.


piątek, 27 listopada 2015

Wind of change - część 15.

Przykro mi, ale kompletnie nie mam pojęcia, kiedy coś nowego...




***









„Well, I've got thick skin and an elastic heart,
but your blade it might be too sharp.”



Postawił skórzaną teczkę na fotelu i zaczął do niej pakować jakieś papiery. Gdy wszystkie niezbędne dokumenty były już spakowane, zamknął ją i przestawił na biurko. Już miał sięgać po marynarkę, wiszącą na oparciu krzesła, gdy rozdzwonił się jego telefon. Odebrał połączenie.
- Chodakowski, słucham?
- …
- Jaka awaria?
- …
- Cholera, znowu?
- …
- Będę za 20 minut.
Rzucił telefon na biurko, a sam stanął przy oknie. Po krótkiej chwili po pomieszczeniu rozległo się pukanie do drzwi. Odwrócił się w ich stronę, a w nich stanęła szczupła i wysoka brunetka.
- Panie Prezesie, mam dla pana te dokumenty, o które pan prosił.
- Połóż na biurku.
Kobieta posłusznie zrobiła to, co jej powiedział.
- Coś jeszcze? – spytał wpatrzonej w niego i nieco zagubionej kobiety.
- Nie. Znaczy… Marcin, czy ja mogłabym dzisiaj wcześniej wyjść do domu? Umówiłam się z narzeczonym i …
- Idź – powiedział, nie dając jej dokończyć.
- Dziękuję. Do jutra!
Zamknęła za sobą drzwi.
- Chociaż ty może będziesz miała wieczór udany… - mruknął pod nosem.
Podszedł do biurka i usiadł w fotelu. Sięgnął po telefon i wybrał dobrze znany sobie numer. Wziął głęboki oddech i nacisnął zieloną słuchawkę na wyświetlaczu urządzenia.



„You did not break me
I'm still fighting for peace.”



Pakowała najpotrzebniejsze rzeczy do specjalnej torby na akcesoria dla dziecka. Zapięła zamek i nie wychodząc z pokoju syna, postawiła ją przy ścianie w korytarzu. Podeszła do białego łóżeczka i popatrzyła na swojego małego przystojniaka. Słodko spał. Najsubtelniej, jak tylko umiała, poprawiła kołderkę, którą naciągnęła mu prawie do samej szyi.

Mały bardzo lubił się odkrywać, kiedy spał. Tak się wiercił, tak się wiercił, że w końcu on leżał na jednej części łóżka, a kołdra na drugiej. Ewentualnie przykrywała tylko jego małe stópki. Czasami.

Zupełnie tak samo jak jego tatuś…

Wpatrywanie się w syna przerwał jej dźwięk wydobywający się z telefonu, świadczący o  przychodzącym połączeniu. Po cichu opuściła pokój, przymknęła drzwi i podbiegła do stolika, stojącego w salonie. Sięgnęła po dzwoniące urządzenie i z uśmiechem na twarzy odebrała połączenie.
- Oo, mój drugi Przystojniak dzwoni – powiedziała do słuchawki. – Cześć Kotku – usiadła wygodnie na kanapie.
- Kasiu, Kochanie – zaczął niepewnie.
- O nie, tylko mi nie mów… - usiadła po turecku.
- Kaśka, no nie mogę. Nie dzisiaj. Wypadło mi coś ważnego.
- Marcin, ostatnio codziennie ci coś wypada – powiedziała z wyrzutem.
- Skarbie, ja wiem, że mieliśmy jechać…
- Marcin, przekładaliśmy to już 2 razy! – nieco podniosła ton.
- Kasiu, posłuchaj mnie…
- Wiesz co, Marcin? To ty mnie posłuchaj. Nie chcę mi się z tobą rozmawiać, rozumiesz? – nie czekając na odpowiedź, kontynuowała: - Cześć! – urządzenie z impetem wylądowało na stoliku.
Włosy opadające jej na twarz, założyła za uszy.
Po chwili siedzenia w ciszy i w bezruchu sięgnęła po telefon. Wyszukała kontakt , po czym wybrała połączenie.
- Olek, cześć…



„I've got an elastic heart.
Yeah, I've got an elastic heart.”



