.


sobota, 30 stycznia 2016

Wind of change - część 23.

Szykujemy się, powoli, na rozkręcenie akcji. :D
Małymi kroczkami dojdziemy do wydarzeń, które zmienią dotąd sielankowe życie naszych bohaterów. Więcej nie mogę zdradzić. ;)

Ale mała zapowiedź tego, co wydarzy się w kolejnej części: Kasia pozna... No właśnie, kogo "nowa" pani Chodakowska może poznać? 
Z tą zagadką Was zostawiam. :D

Do następnej!
Pozdrawiam, Kasiek :-*!


***








„Ja tajemnicę znam
i tylko Tobie, tylko Tobie dam.”



- Marcin! Marcin! – usłyszał za sobą znajomy głos.
Przystanął i delikatnie kołysząc wózkiem, który do tej pory pchał przed sobą, odwrócił się. Powoli zbliżała się do niego ciężarna kobieta.
- No kogo to moje oczy widzą. Sąsiadeczka nasza ulubiona – powiedział uśmiechnięty szatyn.
- Cześć Chłopaki!
Rudowłosa zatrzymała się koło Chodakowskich. Przywitała się cmoknięciem w policzek ze starszym z nich, następnie uroczo uśmiechnęła się do mniejszego mężczyzny, wygodnie leżącego w wózku.
- Tak wcześnie i już po spacerze? – obdarzyła uśmiechem Marcina.
- Powiedzmy. Mama nas wysłała bladym świtem po kwiatki do kwiaciarni. A sama się za szykowanie wzięła. Nie Brzdącu?
Zrobił jedną ze swoich głupich min w stronę syna, na co mały człowiek zaczął się głośno śmiać.
- Jakaś impreza?
- Brat mi dzisiaj zmienia status cywilny.
- Oo. To już żaden z Chodakowskich nie jest do wzięcia – zaśmiała się, a po chwili mina jej zrzedła i zaczęła uciekać gdzieś wzrokiem.
- Jak się czujesz, Aga? – spytał.
- Jak ja się czuję – prychnęła. – Marcin, kiepsko. No kiepsko. Mała daje mi niezły wycisk – z grymasem na twarzy złapała się za kręgosłup.
Chodakowski schylił się tak, że twarz miał tuż nad jej ciążowym brzuszkiem.
- Tu wujek Marcin mówi – delikatnie postukał palcami po okrągłym brzuchu ciężarnej kobiety. – Młoda, daj matce odpocząć trochę. Słyszysz? – wyprostował się. – Mam nadzieję, że podziała.
- Dzięki Marcin – lekko się do niego uśmiechnęła.
- W rodzinie trzeba sobie pomagać, Aga – pokrzepiająco uścisnął jej ramię.
- Nie rozumiem…
- Aga, koniec ściemniania. Domyśliłem się ostatnio, że Mała to dziecko Tomka.
Popatrzyła na niego z przerażeniem w oczach.
- Czy Tomek… - ledwo co wydusiła z siebie.
- Nie. Nie rozmawiałem z nim na ten temat.
- To dobrze – odetchnęła z ulgą.
- Bo uważam, że ty to powinnaś zrobić.
Spojrzała mu prosto w oczy.
- Marcin, Tomek jest teraz z Asią. Są rodziną. Ja nie mogę…
- Możesz, Aga. Możesz – złapał ją za ramiona.
- Ale nie chcę. Rozumiesz? – z jej oczu zaczęły wypływać łzy. – Nie chcę.
Rudowłosa rozpłakała się na dobre. A Marcin, niewiele myśląc, mocno przytulił do siebie przyjaciółkę i pozwolił się jej wypłakać na swoim ramieniu.



„Tylko Tobie, tylko Tobie dam
skrzydła wiatru i wszystko to co mam.”



- Kotku? – męski głos rozległ się po mieszkaniu.
- Tak? – drobna brunetka wyłoniła się z sypialni.
- Pomożesz mi z tym dziadostwem? – podniósł do góry rękę, w której trzymał krawat.
Kasia, widząc bezradność wymalowaną na twarzy swojego męża, zaczęła się śmiać.
- Rzeczywiście bardzo to zabawne jest – powiedział z nutką ironii.
- Taki poważny pan prezes, a nie umie sobie krawata zawiązać – zaśmiała się pod nosem. – Daj mi to – wyciągnęła rękę w stronę Chodakowskiego.
- Po co ja mam to robić jak wiem, że moja żona zrobi to dużo lepiej ode mnie – przyciągnął ją do siebie.
- Kotek, bardzo dobre wytłumaczenie braku umiejętności manualnych – pogładziła go po policzku.
- Ja nie mam zdolności manualnych? – obruszył się. – A w nocy to co to było?
- W nocy?
Chciała się z nim dłużej podroczyć, jednak na samo wspomnienie ubiegłej nocy rozanielony uśmiech zaczął się wkradać na jej twarz. Co oczywiście nie uszło uwadze jej ukochanemu.
- I co? – spytał z satysfakcją w głosie.
- Chyba będziesz mi musiał przypomnieć co to było w nocy – powiedziała niesamowicie kusząco. – Może dzisiaj wieczorem? – przybliżyła swoją twarz do jego twarzy, ich usta dzieliły zaledwie milimetry.
- Królewno, dla ciebie wszystko – powiedział poważnie, po czym zatopił się w jej ponętnie rozchylonych wargach.

