.


niedziela, 28 lutego 2016

Wind of change - część 27.







„Tacy sami,
a ściana między nami.
Tacy sami…”



Ogrodzony plac budowy, a na nim „wznoszący się” budynek. Na jednym z pięter stało prowizoryczne biurko; nogi zrobione z cegieł stojących jedna na drugiej, a blat zastępowała długa i szeroka deska. Na owym stoliku porozkładane były jakieś dokumenty. Po chwili do biurka podszedł wysoki mężczyzna o atletycznej budowie ciała. Nachylił się nad papierami i zaczął coś na nich rysować. Rzucił ołówek na biurko i nerwowo podrapał się po głowie. Mówił coś cicho pod nosem. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer, następnie przyłożył sobie słuchawkę do ucha.

- Dzień dobry. Panie Krzysztofie, jestem na budowie na Kopernika i coś mi tutaj w planach nie gra.
- …
- Tak, dokładnie.
- …
- A no tak. Kompletnie wyleciało mi to z głowy – przeczesał sobie ręką włosy.

Chodakowski podniósł wzrok znad dokumentów i wtedy zauważył mężczyznę, który stał tuż przed nim. Na oko 50-letni, przystojny i modnie ubrany pan rozglądał się na boki, jakby był… zdenerwowany?

- Panie Krzysztofie, już wszystko wiem w takim razie – uśmiechnął się do niespodziewanego gościa. – A na Branickiego wszystko gra?
- …
- To super. W takim razie dłużej nie będę już przeszkadzał. W kontakcie.
- …
- Do widzenia.

Położył telefon na biurku i z uśmiechem podszedł do mężczyzny.

- No cześć Staruszku – przywitał się. – Z kontrolą? – głową wskazał teczkę, którą trzymał w swoich rękach Grzegorz.
- Nic z tych rzeczy. Miałem spotkanie tu niedaleko i pomyślałem, że wpadnę – rozejrzał się na boki.
- Czyli tak sobie po prostu wpadłeś? – Marcin wyraźnie nie dowierzał temu tłumaczeniu.
- Sprawę mam, Marcin – zatrzymał swój wzrok na synu.
- Było tak od razu – zaśmiał się młody prezes. – Co tam tatusiu się stało?

Marcin skrzyżował sobie ręce na klatce piersiowej i czekał na wyjaśnienia ze strony swojego ojca.



„Daleka jak sen,
wciąż nie dostrzegasz spraw i ludzi.
A gdzieś czeka ten,
 

który kiedyś wreszcie cię obudzi…”



Niska brunetka wyszła z sypialni. Jej wzrok od razu zatrzymał się na dwóch mężczyznach, którzy siedzieli na kanapie w salonie. Uśmiech zaczął się malować na jej twarzy. Oparła się o framugę drzwi. Jej mały synek siedział na kolanach swojego ojca i wpatrywał się w niego jak w obrazek. Starszy z nich również nie mógł spuścić oka ze swojego dziecka.
Kobieta odchrząknęła.
Oczy obojga mężczyzn od razu spoczęły na niej.

- Co robicie, Panowie? – spytała z uśmiechem.
- Tak sobie, siedzimy sobie z Młodym – cmoknął dziecko w czoło. – Tłumaczyłem Małemu, że zaraz przyjdzie do niego nowa ciocia.
- Nowa ciocia – powtórzyła kobieta i założyła sobie włosy za uszy.

Marcin spojrzał na żonę i już miał coś powiedzieć, jednak Szymon zaczął płakać.
Kasia od razu podeszła do swoich mężczyzn i wzięła od ukochanego dziecko.

- No co jest, Kochanie? – zaczęła kołysać małego synka w swoich ramionach. – Co się stało, Myszko? – przeczesała mu blond włoski, następnie mocniej przytuliła go do siebie. – Ojojoj, jaki jestem niezadowolony…

W tej chwili po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Kasia spojrzała na Marcina, a Marcin na Kasię.

- Otworzę – powiedział Chodakowski.

Kobieta niepewnie skinęła głową, nadal kołysząc niespokojne dziecko na swoich rękach. Mężczyzna ruszył w stronę drzwi.

-Marcin!

Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił w stronę ukochanej, która już szła w jego stronę.

- Załóż koszulę – dotknęła podkoszulki na jego torsie i nerwowo się zaśmiała.

Uśmiechnął się do niej. Musnął jej usta, po czym ruszył w stronę sypialni.
Kasia stanęła przed drzwiami i wzięła głęboki oddech. Nacisnęła na klamkę i otworzyła.

- Dzień dobry. Ja w sprawie pracy – powiedziała ładna blondynka.
- Zapraszam – otworzyła szerzej drzwi i wskazała jej wnętrze mieszkania.

Kobieta minęła ją z niepewnym uśmiechem na twarzy i weszła do środka.

- Dzień dobry – powiedziała po chwili w stronę Marcina, który właśnie wyszedł z sypialni.
- Dzień dobry – odpowiedział Chodakowski z lekkim uśmiechem na twarzy.



„Tak dobrze Cię znam,
chyba nawet lepiej niż Ty siebie
.

Jestem taki sam,
wciąż widzę setki plam na niebie.”



Mężczyzna wyszedł z jednego z pokoi. Jeszcze ostatni raz rzucił okiem na dziecięce łóżeczko, a gdy już się upewnił, że Szymek śpi, cicho zamknął drzwi do pokoju. Spojrzał w stronę salonu. Kasia siedziała po turecku na pufie. Podszedł tam i usiadł obok niej.

- I co myślisz? – spytał.
- O nowej cioci naszego syna?
- O Emilii, tak.
- Ładna – stwierdziła.
- No niczego sobie – przyznał z cwaniackim uśmiechem.

Spojrzała prosto w jego oczy. Marcin się zaśmiał.