- Jak się wujek zajmie, to się nikt tak nie zajmie – przekroczył próg drzwi balkonowych, cały czas oglądając się w tył. – Tak go wymęczyłem tą zabawą, że padł i zasnął normalnie jak kamień – zaśmiał się do Kaśki, która siedziała na leżaku.
- Dzięki Krzysiu – powiedziała dalej patrząc gdzieś w eter.
- Piękna, co się dzieje? – przysiadł na krześle.
- Nic – powiedziała pod nosem, wzruszając przy tym ramionami.
- Mnie nie oszukasz. Odkąd weszłaś zamieniłaś ze mną może ze 2 zdania. To przez Marcina, tak? I dlatego, że go dzisiaj tutaj z wami nie ma?
- Maczeta, mistrz dedukcji – uśmiechnęła się, poprawiając przy tym swoje włosy.
- Mów, bo pękniesz w końcu.
- Bo mnie wkurza ostatnio ten mój narzeczony – wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo. – Przekładaliśmy te spotkanie z wami już 2 razy. A on dzwoni dzisiaj do mnie i mi mówi, że znowu, rozumiesz – spojrzała w jego stronę - znowu mu coś wypadło w pracy. I on dzisiaj po raz kolejny nie da rady  się wyrwać – zaśmiała się z bezradności.
- Może to naprawdę coś ważnego – podsunął Krzysiek.
- Nie broń go, okej? – zdenerwowała się. - To nie jest trzeci raz, wiesz? Jemu, od dobrego tygodnia, prawie codziennie coś pilnego wypada. Wychodzi  rano do pracy, a wraca dopiero koło 20-tej. I codziennie jest te samo wytłumaczenie: „zatrzymało mnie coś bardzo ważnego”.
- Sezon budowlany w pełni – trafnie zauważył.
- Zdaję sobie z tego sprawę, Krzysiu – zatrzymała na nim swój wzrok. – Tyle, że on ma pewne zobowiązania, poza pracą, również w domu. Zresztą nie chodzi tutaj tylko o mnie. Przede wszystkim chodzi o Szymka. Widzę po nim, że tęskni za tatą – samotna łza spłynęła jej po policzku.
- Powiedz mu to – ukucnął przy leżaku, na którym siedziała. – Powiedz mu dokładnie to, co powiedziałaś mnie. Szczerze. Tylko prawda może nas wyzwolić – powiedział poważnie.
- Krzysiu, co się z tobą dzieje? – zaśmiała się. – Nie poznaję mojego przyjaciela – splotła palce na swoim brzuchu.
- Janka – powiedział rozmarzony.



„And I know that I can survive.
I'll walk through fire to save my life.”



Dalej siedzieli na tarasie i żywo rozmawiali. Wspominali dawne czasy, śmiejąc się przy tym głośno.


Dzięki Krzyśkowi Kasia chociaż na chwilę mogła zapomnieć o swoich domowych problemach.
O ostatnim zachowaniu jej narzeczonego.
O jego ciągłej nieobecności.
O tym, że w ostatnim czasie nie może na niego liczyć i na nim polegać. 
Nawet dzisiejsze spotkanie… Mieli się spotkać 2 tygodnie temu. Marcin zadzwonił do niej przed 16-tą i powiedział, że wypadła mu jakaś poważna awaria na jednej budowie.
Okej, jeden raz zawsze się może zdarzyć.
Przełożyli spotkanie na następny tydzień.
Dokładnie tego dnia Marcin znowu dzwoni do swojej kobiety i mówi, że wypadło mu bardzo ważne spotkanie z inwestorem. Sponsor zadzwonił w ostatniej chwili, stąd takie zamieszanie.
Zdenerwowała się, ale zrozumiała.
Zadzwoniła i ponownie przesunęła wizytę o kilka dni.
No ale dzisiaj?
Już nie wytrzymała.
Tym bardziej, że od tygodnia prawie go nie widuje…
Bo co to jest, widzieć ukochaną osobę dosłownie przelotem od rana. Całującą cię w czoło na „do widzenia” i od razu po tym wychodzącą z mieszkania. Później widzisz ją dopiero wieczorem, kiedy zarówno Ty, jak i ona, po całym dniu na nogach, dosłownie padacie na twarz. I jedyne o czym myślicie to wygodnie położyć się na łóżku i jak najszybciej zasnąć, żeby zregenerować siły na kolejny dzień.
A gdzie w tym wszystkim czas na rozmowę? Na czułość?
Nawet na spędzenie czasu w gronie rodzinnym.
Przecież macie syna!
A on potrzebuje obojga rodziców. Obojga!
On potrzebuje miłości. Właśnie teraz!
Przecież czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.
I właśnie od Was!
Bo kto ma Mu pokazać, co to jest miłość, jak nie kochający się szczerze rodzice?
Bardzo ważne zadanie przed Wami. Tak.
I jedno jest pewne: żeby Wam się udało zaliczyć je, z naprawdę dobrym wynikiem, musicie to zrobić razem.
RAZEM!


- Nie przeszkadzam?
Zawziętą dyskusję przerwał im, dobiegający do ich uszu, głos. W tym samym momencie odwrócili się w stronę źródła dźwięku. W drzwiach balkonowych stała, z założonymi na piersi rękoma i z uśmiechem na twarzy, Bufford.
- Janka, cześć! – Mularczyk przywitała się z dziewczyną.
Następny w kolejce był Krzysiek. Podszedł do szatynki i wpił się w jej usta. Na ten widok na twarzy Kasi pojawił się uśmiech, a gdy para oderwała się od siebie, brunetka z ciągłym uśmiechem zaczęła gdzieś błądzić wzrokiem.
- Co się głupkowato uśmiechasz, Kasieńka? – spytał mężczyzna, przytulając w pasie Bufford.
- A nie, nic – zakryła dłonią powiększający się uśmiech na jej twarzy i kontynuowała: – Wiecie, że ja wiedziałam, że to się tak skończy? – patrzyła to na mężczyznę, to na kobietę.
- Chyba nie rozumiem – stwierdził Maczeta.
- Kochanie – Janka głośno westchnęła i zanurzyła swoją dłoń w jego włosach. – Szósty zmysł? – spojrzała na młodą mamę z nieznikającym z twarzy uśmiechem.
- Myślałam akurat o kobiecej intuicji, ale szósty zmysł też może być.
Miła rozmowa trwałaby sobie pewnie w najlepsze, jednak dziecko, do tej pory śpiące w mieszkaniu, chciało przypomnieć dorosłym o swojej obecności.
- Przepraszam was – rodzicielka ruszyła w stronę mieszkania.
- Mogę ja? – zatrzymała ją Bufford.
- Jeżeli chcesz – zgodziła się Mularczyk.
Po tych słowach cała trójka weszła do środka.



