WAŻNE - słów kilka na początek!
Ostatnio był przestój na blogu, dłuższy niż normalnie. Wiem. Ale chciałam zauważyć i podkreślić chyba po raz n-ty, że ja, podobnie jak Wy, jestem tylko człowiekiem. CZŁOWIEKIEM. Poza prowadzeniem bloga i pisaniem dla Was opowiadań, mam też studia na głowie, pisanie pracy licencjackiej, obronę w tym roku. Ponadto mam też życie prywatne. Drogie Czytelniczki, ja naprawdę jestem tylko człowiekiem, który ma swoje priorytety. Jak zresztą każdy. I jeżeli nie zrobię wszystkiego, co muszę, w innych sferach swojego życia to również nie napiszę kolejnej części na bloga.
Tak to wygląda.
Poza życiem "za blogiem", nie będę ukrywać, że ostatnio coraz mniej czuję KaMi. Na ekranie jest już ponad rok od śmierci Kaśki, a to nie pomaga. Uwierzcie. To nie jest łatwe, a mimo wszystko jakoś próbuję i się staram. Na tyle ile mogę.
Ja nie zmuszam nikogo do czytania moich opowiadań. Jeżeli komuś nie odpowiada, że pojawiają się ostatnio w długim odstępie czasowym i ktoś nie może zrozumieć tego, że może ja po prostu nie mam w tej chwili czasu na pisanie, bo mam inne obowiązki, itd. to cóż. Życie jak to się mówi. Tym bardziej, że czasami to "zapomniał wół jak jagnięciem był"...
PS Postaram się teraz bardziej systematycznie dodawać nowe części. Postaram się, ale nie obiecuję, bo życie lubi płatać figle i moje zapewnienia to jest tylko moja wizja. A co los przyniesie to nie wiadomo. 1 opowiadanie na tydzień - średnio. Może się okazać, że pojawi się coś wcześniej, a może się okazać, że niestety się nie wyrobię. W razie obsuwy dam znać.
PS Postaram się teraz bardziej systematycznie dodawać nowe części. Postaram się, ale nie obiecuję, bo życie lubi płatać figle i moje zapewnienia to jest tylko moja wizja. A co los przyniesie to nie wiadomo. 1 opowiadanie na tydzień - średnio. Może się okazać, że pojawi się coś wcześniej, a może się okazać, że niestety się nie wyrobię. W razie obsuwy dam znać.
Tyle ode mnie.
Pozdrawiam, Kasiek!
***
„I'm faded…
So lost…
I'm faded…”
So lost…
I'm faded…”
Około 30-letni wysoki szatyn wyszedł z bloku na Sarmackiej.
Miał podkrążone oczy. Wyglądał jakby nie spał całą noc. Nie spał… Jakby płakał
przynajmniej przez pół nocy.
I tak w praktyce
było.
Po wczorajszym
bardzo późnym powrocie ze szpitala od Kasi, w domu zastał Magdę, która już
drugi dzień opiekowała się jego małym synkiem. Kompletnie nieobecny, myślami
będący gdzieś daleko; daleko stąd, podziękował bratowej za pomoc, po czym
zajrzał do pokoju Szymka. Młody spał w najlepsze, zupełnie nieświadomy tego,
jaki dramat spotkał właśnie jego rodziców i jego samego też… Chodakowski
pogłaskał małego, śpiącego człowieka po główce. Mimowolnie łzy zaczęły mu się nabierać
do oczu.
- Marcin – poczuł czyjąś
dłoń na swoim ramieniu.
Pospiesznie
przetarł zeszklone oczy.
- Zostanę z wami na
noc.
Odwrócił się do
bratowej.
- Nie ma takiej
potrzeby – wymuszony uśmiech malował się na jego zmęczonej twarzy.
- Marcin – chciała coś
powiedzieć, jednak szwagier nie dał jej dokończyć.
- Magda, naprawdę
dzięki za wszystko. Ale chcę zostać sam.
- Jakby coś to…
- Tak wiem.