- Marcin – zaczęła niepewnie, wiążąc krawat na jego szyi.
- Tak, Kochanie?
- Dzisiaj jest bardzo ważny, o ile nie najważniejszy, dzień w życiu twojego brata i Magdy.
- Oho. Chyba wiem, co mi chcesz powiedzieć… - stwierdził już lekko podenerwowany.
- Kotku, po prostu zanim coś dzisiaj zrobisz to pomyśl wcześniej o nich.
- Skarbie, nie mam zamiaru się na ojca rzucać, chociaż nie byłby to taki głupi pomysł nawet…
- Marcin! – upomniała go.
- Kochanie – położył ręce na jej pasie. – Obiecuję, że nie będę się z ojcem dzisiaj kłócił. Wystarczy? – popatrzył prosto w jej piwne oczy.
- Wystarczy – z czułością pogłaskała go po policzku. – Idę się ubrać – złożyła pocałunek na jego ustach, po czym zniknęła za drzwiami sypialni.



„Tylko Ciebie mogę kochać tak,
tak do końca, jak kocha się tylko raz.”



- Mamo, co jest? – spytał Marcin, głaszcząc po brzuszku małego chłopca, którego trzymał w swoich ramionach.
- A co ma być, synku – kobieta pogładziła swojego pierworodnego po policzku. – Mój drugi syn się dzisiaj żeni – starła samotną łzę, spływającą jej po policzku. – I stara matka zaraz zostanie sama.
- Mamo – wtrąciła, stojąca obok Marcina, Kasia.
- Jaka sama? Ojca przecież masz – rozejrzał się wkoło. – A gdzie on właściwie jest?
- Powiedział, że się spóźni. Jakaś ważna, służbowa sprawa, która oczywiście nie mogła czekać nawet w dniu ślubu Olka – głośno westchnęła.
- Mamusiu, a co do tej twojej samotności – wolną ręką objął rodzicielkę w pasie. – Jak już będziesz bardzo samotna to my – spojrzał porozumiewawczo na Kasię – zawsze możemy ci Młodego podrzucić. Trochę się rozerwiesz – uroczo uśmiechnął się do matki.
- Marcin! – Kasia szturchnęła męża w bok.
- No co? Kotek, przecież chwila sam na sam nam się przyda – musnął jej usta. – A poza tym nasze dziecko wybije babci z głowy tę całą samotność – puścił oczko do Aleksandry.
- Synku, dobrze wiesz, że ja zawsze chętnie się zajmę moim jedynym wnukiem – wyciągnęła ręce po dziecko, które już po chwili znalazło się w jej ramionach. – Mój kochany wnuczek – mocniej przytuliła go do siebie i pocałowała w czubek głowy.
Marcin stanął za Kasią i objął ją w pasie.
- Widzisz, Kochanie? – wyszeptał jej do ucha. – Załatwiłem nam wolny wieczór – delikatnie przygryzł jej ucho.
- Tak, Kotek. Widziałam jaki byłeś… przekonujący.
Chodakowskie zaczęły się śmiać.
- Oo. Już są - Aleksandra wskazała głową zatrzymujący się w bramie samochód.
Młode małżeństwo odwróciło się we wskazaną przez nią stronę.
- Idę – powiedział Marcin, przelotnie całując ukochaną.

- No cześć państwo młodzi – podszedł do auta, z którego właśnie wyszli Magda i Olek.
- Cześć brat – Chodakowscy podali sobie ręce.
- Cześć bratowa. Pięknie wyglądasz – pocałował ją w policzek.
- Dziękuję – obdarzyła go promiennym uśmiechem.
Aleksander podszedł do swojej przyszłej żony, złapał ją za dłoń i razem ruszyli w stronę gości.



„Magiczne słowa są 
właśnie po to, żeby uciec stąd,
 

gdzieś jak najdalej stąd.”



Dosłownie kilkanaście minut temu Magda i Olek powtórzyli za urzędniczką z Urzędu Stanu Cywilnego tekst przysięgi małżeńskiej, tym samym stając się, wedle prawa, mężem i żoną.
Po ślubie cywilnym był oczywiście czas na prezenty i życzenia dla nowożeńców. Tyle ciepłych słów naraz nie usłyszeli chyba nigdy w życiu.
Następnie wszyscy zgromadzeni goście razem z młodą parą zasiedli przy stole. Rozmowom i śmiechom nie było końca.


Jednak wśród gości była jedna osoba, która zdawała się być nieobecna.
Tą osobą był Grzegorz. Ojciec Marcina i Olka.
Nie dość, że spóźnił się na samą uroczystość… a w zasadzie to pojawił się tuż po niej. Dokładniej to przyszedł dopiero na pierwszy, małżeński pocałunek. Czyli ominęło go to, co dzisiaj było najważniejsze dla Olka, jego drugiego syna.

Cóż takiego się stało, że nie mógł być tutaj od początku tej pięknej i wyjątkowej uroczystości?
Cóż takiego się stało, że w tym najważniejszym momencie w życiu własnego syna jego z nim nie było?

Bardzo ważne, służbowe spotkanie.
W sobotę.
I to akurat w tę sobotę, kiedy żenił się Olek.

Przyszedł spóźniony. Oczywiście bardzo za to przeprosił.

A teraz?
Teraz siedział z wszystkimi gośćmi przy stole, obok swojej żony, z telefonem w ręku. Wyglądało tak, jakby cały czas z kimś pisał. Co chwilę na jego twarzy pojawiał się uśmiech, skierowany wprost do urządzenia, które trzymał w rękach. Co jakiś czas rozglądał się na boki, czy czasem ktoś go nie obserwuje. Dla niepoznaki nawet kilka razy wtrącił się do rozmowy, która panowała przy stole. Jednak, gdy już stworzył pozory i miał pewność, że nikt nic nie podejrzewa, znowu zajmował się pisaniem wiadomości.