„But you won't see me fall apart,
cause I've got an elastic heart.”



- Szymciu, ale czemu ty tak płaczesz, Skarbie? – trzymała nosidełko z dzieckiem w jednej ręce, a drugą zaczęła szukać czegoś w torebce. – Szymuś – mówiąc do niego, próbowała go jakoś uspokoić.
Nagle drzwi, przed którymi stali, się otworzyły i ich oczom ukazał się Chodakowski. Od razu wziął z rąk trochę zaskoczonej młodej mamy ciężki fotelik z synem i ruszył w głąb mieszkania.
- Dziękuję – powiedziała za nim Mularczyk.
Sama też weszła do środka, po czym zamknęła za sobą drzwi.
- No, Chłopaku, co się dzieje?
Marcin zdjął dziecku kurtkę, wyjął je z nosidełka i podniósł wysoko do góry. Na twarzy małego człowieka zaczął się pojawiać uśmiech.
- Może chce pić – podpowiedziała Kasia.
Chodakowski poszedł do kuchni i wziął z blatu butelkę. Spróbował tego, co było w środku, a następnie włożył smoczek od butelki do ust Szymka. Ten opróżnił całą zawartość do ostatniej kropli.
- Chłopaku, stęsknił się ojciec za tobą, wiesz? – mężczyzna pocałował syna w czoło.
- On też za tobą tęskni, Marcin.
- Młody, tęsknisz za tatą? – podniósł go do góry, a później przysunął do siebie.
Szymon zaczął się głośno śmiać. Wierzgał rączkami i nogami, jakby nie mógł posiąść się z radości.
- Nie widzisz jak on się cieszy, kiedy jesteś obok. Kiedy bierzesz go na ręce. Kiedy się z nim bawisz.

Brzmiała w jego uszach niczym głos rozsądku…

Chodakowski wpatrywał się w szczęśliwego syna jak w obrazek.
W tym samym czasie Mularczyk ścierała łzy spływające jej po policzkach.
- Zajmiesz się nim? Chciałabym przed karmieniem wziąć jeszcze prysznic .
- Jasne – odpowiedział, nie odrywając wzroku od Szymona.
Kobieta odwróciła się i skierowała swoje kroki do łazienki. Nacisnęła na klamkę i wtedy usłyszała:
- Kasiu – momentalnie się odwróciła. – Kocham cię, was kocham najbardziej na świecie. Wiesz o tym?
- Wiem, Marcin. Wiem.
- Zmykaj – głową wskazał jej drzwi łazienki. – Twoje chłopaki tu na ciebie czekają.



niedziela, 22 listopada 2015

Wind of change - część 14.

Chyba nie zdradzę dużo jak powiem [tylko, a może aż tyle], że jest to część dosyć... ważna. 


***








„Świat w górę niesie wszystkich w około,
gdy zielony kolor w takich głowach szyje sny.”



Mieszkanie na jednym z warszawskich osiedli w samym centrum miasta. Duże, przestronne i urządzone w stylu nowoczesnym. Od razu widać, że mieszka w nim ktoś młody. A jakby przyjrzeć się dokładniej to nawet para młodych ludzi. Para, bo dwójka, ale również para, bo w związku. Co więcej - w narzeczeństwie. Tak, to już prawie 2 miesiące temu gospodarz owego mieszkania włożył na palec obecnej pani domu złoty pierścionek.

Na tarasie siedziała czwórka dorosłych ludzi, dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Ponadto, gdzieś w rogu stał wózek dziecięcy, a w nim leżał i spał mały chłopiec.
- Olek – Marszałek nie mogła pohamować śmiechu.
- No co, Kochanie – chwycił jej dłoń, leżącą na oparciu wiklinowego fotela, w swoją dłoń.
Kobieta drugą, wolną ręką zaczesała swoje długie włosy do tyłu.
- Chyba powinniśmy się zachowywać ciszej, bo Mały się obudzi.
- Nie ma takiej potrzeby. Młody jak uśnie to jak kamień w wodę – wtrąciła Mularczyk.
- Czołg go nie obudzi nawet – dopowiedział Marcin.
- To istny aniołek – podsumowała Magda.
- Aż tak kolorowo to z nim nie ma – poprawił młody ojciec.
- Na moje nieszczęście – Kasia zaczęła bawić się palcami u dłoni ukochanego - Szymek temperament to odziedziczył akurat po swoim tatusiu – mężczyzna spojrzał na nią wymownie. – Prawda, Kotku? – uśmiechnęła się do niego uroczo.
- Kaśka…
Nie zdążył dokończyć, ponieważ do uszu wszystkich zgromadzonych dobiegł dźwięk dzwonka do drzwi.
- Otworzę – Aleksander zniknął za drzwiami, które oddzielały taras od mieszkania.
W tym samym czasie z wózka zaczęły wydobywać się ciche pojękiwania.
- Nie myśl, że ci to płazem ujdzie, Kochanie – powiedział Marcin do Kasi, wyraźnie akcentując przy tym ostatnie słowo. – W domu o tym pogadamy jeszcze – przelotnie pocałował ją w czubek głowy i ruszył w stronę wózka.
Na tarasie pojawiła się Aleksandra.
- Dzień dobry wszystkim! – przywitała się Chodakowska. – Cześć synku – podeszła do starszego z synów, który właśnie wyjmował, cały czas grymaszące, dziecko z wózka. – Obudziłem się, tak? I jestem zły, bo babcia nie dała spać, tak? – z uśmiechem na ustach ścisnęła dłoń małego człowieka.
- Po prostu Młody to szósty zmysł ma, po tatusiu zresztą i ciebie to już nosem wyczuwa, mamusiu – z cwaniackim uśmiechem złożył pocałunek na policzku rodzicielki.
- Synku, jaki ty jesteś dla mnie miły dzisiaj – obdarzyła go ciepłym uśmiechem. – Szymuś, no chodź do babci – wyciągnęła po niego ręce.
- Mamo, Młody poczeka chwilę – wtrącił Aleksander, który właśnie wyszedł na taras z wielkim bukietem czerwonych róż w rękach.
- O jejku – kobieta prawdziwie się wzruszyła.
- Dzisiaj jest Dzień Matki, dlatego mamo…