- Zawsze wolałem brunetki – powiedział przekonująco i czule musnął żonę w czoło.
- Zauważyłam – odpowiedziała z nutką ironii, mimo to na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Może do Emilii wróćmy – nerwowo podrapał się po karku. – Referencje ma naprawdę imponujące. Duże doświadczenie, z dzieciakami i nie tylko. No i jest wykwalifikowaną pielęgniarką. I miła też w sumie jest, tak mi się wydaję przynajmniej. Na dodatek z polecenia. Myślę, że byłaby świetną nianią dla Szymka.
- Tak myślisz? – popatrzyła mu prosto w oczy.
- Tak mi się wydaję – powiedział niepewnie. – Ale jeżeli ty nie jesteś przekonana to możemy szukać dalej – zapewnił.
- Nie. Znaczy… Może przemyślmy to jeszcze po prostu. Co nagle to po diable – niepewny uśmiech wkradł się na jej twarz.
- Jasne – obdarzył ją ciepłym uśmiechem.

Usiadł bliżej swojej żony i przytulił ją do siebie. Ta mocno wtuliła się w jego bezpieczne, męskie ramiona. 



„Sama dobrze wiesz, 
że co dzień tracisz coś, co już nie wraca
.
Samotność to pies
,

co kąsa tak bez uprzedzenia…”



Po mieszkaniu rozeszło się ciche, ale rytmiczne pukanie do drzwi. Kasia podniosła wzrok znad gazety, którą właśnie przeglądała. Po chwili ciszy ktoś ponownie zaczął się dobijać, nieco głośniej niż wcześniej. Chodakowska odłożyła kolorowe pismo na stół i udała się w stronę drzwi. Nacisnęła klamkę i otworzyła.

- Cześć Kasiu – powiedziała rudowłosa kobieta, z nerwowym uśmiechem na twarzy.
- Cześć Agnieszka. Wejdź – otworzyła szerzej drzwi tak, by ciężarna mogła wejść do środka.
- Dzięki – powiedziała, mijając brunetkę w przedpokoju. – Jest Marcin? – rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Wyszedł do sklepu, ale zaraz powinien wrócić.
- To może ja wyjdę mu naprzeciw.

Olszewska chciała ruszyć w stronę drzwi, jednak zatrzymała się w miejscu i złapała się za naprawdę okrągły już brzuch. Grymas bólu malował się na jej twarzy.

- Co się dzieje? – w jednej chwili Kasia znalazła się tuż przy niej.

Chodakowska wzięła kobietę pod rękę i doprowadziła ją do kanapy, na której pomogła jej usiąść.

- Słabo mi się zrobiło – powiedziała Agnieszka, biorąc kilka głębokich oddechów. – Ale już mi lepiej – zapewniła brunetkę z lekkim uśmiechem.
- Może zadzwonię po pogotowie? – spytała Kasia z lekkim przerażeniem w oczach.
- Nie ma takiej potrzeby. Już jest w porządku – pogładziła swój uwydatniony brzuszek.
- To ty sobie tutaj posiedź, a ja ci może melisę zaparzę – brunetka ruszyła w stronę kuchni.
- Dziękuję – powiedziała z wdzięcznością Olszewska.

Kilka minut później. *

- Może ci pomogę z tym wózkiem? – spytał Marcin swojej kobiety.
- Damy sobie z Szymkiem radę – zapewniła brunetka. – Chodź Szymuś – wyciągnęła ręce po dziecko, które trzymał w swoich objęciach mężczyzna. – Idziemy na spacer – powiedziała, kładąc synka do wózka.
- Na pewno dasz sobie radę? – dociekał Marcin.
- Tak, Kotek – delikatnie musnęła jego usta. – Cześć Agnieszka, trzymaj się – powiedziała w stronę rudowłosej, która siedziała wygodnie na kanapie.
- Cześć Kasiu. Dziękuję za wszystko.

Kobiety wymieniły się ciepłymi uśmiechami, po czym Chodakowska opuściła mieszkanie.
Marcin usiadł na schodach prowadzących na antresolę.

- No, Sąsiadko, jak sobie radzisz? Tylko szczerze, bez żadnych pierdół.
- Marnie – odpowiedziała kobieta po chwili ciszy. – Nie jest dobrze, a będzie jeszcze gorzej. Martwię się o przyszłość. Martwię się o to, czy sobie poradzę. I jeszcze o 100 tysięcy innych rzeczy się martwię. Martwię się… Chciałeś szczerości to masz. Proszę.

Chodakowski przesiadł się na pufę stojącą przy kanapie.

- Nie spałam całą noc. Snułam się po mieszkaniu. Wyobrażałam sobie chyba wszystkie możliwe życiowe katastrofy – kontynuowała Olszewska.
- Aga…
- Marcin, wczoraj wróciłam ze szpitala – popatrzyła mu prosto w oczy. – Leżałam prawie 2 tygodnie na patologii ciąży. Moja ciąża jest zagrożona. A jeżeli moje dziecko… Jeżeli – starła łzę spływającą jej po policzku. – Albo jeżeli ja, jeżeli mi się coś stanie w trakcie porodu albo… Co się stanie z moim dzieckiem? Ono nie będzie miało nikogo. Dlatego chciałam cię… Czy możesz mi obiecać, że jak mi się coś stanie, to powiesz o dziecku Tomkowi?

Olszewska ze łzami w oczach popatrzyła na Marcina.

- Chodź, chodź, chodź – Marcin przytulił do siebie przyjaciółkę. – Obiecuję – zapewnił.


* scena i dialogi po części zaczerpnięte z 1174 odcinka serialu M jak miłość



niedziela, 21 lutego 2016

Wind of change - część 26.







„Gdybym mogła być tą,
której powiesz choć raz:
"Teraz wiem, czuję, że to jest to!"
i zatrzymać ten czas…”



Około 30-letni mężczyzna ubrany w dobrze skrojony garnitur i elegancką koszulę siedział przy biurku w swoim gabinecie nad jakimiś papierami. Przeglądał kolejne kartki, które trzymał w dłoniach, czytając uważnie każde słowo na nich zapisane. W pewnej chwili odrzucił dokumenty na biurko i przeczesał włosy ręką. Głośno westchnął. Wziął do ręki telefon leżący tuż przed nim. Wybrał dobrze znany sobie numer, a na ekranie pojawiło się zdjęcie ślicznej, uśmiechniętej brunetki. Na te zdjęcie, które dołączone było do kontaktu, od razu sam się uśmiechnął i trochę uspokoił. Przyłożył sobie słuchawkę do ucha, a po kilku sygnałach usłyszał w niej głos:

- No halo.
- Cześć Kotek. Jak tam dzień mija mojej rodzince? – wygodnie rozsiadł się w fotelu.
- Pracowicie, Kochanie.
- Jedno twoje słowo, Królewno, a zrywam się z pracy i pędzę do ciebie z pomocą.
- Kotek – kobieta zaśmiała się do słuchawki. – Oboje dobrze wiemy jakby się ta twoja pomoc skończyła.
- No jak?
- Uwiódłby mnie Pan i pokazał swoją sypialnię. Tak sądzę.
- Ja? Nigdy w życiu. Ja porządnym facetem jestem – powiedział dumnie.