Popatrzył prosto w
jej oczy. Zobaczyła w nich przeogromny ból, żal, smutek. Miał tak smutne
spojrzenie i przygnębioną minę. Tak bardzo nie chciała zostawiać go teraz
samego. Ale z drugiej strony wiedziała, że to jest Marcin. A jak on się na coś
uprze to musi być tak, jak tego chce.
- Zadzwonię rano –
powiedziała i z troską pogładziła jego ramię.
- Dzięki –
uśmiechnął się do niej lekko, po czym stanął przodem do łóżeczka synka.
Żona Olka
wyciągnęła przed siebie dłoń i już chciała położyć ją na plecach szwagra, gdy
zatrzymała się kilka milimetrów od wyznaczonego celu. Cofnęła rękę. Po chwili
odwróciła się i bez słowa opuściła mieszkanie.
- Synku –
Chodakowski zatrzymał swój wzrok na małej główce pokrytej blond włoskami. – Tak
bardzo cię kocham.
W tej chwili
starszemu mężczyźnie łzy zaczęły spływać po policzkach. Przysiadł na podłodze,
plecami oparł się o białe, dziecięce łóżeczko, a zapłakaną twarz schował w
swoich dłoniach.
Podszedł do stojącej przy parkingu taksówki. Nie zdążył
otworzyć do niej drzwi, gdy usłyszał dźwięk swojego telefonu. Sięgnął do
kieszeni po dzwoniące urządzenie. Głośno westchnął, jednak nacisnął zieloną
słuchawkę.
- Ojciec, nie mam czasu teraz – powiedział od razu.
- Marcin,
potrzebujesz jakiejś pomocy?
- Nie.
- A co z Szymkiem?
- Emilka z nim została. Muszę kończyć. Na razie.
Wrzucił telefon do kieszeni marynarki, po czym wsiadł do
taksówki.
„These shallow
waters never met, what I needed.
I'm letting go…
A deeper dive, eternal silence of the sea.
I'm breathing – alive.”
I'm letting go…
A deeper dive, eternal silence of the sea.
I'm breathing – alive.”
Szatyn w eleganckim garniturze siedział już od dobrych
kilku godzin w szpitalnej sali tuż obok łóżka, na którym leżała drobna
brunetka. Kobieta przez ten cały czas spała. Była na mocnych lekach
uspokajających, stąd ogólne znużenie i zmęczenie. Mężczyzna trzymał jej małą
dłoń w swoich rękach i mocno przyciskał spleciony uścisk do swojej przemęczonej
twarzy.
- Boże, Kaśka, tak bardzo cię kocham. Najbardziej na
świecie cię kocham. Ciebie i Szymka. Całym światem moim jesteście – pocałował jej
dłoń. – Gdybym ja tylko wiedział… A ja cholera jasna znowu to wszystko
spieprzyłem – powiedział wściekły na siebie. – Jak ty mi teraz tego nie
wybaczysz…
Wybuchnął płaczem.
Po dobrych kilku chwilach poczuł jak dłoń, którą cały
czas mocno trzymał w swoich rękach, zaczęła się delikatnie poruszać. Podniósł
swoją głowę i spojrzał na budzącą się żonę. Pospiesznie starł łzy z policzków i
przybrał uśmiech na twarz.
- Wyspałaś się, Księżniczko? – spytał zachrypniętym
głosem.
- Co z Szymkiem? – spytała, nie zważając na pytanie,
które on właśnie zadał.
- Wszystko w porządku. Magda z Olkiem się nim zajęli
wczoraj, a dzisiaj został z Emilką.
- Możesz go jutro tutaj przywieźć?
- Kasiu…
- Chcę go zobaczyć. Chcę zobaczyć mojego synka – łzy zaczęły
się zbierać w kącikach jej oczu.
- Przywiozę go. Przywiozę. Obiecuję – zapewnił. –
Potrzebujesz czegoś jeszcze? Z domu czy ze sklepu?
- Jedź do niego – kolejny raz zignorowała jego pytanie.
- Słucham?
- Jedź do naszego synka. Zajmij się nim, kiedy ja nie
mogę być obok niego. On teraz ciebie bardzo potrzebuje.
- A ty?