„Tyle mi wiedzieć, wypełniasz moje dni,
za rękę trzymasz, patrzysz, słuchasz mnie jak nikt.”



Z racji tego, że Szymon zostawił rodzicom niespodziankę w pieluszce, Kasia poszła do sypialni go przewinąć. W tym samym czasie Magda i Olek dzielili i pakowali jedzenie na wynos dla każdego. Natomiast Aleksandra i Marcin stali w przedpokoju.
- Mamo, odpuść trochę Magdzie. To naprawdę fajna dziewczyna, a ty cały czas się jej czepiasz. Zejdź z niej – powiedział ostro.
- Marcin, wcale się nie czepiam. Ja chcę ją po prostu bliżej poznać. Przecież to narzeczona mojego syna, więc chyba nie ma w tym nic dziwnego – próbowała odeprzeć jego zarzuty.
- Dobrze pamiętam jak Kaśkę poznawałaś. W zupełnie inny sposób.
- Wydaje ci się, synku.
- Nic mi się nie wydaję. Daj Olkowi żyć własnym życiem. On dzieckiem już nie jest. I daruj sobie te docinki złośliwe wobec Magdy.
- Synu… a co u ciebie i Kasi, dobrze wam się układa? – zmieniła temat. – W ogóle czemu tak szybko się zbieracie, przecież moglibyście jeszcze chwilę zostać.
- Mamo, moja kobieta też jest matką i z Młodym chcemy jej małą niespodziankę zrobić – spojrzał na drzwi sypialni, które właśnie się uchyliły i stanęła w nich Kasia z Szymkiem na rękach.
Chodakowski uśmiechnął się na ten widok i ruszył w ich stronę. Musnął czoło syna, po czym złożył czuły pocałunek na ustach ukochanej. Spojrzała na niego lekko zszokowana, mimo to uśmiech już malował się na jej twarzy.
- Wózek i torbę wezmę, a ty Młodego? – spytał niezwykle miękko.
Przytaknęła jednym ruchem głowy.



„Nic co planuję, nic co wymarzę też,
z rzeczywistością w parę nie dobiera się.”



Stał w przedpokoju i zakładał na siebie sportową bluzę. Ona tkwiła naprzeciwko i wpatrywała się w jego poczynania z założonymi na piersi rękoma.
- Marcin, już jest 18-ta. Naprawdę musisz akurat teraz jechać do firmy?
- Taka rola prezesa, Kochanie – chciał ją pocałować, jednak odwróciła głowę gdzieś w bok. – Kocie – położył swoje ręce na jej biodrach - tłumaczyłem ci. Zapomniałem dokumentów wziąć z roboty. A koniecznie muszę je jeszcze dzisiaj przejrzeć. Max pół godzinki i jestem z powrotem – spojrzała w jego oczy, a on uśmiechnął się do niej ciepło. – Poczekasz na mnie?
- A mam inne wyjście?
- Nie – musnął jej wargi. – Niedługo jestem – powiedział i zniknął za drzwiami.



„Pofrunę za Tobą chociaż wiem,
wrócę kiedy życie zbudzi mnie.”



Wyszedł z bloku i udał się w kierunku pobliskiego, osiedlowego parkingu. Z pęku kluczy wybrał jeden i nacisnął na nim przycisk, tym samym otwierając centralny zamek w swoim aucie. Podszedł do niego i już miał wsiadać, gdy usłyszał dźwięk swojego telefonu, informujący o przychodzącym połączeniu. Zamknął drzwi samochodu, oparł się o maskę i wyciągnął dzwoniące urządzenie z kieszeni spodni. Jednym ruchem odebrał połączenie.
- Cześć. Co tam?
- …
- Iza, nie bardzo mogę teraz – podrapał się nerwowo po karku.
- …
- Co jest?
- …
- No mów.
- …
- Dobra, gdzie jesteś?
- …
- Za jakieś pół godziny jestem.
Nacisnął czerwoną słuchawkę na wyświetlaczu telefonu. Wsiadł do auta i ruszył z piskiem opon.



