usiadł obok niej na krześle.
- Hej tatuśku. Jak tam?
- Szczerze? – spojrzał prosto w jej oczy.
- Tylko – odparła.
- Nijak – wzruszył ramionami.
- Coś z Szymkiem?
- Nie. Z młodym wszystko okej. Rośnie jak na drożdżach chłopak.
- To co jest? – Marcin spuścił głowę. – Kasia? – porozumiewawcze spojrzenie.

1 godzinę później.
- Marcin, przestań – Bufford nie mogła pohamować śmiechu.
- No co, mówię serio – śmiał się razem z nią.
- Popłakałam się – otarła łzy wypływające z oczu. – Zaraz się rozmarzę i… - spoważniała i spojrzała na wyświetlacz telefonu. – O cholera! – wstała z miejsca.
- Co jest? – spytał, obserwując Jankę, która nerwowo zakładała na siebie kurtkę.
- Zaraz się spóźnię na zajęcia.
- Podrzucę cię – wstał.
- Nie musisz.
- Ale chcę. Zresztą… to w ramach podziękowania. Za rozmowę – uśmiechnął się do niej uroczo.
- Skoro tak stawiasz sprawę – uśmiech malował się na jej twarzy. – Idziemy?
- Idziemy.



„Kochaj mnie namiętnie tak,
jakby świat się skończyć miał.”



Stanął przed drzwiami. Podniósł do góry rękę, w której trzymał mały bukiet czerwonych róż. Trochę go poprawił. Drugą rękę przystawił do drzwi. Już miał zapukać, jednak zmienił zdanie. Nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły, więc wszedł do środka.
W salonie było pusto. Jednak na kanapie leżał rozłożony koc, a na stoliku otwarta gazeta. Po chwili dobiegły go dźwięki z pokoju dziecięcego.
Zdjął płaszcz i odwiesił go na wieszaku, a sam wszedł w głąb mieszkania i usiadł na sofie. Z nerwów zaczął obracać w dłoniach bukiecik.

W końcu z jednego pokoju wyłoniła się Kasia. Na jej widok od razu wstał z miejsca i do niej podszedł.
- Marcin… - zaczęła.
- Przepraszam Kasiu – dał jej bukiet.
- Dziękuję. Ale to ja przepraszam. Nie powinnam była się czepiać. Przesadziłam.
- No nie zaprzeczę – uśmiechnął się.
- Ejj! – śmiejąc się, szturchnęła go w ramię.
Podniósł ją, a ona oplotła go swoimi nogami w pasie. Uśmiechnęli się do siebie.
- I co teraz? – spytał Marcin.
- Marzę o prysznicu – odpowiedziała intrygująco, podgryzając dolną wargę. – Myślisz, że da się coś z tym zrobić? – przybliżyła swoją twarz do jego.
- Zobaczymy.

Nie wytrzymał napięcia, jakie się między nimi wytworzyło. Wpił się w jej spragnione usta. Z żarliwością. Z pasją. Całował każdy fragment jej warg. Jakby nie pamiętał już, jak smakują. Rozkoszował się każdą możliwością ich muśnięcia. Ale po chwili to przestało wystarczać.
Powoli pozbywali się ubrań, które były im teraz po prostu zbędne. Okrycia wierzchnie utworzyły ścieżkę do łazienki, w której właśnie się znaleźli. Jeszcze kilka kroków i już stali całkiem nadzy pod prysznicem. Któreś z nich w końcu odkręciło kurek i ciepły strumień wody wylądował na ich rozpalonych od pożądania ciałach.



„Aż w jedną, krótką chwilę
pojmiesz, po co żyjesz.”



- Wiesz, że jesteś niesamowita – powiedział, wpatrując się w kobietę swojego życia.
- Coś tam już kiedyś słyszałam na ten temat – uśmiechnęła się zalotnie, smarując ciało masłem kakaowym.
- Chodź tu do mnie – jeden ruch i już stali przytuleni do siebie. – Skończyłaś?
- Ehem – przytaknęła.
- To co, może zrobię coś do jedzenia?
- Jestem za – musnęła jego usta. – Pójdę do Szymka.
Złapał jej dłoń. Uśmiechnęła się na ten gest.
- Pójdziemy razem do NASZEGO syna – powiedział stanowczo.
Pociągnął ją za sobą do pokoju dziecięcego.
Po cichu weszli do środka. Zatrzymali się tuż przy łóżeczku. Ręka Marcina z dłoni Kasi przeniosła się na jej pas. Kobieta wtuliła się w ukochanego. Stali tak przez dłuższą chwilę bez żadnego słowa. W końcu ciszę przerwał Chodakowski:
- Udał nam się ten nasz syn.
- Bardzo.
- To może… skoro tak nam dobrze poszło to warto to powtórzyć – cwaniacki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Coś sugerujesz? – spytała, drocząc się z nim.
- Coś mi się o uszy obiło, że z przyrostem naturalnym coraz gorzej… To może nad tym troszkę… popracujemy? – spojrzał wymownie w jej błyszczące ze szczęścia oczy.
- A to pod prysznicem – ręką pokazała ścianę, za którą była łazienka.
- To może być za mało… Zresztą bez dyskusji – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i w tym samym momencie porwał ją w swoje ramiona. – Teraz sypialnia – musnął jej usta.
- Mamy jeszcze salon, kuchnię – zaczęła wyliczać, śmiejąc się.
- Królewno, da się zrobić. Cała noc przed nami – przeniósł swój wzrok na łóżeczko, w którym leżał mały Chodakowski. - Okej młody, twoi rodzice idą teraz popracować nad rodzeństwem dla ciebie. Także synu, daj tatusiowi trochę czasu.

- Wariat! – Mularczyk wpiła się w usta ukochanego.