Jego pewność była złudna. Wszystkiemu bacznie przyglądała się Kasia…



„Tylko Tobie chcę powiedzieć to, 
to co czuję dziś, kiedy przychodzi noc.



Nastał wieczór. Mrok ogarnął całą Warszawę, jednak gościom zaproszonym na uroczystość to nie przeszkadzało. Wszyscy porozsiadali się wygodnie na sofach, rozstawionych przed Bistro i rozmawiali ze sobą, gdzieniegdzie żywo przy tym gestykulując.
Marcin podszedł do ciemnowłosej kobiety, która siedziała, odwrócona do niego tyłem.
- Cześć mamuś – złapał ją za ramiona, po czym złożył pocałunek na jej policzku.
- Synku, ale mnie przestraszyłeś.
- Przepraszam – musnął jej dłoń, po czym usiadł obok niej. – Wiesz może, gdzie jest Kasia i Szymek? – rozejrzał się wkoło, jednak nie zauważył swojej małej rodzinki.
- Weszła do bistro, żeby uśpić Szymusia.
- Pójdę do nich – już chciał wstać, jednak rodzicielka złapała go za rękę.
- Marcin, poczekaj chwilę – spojrzała mu prosto w oczy.
- Mamo, coś się stało? – spytał z troską.
- Nie, po prostu… Kochanie, tak bardzo się cieszę, że Tobie i Kasi, że wam tak dobrze się układa. I jeszcze macie wspaniałego synka – wzięła jego ręce w swoje. – Synku, wyglądasz na naprawdę szczęśliwego.
- Bo taki jestem, mamo – przyznał szczerze. – Gdyby nie Kaśka i Szymek to… Ja życia sobie bez nich nie wyobrażam.
- Nie musisz, synku – obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
- Dobra – wstał ze swojego miejsca. – To gdzie ta moja żona?
- Mnie szukasz? – drobna brunetka przytuliła się do jego pleców.
Na twarzy Marcina zaczął się malować błogi uśmiech. Odwrócił się.
- Proszę pani, ja mam żonę – wyszeptał jej do ucha.
- Ale ja potrafię być bardzo tajemnicza – odpowiedziała kusząco.
Jej piwne oczy błyszczały w blasku porozpalanych wkoło świec.
- Chodź – wyciągnął do niej rękę.
- A Szymek? – podniosła do góry dłoń, w której trzymała elektroniczną nianię.
- Kochani – Aleksandra stanęła obok nich - ja się tym zajmę – wzięła od Kasi urządzenie.
Marcin z satysfakcją wymalowaną na twarzy chwycił dłoń swojej żony. Jeszcze tylko przelotnie pocałował z wdzięczności swoją rodzicielkę, następnie ruszył ze swoją kobietą na „parkiet”. Zatrzymał się, złapał Kasię mocno w pasie i zaczął się z nią poruszać w rytm muzyki, która leciała gdzieś w tle.
- Marcin, nikt poza nami nie tańczy – zauważyła Chodakowska.
- Przeszkadza ci to? – spytał, patrząc prosto w jej piwne oczy.
- Nie – obdarzyła go uroczym uśmiechem, po czym wtuliła się w niego.

- Marcin, kocham cię – wyszeptała.
Chodakowski uśmiechnął się pod nosem, po czym jednym, szybkim ruchem podniósł ją do góry.
- Marcin, postaw mnie! – zaczęła się śmiać.
- Królewno, do końca świata cię będę na rękach nosił. Do końca świata.
Postawił ją na ziemi. Ich twarze znajdowały się teraz bardzo blisko siebie. Ich rozchylone wargi dzieliły dosłownie milimetry.
Temperatura rosła…
- Najbardziej na świecie cię kocham – powiedział subtelnie, patrząc jej głęboko w oczy.
Kasia delikatnie musnęła jego usta. On, cały czas się uśmiechając, oddawał pocałunki, które stawały się coraz bardziej namiętne.
- Wracamy do domu? – spytał z cwaniackim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
Przytaknęła z błyskiem w oku.



wtorek, 26 stycznia 2016

Wind of change - część 22.

Udało mi się wyrobić z pisaniem nowej części i odzywam się dzisiaj. W sumie to dobrze wyszło, bo to, co za chwilę wydarzy się w eMce... 
Dlatego, mam nadzieję, że moim Najlepszym Stałym Czytelnikom a zarazem Fanom KaMi poprawię tą częścią choć trochę humor! :)
Cieszcie się, póki sielanka trwa. Bo powoli zawirowania zaczną się wkradać w życie naszych bohaterów.

Pozdrawiam i do następnej, Kasiek :-*!



***








„Wenus, Mars - woda z ogniem, chłód i żar.
Wenus, Mars - c
zy to jest możliwe?”



Jedno z mieszkań na Błoniach Wilanowskich.
Drobna brunetka krzątała się po kuchni, przygotowując kolację na dzisiejszy wieczór.
Romantyczny wieczór. Kolacja tylko we dwoje. Znaczy jeżeli Szymek wcześniej zaśnie.
Spojrzała na kalendarz, wiszący na ścianie w kuchni.