„Udawać można na zawsze głupich i
przy sobie zostać z piaskiem w oczach na przód iść.”



Rzeczywiście, po 30 minutach był już na miejscu. Z daleka zauważył stojący na poboczu samochód. Zaparkował tuż za nim i zgasił silnik. Jednak nie od razu wyszedł z auta. Sięgnął po telefon, który do tej pory leżał na siedzeniu obok.
„Kochanie, coś mnie zatrzymało. Ale pracuję nad tym. Uwinę się raz dwa i do Was wracam. M”
 Nacisnął przycisk „wyślij”, po czym odrzucił telefon na fotel pasażera i opuścił Jeep’a.
Znajoma kobieta już na niego czekała.
- Marcin, dziękuję, że przyjechałeś. Nie miałam do kogo zadzwonić… - starła samotną łzę, spływającą jej po policzku.
- Coś się stało?
- Po prostu… Samochód mi się zepsuł – wybuchnęła płaczem.
- Izka, ejj – podszedł do niej bliżej i przyjacielsko pogładził ją po ramieniu. – Naprawimy auto, to powód do płaczu nie jest – chciał ją jakoś pocieszyć, ale słowa nie pomogły.
Lewińska zaczęła się zanosić coraz większym płaczem. Niewiele myśląc, wziął ją w swoje ramiona. Kobieta mocno się w niego wtuliła.

Kilka minut później.
- Już lepiej? – spytał, nieznacznie odsuwając się od niej.
- Tak, dziękuję – starła mokre ślady łez ze swoich bladych policzków.
- Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się do niej cwaniacko.
Po tych słowach na ustach pani kurator zaczął się malować delikatny uśmiech.
- Od razu lepiej. Sprawdzę to auto – otworzył przednią maskę samochodu.
Lewińska usiadła po turecku na trawie, którą następnie zaczęła zrywać.
- Najpierw naprawisz mi auto, a później życie, tak? – spytała po chwili.
Spojrzał na nią zza podniesionej maski. Siedziała na ziemi i „bawiła” się trawą. Nie patrzyła na niego. Zamknął klapę i usiadł naprzeciwko niej.
- Auta nie jestem w stanie ci naprawić.
- Czyli o życiu nawet nie ma co mówić? – nawet na niego nie popatrzyła.
- Iza, co jest grane? – spytał wyraźnie zaniepokojony jej stanem.
- Samochód się zepsuł – zerwała źdźbło trawy. – Życie się psuje – kolejną porcję zieleni wyjęła z ziemi. – Ale tak poza tym wszystko idzie świetnie – podniosła na niego swój wzrok, wymuszając przy tym uśmiech na twarzy.
- Powiesz mi, co robiłaś w lesie za miastem, sama?
- Skoro chcesz wiedzieć… Pojechałam na lotnisko, bo mój facet miał dzisiaj przylecieć z Londynu. I o godzinie, o której miał wylądować jego samolot, zamiast spotkać się z nim to dostałam wiadomość właśnie od niego. Napisał, że ma bardzo dużo pracy i nie przyleci, bo nie może się wyrwać. No to wsiadłam w samochód i ruszyłam przed siebie, byle gdzie. No i jeszcze ten grat się rozkraczył… - znowu zaczęła płakać.
- Chodź tu do mnie – ponownie przytulił ją do siebie.
- Resztę już znasz…



„Ostatni raz już, dziś kłamię w oczy te,
niech świat obwinia mnie.”



Stanął przed drzwiami, prowadzącymi do ich mieszkania. Z bezsilności oparł się o nie głową.
Zegarek wskazywał już prawie 20.30. Czyli miał być w domu jakieś 2 godziny temu.

Nawalił. Nawalił jak cholera. Zresztą już nie pierwszy raz…
Dobrze o tym wszystkim wiedział, ale musiał się pozbierać.
Dziś był Dzień Matki – pierwszy taki w życiu Kasi.
Musiał się zebrać i zrobić wszystko, by zapamiętała ten dzień na zawsze.
Musiał to zrobić. Dla siebie, dla Szymka, ale przede wszystkim dla niej.
Była cudowną matką i zasługiwała na to.
Po prostu jej się to należało…

Popatrzył na swoje ręce. W jednej miał dużą bombonierkę z narysowanym sercem i z napisem: „Dla Mamy”, a w drugiej trzymał duży bukiet kolorowych tulipanów.

Przecież Kaśka tak bardzo uwielbiała kolorowe kwiaty.