Kobieta odchrząknęła, cicho śmiejąc się pod nosem.

- A nawet jeśli, to co w tym złego – powiedział kokieteryjnie.
- To Kotek, że nie mam czasu na to teraz. Kolacja w lesie, ja w lesie, Szymek co chwilę marudzi, a ja nie wiem, w co mam ręce włożyć.
- Jestem za 15 minut.
- Nie, Marcin. Dam sobie radę – zapewniła.

Po gabinecie rozległo się pukanie do drzwi.

- Królewno, poczekaj sekundę – powiedział do słuchawki. – Wejść! – krzyknął.

Popatrzył na drzwi, które po chwili się otworzyły. W progu stanęła znajoma brunetka z ciepłym uśmiechem na twarzy.

- Cześć Marcin. Przechodziłam niedaleko i pomyślałam, że wpadnę – rzuciła lekko. – Mogę?
- Jasne, Iza, wejdź – powiedział zmieszany, po czym spojrzał na telefon trzymany w ręku. – Przepraszam na moment – powiedział w stronę Izy. – Kotek, jesteś? – powiedział do słuchawki.
- Tak – rzuciła szybko. – Muszę kończyć. Zresztą ty chyba też. Cześć.

Już chciał coś powiedzieć, chociaż jedno słowo wytłumaczenia. Jakiegokolwiek. Czuł taką potrzebę, chociaż tak w zasadzie to przecież nie powinien jej czuć. Nie zrobił nic złego. A jednak chciał powiedzieć coś Kasi. Cokolwiek. Ale nie pozwoliła mu na to. Po krótkim „cześć” od razu się rozłączyła.
Siedział z telefonem przy uchu, a naprzeciwko niego siedziała Iza, która nieco skrępowana zaistniałą sytuacją rozglądała się na boki. Nie chciała dać po sobie poznać, że… No właśnie, że co?
Położył telefon na biurku. Wtedy Lewińska w końcu na niego spojrzała. Lekko się uśmiechnęła.

- Przeszkodziłam? – nie czekając na odpowiedź dodała. – Przepraszam – w jej oczach pojawiła się ledwo zauważalna, ale jednak, satysfakcja.

Chodakowski tylko delikatnie się do niej uśmiechnął.

- Co tam u ciebie? – przerwała ciszę.
- W porządku – odpowiedział beznamiętnie.
- A jak się ma mój ulubiony mały przystojniak? W ogóle to mam coś dla niego.

Kobieta zaczęła szukać czegoś w torebce. Po chwili wyciągnęła z niej małego, pluszowego misia. Podała go Marcinowi.

- Dziękuję w imieniu Młodego – postawił pluszaka na biurku.

W tej samej chwili z jego telefonu wydobył się dźwięk informujący o tym, że otrzymał wiadomość. Wziął go do ręki i otworzył powiadomienie.
„Wiesz, bardzo Cię kocham, Marcin. K” – przeczytał.
Na jego twarzy od razu zaczął malować się promienny uśmiech.

- Dobre wiadomości? – spytała Iza.
- Nawet bardzo – odpowiedział. – W ogóle przepraszam cię, Iza, za te moje roztargnienie. Napijesz się czegoś? – w końcu obdarzył ją przyjaznym uśmiechem.



„Tak dokładnie Cię znam,
pewnie sam nie wiesz jak.
Znam na tyle, a wciąż
chcę odkrywać Twój smak.”



- Cześć rodzinko – wesoło krzyknął od progu.

Wszedł do środka, po czym zamknął za sobą drzwi. Zdjął marynarkę, którą powiesił na wieszaku w przedpokoju i odwrócił się w stronę salonu. Na kanapie siedziała Kasia. Sama, z książką w ręku. Oderwała swój wzrok od lektury i patrzyła na niego, delikatnie się uśmiechając.

- Młody śpi? – spytał już ciszej, podchodząc do ukochanej.

Kobieta skinęła głową. Pochylił się nad nią i musnął jej usta. Następnie usiadł tuż obok niej.

- Czyli jednak się wyrobiłaś – głową wskazał książkę, którą trzymała w dłoniach.
- Tak. Kolacja prawie gotowa, Mały śpi.
- Moja dzielna kobieta – pogładził ją po podbródku, po czym wpił w jej wargi.

Oparł się wygodnie o tylne oparcie kanapy i położył na nim swoją prawą rękę tak, by objąć ukochaną kobietę. Tak przytuleni siedzieli przez chwilę w ciszy.

- Marcin…
- Tak, Królewno?
- Chciałam z tobą porozmawiać.

Usiadła prosto na kanapie i zwróciła się w jego stronę.

- Przecież rozmawiamy – uśmiechnął się do niej.
- Poważnie, Marcin.

Mężczyzna wyprostował się na swoim miejscu, a jego wzrok spoczął na żonie. Kobieta wzięła głęboki oddech.

- Ja chyba chciałabym pójść jeszcze na ten kurs tańca – powiedziała jednym tchem.
- Ale po ostatnim mówiłaś, że nie, że to chyba nie dla ciebie – zmarszczył brwi.
- Ale sobie to przemyślałam i chyba jednak chciałabym spróbować.

Patrzył na nią lekko zdezorientowany.