27 lipca. Tak. Dokładnie miesiąc temu ona i Marcin stanęli przed ołtarzem. Brunetka w długiej, białej sukni wyglądała olśniewająco. Niczym „anioł, który dopiero co zstąpił z niebios i nie zdążył strzepnąć z siebie pozostałości chmur”*. Szatyn ubrany był w elegancki, czarny garnitur, który leżał na nim idealnie. Jakby był na miarę szyty. Oboje uśmiechnięci. Tak, byli szczęśliwi. I pewni tego, co się po chwili stało. Powiedzieli sobie tak. Przed Bogiem. Przed gośćmi. A co najważniejsze – przed sobą i sobie. TAK na całe życie. W zdrowiu, i w chorobie. Dopóki śmierć ich nie rozłączy.
Dzisiaj nadeszła pierwsza rocznica tego jednego z najważniejszych dni w ich życiu. Wspólnym życiu.
Kasia już od kilku dni zastanawiała się, jak mogą uczcić ten wyjątkowy dzień. I w ostateczności postawiła na romantyczną kolację ze świecami i nastrojową muzyką w tle.

Na twarzy pani Chodakowskiej malował się już promienny uśmiech.
Podeszła do kuchenki i po raz kolejny spróbowała tego, co gotowała. Zadowolona, ze smakiem oblizała usta, po czym wyłączyła gaz spod palnika. W tej chwili po mieszkaniu rozległo się pukanie. Brunetka spojrzała na zegarek, który miała założony na nadgarstku. Nieco zdezorientowana ruszyła do drzwi.
- Mamo, nie musiałaś tak wcześnie – powiedziała z uśmiechem, dopiero co naciskając na klamkę.
Otworzyła drzwi.
- Tata? – spytała nieco zszokowana wizytą niezapowiedzianego gościa.
- Cześć Kasiu – Grzegorz pocałował ją w policzek, po czym wszedł do środka. – Marcina nie ma? – spytał, rozglądając się  po mieszkaniu.
- Nie. Marcin jest jeszcze w pracy.
- To nawet lepiej – stwierdził. – Bo w zasadzie to ja chciałem z tobą porozmawiać.
- Ze mną? – spytała wyraźnie zbita z tropu.

Kilka minut później.
- Tato, ja naprawdę to rozumiem, ale… – powiedziała zakłopotana. – Po prostu uważam, że to jest sprawa między tobą a Marcinem i naprawdę nie chciałabym się w to wtrącać.
- Kasiu…
Chciał kontynuować, jednak do uszu obojga dobiegł dziecięcy płacz.
- Przepraszam – powiedziała Kasia i udała się do pokoju Szymka.
Po krótkiej chwili drobna brunetka z zapłakanym chłopcem na rękach stanęła w drzwiach pomieszczenia, w którym kilka minut temu zniknęła. Grzegorz rozmawiał właśnie przez telefon i w pierwszej chwili nie zauważył ich.
- Tak, Emilka. Zaraz będę u ciebie – jego wzrok zatrzymał się na synowej i wnuku. – Muszę kończyć. Cześć – schował telefon do kieszeni marynarki.
Wstał z kanapy, po czym podszedł do Kasi i Szymka.
- No cześć, Smyku – przywitał się z wnuczkiem. – Ale dawno cię dziadek nie widział. A ty Chłopaku rośniesz jak na drożdżach.
- Tato, to może jednak napijesz się kawy? Usiądziemy sobie razem, porozmawiamy. Nacieszysz się wnukiem – powiedziała z uśmiechem na twarzy. – Zresztą mama zaraz powinna być.
- Mama ma być?
- No tak. Przychodzi zająć się Szymkiem – pocałowała syna w czoło – bo chciałam odwiedzić Magdę w szpitalu – poprawiła blond włosy na głowie małego człowieka. – To jak, wstawiam wodę na kawę?
- Nie, Kasiu. Nie mam czasu dzisiaj.
- Tato, chociaż pół godzinki – nie dawała za wygraną.
- Chętnie, ale nie dzisiaj – położył rękę na jej plecach, następnie musnął ją w policzek. – Trzymajcie się – złożył pocałunek na czole wnuka.
Stanął przy drzwiach, po czym nacisnął na klamkę.
- Kasiu – zwrócił się do żony syna. – Pomyśl o tym, o co cię poprosiłem. Cześć.
Po tych słowach zniknął za drzwiami.
- Pomyśl… - powtórzyła Chodakowska. – Szymuś, no i co my teraz zrobimy? – mocniej przytuliła do siebie swojego syna.



 „Jak planety dwie zataczamy krąg.
Tak odlegli, chociaż bliscy tak.”