Nacisnął klamkę. Drzwi jednak nie ustąpiły. Sięgnął więc do kieszeni po klucze. Odpowiedni wsadził do zamka, przekręcił, po czym wszedł do środka.
Rozejrzał się po mieszkaniu, jednak nikogo nie zauważył. Dopiero teraz do jego uszu dobiegł szum wody. Jasne, łazienka!
Czekoladki i bukiet położył na białych schodach, które prowadziły na antresolę. Sam zdjął bluzę, którą od razu odwiesił na wieszaku i ruszył do pokoju dziecięcego. Gdy tylko stanął nad łóżeczkiem, Szymek momentalnie otworzył swoje duże oczy.
- No cześć Chłopaku – wziął go na ręce.
- Marcin, to ty? – obaj panowie usłyszeli znajomy głos.
- Tak.
- No jesteś wreszcie – oparła się o framugę drzwi pokoju Małego. – Jakieś problemy? – spytała z troską.
- Nic takiego… Ale my mamy dla ciebie niespodziankę, taką małą – powiedział intrygującym tonem głosu.
- Dla mnie? – iskierki zaczęły się tlić w jej oczach, a usta wykrzywiły się w niepewnym uśmiechu.
- Tak, nie Chłopaku? – pocałował syna w czoło. – Tylko tu chwilę poczekaj – minęli zaskoczoną kobietę w progu.
- Marcin, co ty kombinujesz? – odwróciła się za nimi.
- Już, chwila – wziął w wolną dłoń wielki bukiet. – To dla najlepszej i najpiękniejszej mamy na całym świecie.
Marcin wraz z Szymkiem wręczyli młodej mamie kwiaty. Mularczyk wyglądała na szczerze wzruszoną.
- Nie wiem, co mam powiedzieć – wydusiła z siebie w końcu.
- Jakieś „dziękuję” może. Bo się Młody postarał i jeszcze czekoladki kazał mamusi kupić – pokazał jej bombonierkę.
- Chodź tu do mnie, Smyku – „przejęła” syna z rąk Chodakowskiego. – Mamusia bardzo cię kocha, wiesz? – przytuliła Małego do siebie. - Bardzo, bardzo mocno, Szkrabie – musnęła jego główkę.
- Widzisz Młody, no matka to jednak jak się postara to podziękować umie – zaśmiał się mężczyzna.
- Zabawne, Kochanie.
- Chodźcie tu do mnie – objął swoją małą rodzinkę i złożył pocałunek na nosie ukochanej. – Kotku, jak nasz syn będzie taki jak jego ojciec to ty normalnie raj będziesz z nami miała – zrobił jedną ze swoich „głupkowatych” min w stronę syna, który w rezultacie zaczął się głośno śmiać.
- Tego właśnie się obawiam...



środa, 18 listopada 2015

Wind of change - część 13.

Mało Kasi i Marcina, wiem. Ale to zdecydowanie typowa przejściówka. Takie też muszą być, bo inni bohaterowie, szczególnie Ci, którzy w jakimś stopniu mają kontakt z naszą parą, mają wpływ również na ich losy (chociaż po części).

Nie wiem kiedy coś nowego...


***








„Ja wiem, to jedno pewne jest,
to Ciebie przed oczami mam.”



Leżała wygodnie na kanapie, w rękach trzymając książkę. Przerzuciła kolejną stronę i głośno przy tym ziewnęła. Odłożyła lekturę na stolik, przekręciła się na prawy bok i przymknęła powieki.
Ta błoga chwila odpoczynku nie trwała jednak zbyt długo. Zaledwie po kilku minutach do jej uszu dobiegł dźwięk wydobywający się z jej telefonu. Od razu wstała ze swojego miejsca. Zrobiła to chyba jednak za szybko, bo świat zaczął jej wirować przed oczami. Oparła się o brzeg kanapy i gdy obraz już się ustabilizował, po cichu pobiegła do sypialni. Spojrzała na wyświetlacz urządzenia i z uśmiechem na twarzy odebrała połączenie:
- Cześć Ewa! – ziewnęła do słuchawki. – Ajj, przepraszam – przysiadła na rogu łóżka.
- …
- Nie przeszkadzasz, przestań – zaśmiała się. - Co tam?
- …
- Ale to już, naprawdę? – spytała wyraźnie podekscytowana.
- …
- Duża dziewczynka. A jak Natalia się czuje?
- …
- Jasne. Pogratuluj od nas młodej mamie i wam też oczywiście gratulujemy, młodzi dziadkowie.
- …
- Trzymajcie się, cześć!
Opadła plecami na materac i zamknęła oczy. Posłusznie chciała poddać się objęciom Morfeusza, gdy po całym mieszkaniu zaczął się roznosić dziecięcy płacz. Podniosła się z miejsca, trochę się ociągając i leniwie ruszyła w stronę źródła dźwięku.
- Szymuś, no nie dasz matce pospać, tak? – wyjęła go z łóżeczka i podniosła wysoko. – Nie dasz? – przybliżyła do siebie i pocałowała w nosek. – Ajj ty mój mały szkrabie – przytuliła już rozbawione dziecko do swojej klatki piersiowej. – Co jest? – wciągnęła mocno powietrze do narządu węchu. – Aha, chyba kupa – zmarszczyła nos.

Po krótkiej chwili było już po sprawie. Mularczyk z dzieckiem na rękach właśnie wyrzucała małe zawiniątko do kosza. Następnie wsadziła chłopca do bujanego fotelika.
- Musimy coś do jedzenia zrobić dla taty – powiedziała, zapinając specjalne pasy bezpieczeństwa.
Nakryła go kocykiem, pogładziła po głowie i poszła do kuchni.
Właśnie myła pomidory i ogórki, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Wytarła mokre ręce w kuchenną ściereczkę.
- Pewnie tatuś wrócił wcześniej – puściła oczko do Szymka, który uważnie śledził każdy ruch swojej rodzicielki.
Otworzyła drzwi i jakie było jej zdziwienie, gdy jej oczom, zamiast przystojnego, wysokiego szatyna, ukazały się dwie młode i na dodatek bardzo ładne dziewczyny.
- Cześć Kaśka – powiedziała jedna z nich. – Pamiętasz mnie?