- Kochanie, nie patrz tak na mnie – uśmiechnęła się do niego.
- Po prostu jestem w szoku lekkim – nerwowo podrapał się po głowie.
- Marcin, posłuchaj mnie – wzięła jego dłonie w swoje ręce. – Ty codziennie wychodzisz do pracy, masz kontakt z ludźmi. I jeszcze te treningi. A ja siedzę całymi dniami w domu. Sama z Szymkiem. Bardzo go kocham, ciebie kocham. Jesteście dla mnie najważniejsi na świecie. Ale chciałabym czasem wyjść do ludzi. Trochę się zrelaksować, zregenerować. Naładować akumulatorki – zaśmiała się pod nosem. – Chciałabym mieć coś takiego swojego, Marcin.
- A co z Młodym?
- Myślałam, że ty się nim zajmiesz w tym czasie, kiedy mnie nie będzie – widząc jego sceptyczne nastawienie, uśmiech powoli zaczął schodzić jej z twarzy.
- A jak będę musiał zostać w pracy dłużej albo…
- To nie pójdę na zajęcia – powiedziała już lekko zdenerwowana.
- Nie – rzucił.
- Marcin! – podniosła głos.
- Kochanie, nie zrozum mnie źle. Ale popatrz. Jeżeli jednego dnia ty pójdziesz na ten swój kurs tańca, drugiego ja na trening i tak przez cały tydzień, to się będziemy mijać. Po prostu pomyślałem, że może nianię byśmy dla Młodego znaleźli. Dorywczo. Kilka razy w tygodniu na te 2, 3 godziny.
- Nianię?
- Oczywiście jakąś z polecenia. W sumie to już trochę się rozglądałem i pytałem tu i ówdzie.
- Już szukałeś? – spytała zaskoczona.
- Tak. Bo wolny wieczór tak raz w tygodniu to by nam się przydał. Jakieś kino, kolacja na mieście. A teraz jak dojdzie ten twój kurs to… - popatrzył na nią z cwaniackim uśmiechem.
- Marcin, czyli się zgadzasz? – popatrzyła na niego z nadzieją.
- A miałem się nie zgodzić?
- Dziękuję! – krzyknęła rozentuzjazmowana.

Chodakowska mocno przytuliła swojego męża, po czym ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.



„Musisz starać się tak,
by uwierzyć znów w to,
że będziesz mi niebem
u stóp morskich bram!”



- No cześć, Chłopaku – powiedział Marcin, gdy tylko Szymon otworzył oczy.

W pokoju dziecięcym nad małym łóżeczkiem stała dwójka ludzi. Kobieta i mężczyzna. Przytuleni do siebie. Chodakowski stał za żoną z rękoma obejmującymi ją w pasie i z głową położoną na jej ramieniu. Oboje wpatrywali się w swojego syna. Ich małe dzieło sztuki.
Szymek patrzył na rodziców z otwartą buzią.

- Wyspałeś się, Szkrabie? – spytała młoda mama.

Rodzice uśmiechali się do małego chłopca cały czas, dlatego w końcu i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Chłopaku, ja mam coś dla ciebie. Zapomniałbym.

Marcin pocałował Kasię w czoło, po czym wyszedł z pokoiku.

- Ciekawe co ten tata znowu wymyślił – westchnęła Kasia.

Chodakowski już był z powrotem. W rękach trzymał małego, pluszowego misia. Pokazał go Małemu, który wyraźnie zainteresował się nową zabawką i wyciągnął po nią rączki.

- Ciocia Iza ci kazała dać – kątem oka zerknął na ukochaną.
- Miło ze strony cioci Izy – powiedziała z nutką ironii w głosie. – Dobra, Panowie, ja was zostawiam i idę wstawiać kolację. Bo dziadkowie niedługo będą. No, Maluchu – podrapała dziecko po brzuszku – dziadkowie zaraz do ciebie przyjdą – ciepło uśmiechnęła się do syna.



„Chcę byś słyszał mój głos,
choć tak dobrze go znasz.
Mówić: "Wiem, czuję, że to jest to!"
i zatrzymać ten czas!”



- Kasiu, może ja ci pomogę? – spytała Aleksandra.

Chodakowscy zjedli już pyszną kolację przygotowaną przez panią domu. Teraz gospodyni krzątała się po kuchni i trochę po niej sprzątała. Reszta rodziny siedziała przy stole. Wywiązała się jakaś luźna rozmowa.

- Nie ma takiej potrzeby, już kończę.
- Proszę – Aleksandra podała jej ostatni talerz ze stołu.
- Dziękuję – Kasia obdarzyła teściową ciepłym uśmiechem.

Starsza z pań Chodakowskich stanęła za swoim mężem, cały czas siedzącym na krześle przy stole, i położyła ręce na jego ramionach.

- To co tam jeszcze u was słychać, Dzieciaki? – spytał Grzegorz patrząc to na syna, to na synową.
- Żona mi się rozwija. Zapisała się na kurs tańca – powiedział dumny Marcin.
- A co z Szymkiem? – od razu spytała Aleksandra.
- Musimy mu nianię znaleźć.
- Kochani, ale przecież ja chętnie się nim zaopiekuję – zaproponowała Chodakowska.
- Mamo, twoja pomoc jest nieoceniona, ale już postanowiliśmy.

Marcin wyciągnął rękę do ukochanej. Ta z uśmiechem na ustach ją złapała. Jednym ruchem przyciągnął ją do siebie i posadził sobie na kolanach.

- Mamo, dziękujemy za propozycję, ale już i tak dużo dla nas robisz. A my nie chcemy cię wykorzystywać – powiedziała Kasia.
- Mamo, spokojnie. Szukamy profesjonalnej niani z polecenia – zapewnił Marcin.
- Dzieciaki, to może mi się uda wam pomóc – wtrącił Grzegorz.

Kasia i Marcin spojrzeli na siebie.

- No mam trochę znajomości, to tu, to tam. Popytam, może ktoś ma lub zna jakąś dobrą opiekunkę do dziecka.
- Dzięki, ojciec – powiedział z wdzięcznością Marcin.


Gdyby tylko wtedy wiedział, kogo miał już na myśli jego ojciec i jak to się skończy…



czwartek, 11 lutego 2016

Wind of change - część 25.

Nie wiem, kiedy coś nowego...