- Mamo, dziękuję ci, że zgodziłaś się zostać z Szymkiem – niska brunetka wyłoniła się z sypialni.
- Kochanie, przecież to dla mnie czysta przyjemność zostać z moim wnukiem – wtuliła swoją twarz w buzię małego chłopca, którego trzymała mocno w swoich ramionach. – Prawda, Szymuś? – dziecko zaczęło się uśmiechać.
- O jaki zadowolony jestem – Kasia podeszła do Aleksandry i Szymka. - W końcu od matki odpoczniesz. Tak, Chłopaku? – podrapała gołą stópkę syna.
Na taki gest najmłodszy z Chodakowskich zaczął wierzgać nóżkami i głośno śmiać się do swojej rodzicielki.
- Jeszcze tylko skarpetki założymy, bo nogi zmarzną – wzięła obie stopy dziecka w swoje ręce, po czym zaczęła nimi klaskać o siebie. – Nogi zmarzną. I co wtedy będzie? – przybliżyła swoją twarz do twarzy Szymka, a ten złapał ją za policzki.
Młoda mama z uśmiechem na twarzy musnęła syna w czółko.
- Grzeczny bądź, Brzdącu. I nie daj babci popalić – pogłaskała go po głowie.
- Co ta mama mówi o takim kochanym aniołeczku? – kobieta mocniej przytuliła do siebie wnuka.
- Tak, aniołeczku… - powtórzyła z nutką ironii, wchodząc do pokoju dziecięcego. – Mamo, przed twoim przyjściem był tutaj tata – powiedziała, zakładając chłopcu skarpetki na gołe stópki.
- W końcu odwiedził swojego wnuka.
- Nie do końca… Chciał, żebym porozmawiała z Marcinem o tej sytuacji, która ostatnio zaistniała – przewiesiła sobie torebkę przez lewe ramię.
- O jakiej sytuacji?
Kasia pokrótce opowiedziała matce swojego męża o tym, co się ostatnio wydarzyło.
- O niczym nie miałam pojęcia… - powiedziała szczerze zaskoczona Aleksandra. – Grzegorz ma ostatnio tyle pracy. Wychodzi wcześnie rano, wraca późnym wieczorem. Nawet nie mamy kiedy porozmawiać. Czekam tylko, aż ten sezon budowlany się nareszcie skończy, a ja w końcu odzyskam swojego męża.
Mimo tego, iż teściowa już skończyła, Kasia nadal wpatrywała się w nią uważnie. Po chwili jednak „ocknęła” się.
- Mamo, muszę już lecieć – obdarzyła ją nieśmiałym uśmiechem. – Trzymajcie się, cześć – zatrzymała jeszcze na chwilę wzrok na Aleksandrze, po czym opuściła mieszkanie.



„Czasami byle gest
zmienia wszystko w lot.
I nie trzeba nawet żadnych słów.”



- Dziękuję bardzo – powiedziała, wręczając banknot 50-cio złotowy kierowcy. – Do widzenia – wyszła z taksówki.
Ruszyła w stronę budynku, gdy nagle usłyszała dźwięk, wydobywający się z jej torebki. Wyciągnęła z niej dzwoniący telefon. Marcin - przeczytała na ekranie. Na jej twarzy od razu pojawił się promienny uśmiech. Przeciągnęła zieloną słuchawkę na ekranie dotykowym, po czym przyłożyła sobie urządzenie do ucha.
- No dzień dobry proszę pana – powiedziała zalotnie.
- Dzień dobry. Jakieś plany na wieczór to pani ma?
- A ma pan jakąś propozycję?
- Nawet kilka by się znalazło. Jest pani zainteresowana?
- No ja bardzo, ale nie wiem, co na to mój mąż – ledwo co powstrzymywała się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Mąż to wcale się dowiedzieć nie musi. Potrafię dochować tajemnicy – powiedział uwodzicielsko.
- To jeżeli tak pan stawia sprawę to zapraszam na kolację, a później…
- A później co?

Oboje czuli się, jakby właśnie prowadzili ze sobą grę wstępną. Grę wstępną, która miała być takim małym wprowadzeniem do kolacji i do tego, co się będzie działo zaraz po niej…

- A później może pokażę panu swoją sypialnię – powiedziała kusząco.
- Mogę być za 15 minut.
Zaczęli się śmiać.
- Kotek, jesteś już w szpitalu?
- Właśnie wchodzę. Zdążyłam wyjść z taksówki, kiedy zadzwoniłeś – weszła do budynku.
- Kochanie, to ja do ciebie dołączę za jakieś max 20 minut.
- Spotkamy się już w sali, dobrze?
- Jasne. Kocham cię, pa!
- Ja ciebie też. Pa!
Rozłączyła połączenie, po czym wrzuciła telefon gdzieś do torebki.
Podeszła do odpowiednich drzwi, po czym nacisnęła klamkę i z uśmiechem na twarzy weszła do środka.



„Tak kolejny wokół zataczamy krąg,
bliscy i dalecy zbyt.
I choć napisano tyle mądrych ksiąg,
tej alchemii nie zna nikt.”



- Ja już w siebie nic więcej nie wcisnę – mężczyzna siedzący przy kuchennym stole, oparł się wygodnie o oparcie krzesła.
- Smakowało? – spytała brunetka, odkładając sztućce na swój talerz.
- Żartujesz? – wziął drobne, kobiece dłonie w swoje ręce i położył je tak złączone na stole. – Czasami mam wrażenie, że się z aniołem ożeniłem.
- Tylko czasami? – spytała, wyraźnie się z nim drocząc.
- Nie, nie tylko – zdecydowanym ruchem przysunął jej krzesło bliżej swojego.
Przybliżył swoją twarz do jej twarzy na tyle, że ich usta dzieliły zaledwie milimetry.
- Kaśka nawet nie wiesz, jak ja ciebie kocham – powiedział, patrząc prosto w jej piwne oczy.
Kobieta zaczęła się śmiać.
- Ja wiem. Za te obiadki, za te kolacyjki – zaczęła teatralnie wywracać oczami.
- Do rana bym ci mógł mówić, za ile rzeczy ja cię kocham – powiedział poważnie, chowając za ucho niesforny kosmyk włosów, który właśnie opadł jej na twarz.
- Marcin – z niesamowitą subtelnością pogładziła jego policzek. – Kocham cię – powiedziała z uczuciem.
Nie czekali już dłużej, ich usta w końcu znalazły do siebie najkrótszą z możliwych dróg. Wargi złączyły się w namiętnym pocałunku, a oni zatracili się w tej pieszczocie bez opamiętania.
- Obiecałam… panu… pokazać… sypialnię – wydusiła między pocałunkami.
Nie musiała mu dwa razy powtarzać. Od razu wstał i zwinnym ruchem wziął ją w swoje objęcia. Kasia oplotła go nogami wokół pasa, po czym ponownie zatopiła się w jego ustach. Tak złączeni ruszyli do alkowy.