„Tak trudno jest zostawić te wspomnienia,
wszystko, co wiesz, nim spotkał nas los.”



Czarne, duże auto zatrzymało się na wolnym miejscu parkingowym przy jednym z warszawskich osiedli. Ze środka wyszedł wysportowany, wysoki mężczyzna. Zamknął za sobą drzwi i ruszył w stronę najbliższego bloku. Tuż przed wejściem do budynku rozejrzał się jeszcze na boki. I wtedy zauważył kobietę, stojącą do niego plecami. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Rudowłosa stała w odległości kilku metrów od niego, ale jego uwadze nie umknął fakt, iż rozmawiała z kimś przez telefon. I jeszcze żywo przy tym gestykulowała. Mimo to postanowił, że podejdzie do niej. Zrobił kilka kroków w jej stronę i wtedy rozmowa, jaką prowadziła, dobiegła do jego uszu:
- Nie…
- …
- Nie. Proszę pana…
- …
- Pan mnie chyba nie zrozumiał.
- …
- Chodzi mi o pokój dla dziecka. Dla noworodka.

„Dla noworodka” – powtórzył w myślach.
„Dla… Dla kogo?!”

Przystanął w miejscu.
I wtedy w jego głowie zaczęły się kłębić myśli…


Ich ostatnie spotkanie. Przypadkowe. W parku.
Agnieszka kiepsko wyglądała, co z resztą jej powiedział. Oczywiście z troski.
Później chciała odejść. Źle się poczuła i gdyby nie on, to pewnie by upadła.

- Okej? – spytał wtedy, trzymając ją już w swoich ramionach.
- Tak. Dziękuję – uwolniła się z jego uścisku i stanęła prosto o własnych siłach.
- Kaśka miała tak samo 2 razy. Na początku to anemia była, a później ciąża.

Tak, powiedział wtedy o ciąży. Powiedział… raczej rzucił bez żadnego większego zastanowienia.
A przecież przyglądał jej się wtedy bacznie…

No tak. Na słowo „ciąża” uciekła gdzieś wzrokiem.

Jak on mógł tego nie zauważyć.
Inaczej! On to zauważył, ale w ostateczności przeoczył.

Później, kiedy usiedli na ławce, była wyraźnie zamyślona.
Pytała o Szymka. Później o Kasię.

Samotna łza spływają po jej policzku, którą od razu starła.

Pewnie myślała, że tego nie zauważy, ale zauważył…

- Aga, co jest grane?

Powiedziała, że ma dużo stresu w pracy i jeszcze różne takie „standardowe” wytłumaczenia.

Odpuścił.


Rudowłosa kobieta skończyła rozmowę i odwróciła się w stronę mężczyzny.
- Marcin, cześć – powiedziała zszokowana jego widokiem. – Długo tu – była tak spanikowana tym, że mógł coś usłyszeć, że nie mogła się wysłowić.
- Aga, ty w ciąży jesteś?



„To nic, odnajdziemy się gdzieś.
Ty wiesz i ja.”



- Tak w zasadzie to my do Marcina – przerwała chwilową ciszę blondynka.
- No i oczywiście do tego małego przystojniaka – Ola wzięła z rąk przyjaciółki pluszowego misia i spojrzała na Kasię. – Mogę?
- Tak.
Dziewczyna przykucnęła przy bujanym foteliku. Chłopiec w nim siedzący dokładnie przyjrzał się kobiecie, która zaczęła machać do niego maskotką. Na twarzy dziecka zaczął się malować uśmiech, który następnie przerodził się w głośny śmiech. Ola przeniosła swój wzrok z Szymka na jego mamę.
- Jest przeuroczy – stwierdziła.
- Jest Marcin? – spytała Paulina, rozglądając się po mieszkaniu.
- Nie wrócił jeszcze z pracy – założyła za ucho kosmyk włosów, niesfornie opadający jej na twarz.
Studentki budownictwa spojrzały na siebie porozumiewawczo.
- To może my po prostu wpadniemy kiedy indziej – Ola wstała z kucek.
- Marcin powinien zaraz wrócić. Jeżeli macie czas to możecie tutaj na niego poczekać – zaproponowała brunetka.
Kobiety po raz kolejny wymieniły się spojrzeniami.
- Dobra, siadajcie – nie czekała na ich reakcję, podeszła do kanapy i zaczęła zbierać z niej zabawki. – Przepraszam za bałagan, ale z Szymkiem nie spodziewaliśmy się gości.
- Kasia, wyluzuj. My z wizytą, a nie z wizytacją – zaśmiała się Olka, jako pierwsza siadając na kanapie.
- To ja może do Marcina zadzwonię – ruszyła w stronę sypialni.
Telefon leżał na łóżku. Sięgnęła po niego i wybrała połączenie. W słuchawce usłyszała tylko:
„Witam, Marcin Chodakowski. Po sygnale proszę zostawić wiadomość.”
Odrzuciła urządzenie z powrotem na pościel i wróciła do salonu.
- Nie odbiera. Pewnie już jedzie domu. Tak – przeciągnęła. – Może napijecie się czegoś?



„Tak wiele chcę, odwagi mi brakuje.
Nadejdzie czas, gdy powiem Ci to.”