***








„Z każdym człowiekiem jest już tak,
że swoją drogę chciałby znać.
A tu życie stroi żarty
i prowadzi objazdami najciekawszych spraw.”



- Kochanie – ledwo słyszalny szept dobiegł do jego uszu.
Powoli otworzył oczy. Leżał na łóżku w sypialni. Na lewym boku, przodem zwrócony do ściany, na której stała duża szafa. Po chwili usłyszał za sobą jakieś ruchy. Ktoś subtelnie wszedł na łóżko i powoli zbliżał się do niego. Uśmiechnął się do siebie pod nosem, po czym przymknął powieki. Później jakaś ręka objęła go w pasie. Doskonale wiedział, czyja to ręka. Przecież znał ją doskonale. Następnie poczuł ciepły oddech  na swoim karku.
- Kotek – kobieta wyszeptała mu do ucha, po czym musnęła jego szyję.
Rozanielony uśmiech zaczął się malować na jego twarzy.
- Mmm – wymruczał.
- Śniadanie.
- Do łóżka? – spytał kokieteryjnie, odwracając się do niej.
- Nie, w kuchni Kotek – musnęła jego rozchylone wargi. – Dzień dobry – obdarzyła go promiennym uśmiechem.
- Dzień dobry – rozciągnął się, ziewając przy tym. – Jakieś plany na dziś? – nie czekając na odpowiedź przybliżył się do niej i wpił w jej wargi.
- Właśnie nakarmiłam Szymka i położyłam go spać. I tak sobie pomyślałam…
- Oho, się zaczyna – opadł na łóżko.
- Marcin – przeciągnęła. – Myślałam, że może wybierzemy się na jakiś spacer. Taka piękna pogoda za oknem. I może przy okazji odwiedzimy Kingę w Bistro. Co ty na to? – oparła swoją głowę na jego ramieniu i spojrzała mu prosto w oczy.
- A Młody śpi?
- No tak.
- To może trochę udoskonalimy ten twój plan – oparł się na łokciu, po czym musnął ją w czoło. – Po pierwsze to zjemy razem śniadanie, które tam nam przygotowałaś. Później ty pójdziesz sobie do Bistro na plociuchy z Kingą. No do tego to ja ani Szymek ci potrzebni raczej nie jesteśmy – powiedział w odpowiedzi na jej spojrzenie. – A jak nasz syn się obudzi to się ogarniemy i po ciebie przyjdziemy. I możemy iść na długi spacer.
- Kotek, jesteś pewien?
- Jasne. Popracuję sobie trochę zanim się Młody obudzi. To co, może być? – przybliżył swoją twarz do jej.
- Yhmm – musnęła jego usta. – Wiesz, bardzo cię kocham, Marcin – z czułością pogładziła go po policzku, następnie dotknęła opatrunku, który miał nad prawym okiem. – Boli jeszcze? – spytała z troską.
- Przy takiej pani pielęgniarce jak ty? – zwinnym ruchem przyciągnął ją do siebie. – W ogóle.
Zatopili się w namiętnym pocałunku, a z ich twarzy ani na chwilę nie schodziły uśmiechy.



„Bo każdy film o sobie gra
i swoją rolę dobrze zna.
Czasem nie wiedząc, że
zapełnia tylko drugi plan.”



Drobna brunetka weszła w jedną z bram i wtedy ujrzała już przed sobą duży szyld wiszący tuż nad wejściem do jednego z lokali, „Bistro za rogiem”. Uśmiechnęła się pod nosem i w wyśmienitym humorze weszła do środka. Od razu zauważyła Kingę siedzącą przy barze. Ruszyła w jej kierunku.
- Dzień dobry ludziom pracy – powiedziała z ciepłym uśmiechem na twarzy.
- Kasia, cześć – Zduńska na widok Chodakowskiej od razu wstała ze swojego miejsca i przywitała się z przyjaciółką.  – Co tam u ciebie, Kochana? Bo wyglądasz rewelacyjnie.
- Dziękuję – powiedziała zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. – Ale pani bizneswoman, ty to dopiero dobrze wyglądasz. Przyznaj się, służy ci ten twój mały interes.
Chodakowska rozejrzała się na boki i wtedy zauważyła kobietę, która siedziała przy jednym ze stolików. Owa kobieta, popijając kawę, bacznie jej się przyglądała. Gdy spojrzenia obu pań w końcu się spotkały, brunetka odłożyła filiżankę z kawą na talerzyk i z uśmiechem na twarzy rzuciła krótkie „Dzień dobry” w stronę Chodakowskiej. Kasia odpowiedziała i szybko oparła się o bar, tym samym odwracając się plecami do znajomej kobiety.
Jej dziwna reakcja nie uszła uwadze Zduńskiej.
- Co jest? – spytała cicho.
- Chyba kto jest. Koleżanka Marcina – powiedziała ironicznie.
Kinga spojrzała w kierunku owej kobiety.
- Widziałam ją tu kiedyś z Marcinem – przyznała.
- Cudownie – burknęła.
- Spokojnie, już wychodzi – powiedziała cicho do Kasi. – Do widzenia – obdarzyła klientkę wymuszonym uśmiechem. – No i wyszła. Kasiu, co się dzieje? – spytała widząc nagłą zmianę nastroju przyjaciółki.



„Z każdym porankiem budzi się
i gdy planuje nowy dzień,
czeka zakręt już za rogiem,
który nada jego drodze trochę inny bieg.”