„Wolno toczy się
dialog naszych rąk.
Czy to wojny, czy pokoju znak?”






- Marcin!
Mężczyzna opadł na łóżko tuż obok swojej żony. Oboje zmęczeni, ich oddechy były nierównomierne, ale byli szczęśliwi. Bardzo szczęśliwi. Usatysfakcjonowani i spełnieni.
- W życiu anioł, a w łóżku istna diablica – powiedział z ciężkim oddechem, palcami muskając jej nagie ciało. – Ideał mi się trafił – pocałował jej odkryte ramię.
Patrzyła na niego błyszczącymi ze szczęścia oczami.
- Mam coś dla ciebie – powiedziała.
Otworzyła szufladę szafki nocnej. Wyjęła z niej bordowe opakowanie, po czym wręczyła je Marcinowi. Ten od razu otworzył prezent. Jego oczom ukazał się elegancki zegarek.
- No żono – założył zegarek na rękę.
- Podoba ci się?
- Bardzo. Dziękuję – czule pocałował swoją małżonkę. – Ale nie myśl sobie, że ja o tobie zapomniałem. Też coś dla ciebie mam – wstał z łóżka. – Czekaj tu na mnie – puścił do niej oczko, po czym zniknął za drzwiami.
Po krótkiej chwili był już z powrotem w pomieszczeniu. W jednej ręce trzymał jakiś skoroszyt, a w drugiej małe, czerwone opakowanie. Wskoczył do łóżka, a Kasia zmieniła pozycję na siedzącą, wygodnie opierając się o zagłówek łóżka. Marcin na początku dał jej pudełeczko. Chodakowska otworzyła je, a jej oczom ukazały się błyszczące, złote kolczyki w kształcie serduszek.
- Przepiękne – położyła dłoń na jego policzku, po czym musnęła jego wargi. – Dziękuję.
- To teraz jeszcze to.
Mężczyzna wręczył żonie drugi prezent.
- Co to jest? – spytała.
- Otwórz.
Jak jej polecił, tak też zrobiła. Zaczęła przewracać kolejne kartki w skoroszycie, a na jej twarzy zaczął malować się szeroki uśmiech.
- Marcin, czy to jest… - spojrzała mu prosto w oczy.
- Tak, Kochanie. To jest plan naszego domu w Grabinie.
- Marcin… - nie wiedziała, co powiedzieć. – Boże, Marcin! – po jej policzkach zaczęły spływać łzy.

Wiedział, że to są łzy szczęścia. Wzruszył ją. Na to właśnie liczył.
Tym prezentem chciał sprawić jej radość. Bez wątpienia mu się to udało.

Uśmiechnął się i wziął ją w swoje ramiona. Kasia śmiała się przez łzy.
- Marcin – odsunęła się od niego na nieznaczną odległość i spojrzała mu prosto w oczy. – Tak bardzo cię kocham.
Położyła swoje dłonie na jego policzkach. Następnie subtelnie, ale z niesamowitą czułością zaczęła muskać jego rozchylone wargi.




* Maria Paszyńska „Warszawski Niebotyk”



sobota, 16 stycznia 2016

Wind of change - część 21.

Trochę to trwało. Wiem. Ale poza blogiem mam również dużo innych, życiowych zobowiązań. Mam nadzieję, że jesteście w stanie to zrozumieć. :) Niedługo już koniec sesji, więc będę miała trochę wolnego czasu i jeżeli tylko wena mi na to pozwoli to trochę się tutaj "rozkręcę". :P

Tymczasem dziękuję ślicznie za każde miłe słowo, za każdy komentarz, za życzenia po-noworoczne :)!

Zostawiam Was z nową częścią. Do następnej!

Pozdrawiam, Kasiek :-*!


***








„Wiem, że odnajdziesz mnie,
za horyzontem czeka cel.”



Drobna brunetka wyglądała przez okna samochodu, przy czym nerwowo bawiła się paskiem swojej granatowej torebki. Jechała taksówką już od dobrych 15 minut, które dłużyły jej się niemiłosiernie.
- Panie kierowco, długo jeszcze? – przerwała ciszę, która do tej pory panowała w samochodzie.
- Chwila. To już niedaleko.
Auto w końcu zaparkowało przed wejściem do szpitala. Kobieta pospiesznie wyciągnęła z torebki banknot 50-złotowy i podała go kierowcy. Następnie grzecznie podziękowała i wyszła z taksówki. Obok niej od razu pojawił się Aleksander.
- Jesteś nareszcie – powiedział, zamykając za nią drzwi samochodu.
- Przepraszam, że to tyle trwało – stanęła przed wejściem do budynku i wzięła głęboki oddech.
- Co z Szymkiem? Marcin wrócił? – spytał Olek, gdy już weszli do szpitala.
- Nie, nie wrócił... – rozejrzała się po salach, po czym przełknęła głośno ślinę. - Olek, nieważne. Powiedz lepiej, co z Magdą.



„Ciszą mów, szeptaj mi
słowo, które doda sił.”