Stali w miejscu. Żadne z nich nie ruszyło się ani na krok. Ciszę, która panowała między nimi od dłuższej chwili, przerwała w końcu Agnieszka:
- Słyszałeś? – spojrzała na niego. – No tak, głupie pytanie.
- Aga…
- Tak Marcin – położyła rękę na już nieco uwydatnionym brzuszku – jestem w ciąży.
- Aga…
- Jesteś chyba bardziej przerażony niż ja – wymusiła śmiech.
- Po prostu. Aga no, w szoku trochę jestem – przyznał. – Ale szczerze gratuluję – dodał po chwili, a na jego twarzy zaczął się malować uśmiech.
- Dziękuję – uśmiechnęła się do niego.
- Będziemy mieć dzieciaki w takim samym wieku. Kurde, fajnie.
- Tak Marcin, podzielam twój optymizm – pogładziła go po ramieniu.
Nagle Marcinowi zrzedła mina i zaczął się rozglądać na boki. Nerwowo podrapał się po karku i wydusił:
- Nie moja sprawa, ale ojciec dziecka…
- To Robert – nie czekała aż spyta, od razu weszła mu w słowo.
- Niedoszły mąż? – popatrzył na nią uważniej.
- Dokładnie ten – niewidoczny kamień spadł jej z serca.
Rozmowę przerwał im dźwięk telefonu.
- To mój – kobieta sięgnęła do kieszeni marynarki. – Robert – przeczytała na wyświetlaczu i spojrzała na mężczyznę, stojącego tuż przed nią.
- Aga, to ja spadam. Jakby coś to wiesz, gdzie mnie szukać – wskazał jedne z blokowych okien.
- Dzięki Marcin. Cześć – odwróciła się do niego tyłem i oddaliła na pewną odległość.
Chodakowski jednak ani drgnął.


„Robert” – ojcem dziecka i teraz dzwoni.
Dzwoni. A jej wzrok. Taki… zagubiony?

- Nie Robert, nie!
Przemyślenia przerwał mu jej podniesiony ton głosu. Spojrzał na nią. Znowu stała odwrócona do niego plecami i znowu rozmawiała przez telefon.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł…
- …
- Nie Robert, nie zmieniłam zdania. Nie powiem mu o dziecku.



„Pojawiasz się, zabierasz mnie,
w Twych oczach zapadam się.”



Siedział na kanapie. Łokciami oparty na swoich kolanach, patrzył gdzieś przed siebie. Nawet nie zwrócił uwagi na Kasię, która właśnie wyszła z pokoju Szymka. Cicho zamknęła drzwi i przeniosła swój wzrok na ukochanego.

Była trochę zaniepokojona jego zachowaniem. Odkąd wrócił do domu, dziwnie się zachowywał. Był taki zmartwiony. Trochę wyalienowany. Coś musiało się stać. Tylko co?
Intensywnie nad czymś myślał. Ewidentnie coś nie dawało mu spokoju. Tylko co?

Usiadła obok niego. Nawet się nie odwrócił.
- Dziewczyny już poszły? – przerwała ciszę.
- Jak widać – burknął.
- A jak w pracy? – nie dawała za wygraną.
- Jakoś.
- Kochanie, co się dzieje? – spytała z troską.
- Nic – rzucił beznamiętnie.
- Okej – wstała z miejsca.
Złapał ją za rękę.
- Przepraszam.
Usiadła, ale tym razem nie powiedziała ani słowa. Nie chciała naciskać.
Po chwili to on zaczął.
- Aga w ciąży jest.
- I? – przeciągnęła. - Bo rozumiem, że to nie koniec wiadomości – położyła wygodnie nogi na kanapie.
- Ojcem chyba jest Tomek.
Poprawiła niesforny kosmyk, opadający jej na czoło.
- Marcin, chyba?
- Niby powiedziała, że to ten jej ex narzeczony Robert, ale…
- Marcin, stop – z czułością pogładziła go po karku.
Spojrzał na nią pytająco.
- Kotku, skoro powiedziała ci, że to dziecko tego Roberta, to tyle powinno ci chyba wystarczyć – cały czas muskała dłonią jego nagą szyję.
Chodakowski nie odrywał od niej wzroku.
- Kocie, po pierwsze to nie masz pewności. Po drugie to nawet jeżeli to rzeczywiście jest dziecko Tomka, a Agnieszka skłamała, to... – odwrócił od niej wzrok. - Kochanie, o co w tym wszystkim chodzi jest tylko i wyłącznie ich sprawą. Ja wiem, że Tomek jest twoim wujkiem, ale Marcin, oni są dorośli… - zanurzyła dłoń w jego włosach.
- Wiem, Kaśka. Wiem.
- A wiesz, że dzwoniła do mnie dzisiaj Ewa i pochwaliła się, że z Markiem zostali już dziadkami. Natalka urodziła zdrową córeczkę.
- To Marek dumny pewnie?
- Oczywiście. Podobno jest wpatrzony w Małą jak w obrazek.
- Się nie dziwię.
- Zajmiesz się jutro naszym Małym? To ja bym odwiedziła dziewczyny po południu.
- Jasne – odwrócił swoją twarz do jej i popatrzył na nią. – Pójdę do niego.
- Okej – uśmiechnęła się do niego uroczo.
Przybliżył się do niej i złożył czuły pocałunek na jej rozchylonych wargach. Następnie wstał i udał się do pokoju dziecięcego, za drzwiami którego zniknął.