Przystojny mężczyzna o atletycznej budowie ciała siedział na kanapie w swoim salonie. Jego brązowe oczy wpatrzone były w dokumenty, które teraz właśnie przeglądał. Głośno westchnął, położył jedną z kartek na stoliku przed sobą i oparł się wygodnie. Po kilku minutach już kończył przeglądać dokumenty i odłożył ostatnią kartkę na mały stosik, który piętrzył się na stoliku. Zebrał je wszystkie razem i włożył do granatowej teczki, którą następnie położył na poblisko stojącym regale z książkami. Głośno ziewnął i rozciągnął ręce na boki. Nawet nie zdążył z powrotem usiąść na kanapie, ponieważ po mieszkaniu rozniósł się głośny płacz dziecięcy. Niezbyt zadowolony ruszył w stronę źródła dźwięku.
- Byś pospał jeszcze chwilę, Chłopaku, to by sobie ojciec odpoczął chociaż chwilę – głośno westchnął, po czym wyjął małego chłopca z łóżeczka. – No, ale przecież nie – panowie opuścili pokój Szymka. – Zaorać tego ojca najlepiej, nie? – mężczyzna podniósł syna wysoko do góry. – Zaorać, tak? – trochę go opuścił, po czym znowu mały chłopiec „szybował” w powietrzu.
Najmniejszy z Chodakowskich już śmiał się w niebogłosy. A po łzach, które jeszcze przed chwilą wypływały z jego oczu, nie było już ani śladu.
- Chłopaku, Chłopaku – powiedział „groźnym” tonem głosu. – Zaorasz tego ojca, wiesz – przytulił syna mocno do swojego torsu. – Jak już wstałeś, Smyku, to się ubieramy i do Bistro idziemy. Tam już mama twoja na nas czeka. I na pewno się stęskniła za swoimi chłopakami .
Marcin pocałował dziecko w czoło. Następnie zrobił krok w stronę drzwi do pokoju dziecięcego, jednak w tej chwili usłyszał dźwięk dzwonka do drzwi. Spojrzał na syna, marszcząc brwi…



„Z każdym człowiekiem tak już jest
ma wymarzony życia sens.
Czasem lepiej to zostawić
i na fali swojej wiary pounosić się.”



Dwie brunetki żywo rozmawiały ze sobą siedząc na kanapie i popijając popołudniową kawę.
- Poczekaj – Kinga wstała ze swojego miejsca. – Chyba będę coś dla ciebie miała.
Właścicielka lokalu podeszła do baru, wzięła z niego jakąś małą ulotkę i z uśmiechem na twarzy wróciła do Chodakowskiej.
- Proszę – podała jej kartkę.
- Co to jest?
- Przeczytaj – Zduńska usiadła obok przyjaciółki.
Kasia zaczęła czytać…
- Szkoła tańca? Ja? – spytała z niedowierzaniem.
- A czemu nie, Kochana? Powiedziałaś, że potrzebujesz poznać nowych ludzi, trochę się rozerwać. Tam na pewno znajdziesz to, czego chcesz. Zresztą jedna lekcja nie jest zobowiązująca przecież. Jak ci się nie spodoba to najwyżej więcej już nie pójdziesz – Kinga obdarzyła Chodakowską ciepłym uśmiechem. – Kaśka. Trochę się zrelaksujesz, nabierzesz dystansu. I nie będzie ci przeszkadzało, że Marcin ma jakiekolwiek koleżanki.
Chodakowska ponownie przeczytała to, co było napisane na ulotce. Obejrzała ją z dwóch stron.
- Może… - przyznała jeszcze nie do końca przekonana.



„Cokolwiek wydarzyło się
myślę, że miało jakiś cel.
Chociażby droga była kręta
to pomoże zapamiętać co spotkało mnie.”



- Cześć Marcin – powiedziała kobieta stojąca w drzwiach.
- Iza, cześć – nerwowo podrapał się po karku. – Wejdź – wskazał jej ręką mieszkanie.
- Cześć Brzdącu, ty pewnie jesteś Szymek – złapała małą dłoń chłopca, którego Chodakowski ciągle trzymał w swoich ramionach.
Młody jakby się zawstydził i odwrócił swój wzrok od znajomej ojca.
- Jaki mały wstydzioch – powiedziała Iza. – Ale to na pewno nie po tatusiu – przeniosła swój wzrok na Marcina.
- Nie. To akurat ma po Kaśce – przyznał mężczyzna. – Siadaj – wskazał Lewińskiej kanapę, a sam włożył swoje dziecko do nosidełka, które stało przy sofie.
- Dzięki – kobieta obdarzyła Chodakowskiego uśmiechem i zrobiła to, co jej powiedział.
- Nie spodziewaliśmy się gości dzisiaj – brunet oparł się o schody prowadzące na antresolę. – W sumie to zaraz mieliśmy wychodzić – powiedział jakby lekko podenerwowany niespodziewaną wizytą znajomej.
- Ja tylko na chwilę – powiedziała pospiesznie Lewińska. – Dzwoniłam do ciebie wczoraj i dzisiaj, kilka razy Marcin, ale nie odbierałeś – stwierdziła z nutką pretensji w głosie.
- Wiem. Po prostu wczoraj nie mogłem rozmawiać, a dzisiaj… - nerwowo podrapał się po karku.
- Też nie mogłeś rozmawiać? – podrzuciła.
- Pracowałem. Iza, o co tobie w ogóle… - zaczął trochę już zdenerwowany  tym mini przesłuchaniem.
- Przepraszam – podeszła do niego, a on odwrócił od niej wzrok. – Marcin – wzięła go pod brodę i skierowała jego twarz na siebie. – Przepraszam. Po prostu martwiłam się o ciebie – dotknęła opatrunku, który miał nad prawym okiem.
- Izka, mówiłem ci, że dużym chłopcem jestem i potrafię o siebie zadbać – popatrzył prosto w jej oczy.
Kobieta przez dłuższą chwilę przyglądała się uważnie Chodakowskiemu, wpatrzona w niego jakby w obrazek.
- Masz rację – przyznała i spuściła wzrok. – Przepraszam. Nie powinnam była – ruszyła w stronę drzwi.
Jednak po chwili poczuła czyjąś dłoń na swojej. Chodakowski odwrócił ją przodem do siebie.
- Może czegoś się napijesz? – spytał.
Marcin obdarzył ją ciepłym uśmiechem, po czym i na jej twarzy zaczął się malować delikatny uśmiech.
- To jak? – ponaglił ją.
- Chętnie – nagle jakiś błysk pojawił się w jej oczach.



środa, 3 lutego 2016

Wind of change - część 24.







„She said don't let go
'cause I've been hurt before.
Said I've been hurt before;
yes, I've been hurt before.”