- Olek… - wydusiła kobieta, wybudzając się ze snu. – Olek… - zaczęła się wiercić na łóżku.
- Madzia, spokojnie.
Do uszu Marszałkówny dobiegł kobiecy głos. Następnie poczuła czyjąś dłoń na swojej. Spojrzała w bok. Na krzesełku obok szpitalnego łóżka siedziała lekko uśmiechnięta w jej stronę Kasia.
- Jak się czujesz, Kochana? – spytała z troską.
- Lepiej – odpowiedziała przyszła pani Chodakowska, po czym rozejrzała się po sali. – Gdzie jest Olek?
- Niedługo wróci. Pojechał do waszego mieszkania po kilka twoich rzeczy – brunetka obdarzyła Magdę ciepłym uśmiechem. – Ale mi szwagra przestraszyłaś…
- Wiem. I strasznie mi głupio, że narobiłam wam tyle kłopotu.
- Madzia, przestań – mocniej ścisnęła jej dłoń. – Teraz jest najważniejsze, żeby lekarze ci pomogli i żebyś jak najszybciej z tego wyszła.
- A jeżeli…
- Przestań! – nie dała jej dokończyć. – Nie mów tak i nawet tak nie myśl – pokręciła głową. – Zabraniam ci – na twarzy Chodakowskiej malował się znów lekki uśmiech.
- Dziękuję – powiedziała Magda ze szczerą wdzięcznością w głosie, uśmiechając się przy tym do swojej przyszłej szwagierki.



„W swojej głowie mam tylko jedno:
chcę cię zobaczyć,
zobaczę Cię na pewno.”



Stanął przed drzwiami do swojego mieszkania. Do ICH mieszkania. Tylko one dzieliły go teraz od… No właśnie, od czego? Albo od kogo?


Od jego codzienności. Od kochanego syna. Od ukochanej żony, która… No właśnie, która nie stanęła dzisiaj po jego stronie. Nie rozumiał tego. Przecież od prawie miesiąca są już po ślubie. To chyba do czegoś zobowiązuje, prawda?
Wiedział. Baa… był pewien, że w jego zachowaniu była pewna racja. Ale po dłuższym zastanowieniu doszedł w końcu do wniosku, że ona też miała trochę racji w tym, co powiedziała.
Źle zrobił, że tak na nią naskoczył i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Ale gdyby tego nie zrobił to mógłby powiedzieć jej jeszcze więcej przykrych słów, których później by tylko żałował.
Niby był już na innym etapie życia. Od dłuższego czasu był już przecież odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale również za swojego ukochanego synka, który był jego oczkiem w głowie. Ponadto, oświadczając się a potem żeniąc się z Kasią, wziął na siebie odpowiedzialność również za nią.
A jego cały czas nosiło.

Cały Marcin…


Spojrzał na mały bukiecik, który trzymał w dłoniach. Obrócił go w dłoni, lekko uśmiechając się pod nosem. Delikatnie zapukał do drzwi. Po krótkiej chwili otworzyły się, a w ich progu stanął ktoś, kogo się kompletnie nie spodziewał…
- Janka? – spytał szczerze zaskoczony. - Ja mieszkania pomyliłem?
Chodakowski, żeby się upewnić, spojrzał na drzwi. Numer się zgadza, to jego mieszkanie.
Nagle z głębi domu dało się usłyszeć dziecięcy płacz. Janka spojrzała na przymknięte drzwi, prowadzące do pokoju najmłodszego z Chodakowskich.
- Nie pomyliłeś, Marcin. Poczekaj chwilę, zaraz ci to wszystko wytłumaczę.
Po tych słowach zniknęła w pokoju Szymka.
Zdezorientowany Chodakowski wszedł do mieszkania, po czym usiadł przy stole w kuchni.
Po kilku minutach czekania obok niego stanęła w końcu Janka, z jego małym synkiem na rękach.
- Gdzie jest Kaśka? – spytał od razu.
- Pojechała do szpitala.
- Co?! – spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Marcin, spokojnie. Przyszłam do Kasi i do Szymka, a wtedy rozdzwonił się telefon Kasi. To Olek dzwonił. Magda zemdlała i trafiła do szpitala.
- A Kasia? – podrapał się nerwowo po karku.
- A Kasia pojechała do nich do szpitala.
Nastała dłuższa chwila ciszy. Chodakowski wyraźnie trawił każdą informację, którą dosłownie przed chwilą przekazała mu Janka. Mężczyzna głośno przełknął ślinę.
- Janka, mam prośbę…



„Szukam tajnych dróg, by do Ciebie pójść.
Pogania mnie puls, nie daję rady już.”



Szatyn o atletycznej budowie ciała właśnie wszedł do szpitala. Rozejrzał się na boki, po czym ruszył w stronę rejestracji. Z uśmiechem na twarzy przywitała go tam urocza blondynka.
- W czym mogę panu pomóc? – spytała.
- Gdzie leży Magdalena Marszałek?
Kobieta przyjrzała mu się uważniej.
- Taka ładna, długowłosa brunetka. Przywieziona kilka godzin temu. Po omdleniu.
- Jest pan kimś z rodziny?
- W zasadzie to jeszcze nie, ale…
W tej chwili stanął obok niego wysoki, szczupły mężczyzna, który objął go przyjacielsko ramieniem. Chodakowski zwrócił się w jego stronę.
- Braciszek. Siema Stary – przywitał się z Olkiem.
- Co ty tu robisz?
- Dowiedziałem się od Janki, że Magda… - spojrzał w stronę rejestratorki. – Dziękuję pani bardzo – obdarzył ją wymuszonym uśmiechem i pociągnął brata gdzieś na bok. – Co z nią?
- Od kilku dni źle się czuła. Dzisiaj kazałem jej iść do lekarza. Ale w drodze na wizytę zemdlała… To moja wina. Zbagatelizowałem to.
Nie wytrzymał. Łzy, które do tej pory tylko cisnęły mu się do oczu, w końcu znalazły ujście, w postaci mokrych śladów na jego policzkach. Na widok płaczącego brata, Marcin bez chwili zawahania wziął go w swoje objęcia.