- Jedź do Szymka. Jeżeli nie możesz tego zrobić dla mnie
to zrób to dla niego. Przecież wiem, że mimo wszystko bardzo go kochasz.
- Mimo wszystko? – spytał zdezorientowany jej
zachowaniem, jej słowami.
- Proszę cię, jedź Marcin.
- Dobrze. Jakbyś czegoś potrzebowała…
- Ucałuj ode mnie naszego synka. I powiedz mu, że mama
bardzo za nim tęskni i bardzo go kocha.
- Powiem – wstał ze swojego miejsca. – Bardzo cię kocham –
nachylił się nad nią i chciał pocałować jej usta, jednak kobieta zwróciła twarz
w bok, w rezultacie tylko musnął jej policzek. – Pamiętaj o tym.
Popatrzył na nią jeszcze chwilę, po czym z wielkim bólem,
za jej prośbą, opuścił salę, a później szpital.
Drobna brunetka, tuż po jego wyjściu, wybuchnęła płaczem.
„You were the
shadow to my light.
Did you feel us? Another start – you fade away
Afraid our aim is out of sight. Wanna see us…” *
Did you feel us? Another start – you fade away
Afraid our aim is out of sight. Wanna see us…” *
Wszedł do swojego mieszkania. Głośno westchnął, zamykając
za sobą drzwi. Od progu podbiegła do niego Emilka.
- Marcin, co ty tutaj robisz? – z jakimś dziwnym
niepokojem popatrzyła na Chodakowskiego. – Mówiłeś, że cały dzień spędzisz w
szpitalu z Kasią.
Nic nie odpowiedział. Wyglądał na nieobecnego. Zdjął
płaszcz, odwrócił się do niani swojego syna tyłem i już chciał odwiesić nakrycie
wierzchnie na wieszaku, gdy coś przykuło jego wzrok…
- No ale jestem wcześniej – powiedział, po czym stanął
twarzą w twarz z Emilką.
Uważnie spojrzał na kobietę.
- Szymek śpi? – przełknął ślinę.
- Śpi. Nie chciał zasnąć. Usypiałam go prawie godzinę.
- Zajrzę do niego – wskazał na zamknięte drzwi prowadzące
do pokoju dziecięcego.
- Wiesz co, nie ma co go budzić.
Emilka stanęła tuż przed drzwiami tak, by uniemożliwić
Chodakowskiemu wejście do pomieszczenia.
- Zajrzę – nie odpuszczał.
- Szkoda by go było budzić, naprawdę – powiedziała prawie
błagalnym tonem głosu.
Marcin zrobił minę, która nie znosiła sprzeciwu.
Delikatnie odsunął nianię od drzwi, po czym wszedł do pokoju Szymka. Jego oczom
ukazał się siedzący w fotelu… jego ojciec.
- Tatuś… No to dopiero niespodzianka – zadrwił.
Kilka minut
później.
- Ja nie chcę tego słuchać. To jest jakieś żenujące –
młody Chodakowski nie mógł pojąć tego, co się tutaj właściwie działo. – Masz w
tej chwili z tym skończyć – zażądał.
- Na pewno nie będziesz mi mówił, co mam robić – odparł
Grzegorz.
- Ojciec, co ty robisz?! Zdradzasz moją matkę, w moim
mieszkaniu, z opiekunką mojego syna, kiedy moja żona leży w szpitalu, bo
dziecko straciliśmy właśnie…
Chwilę ciszy przerwało wejście do pokoju niskiej
blondynki.
- Przepraszam. Za wszystko bardzo przepraszam –
powiedziała kobieta ze skruchą. – Ja w tej sytuacji nie mogę tutaj pracować.
Wiem, że się na mnie zawiodłeś, Marcin. Ty i Kasia… Przepraszam.
Po tych słowach opuściła mieszkanie Chodakowskich.
Grzegorz, niewiele myśląc, poszedł zaraz za nią. A Marcin… Marcin stał
nieruchomo i wpatrywał się w drzwi, za którymi właśnie przed chwilę zniknęła
niania Szymka, a potem jego ojciec.
* sytuacja i dialogi zaczerpnięte z 1193 odcinka serialu
M jak miłość