Niska, szczupła kobieta o czarnych włosach szła właśnie spacerkiem, przemierzając kolejne ulice zakorkowanej Warszawy. Przed sobą pchała dziecięcy wózek, w którym leżał mały chłopiec. Dziecko bacznie przyglądało się kobiecie, której oczy przysłaniały przeciwsłoneczne okulary.
Czarnowłosa szła dumnie, z podniesioną głową, jakby łapała promyki słońca. Ponadto nuciła jakąś wesołą melodyjkę pod nosem. Przestała dopiero wtedy, gdy do jej uszu dobiegł śmiech. Zatrzymała się w miejscu, zdjęła okulary i spojrzała na swojego rozbawionego syna.
- Szymek, dlaczego się śmiejesz z matki? – podrapała go po brzuchu. – Co, Smyku? – rozpięła suwak u bluzy, którą Mały miał na sobie. – A wiesz, że nieładnie tak się śmiać z własnej, rodzonej matki.
Chłopiec ponownie się zaśmiał. W końcu teraz był w centrum uwagi swojej rodzicielki.
Kasia mu zawtórowała. Nałożyła okulary na czubek nosa, po czym pchnęła wózek.
- Ja wiem. Szymuś się cieszy, że zaraz zobaczy tatusia. I to jeszcze w akcji. Nie, Młody? W końcu pierwszy raz zobaczysz tatusia podczas treningu  – uśmiechnęła się do syna, który wyglądał na wsłuchanego w kolejne słowa, które wypływały z jej ust. – Ciekawe czy tatuś się ucieszy, że nas zobaczy. Co Szymuś?



„I don't wanna fight.
You wanna say you trust me now,
but then you go and change your mind.”



Weszła na dużą salę treningową i rozejrzała się dookoła siebie. Na specjalnie skonstruowanym ringu, który stał na środku sali, sparing zaczynało dwóch mężczyzn. Jednym z nich był jej mąż, drugiego nie znała. Rywal jej życiowego partnera był od niego niższy, ale znacznie lepiej zbudowany niż sam Chodakowski. Potężne mięśnie owego mężczyzny pokazywały wszystkim wkoło, że nie jest on jakimś początkującym.
Kasia spojrzała na dziecko leżące w wózku. Szymek miał zamknięte oczy. Delikatnie popchnęła wózek przed siebie. Doszła do ławki, na której usiadła. Upewniła się jeszcze tylko, czy Mały cały czas śpi, po czym swój wzrok przeniosła na mężczyzn, którzy walczyli ze sobą na ringu.
Bokserzy byli tak skupieni na walce, że nie zwrócili uwagi na piękną brunetkę, która teraz obserwowała ich poczynania.

Po chwili do sali weszła ładna, niska brunetka z torbą treningową przewieszoną przez ramię. Spojrzała na ring i wtedy na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zauważyła nieopodal siedzącą kobietę z wózkiem, dlatego bez wahania podeszła do niej.
- Dzień dobry – przywitała się. – Mogę? – wskazała głową wolne miejsce obok młodej mamy.
- Dzień dobry. Proszę – Kasia lekko uśmiechnęła się do kobiety.
Nieznajoma przysiadła obok niej.
- Dawno zaczęli? – spytała.
- Nie. Do tej pory to wyglądało raczej na rozgrzewkę.
- To dobrze, bo już myślałam, że mnie coś ominęło.
- Pani jako wolny obserwator?
- Nie do końca… Umówiłam się na trening. Z Marcinem.
- Z Marcinem? – Kasia spojrzała na nią uważniej.
- Tak. To ten…
- Wiem, który z nich to Marcin. Jestem jego żoną – spojrzała w stronę ringu. – A pani to?
- Jestem przyjaciółką Marcina. Iza Lewińska – wyciągnęła do niej rękę.
- Kasia Chodakowska – niepewnie uścisnęła jej dłoń, po czym zaczęła błądzić gdzieś wzrokiem. – Przepraszam, ale ja kompletnie o czymś zapomniałam – podniosła się z miejsca. – Muszę już iść. Do widzenia.
Nie czekając na żadne „do widzenia” ze strony Lewińskiej, Kasia pospiesznie pchnęła wózek i ruszyła w stronę wyjścia.
- Miło mi było w końcu ciebie poznać, Kasiu – powiedziała Iza już do siebie, z chytrym uśmiechem na twarzy.
Marcin, kątem oka, zauważył w końcu swoją żonę z synem. W zasadzie zwrócił na nich uwagę dosłownie w ostatniej chwili, bo Kasia już w pośpiechu opuszczała salę treningową. Rozejrzał się na boki i wtedy zauważył Izę, która odprowadzała wzrokiem rodzinę Chodakowskiego do drzwi.
Głośno przełknął ślinę. I wtedy…



„Nobody seems to understand why I stay
when I know you'll end up pushing me away.”



- Boże, Marcin, jak ty wyglądasz? – powiedziała Iza delikatnie dotykając okolic jego zakrwawionego łuku brwiowego.
- No po twojej minie to sądzę, że chyba nie za szczególnie.
- No nieźle cię Andrzejek urządził – spojrzała z wyrzutem na potężnego mężczyznę, stojącego tuż obok niej.
- Już, już. Sam się tak urządziłem – stwierdził. – Po prostu zapatrzyłem się na… - popatrzył na drzwi wyjściowe. – A Andrzejek tylko wykorzystał mój chwilowy brak koncentracji – poklepał ringowego przeciwnika po ramieniu.