Mocny, dający mnóstwo siły, wiary i nadziei, braterski uścisk.

Nie wiedział, czy Olek teraz właśnie tego potrzebuje. Ale również nie wiedział, jak inaczej ma go wesprzeć w tej trudnej sytuacji. I czy w ogóle jakoś może…

Przypomniał sobie, kiedy to Kasia leżała w szpitalnym łóżku, zaraz po wypadku w Grabinie.
I kiedy się obudziła. I kiedy go nie pamiętała. I kiedy się okazało, że ma amnezję i nie pamiętała dosłownie nic z ich wspólnego życia. Wszystko wróciło.
Te paskudne uczucie…

- Braciszku, Magda to twarda babka. Na pewno z tego wyjdzie – powiedział pewnym tonem głosu.



„Błądzimy we mgle, nie możemy przejść
zawiłych labiryntów w korytarzach serc.”



- Ogarnij się trochę, bo mi bratową wystraszysz – powiedział w stronę Olka lekko uśmiechnięty Marcin.
Aleksander przetarł oczy i mokre policzki. „Ubrał” uśmiech na twarz, po czym wszedł do jednej z sal. Zaraz za nim w pomieszczeniu znalazł się również starszy z braci Chodakowskich.
- No jesteś wreszcie – przywitała swojego narzeczonego kobieta, leżąca w łóżku.
- Cześć Kochanie – usiadł na krzesełku obok niej, następnie wziął jej dłoń w swoje ręce i złożył na niej delikatny pocałunek. – Przepraszam, że to tyle trwało. Ale znalazłem po drodze tego delikwenta – popatrzył w stronę brata.
- Bardzo zabawne, Braciszku – powiedział Marcin.
- Dobra, Kochani, to w takim razie ja już jestem tutaj niepotrzebna – powiedziała lekko zakłopotana Kasia. – Będę się zbierać – założyła na ramię swoją torebkę. – Trzymaj się, Kochana. Jutro cię jeszcze odwiedzę – pożegnała się z przyszłą bratową. – Cześć Olek.
- Kasiu, dziękuję za wszystko – Aleksander mocno uścisnął żonę swojego brata.
- Nie ma za co – obdarzyła go ciepłym uśmiechem. – Trzymajcie się.
Odwróciła się na pięcie i ze spuszczoną głową opuściła salę. Marcin wpatrywał się w ukochaną, jednak ta nawet na niego nie spojrzała.
- Przepraszam was na chwilę – rzucił w stronę Magdy i Olka, po czym ruszył za żoną. – Kaśka! Kaśka poczekaj! – krzyczał, biegnąc za nią.
- Na co? – zatrzymała się w końcu i odwróciła w jego stronę.
- Kochanie – chciał położyć rękę na jej policzku, jednak kobieta zrobiła unik, który mu to uniemożliwił.
Spojrzał w jej duże, piwne oczy. Wypełnione były złością.
Po chwili trwania w kompletnym bezruchu, Kasia w końcu prychnęła i już chciała odejść, kiedy poczuła mocny uścisk na swojej dłoni.
- Zostaw, Marcin – wysyczała przez zęby.
- Przepraszam, okej? Przepraszam.
- Puść – popatrzyła na jego dłoń, która nadal ściskała jej rękę.
Zrobił to, co mu kazała.
No prośbą to tego nie można było nazwać…
- Porozmawiamy w domu – powiedziała.
Po tych słowach wyszła z budynku, tym samym zostawiając Marcina samego w szpitalnym korytarzu.



„Zaplatam długą nić, byś mógł do mnie iść.
Poza sobą już nie mamy nic!”



Późny wieczór. Jedno z mieszkań przy ulicy Sarmackiej. Chodakowska leżała już w łóżku i czytała jakąś książkę. Właśnie przewracała kartkę na kolejną stronę, gdy usłyszała, że ktoś próbuje dostać się do mieszkania. W zamku przekręcił się klucz, a potem drzwi się otworzyły. Nie zwróciła na to większej uwagi i po prostu wróciła do lektury. Chwilę później do sypialni wszedł Marcin. Oparł się o framugę drzwi, założył skrzyżowane ręce na klatce piersiowej i wpatrywał się w kobietę swojego życia.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – spytała w końcu Kasia, odrywając się od książki.
Wszedł na łóżko i już po chwili jego twarz wisiała tuż nad jej. Patrzył prosto w jej oczy.
- Kocham cię najbardziej na świecie – powiedział, po czym zaczął czule muskać jej nagie ramię.
Jego pocałunki „szły” w górę, by w końcu zatopić się w jej jędrnych ustach. Jednak gdy już miał zacząć je czule pieścić, z pokoju obok doszedł do nich płacz dziecka. Spojrzał w oczy żony.
- Młody to ma wyczucie – głośno westchnął, następnie złożył przelotny pocałunek na jej rozchylonych wargach. – Pójdę do niego – powiedział, wstając z łóżka.
- Marcin…
Odwrócił się w jej stronę.
- Też cię kocham – powiedziała.
Uśmiech od razu pojawił się na jego twarzy. Niewiele myśląc ponownie wszedł na łóżko i czule musnął usta żony.
- Idzie ojciec już! – krzyknął, schodząc z materaca. – Zaraz jestem – puścił oczko do Kasi, po czym zniknął za drzwiami sypialni.