Kilka minut później.*
- Trochę mocniejsze uderzenie i mogło się skończyć tragicznie – powiedział mężczyzna pakując apteczkę do teczki.
- Ja tam, panie doktorze, mam twardy łeb – zaśmiał się Chodakowski.
- Nie ma się z czego śmiać – stwierdził lekarz. – A gdyby pojawiły się zawroty głowy, nudności to proszę jechać na pogotowie. I dobrze jakby to chirurg zobaczył. Wiem pan, mamy jedną głowę.
- Co pan powie – mruknął pod nosem.
- Do widzenia.
- Dziękuję bardzo, do widzenia – powiedział za odchodzącym już lekarzem.
Lewińska, która przysłuchiwała się tej rozmowie, zaczęła:
- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej – lekko się do niej uśmiechnął. – Izka, ta piękna brunetka z dzieckiem w wózku…
- Twoja Kasia – popatrzył na nią, jakby wyczekując jakiegoś wyjaśnienia. – Poznałyśmy się.
- Rozmawiałyście o czymś? – głośno przełknął ślinę.
- Nie zdążyłyśmy. Powiedziała, że o czymś zapomniała, że musi iść, no i poszła – wzruszyła ramionami.
Patrzyła na niego, jednak on błądził gdzieś wzrokiem.
- Marcin, może jedź od razu do tego szpitala, nie lekceważ tego – powiedziała z troską w głosie.
- Tak, tak. Ja zaraz pojadę – rzekł jakby nieobecny.
- A może cię zawiozę? Nie powinieneś tak prowadzić – zauważyła.
Chodakowski założył sobie sportową torbę na ramię.
- Bardzo ci dziękuję, ale ja dużym chłopcem jestem. Poradzę sobie – przyłożył dłoń ściśniętą w pięść do jej ramienia. – Przepraszam za dzisiaj, że tak wyszło.
- Aa, daj spokój – pokręciła głową.
- Pa! – odszedł.
- Trzymaj się! – krzyknęła za nim.
- Pa, pa!



„Can't live a day without you baby.
(Oh no...)!
If you're not here I don't know what I'm living for.”



Stanął przed drzwiami do swojego mieszkania. Zmęczony, zwolnionym ruchem ręki wyszukał klucze w sportowej torbie. Jeden z nich włożył do zamka i przekręcił. Nacisnął klamkę, a drzwi ustąpiły. Wszedł do środka. Kasia siedziała na kanapie i dokładnie składała dziecięce ubranka. Rzucił torbę gdzieś na bok i podszedł do swojej żony.
- Cześć Kotek – nachylił się tuż nad jej twarzą. – Buziak?
Podniosła twarz, jej mina nie oznaczała nic dobrego. Spojrzała na niego. W jednej chwili wyraz jej twarzy się zmienił z wściekłego na przerażony.
- Marcin… Co ci się stało? – delikatnie musnęła palcami jego czoło, w okolicy opatrunku.
Złożył pocałunek na jej ustach, po czym usiadł obok niej na kanapie.
- Marcin, powiesz mi… - zaczęła już lekko podenerwowana.
- Kochanie, po kolei. Jeżeli chodzi o Izę – Chodakowska momentalnie spuściła wzrok. – Kotek, Iza to tylko moja znajoma jest – zapewnił.
Kasia głośno westchnęła i założyła za ucho niesforny kosmyk włosów, który opadł jej na twarz.
- Przedstawiła się jako przyjaciółka – popatrzyła na Marcina z wyrzutem.
Mężczyzna nerwowo podrapał się po karku.
- Bo jej kilka razy pomogłem...
- Nie wątpię – mruknęła pod nosem.
- Pamiętasz jak ostatnio wróciłem pobity do domu? Wtedy co zaatakowali te dwie kobiety w parku.
Przytaknęła skinieniem głowy.
- No to jedną z tych kobiet była Iza właśnie.
Wziął jej drobne dłonie w swoje.
- I teraz tak sobie trenujecie? – spytała z nutką ironii w głosie.
- Od czasu do czasu – rzucił lekko. – Królewno, chyba nie jesteś zazdrosna? – zaśmiał się pod nosem.
Kasia wyswobodziła swoje dłonie z jego uścisku i wróciła do składania chłopięcych ubranek.
- O przyjaciółkę Izę, której pomagasz, czasami sobie z nią trenujesz, a potem śni ci się po nocach? – nerwowo sięgnęła po kolejne spodnie swojego syna.
- Kotek – głośno westchnął.
Zabrał jej z rąk część garderoby ich dziecka, odłożył na bok, po czym ujął kobietę pod brodę i zwrócił jej twarz ku sobie. Patrzyli sobie głęboko w oczy.
- Kocham cię – powiedział. – Patrz mi na usta – wskazał palcem swoje wargi, które wykrzywiały się teraz w jej stronę w szerokim uśmiechu. – Ko-cham cię – powtórzył głośno i wyraźnie.
Chodakowska zaczęła się śmiać. A oczy już błyszczały jej ze szczęścia.
Marcin przybliżył się do ukochanej i wpił w jej usta.

- Patrz, ale rzeczywiście, że śniła mi się Iza, zanim jeszcze się poznaliśmy nawet – powiedział, chcąc podroczyć się jeszcze przez chwilę ze swoją żoną.
- Może proroczy sen – podsunęła Kasia.
- Może… - teatralnie się rozmarzył.
- Ejj! – dała mu kuksańca w bok.
- Ja ci zaraz pokażę, o czym ja tak naprawdę śnię.
Wziął ją na ręce i ruszyli do sypialni, głośno się przy tym śmiejąc.
Położył ją na łóżku i z niesamowitą subtelnością zaczął odgarniać jej włosy z twarzy.
- To teraz mi powiedz, co ci się stało – dotknęła plastra przyklejonego na jego łuku brwiowym.
- W zasadzie to to – wskazał ręką swoje czoło – to jest twoja wina – powiedział z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
- Moja? – spytała zaskoczona.
- No tak. Zobaczyłem was z Szymkiem jak wychodziliście z sali treningowej. No i  zapatrzyłem się na najpiękniejszą kobietę na świecie i wtedy to się stało.
- Ojeeej – przeciągnęła teatralnie. – Biedaku – „ze współczuciem” pogładziła go po policzku.
- A żebyś wiedziała – uśmiechnął się pod nosem. – No to teraz powinnaś mnie chyba przeprosić – powiedział zawadiacko i przybliżył swoją twarz do jej.
- Przepraszam – musnęła jego rozchylone usta.
- Tylko tyle? Za tyle bólu i cierpienia jakiego doznałem…
- Za mało?
- No zdecydowanie.
- W takim razie bardzo przepraszam – wpiła się w jego nabrzmiałe wargi z ogromną zachłannością, ale zarazem z niesamowitą namiętnością.




* scena i dialogi zaczerpnięte z 1171 odcinka M jak miłość